Sprawdzamy wypowiedzi polityków i osób publicznych pojawiające się w przestrzeni medialnej i internetowej. Wybieramy wypowiedzi istotne dla debaty publicznej, weryfikujemy zawarte w nich informacje i przydzielamy jedną z pięciu kategorii ocen.
Baltic Pipe: co poprzednie rządy robiły w sprawie gazociągu bałtyckiego?
Baltic Pipe: co poprzednie rządy robiły w sprawie gazociągu bałtyckiego?
Dwa razy (…) zablokowano rozpoczęcia inwestycji Baltic Pipe. Ja tylko przypomnę, że w 2001 roku zrobił to rząd Lewicy, po tym, jak rząd AWS-u przygotował ten kontrakt z Norwegami i Duńczykami. I po raz drugi zrobił to rząd PO-PSL.
- Baltic Pipe to projekt gazociągu łączącego Norwegię, Danię i Polskę korytarzem energetycznym, mającego na celu zróżnicowanie dostawców gazu ziemnego w Europie.
- Obecne prace nad budową gazociągu trwają od 2018 roku, jednak we wcześniejszych latach dwukrotnie podpisywano i rozwiązywano porozumienia w sprawie jego budowy.
- Pierwszą umowę anulowano za rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a drugą za koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego.
- W 2003 roku umowa została anulowana w wyniku rozmów PGNiG ze Statoil. Wiemy jednak, że Leszek Miller był sceptyczny wobec tego projektu, a przeciwko umowie z Norwegami występował Aleksander Gudzowaty, którego argumentów słuchali politycy SLD.
- W 2009 roku umowa została zerwana przez członków konsorcjum, pomimo starań podejmowanych przez polskie PGNiG. Strona polska nadal pozostawała otwarta na projekt Baltic Pipe.
- O ile w przypadku pierwszej umowy faktycznie możemy dopatrywać się problemów w negocjacjach i niechęci ze strony ówczesnego rządu, to w 2009 roku umowa została zerwana z powodów ekonomicznych, a nie politycznych. Zbigniew Kuźmiuk pomija kontekst toczonych negocjacji i przypisuje poprzednim władzom umyślne blokowanie projektu Baltic Pipe. Z tego powodu oceniamy wypowiedź jako manipulację.
Polska dywersyfikuje źródła dostaw
W reakcji na inwazję Rosji na Ukrainę Polska zaczęła podejmować kroki mające na celu odejście od importu rosyjskich surowców energetycznych. Pod koniec marca premier zapowiedział na konferencji prasowej, że całkowite odejście od węgla ma nastąpić jeszcze tej wiosny, natomiast rezygnacja z ropy i gazu najpóźniej do końca roku.
Temat powrócił kilka dni później w studiu programu „Woronicza 17”. Zbigniew Kuźmiuk wraz z innymi politykami toczył dyskusję na temat zależności Polski od importu rosyjskich paliw kopalnych.
Europoseł zauważył wtedy, że zatrzymanie przez poprzednie rządy budowy gazociągu bałtyckiego sprawiło, że nie możemy obecnie mówić o niezależności energetycznej naszego kraju. Zaznaczył wtedy, że za dwukrotne zaprzestanie budowy gazociągu odpowiadają rządy Lewicy oraz koalicja PO-PSL.
Baltic Pipe powstaje na północy
Gazociąg Baltic Pipe to strategiczny projekt, dzięki któremu rynek europejski zyskać ma nowy korytarz dostaw gazu. Gazociąg bałtycki umożliwi przesyłanie gazu do Danii i Polski bezpośrednio ze złóż zlokalizowanych w Norwegii. Według zapowiedzi przepustowość gazociągu do Polski ma sięgnąć nawet do 10 mld m³ gazu rocznie.
Projekt gazociągu składa się z 5 komponentów: gazociągu na dnie Morza Północnego, rozbudowy duńskiego systemu przesyłowego, tłoczni gazu w Danii, gazociągu na dnie Morza Bałtyckiego i rozbudowy polskiego systemu przesyłowego.
Inwestycja ma na celu dywersyfikację dostawców gazu
Z końcem 2022 roku wygasa umowa między PGNiG a rosyjskim Gazpromem, tzw. kontrakt jamalski, w ramach którego do Polski płynęło rocznie nawet 10,2 mld m³ gazu.
Według danych podanych przez Eurostat w 2020 roku Polska zaimportowała 17,4 mld m³ gazu, z czego 9,5 mld m³ (54,8 proc.) pochodziło z Rosji. Po inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę w lutym 2022 roku w Europie rozgorzała dyskusja o przyspieszeniu procesu rezygnacji z rosyjskich paliw kopalnych, szczególnie gazu i węgla. Jednak już w 2014 roku aneksja Krymu i wybuch wojny w Donbasie stanowiły pierwszy impuls dla Polski do intensyfikacji prac nad projektem Baltic Pipe, który miałby być najważniejszym krokiem do energetycznego uniezależnienia Polski od rosyjskich surowców.
