Strona główna Analizy Czy zestrzeliwanie rosyjskich rakiet to przystąpienie do wojny? Głosy ekspertów

Czy zestrzeliwanie rosyjskich rakiet to przystąpienie do wojny? Głosy ekspertów

W ostatnich tygodniach rozgorzała debata o ewentualnym zestrzeliwaniu przez Polskę rosyjskich rakiet. Politycy opozycji stwierdzili, że takie działanie będzie oznaczać formalne przystąpienie do wojny. O to, jakie byłyby konsekwencje, gdyby się na to zdecydowano, zapytaliśmy prawników specjalizujących się w prawie międzynarodowym i dotyczącym konfliktów zbrojnych.

Joe Biden i Radosław Sikorski

fot. Pixabay / Modyfikacje: Demagog fot. Gov.pl / Wikimedia Commons / CC BY 3.0 pl / Modyfikacje: Demagog fot. The Biden White House / Wikimedia Commons / Domena publiczna / Modyfikacje: Demagog (edited)

Czy zestrzeliwanie rosyjskich rakiet to przystąpienie do wojny? Głosy ekspertów

W ostatnich tygodniach rozgorzała debata o ewentualnym zestrzeliwaniu przez Polskę rosyjskich rakiet. Politycy opozycji stwierdzili, że takie działanie będzie oznaczać formalne przystąpienie do wojny. O to, jakie byłyby konsekwencje, gdyby się na to zdecydowano, zapytaliśmy prawników specjalizujących się w prawie międzynarodowym i dotyczącym konfliktów zbrojnych.

Poseł Konfederacji Konrad Berkowicz zamieścił na platformie X wpis, w którym alarmował, że Polska zbliża się do wojny. Polityk stwierdził, że jest to następstwo prośby, którą Sikorski skierował do rządu Stanów Zjednoczonych (1, 2). Minister spraw zagranicznych miał poprosić o zgodę na zestrzeliwanie przez Polskę rosyjskich pocisków na terenie Ukrainy. Berkowicz uznał, że wszystko wskazuje na to, że Polska ją uzyska, co ma z kolei według niego oznaczać formalne przystąpienie do konfliktu zbrojnego z Rosją

podobnym tonie wypowiadali się inni przedstawiciele Konfederacji. Sławomir Mentzen napisał, że nie rozumie, dlaczego spora część Polaków „nie czuje się zaniepokojona tym, że mamy atakować mocarstwo atomowe”. Z kolei stanowisko Krzysztofa Bosaka brzmiało: „żadnego wychodzenia przed szereg”.

Czy zestrzeliwanie rosyjskich rakiet rzeczywiście oznaczałoby przystąpienie do wojny? Jeśli tak, to w jakim przypadku? Pytamy o to ekspertów.

Rosyjskie rakiety zagrożeniem dla innych państw

Temat strącania przez Polskę rakiet nad terytorium Ukrainy pojawił się już w lipcu br. Radosław Sikorski stwierdził wówczas, że to prośba Ukrainy, wobec której prezentowane są różne stanowiska. Zaznaczył przy tym, że „rosyjskie rakiety są zagrożeniem nie tylko dla Ukrainy, ale także dla innych państw”.

Przypomnijmy, że w listopadzie 2022 roku doszło do wybuchu we wsi Przewodów, położonej przy polsko-ukraińskiej granicy. W wyniku ataku rakietowego na Ukrainę spadł tam pocisk, który zabił dwie osoby. Jak oświadczył wtedy prezydent Andrzej Duda, najprawdopodobniej była to rakieta ukraińskiej obrony powietrznej. Zaprzeczał temu prezydent Ukrainy. Wiemy jednak o innych naruszeniach polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie pociski.

W lipcu tego roku Polska i Ukraina podpisały porozumienie o współpracy w zakresie bezpieczeństwa. Znalazł się w nim punkt dotyczący możliwego zestrzeliwania przez Polskę rakiet nad terytorium Ukrainy. Oba państwa zgodziły się na kontynuowanie dialogu w tej sprawie (pkt 20). 

„Uczestnicy zgadzają się, że konieczna jest kontynuacja dialogu dwustronnego oraz z innymi partnerami w celu oceny zasadności i wykonalności ewentualnego przechwytywania w przestrzeni powietrznej Ukrainy pocisków rakietowych i bezzałogowych statków powietrznych wystrzelonych w kierunku terytorium Polski, z zachowaniem niezbędnych procedur uzgodnionych przez zaangażowane państwa i organizacje”.

