Strona główna Analizy Jak użytkownicy wyszukiwarek wpadają w króliczą norę fake newsów?

Jak użytkownicy wyszukiwarek wpadają w króliczą norę fake newsów?

Przybliżamy najważniejsze wnioski z najnowszych badań dotyczących dezinformacji opublikowanych w „Nature”. Z tej analizy dowiesz się, jak to możliwe, że osoby, które próbują weryfikować fake newsy, często utwierdzają się w przekonaniu co do ich prawdziwości i zaczynają w nie wierzyć.

fot. Pixabay / Modyfikacje: Demagog

Jak użytkownicy wyszukiwarek wpadają w króliczą norę fake newsów?

Przybliżamy najważniejsze wnioski z najnowszych badań dotyczących dezinformacji opublikowanych w „Nature”. Z tej analizy dowiesz się, jak to możliwe, że osoby, które próbują weryfikować fake newsy, często utwierdzają się w przekonaniu co do ich prawdziwości i zaczynają w nie wierzyć.

„Unia Europejska chce wprowadzić zakaz jazdy samochodem nocą”, „Chanuka to święto satanistów”, „McDonald’s sprzedaje ludzkie mięso” – to przykładowe fake newsy, które analizowaliśmy ostatnio na łamach Demagoga. Mogą się wydawać tak niewiarygodne, że niewarte weryfikacji. A jednak, jak podano w analizie, która 20 grudnia 2023 roku ukazała się na łamach czasopisma „Nature”, to właśnie najbardziej fałszywe narracje mogą stanowić największe zagrożenie dla użytkowników, ponieważ to właśnie one często nie są weryfikowane przez podmioty zajmujące się dezinformacją (s. 3).

Praca, o której mowa, to najnowsze wyniki badań dotyczących dezinformacji szerzącej się wśród osób szukających wiadomości online. Wcześniej wykonywano analizy dotyczące pokrewnych tematów, np. tego, w jaki sposób fake newsy rozprzestrzeniają się po social mediach, albo tego, jak działają bańki informacyjne. Dotychczas niewiele uwagi poświęcano (s. 1) jednak temu, co się dzieje, gdy użytkownicy internetu próbują ocenić informację potencjalnie wprowadzającą w błąd. Tego właśnie zadania podjęli się uczeni ze Stanford University, New York University oraz University of Central Florida

Badani mieli ocenić, czy prezentowane im wiadomości są prawdziwe

Badanie miało charakter eksperymentalny: warunki doświadczenia ściśle kontrolowano, by na tyle tylko, na ile to możliwe, znać wszystkie zmienne, które wpływały na decyzje i działania uczestników. Projekt podzielono na kilka etapów (s. 2), w których wzięło udział ponad 3 tys. respondentów.

Ich zadanie polegało na wskazaniu, czy ich zdaniem przedstawione im informacje (przede wszystkim newsy medialne) są prawdziwe czy fałszywe lub w jakiś sposób wprowadzające w błąd. Stosowano tu więc podział: albo T – true (prawdziwe), albo F/M – false (fałszywe) / misleading (wprowadzające w błąd) (s. 2). W sytuacji gdy uczestnicy nie byli w stanie ustalić, czy udostępnione im informacje należą do pierwszej, czy do drugiej kategorii, mogli również wskazać opcję: could not determine – nie byłam_em w stanie ustalić (s. 2). 

Równolegle te same newsy przekazywano fact-checkerom z organizacji Politifact oraz Snopes (s. 2). Oceniali oni podane informacje według analogicznej skali co uczestnicy badania.

Dane zbierano w dwojaki sposób. Po pierwsze, badani wskazywali w kwestionariuszach, jaką ocenę przydzielają poszczególnym informacjom. Po drugie, analizowano dokładnie ich wyszukiwania oraz aktywność cyfrową. Było to możliwe dzięki dobrowolnej instalacji rozszerzenia do przeglądarki typu digital trace data (śledzenie danych cyfrowych, s. 4).

Część uczestników badania miała weryfikować fake newsy, korzystając z wyszukiwarki

Zadanie respondentów z grupy kontrolnej polegało na ocenie, czy ich zdaniem dany artykuł lub informacja są prawdziwe. Grupa badana miała natomiast zweryfikować prawdziwość wiadomości, korzystając z wyszukiwarki internetowej (SOTEN – searching online to evaluate news, s. 1–4).