Baltic Pipe będzie przebiegał przez terytorium Danii, Szwecji oraz Polski, a głównym celem projektu jest wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego regionu i dywersyfikacja eksporterów gazu.
Pierwsza umowa na początku XXI wieku
Pierwsze oficjalne wzmianki o rurociągu, który pozwoliłby importować gaz ziemny ze złóż zlokalizowanych w Norwegii, sięgają 2001 roku. Za rządów Jerzego Buzka (Akcja Wyborcza Solidarność – AWS), w marcu 2001 roku, prezesi Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa S.A. (PGNIG S.A.), norweskiego STATOIL oraz duńskiego DONG podpisali deklarację o wspólnej realizacji dostaw duńskiego i norweskiego gazu do Polski oraz budowy gazociągu Baltic Pipe.
Kolejna umowa w sprawie gazu ze Skandynawii została zawarta w lipcu 2001 roku przez duńskie państwowe przedsiębiorstwo DONG i Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Na mocy kontraktu od końca 2003 roku lub początku roku 2004 z Danii do naszego kraju miało być dostarczane 2-2,5 mld m3 gazu rocznie. Do przesyłania paliwa miał służyć nieistniejący jeszcze gazociąg na dnie Bałtyku, kończący się w Niechorzu.
Dodatkowo Norwegowie mieli na własny koszt doprowadzić gazociąg do polskiego wybrzeża (do Niechorza), nie żądając gwarancji finansowych od strony polskiej.
W 2003 roku zerwano kontrakt
W czerwcu 2002 roku nowy premier – Leszek Miller – zaznaczył, że: „Obecny rząd nie różni się od naszych poprzedników. Uważamy, że trzeba dywersyfikować źródła pozyskiwania gazu. Polska nie może otrzymywać gazu tylko z jednego, rosyjskiego źródła. Dlatego oferta Statoilu jest interesująca”. Miller podkreślił jednak, że Polska ma problemy z nadmiarem zakontraktowanego gazu.
Eksperci z Instytutu Sobieskiego podkreślają, że nie jest jasne, skąd premier wziął przekonanie na temat kryzysu nadmiaru. Miller podkreślał m.in., że umowa z Norwegią przewiduje zakup co najmniej 74 mld m³ gazu, co przełożyłoby się na nadwyżkę w wysokości 100 mld m³ w perspektywie 20 lat.
Pod koniec roku 2003, a więc za rządów Leszka Millera (SLD), doszło do anulowania porozumienia. Jak podano w oficjalnym komunikacie, doszło do tego, ponieważ „Firma STATOIL planowała realizować dostawy do Polski łącznie z dostawami gazu do krajów skandynawskich. Wobec braku możliwości realizacji sprzedaży gazu na rynki skandynawskie, (…) oraz braku możliwości ulokowania na rynku polskim dodatkowej ilości ok. 5 mld m3 gazu ziemnego rocznie, nie zostały spełnione podstawowe założenia ekonomiczne przedsięwzięcia„.
Sprzeciw Bartimpexu
Przeciwny umowom z Norwegami był Aleksander Gudzowaty, czyli właściciel spółki Bartimpex, pośredniczącej w wymianie gazu pomiędzy Polską a Rosją w ramach kontraktu jamalskiego. Gudzowaty przekonywał, że pośrednictwo jego firmy działa na korzyść PGNiG oraz polskich konsumentów, ponieważ dzięki temu Rosjanie nie mogą przejąć kontroli nad PGNiG.
Z drugiej strony, według relacji samego PGNiG, to strona rosyjska sugerowała współpracę poprzez firmę Bartimpex, a Gazprom odmawiał wyeliminowania pośredników. Oponentów Gudzowatego mogły niepokoić również powiązania jego spółki i współpracującego z nim Ruhrgasu z Rosją.
Gudzowaty przekonywał o nadmiernych kosztach związanych z wybudowaniem gazociągu. Przede wszystkim rurociąg z Norwegii (2 -3 mld dolarów) był droższy niż sugerowane przez niego połączenie Bernau–Szczecin (150 mln dolarów). Dodatkowo budowa rurociągu z Norwegią trwałaby dłużej i połączyłaby nas tylko z jednymi złożami, zamiast z ogólnoeuropejskim rynkiem.
PGNiG odrzuciło te argumenty i przekonywało, że budowa jest tańsza (ok. 1 mld zł), a ponadto większość kosztów miała pokryć Norwegia. Ponadto nawiązanie współpracy z Norwegami mogło sprawić, że Rosjanie staliby się bardziej skłonni na ustępstwa w negocjacjach, a dodatkowo gaz norweski mógłby być w ramach potrzeby reeksportowany (co było niemożliwe w przypadku kontraktu jamalskiego).