Stanowisko NATO a zapowiedź Sikorskiego 

Na temat propozycji strony ukraińskiej wypowiedzieli się przedstawiciele zarówno NATO, jak i Stanów Zjednoczonych. Jens Stoltenberg, ówczesny sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego, podkreślił, że polityka NATO w zakresie wsparcia Ukrainy nie uległa zmianie. Zauważył, że wzrosło ono znacząco , ale nie przybierze formy bezpośredniego zaangażowania

Także rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu zauważył, że polityka NATO oraz USA nie uległa zmianie. Zaznaczył jednak, że możliwe jest omówienie nowych rozwiązań  w gronie przywódców państw członkowskich.

W następnych miesiącach Radosław Sikorski zaprezentował jednak bardziej stanowcze podejście do tej kwestii. We wrześniu bieżącego roku stwierdził, że Polska ma konstytucyjny obowiązek zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom, więc powinna zestrzeliwać nadlatujące nad Polskę rosyjskie pociski – tak samo, jak inne państwa sąsiadujące z Ukrainą.

– Członkostwo w NATO nie jest nadrzędne wobec odpowiedzialności każdego kraju za ochronę własnej przestrzeni powietrznej – to nasz własny konstytucyjny obowiązek – powiedział minister spraw zagranicznych w wywiadzie dla „Financial Times”.

Sikorski uznał zestrzeliwanie pocisków za akt uzasadnionej samoobrony. Argumentował, że w razie naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej ryzyko zranienia kogoś odłamkami staje się znaczne.

Presja Komisji Helsińskiej. Opowiedziała się za zgodą dla Polski

Do słów polskiego ministra odnieśli się pod koniec października członkowie amerykańskiej Komisji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, zwanej także Komisją Helsińską. Misją tej organizacji jest działanie na rzecz bezpieczeństwa poprzez promowanie m.in. praw człowieka, demokracji czy współpracy wojskowej.

liście skierowanym do prezydenta Joe Bidena przewodniczący komisji Joe Wilson (kongresmen Partii Republikańskiej)  i Steve Cohen, jego zastępca (demokrata)  zaapelowali o udzielenie Polsce zgody na przechwytywanie i neutralizowanie pocisków nad Ukrainą. Podkreślili, że zgoda dotyczyłaby szczególnie tych pocisków, które „grożą naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej”. Stwierdzili, że NATO i Stany Zjednoczone wykazały się nadmierną powściągliwością w odpowiedzi na rosyjskie prowokacje.

Kongresmeni zgodnie uznali, że wniosek ministra Sikorskiego ma charakter obronny i dotyczy ochrony integralności terytorialnej członka sojuszu. Propozycję przedstawioną przez Polskę postrzegają jako wzmocnienie działań odstraszających i jako kluczowy krok w zapewnieniu bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO. „Miło, gdy zarówno Republikanie jak i Demokraci popierają polską propozycję” – napisał na portalu X Sikorski.

Zełenski: Polska czeka na wsparcie NATO

O braku zdecydowania zachodnich sojuszników niemal w tym samym czasie mówił Wołodymyr Zełenski. Ukraiński prezydent wyraził opinię, że poszczególne kraje NATO boją się samodzielnie podejmować decyzje dotyczące silniejszego wsparcia Ukrainy. Podkreślił, że Polska cały czas jest proszona o zestrzeliwanie rakiet, które zmierzają w stronę polsko-ukraińskiej granicy.

„A co robią Polacy? Zestrzeliwują? Nie. Polacy powiedzieli, że są gotowi zestrzeliwać, jeśli nie będą sami w tej decyzji, jeśli NATO ich wesprze”.

Stwierdził, że w ten sposób Polska mogłaby chronić także ukraińskie miasto Stryj (położone około 80 km w linii prostej od granicy), w którym znajdują się magazyny gazu. Odniósł się więc także do kwestii ochrony ukraińskiego terytorium. Porównał tę sytuację do amerykańskiego zestrzeliwania rakiet wycelowanych w Izrael. 

Apele o neutralizowanie rosyjskich pocisków ukraiński przywódca kierował do swoich sojuszników już wcześniej (1, 2). Przekonywał również, że takie działanie polskiej armii byłoby usprawiedliwione, gdyby pocisk leciał w kierunku Polski.

Kosiniak-Kamysz: Decyzję podejmie cały sojusz

Na zarzuty prezydenta Zełenskiego zareagował wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Minister obrony narodowej zwrócił uwagę na to, że Polska przekazała Ukrainie tyle sprzętu, ile było możliwe.

Napisał również, że decyzja o zestrzeliwaniu rosyjskich rakiet jest odpowiedzią całego Paktu Północnoatlantyckiego. Podkreślił, że obecnie sojusz nie podjął takiej decyzji.

Czy grozi nam wojna? Głosy ekspertów 

O to, jakie konsekwencje miałoby ewentualne zestrzeliwanie rosyjskich rakiet przez Polskę, spytaliśmy ekspertów. Co więc wynika z prawa międzynarodowego?

Prof. dr hab. Roman Kwiecień z Uniwersytetu Jagiellońskiego w komentarzu dla Demagoga stwierdza, że z punktu widzenia prawa ewentualne zestrzeliwanie przez polskie siły zbrojne rakiet na terytorium zarówno Ukrainy, jak i Polski, oznaczałoby przystąpienie Polski do międzynarodowego konfliktu zbrojnego.

Jak tłumaczy nam dr hab. Patrycja Grzebyk, prof. UW, z perspektywy międzynarodowego prawa humanitarnego konfliktów zbrojnych każde użycie siły zbrojnej pomiędzy dwoma państwami jest z automatu międzynarodowym konfliktem zbrojnym. Jeśli więc polskie siły zbrojne będą zestrzeliwać pociski, rakiety bądź drony sił zbrojnych innego państwa, to Polska stanie się stroną konfliktu zbrojnego.

Incydent nie musi skończyć się pełnoskalowym konfliktem

Dr Mateusz Piątkowski z Uniwersytetu Łódzkiego zgadza się z oceną wcześniej cytowanych ekspertów. Z jego opinii wynika ponadto, że Polska nie tyle przyłączyłaby się do trwającej wojny między Rosją a Ukrainą, ile zapoczątkowałaby własny konflikt. Zwraca także uwagę na fakt, że w prawie międzynarodowym nie występuje kryterium intensywności. Również krótkotrwałe incydenty, takie jak zestrzelenie pocisku, traktowane są jako konflikt zbrojny. To, jakie niosą one ze sobą następstwa, jest inną kwestią.

Przykładowo, gdyby doszło do wtargnięcia w polską przestrzeń powietrzną rosyjskiego myśliwca, a następnie – do zestrzelenia samolotu i pojmania jego pilotów, to ich status regulowany byłby III Konwencją genewską, która jest stosowana jedynie w przypadku międzynarodowych konfliktów zbrojnych. 

Dr hab. Marcin Marcinko z Uniwersytetu Jagiellońskiego zauważa, że interpretacja prawna dotycząca traktowania nawet incydentów czy przypadków krótkotrwałych jako konfliktów zbrojnych jest spowodowana chęcią zapewnienia ochrony ludności cywilnej. Dzieje się tak, aby nie tworzyć próżni prawnej w kwestii  statusu cywilów. Dzięki takiemu podejściu mogą być zastosowane przepisy międzynarodowego prawa humanitarnego konfliktów zbrojnych, które zapewniają odpowiednią ochronę. 

Nasz rozmówca zwraca także uwagę, że państwa nie są chętne, aby różnego rodzaju incydenty z użyciem siły traktować jako przyczynę wybuchu pełnoskalowego konfliktu. „Więc różne tzw. incydenty graniczne, incydenty morskie, itd. były bardzo często traktowane przez państwa jako coś, co było tylko chwilowym zagrożeniem pokoju” – dodaje. Podkreśla, że możliwe jest także dyplomatyczne rozwiązanie takich sytuacji.

Do tej pory Polska nie strącała pocisków. Dlaczego?

Dr Agata Kleczkowska, adiunkt w Instytucie Nauk Prawnych PAN, podkreśla w komentarzu dla Demagoga, że Polska ma prawo strącić rosyjski pocisk, który wleci w jej przestrzeń powietrzną. Zauważa jednak, że „z jakiegoś powodu, nawet kiedy takie pociski były na czas zauważone, nigdy tego nie zrobiliśmy”.

Naukowczyni podkreśla, że z prowadzonych przez nią badań wynika, że w sytuacji naruszenia przestrzeni powietrznej danego kraju przez pociski obcego państwa, nie powołuje się ono na zakaz użycia siły, ale stwierdza naruszenie suwerenności i integralności terytorialnej.

Także prof. Roman Kwiecień uznaje, że brak zbrojnej odpowiedzi na dotychczasową obecność rosyjskich rakiet nad terytorium Polski jest spowodowany właśnie obawą przed przystąpieniem Polski do konfliktu zbrojnego.

„Należy pamiętać, że użycie siły zbrojnej nie jest jedyną formą odpowiedzi państwa na nieprzyjazne zachowania innego państwa, np. demonstrowanie siły zbrojnej w postaci rakiet. Pierwszą reakcją jest czy raczej powinien być protest i dążenie do złożenia przez drugą stronę solennej deklaracji o zaniechaniu tego typu działań”.

Naukowiec uważa, że obecnie takie użycie siły nie wydaje się uzasadnione, m.in. ze względu na to, że rakiety rosyjskie nie zostały wymierzone w żadne cele na terytorium Polski i nie dokonały na jej terenie żadnych szkód.

Pomoc ofierze nie musi oznaczać konfliktu?

Doktor Piątkowski w rozmowie z Demagogiem odróżnia ewentualną polską interwencję nad terytorium Ukrainy od obrony własnej integralności terytorialnej (w świetle ius ad bellum). Stwierdza, że gdyby jednak zdecydowano się na zestrzeliwanie rakiet krążących nad terytorium Ukrainy, to Polska wzięłaby udział w międzynarodowym konflikcie zbrojnym po stronie Ukrainy.

Do takiego scenariusza odniosła się także dr Kleczkowska. Badaczka stwierdza, że jeżeli Polska zacznie zestrzeliwać pociski nad terytorium Ukrainy z własnego terytorium lub wyśle samoloty bojowe nad Ukrainę, żeby takie pociski zestrzeliwały, staniemy się stroną konfliktu zbrojnego z Rosją. Co za tym idzie, Rosja mogłaby zacząć atakować cele wojskowe na terytorium Polski.

Dr Kleczkowska zwraca także uwagę, że niektórzy są przekonani o istnieniu normy pozwalającej na przyjęcie postawy tzw. nieuczestnictwa w konflikcie zbrojnym (ang. non-belligerency). Polegałoby ono na tym, że państwo może udzielić pomocy ofierze ataku zbrojnego i nie czyni go to stroną konfliktu zbrojnego, bo taka pomoc jest reakcją na naruszenie zakazu użycia siły. „Moim zdaniem, nie ma wystarczających dowodów na to, żeby mówić, że taka norma obowiązuje. Nie oznacza to jednak, że taka norma właśnie się nie kształtuje” – podsumowuje.

Czy zestrzeliwanie rosyjskich rakiet byłoby legalne?

Prawników zapytaliśmy także o to, czy zestrzeliwanie rosyjskich rakiet byłoby zgodne z prawem międzynarodowym. W nadesłanej odpowiedzi profesor Kwiecień stwierdza, że nie byłoby to działanie bezprawne, ponieważ miałoby na celu samoobronę – indywidualną w przypadku rakiet wymierzonych przez Rosję w cele na terytorium Polski albo zbiorową – gdyby zestrzelenie nastąpiło na wyraźną prośbę Ukrainy. „W obu przypadkach dodatkowym kryterium legalności byłoby oficjalne zawiadomienie przez Polskę Rady Bezpieczeństwa ONZ o podjętych działaniach zbrojnych” – dodaje.

Z kolei doktor Kleczkowska uznaje, że ponieważ Ukraina jest ofiarą ataku zbrojnego i przysługuje jej prawo do samoobrony, to może poprosić o pomoc wojskową inne państwa, które mogą jej takiej pomocy udzielić. 

Zdaniem naukowczyni, wsparcie, czy w to postaci dostaw broni, czy nawet bezpośredniego zaangażowania się  w konflikt zbrojny z Rosją, byłoby zgodne z prawem międzynarodowym, mimo że dokładna podstawa prawna pomocy udzielanej Ukrainie jest nadal przedmiotem dyskusji. „Prawo międzynarodowe zakazuje użycia siły (agresji), a jedną z konsekwencji tego zakazu jest również prawo udzielenia pomocy ofierze użycia siły (agresji)” – podkreśla.

Jak zauważa doktor Piątkowski, oznacza to, że Polska, jeżeli zaangażowałaby się w wojnę po stronie Ukrainy, nie byłaby z perspektywy prawnej agresorem względem Rosji. Federacja Rosyjska nie mogłaby w takiej sytuacji wziąć legalnego odwetu. Gdyby zdecydowała się na działanie odwetowe niezgodne z prawem międzynarodowym, byłby to akt agresji względem Polski.

Jak mogłyby zareagować inne organizacje międzynarodowe?

Jak na taki ruch ze strony Polski  mogłyby zareagować NATO czy Unia Europejska? Czy moglibyśmy liczyć na ochronę wynikającą z członkostwa w tych strukturach? Również na te pytania odpowiedzieli nam eksperci. 

Mateusz Piątkowski zauważa, że zestrzeliwanie przez Polskę rosyjskich rakiet byłoby niezgodne z dotychczasowym stanowiskiem NATO, a działanie to wydaje się być dla państw sojuszu tzw. czerwoną linią, czyli czymś nie do przyjęcia. W takiej sytuacji pojawia się  pytanie, czy w razie rosyjskiej reakcji zbrojnej Polska mogłaby liczyć na ochronę wynikającą z art. 5 Traktatu północnoatlantyckiego?

Jak zauważono wcześniej, w świetle prawa ewentualna zbrojna odpowiedź Federacji Rosyjskiej na wsparcie Ukrainy przez Polskę poprzez zestrzeliwanie rakiet byłaby napaścią zbrojną, którauprawniałaby państwa sojuszu do reakcji na podstawie wspomnianego art. 5.  

„O ile prawniczo Polska mogłaby po podjęciu takiej decyzji bronić się i stwierdzić, że pomaga zgodnie z prawem międzynarodowym Ukrainie, a Rosja, odpowiadając, sama dopuszcza się napaści zbrojnej, to politycznie myślę, że to jest nieakceptowalne w NATO. Sojusz jest raczej nastawiony na sytuację ewidentną, kiedy członek NATO jest pierwotną ofiarą napaści zbrojnej”.

Jak zauważa naukowiec, politycznie nie ma woli, aby państwa członkowskie NATO brały czynny udział w tym konflikcie. Jeśli doszłoby do eskalacji konfliktu, nie ma pewności, czy reszta państw będzie chciała wykonać swoje zobowiązania wynikające z art. 5, który dotychczas został zastosowany jedynie po wydarzeniach z 11 września 2001 roku.

MSZ: opcje dodatkowego wsparcia Ukrainy są przedmiotem rozmów

O komentarze poprosiliśmy także dwa ministerstwa: spraw zagranicznych i obrony narodowej. Zapytaliśmy m.in. o to, czy MSZ wystosowało do władz USA zapytanie w sprawie wydania zgody na zestrzeliwanie przez Polskę rosyjskich pocisków na terenie Ukrainy oraz czy rozważana jest możliwość zestrzeliwania rosyjskich pocisków nad terytorium Polski lub Ukrainy, również bez uzyskania zgody USA czy NATO. Nie uzyskaliśmy jednoznacznej odpowiedzi.

W otrzymanej wiadomości czytamy, że „opcje dodatkowego wsparcia Ukrainy są przedmiotem rozmów tak z Ukrainą, jak i z naszymi partnerami w UE i sojusznikami w NATO”. MSZ wskazuje, że taką potrzebę podkreślono w ramach wspomnianego przez nas wcześniej porozumienia o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa między Polską a Ukrainą. Wsparcie to miałoby obejmować przechwytywanie w przestrzeni Ukrainy m.in. pocisków rakietowych „wystrzeliwanych w kierunku terytorium Polski”.

Natomiast MON podkreśliło, „że Polska nie jest stroną konfliktu, a decyzja o zestrzeliwaniu rakiet nad Ukrainą jest zawsze odpowiedzią całego NATO, nie jednego państwa. Obecnie takiej decyzji nie ma”. Zaznaczono przy tym, że istnieje możliwość prawna zestrzeliwania pocisków rakietowych wycelowanych w terytorium RP.

„Polska ma prawną możliwość niszczenia pocisków rakietowych (na terytorium RP i poza terytorium RP, jeśli pociski zostały wystrzelone w kierunku terytorium RP, tzn. jeżeli przewidywany punkt uderzenia znajduje się na terytorium RP)”.

Dodatkowo MON informuje, że prawo międzynarodowe przewiduje możliwość obrony Ukrainy przez Polskę. Zgodnie z art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych każde państwo może udzielić pomocy państwu, które stało się ofiarą agresji, w ramach samoobrony kolektywnej. „Polska brałaby wówczas bezpośredni udział w działaniach zbrojnych przeciwko Federacji Rosyjskiej” – przyznano.

Analiza powstała w ramach projektu Central European Digital Media Observatory (CEDMO) – interdyscyplinarnej sieci ekspertów, naukowców oraz organizacji walczących z dezinformacją w regionie Europy Środkowej. Projekt CEDMO jest finansowany ze środków Unii Europejskiej.

 

 

Wspieraj niezależność!

Wpłać darowiznę i pomóż nam walczyć z dezinformacją, rosyjską propagandą i fake newsami.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!