Jak wskazują sami autorzy badania, intuicja podpowiada, że zweryfikowanie newsów w internecie powinno dostarczyć bardziej wiarygodnych danych (s. 1). Oznaczałoby to, że osoby, które poszukiwały informacji na temat fake newsa w wyszukiwarce, częściej od grupy kontrolnej rozpoznawałyby, że informacja wprowadzała w błąd. Niestety – okazało się, że jest odwrotnie.

Respondenci, których proszono o użycie wyszukiwarki do oceny dezinformacji, byli o 19 proc. (s. 3) bardziej skłonni uznawać fałszywe twierdzenia za prawdziwe niż ci, którzy mieli ocenić newsa samodzielnie. Testy powtórzono czterokrotnie (s. 4, 7), za każdym razem uzyskano podobne wyniki.

Tak alarmujące dane skłaniają do wielu pytań. Przede wszystkim: dlaczego próba weryfikacji informacji miałaby kończyć się dla użytkownika jeszcze większą porażką niż samodzielna, subiektywna ocena?

Wielu badanych trafiało na strony niskiej jakości, które zwiększały ich wiarę w prawdziwość fake newsów

Dokładne prześledzenie danych cyfrowych, w tym ścieżek wyszukiwania osób z grupy badanej, dostarczyło odpowiedzi na powyższe pytania. Okazało się, że strony niskiej jakości mają często większą szansę na wysokie pozycjonowanie w wyszukiwarce (s. 3).

Jak ustalili autorzy pracy, taki stan rzeczy wynika z kilku kwestii. Przede wszystkim strony o niskiej wiarygodności i jakości źródeł często kopiują nawzajem swoje teksty. To sprawia, że po pierwsze wyżej się pozycjonują (s. 3), a po drugie – jak to określono w publikacji – zalewają wyszukiwarkę (s. 3) swoimi artykułami.

W efekcie użytkownik widzi kilka, kilkanaście wyników, które utwierdzają go w tym samym przekonaniu. Mimo że w rzeczywistości wyniki te prezentują tę samą treść. Takie działanie zostało określone w publikacji jako „zanieczyszczanie” wyszukiwarki (s. 3).

Rozszerzając to wyjaśnienie, można wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś trafia na informację, że w McDonald’s rzekomo sprzedaje się ludzkie mięso. Użytkownik może uznać to twierdzenie za nieprawdopodobne i ocenić je jako fałszywe. Ale jeśli zdecyduje się sprawdzić tę informację w internecie, zobaczy, że istnieje wiele stron (s. 3), artykułów i postów, w których ten fake news przedstawiany jest jako prawdziwy.

Użytkownicy chcieli zweryfikować informacje, a trafiali do króliczej nory

Nie tylko sama działalność stron o niskiej jakości informacji oraz źródeł ma wpływ na subiektywną percepcję wiarygodności. Jak wykazały badania opublikowane w „Nature”, duże znaczenie ma też sposób, w jaki użytkownicy korzystali z wyszukiwarki podczas swoich prób weryfikacyjnych (s. 6).

Najmniej wiarygodne rezultaty uzyskiwali wtedy, gdy wklejali w wyszukiwarkę cały nagłówek ze sprawdzanego newsa (s. 6) lub adres URL, który do niego prowadzi (s. 6). Wtedy właśnie SOTEN zwracał im najwięcej wyników prowadzących do stron o niskiej jakości.

Autorzy publikacji„Nature” ustalili, że niektórzy użytkownicy, chcąc zweryfikować prawdziwość danego newsa, po prostu klikali w link do niego i czytali zawartość (s. 3, 6). Będąc na stronie danego artykułu, klikali w podane w nim kolejne łącza. W ten sposób wpadali do „króliczej nory”: próżni danych, pustki danych – data void (s. 3, 6).

W popkulturze można się spotkać ze stwierdzeniem, że ktoś dotarł „na koniec internetu”, gdzie liczba absurdalnych, niewiarygodnych informacji jest ponadprzeciętna. Można to porównać to wpadnięcia do metaforycznej króliczej nory z opowieści „Alicja w Krainie Czarów” Lewisa Carrolla. Właśnie tym jest data void.

Niski poziom alfabetyzmu cyfrowego to większe ryzyko trafienia na strony słabej jakości

Pewne zmienne charakteryzujące uczestników badania korelowały z ryzykiem uznawania fałszywych informacji za prawdziwe. Autorzy publikacji wskazali, że najważniejszą z nich była tzw. alfabetyzacja cyfrowa, nazywana również piśmiennością lub alfabetyzmem cyfrowym, z ang. digital literacy (s. 1–2, 8–9). Jest to szeroko pojęta umiejętność korzystania z technologii cyfrowych, rozeznanie cyfrowe.

Osoby, które miały niski poziom cyfrowej alfabetyzacji, częściej wpisywały w wyszukiwarkę dokładną treść nagłówków, a także stosowały słownictwo typowe dla dezinformacji (np. „szpryce” zamiast „szczepionki”). Jak wykazali uczeni, właśnie te techniki korelowały ze zwracaniem im przez wyszukiwarki wyników wprowadzających w błąd (s. 1–2, 8–9).

Powyższa konkluzja jest szczególnie istotna, ponieważ, jak podkreślają (s. 9) sami autorzy publikacji, podmioty szerzące dezinformację często zachęcają, by użytkownicy internetu sami przeprowadzili „przegląd dowodów” („do the research”). Ten „przegląd” polega zwykle na szukaniu informacji na stronach o niskiej jakości, co pogłębia efekt dezinformacyjny.

Kiedy własny „przegląd dowodów” prowadzi użytkownika na manowce

W kontekście dokonywania przez użytkowników „własnego przeglądu dowodów” autorzy publikacji„Nature” powołują się (s. 9) na przykład QAnonruchu, którego centralne tezy BBC Verify charakteryzuje w następujący sposób:

“QAnon to zakrojona na szeroką skalę, całkowicie bezpodstawna teoria, która głosi, że prezydent Trump prowadzi tajną wojnę z elitarnymi pedofilami czczącymi szatana w rządzie, biznesie i mediach.

Zwolennicy QAnon spekulują, że ta walka doprowadzi do dnia rozliczenia, w którym prominentne osoby, takie jak była kandydatka na prezydenta Hillary Clinton, zostaną aresztowane i stracone”.

Jedna z konkluzji zawartych w omawianej publikacji„Nature” brzmi natomiast:

Ruch QAnon zaleca, aby ludzie „przeprowadzili własne badania”, co wydaje się sprzeczną z intuicją strategią dla ruchu zorientowanego na szerzenie teorii spiskowych. Z naszych badań wynika jednak, że strategia nakłaniania ludzi do weryfikowania informacji za pomocą niskiej jakości stron internetowych może paradoksalnie jeszcze skuteczniej wprowadzać ich w błąd.

Ci, którzy chcą dowiedzieć się więcej, ryzykują wpadnięciem do data voids [potocznie: „króliczych nor” – przyp. Demagog] – przestrzeni informacyjnych, w których znajduje się mnóstwo dowodów na potwierdzenie tych twierdzeń, pochodzących ze źródeł niskiej jakości. [Takie zjawisko zachodzi – przyp. Demagog] zwłaszcza, jeśli użytkownicy stosują w wyszukiwarkach „leniwe wyszukiwanie”: wycinanie i wklejanie nagłówka lub sprawdzanego adresu URL”.

Jak przerwać błędne koło dezinformacji? Trzeba naukowo testować różne rozwiązania

Jakie jest rozwiązanie problemów wskazanych przez autorów publikacji? Niestety, nie ma tutaj prostych odpowiedzi i łatwej recepty na sukces. Uczeni uważają (s. 1, 8–9) jednak, że należy położyć nacisk przynajmniej na dwa rodzaje działań. Pierwszy to wspieranie rozwoju kompetencji cyfrowych i cyfrowej alfabetyzacji, szczególnie w kontekście weryfikowania informacji i wiarygodności źródeł (s. 1, 8–9).

Badacze podkreślają, że skuteczność metod weryfikacyjnych powinna być empirycznie testowana (s. 8–9). Jak bowiem wynika z ich analizy, nie każda technika weryfikacji, która jest powszechnie postrzegana (s. 1) jako skuteczna, rzeczywiście taka jest (s. 8–9). Pozostawienie użytkowników internetu z wyszukiwarkami i polecenie im, by sami zweryfikowali, czy coś jest prawdą, czy fałszem, może dać efekt odwrotny od zamierzonego (s. 1, 8–9). Należy wdrożyć całe programy alfabetyzacji, których skuteczność jest weryfikowana naukowo – podają badacze.

Drugi rodzaj rekomendowanych działań to inwestycje, których powinny – zdaniem badaczy – dokonywać same wyszukiwarki czy zarządzające nimi firmy (s. 1, 8–9). Przykładowe rozwiązanie uznane przez autorów pracy za obiecujące i warte przetestowania (s. 9) to system powiadomień w wyszukiwarce Google, aktywujący się, gdy dla danego zapytania nie znaleziono żadnego źródła informacji ocenianego jako wiarygodne.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!