Politycy lewicy sceptyczni wobec norweskich złóż
Warto dodać, jak podkreślają autorzy raportu Instytutu Sobieskiego, że Aleksander Gudzowaty był nieformalnym doradcą ds. gazowych Leszka Millera. Jego argumenty przeciwne nawiązaniu współpracy z Norwegami trafiły na podatny grunt.
Jeszcze w 2001 roku posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej Wiesław Kaczmarek, Leszek Miller i Danuta Waniek zwołali konferencję prasową, na której m.in. poinformowali o swoim liście do szefa Najwyższej Izby Kontroli. Politycy chcieli, aby NIK zbadał rządowe decyzje w sprawie dostaw z Norwegii, czyli kontraktu na sprowadzenie 5 mld m³ gazu. Ich zdaniem, rząd wybrał najdroższy wariant zróżnicowania źródeł zaopatrzenia w paliwo i zakup droższego od rosyjskiego – według SLD o 30 proc. – gazu. Po latach Leszek Miller odżegnywał się od Baltic Pipe i podkreślał, że był to „projekt propagandowy”. Odrzucił on zarzuty o to, że za jego rządów zaniechano korzystnego kontraktu, ponieważ tak naprawdę porozumienie zostało podpisane przez poprzednie władze i miał na celu poprawić wynik wyborczy.
Były premier podkreślił, że nie był to projekt międzyrządowy, lecz podpisany przez spółki, a ponadto mało opłacalny dla Polski. Jego zdaniem, Norwegowie chcieli, aby Polacy importowali więcej gazu, niż potrzebowali, a do tego po wyższych cenach niż od Rosji. Co więcej, za niewykorzystany gaz również musielibyśmy płacić, co nie jest do końca prawdą, ponieważ jak wspomnieliśmy powyżej, kontrakt z Norwegami zezwalał na reeksport.
Projekt miał, zdaniem Millera, ostatecznie upaść, ponieważ nie znaleźli się dodatkowi nabywcy oprócz Polaków, przez co gazociąg nie byłby opłacalny.
Kolejną próbę podjęto w latach 2007–2009
W 2007 roku wznowiono prace nad utworzeniem gazociągu bałtyckiego. 2 maja 2007 roku zostało podpisane porozumienie pomiędzy PGNIG S.A. oraz spółką Energinet, według którego Polskę i Danię miał połączyć bezpośredni gazociąg. Jak czytamy w komunikacie:
„Baltic Pipe jest powiązany z projektem Skanled, tzn. gazociągiem, który połączy Norwegię ze Szwecją i Danią z możliwością połączenia poprzez duński system gazowniczy z Polską”.
Projekt został zawieszony 29 kwietnia 2009 roku (a więc faktycznie za rządów koalicji PO-PSL) przez uczestników konsorcjum. Jako przyczynę zakomunikowano zmianę warunków makroekonomicznych oraz brak możliwości zapewnienia dostaw gazu, który miał być transportowany poprzez Baltic Pipe. W tym przypadku umowa została zerwana przez spółki norweskie (OGP GAZ-SYSTEM SA oraz Energinet.dk). Strona polska podejmowała starania o dalszą realizację i ukończenie projektu Skanled, jednak samodzielna realizacja wykraczała poza możliwości finansowe i organizacyjne PGNiG.
Polska spółka podkreśliła jednak, że pomimo wycofania się pozostałych członków konsorcjum, nadal jest otwarta na realizację projektu Baltic Pipe, a ponadto nie zamierza się wycofać z eksploatacji złóż objętych koncesją przez PGNiG Norway.
„Do trzech razy sztuka”? Baltic Pipe obecnie
Projekt został oficjalnie wznowiony 30 listopada 2018 roku, gdy operatorzy systemów przesyłowych Danii i Polski – Energinet i GAZ-SYSTEM – zobowiązali się do budowy gazociągu o łącznej długości 900 km na lądzie i na dnie morza.
Umowa została podpisana 15 kwietnia 2019 roku pomiędzy GAZ-SYSTEM i unijną Agencją Wykonawczą ds. Innowacji i Sieci (INEA) na dofinansowanie budowy gazociągu. W maju 2020 roku GAZ-SYSTEM otrzymał od Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Gorzowie Wielkopolskim pozwolenie na budowę gazociągu Goleniów–Lwówek, kluczowego elementu części lądowej projektu. Wykonano już przewiert pod Wartą liczący 1 400 m, najdłuższy z dotychczas zrealizowanych. Tym samym wydane zostały już wszystkie decyzje lokalizacyjne.
W maju 2021 roku Duńska Komisja Odwoławcza ds. Środowiska i Żywności cofnęła pozwolenie środowiskowe dla rurociągu celem dokonania dodatkowych badań, co opóźniło prace na Półwyspie Jutlandzkim i wyspie Funen o niemal rok (ponowne pozwolenie zostało wydane początkiem marca 2022). W związku z tym początek przesyłu gazu przez Baltic Pipe planowany jest na październik 2022 roku, a osiągnięcie pełnej przepustowości – na styczeń 2023 roku.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter