Strona główna Analizy ACTA2 – zagrożenie dla wolności czy ochrona praw autorskich?

ACTA2 – zagrożenie dla wolności czy ochrona praw autorskich?

ACTA2 – zagrożenie dla wolności czy ochrona praw autorskich?

W kolejnej przedwyborczej analizie przyglądamy się przyjętej niedawno przez Parlament Europejski dyrektywie, która została ochrzczona w mediach jako ACTA2. Czy faktycznie jest się czego bać?

Czym tak naprawdę jest ACTA2?

Zgodnie z definicją dyrektywa UE to akt prawny, w którym wyznaczany jest wspólny cel, jaki muszą osiągnąć kraje UE, i który jest implementowany przez te kraje poprzez odpowiednie dostosowanie prawa krajowego. Dyrektywy unijne mogą zatem mieć duży wpływ na życie zwykłych obywateli. W ciągu ostatnich miesięcy najwięcej emocji budziła przyjęta pod koniec marca dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Dotyczy ona wypłacania twórcom wynagrodzenia za treści ich autorstwa publikowane w Internecie. Mimo zapewnień ze strony autorów dyrektywy, że nie wpłynie ona na życie internautów, niemal od razu pojawiły się głosy o próbie ograniczenia wolności słowa w sieci. W poniższym artykule postaramy się wyjaśnić, czego dotyczy ta dyrektywa oraz czy i w jakim stopniu będzie miała wpływ na aktywność obywateli UE w świecie wirtualnym.

Dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym to akt prawny Unii Europejskiej, którego celem jest ochrona praw autorskich na Jednolitym Rynku Cyfrowym, który z kolei jest projektem unijnym służącym stworzeniu jednolitej gospodarki opartej na nowoczesnych technologiach poprzez eliminację barier dotyczących transakcji internetowych między krajami członkowskimi.

W prostszych słowach, dyrektywa ta daje możliwość czerpania korzyści finansowych twórcom, wydawcom wiadomości i dziennikarzom publikującym swoje prace w sieci. Do tej pory przepisy o ochronie praw autorskich nie dawały im tej możliwości w Internecie. Jak zapewnia Parlament Europejski, dyrektywa nie daje twórcom żadnych nowych praw, a jedynie rozszerza te istniejące na treści publikowane w Internecie. Inaczej mówiąc, właściciele portali internetowych powinni płacić wynagrodzenie twórcom za publikację ich prac. Treści, które zostały wcześniej opublikowane i są obecnie legalne, pozostaną legalne po wejściu dyrektywy w życie.

Kontrowersje? Nie brakuje!

Projekt dyrektywy został złożony przez Komisję Europejską 14 września 2016 roku, jednak  od początku budził kontrowersje przede wszystkim z powodu dwóch zapisów – artykułów 11 i 13.

Według projektu, artykuł 11 wprowadza tzw. prawa pokrewne dla wydawców publikacji prasowych, odwołując się do art. 2 i art. 3 ust. 1 Dyrektywy ws. harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym. Według tych zapisów państwa członkowskie dają wyłączne prawo wydawcom do zezwalania lub zabraniania tworzenia kopii (utrwaleń) i udostępniania ich publikacji. Innymi słowy wydawcy musieliby wyrazić zgodę na to, aby ktoś inny mógł powołać się na ich publikację.

Drugi kontrowersyjny zapis, czyli artykuł 13 mówił, według projektu, o ciążącym na serwisach internetowych obowiązku monitorowania, wykrywania i (w razie potrzeby) usuwania publikowanych w nich treści łamiących prawa autorskie. Innymi słowy serwisy takie jak Facebook czy YouTube musiałyby sprawdzać i usuwać wszystkie treści łamiące prawa autorskie (np. nielegalnie pobrane filmy, piosenki).

Projekt spotkał się ze sprzeciwem zarówno dużych platform internetowych, jak i zwykłych internautów, którzy szybko zaczęli określać dyrektywę mianem ACTA2, nawiązując do międzynarodowej umowy ACTA (Umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi), która również spotkała się ze sprzeciwem społeczeństwa i została odrzucona przez Parlament Europejski w 2012 roku. Oba dokumenty uznano za próbę ograniczenia wolności słowa w Internecie.

Serwis YouTube uruchomił osobną podstronę #SaveYourInternet, na której właściciele portalu wprost sprzeciwili się wprowadzeniu dyrektywy w życie, zwłaszcza z powodu artykułów 11 i 13, grożąc, że niektóre treści publikowane przez internautów będą blokowane, jeżeli będą naruszały zapisy dyrektywy. Obecnie po przyjęciu dyrektywy, YouTube utrzymuje, że dyrektywa (a zwłaszcza artykuł 17) jest zbyt ogólnie napisana i nie precyzuje np. sposobu w jaki platformy internetowe mają współpracować z twórcami i jakiego typu umowy licencyjne mają być zawierane między nimi.

W kampanię #SaveYourInternet zaangażowało się ponad 30 organizacji w tym dwie z Polski: Fundacja ePaństwo oraz Centrum Cyfrowe. W ramach projektu utworzono internetową petycję na portalu change.org, której autorzy domagali się odrzucenia dyrektywy przez Parlament Europejski. Petycję do tej pory podpisało ponad 5 milionów użytkowników i jest to tylko jedna z wielu petycji dotyczących dyrektywy.

W kampanię przeciwko wprowadzeniu dyrektywy zaangażowała się również Wikipedia, której kilka wersji językowych zostało dwa razy czasowo wyłączonych: 4 lipca 2018 roku (w tym dniu niedostępna była m.in. polska wersja serwisu) i 21 marca 2019 roku, kiedy to zamknięto m.in. niemiecką i słowacką Wikipedię.

Przeciwko zapisom dyrektywy wypowiedzieli się m.in. serwis WordPress, Reddit, Internet Archive, European Digital Rights. Twórcy Internetu (w tym Tim Berners-Lee, twórca sieci WWW) napisali list otwarty do Antonia Tajaniego, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, a swój komentarz na temat dyrektywy przedstawił David Kaye, specjalny sprawozdawca ONZ ds. wolności opinii i wypowiedzi.

Wszystkie te organizacje i osoby podkreślały, że dyrektywa uderzy przede wszystkim w zwykłych użytkowników, którzy nie będą mogli swobodnie publikować treści, co tym samym ograniczy wolność wypowiedzi w Internecie. Obawiano się, że przyjęcie dyrektywy będzie oznaczało ograniczenia w użytkowaniu Internetu, a internauci nie będą mogli udostępniać artykułów, obrazów czy muzyki.

Historia jednej dyrektywy…

Projekt dyrektywy został złożony przez Komisję Europejską 14 września 2016 roku. 5 lipca 2018 roku Parlament Europejski po raz pierwszy głosował nad nadaniem Komisji Prawnej PE (JURI) mandatu do negocjacji zapisów projektu z Komisją Europejską. Wniosek ten został odrzucony (318 europosłów głosowało przeciw, 278 głosowało za, a 31 wstrzymało się od głosu).

Projekt został poddany kolejnej debacie w Parlamencie Europejskim, która odbyła się 12 września 2018 roku. Tym razem Parlament przyjął zaproponowane poprawki wraz z wnioskiem o przekazanie projektu do dalszych prac stosunkiem głosów 428 do 226.

26 marca 2019 roku odbyła się trzecia i ostatnia debata nad dyrektywą, podczas której została ona przyjęta przez Parlament stosunkiem głosów 348 do 274.

Przyjęty tekst dyrektywy różni się jednak od tego złożonego przez Komisję Europejską w 2016 roku, a zmiany objęły m.in. artykuły 11 i 13.  Treść artykułu 11 została ostatecznie zawarta w artykule 15. Wprowadzono tu jednak poprawki: artykuł ten dotyczy jedynie korzystania z publikacji prasowych online. Nie obejmuje on linkowania, prywatnych i niekomercyjnych sposobów korzystania z publikacji prasowych oraz pojedynczych lub krótkich fragmentów publikacji prasowej.

Dodatkowo prawa wymienione w tym artykule wygasają dwa lata po wydaniu publikacji, jednak państwa członkowskie powinny wprowadzić przepisy pozwalające na otrzymywanie przez autorów publikacji części przychodów uzyskiwanych przez wydawców z tytułu korzystania z tych publikacji przez serwisy internetowe.

Z kolei artykuł 13 został przeniesiony do artykułu 17 przyjętej przez PE wersji dyrektywy. Artykuł ten mówi, że serwisy internetowe będą musiały zawierać umowy licencyjne na udostępnianie treści z podmiotami, do których należą prawa autorskie. Zawarta umowa będzie obejmowała również treści publikowane przez użytkowników tych serwisów (np. na Facebooku).

W przypadku braku takiego zezwolenia, odpowiedzialność za udostępnienie treści łamiących prawa autorskie ponoszą serwisy internetowe, chyba że wykażą, iż: wykorzystały wszelkie dostępne środki, aby zapobiec publikacji utworów łamiących prawa autorskie, dołożyły wszelkich starań, aby uzyskać umowę licencyjną oraz że niezwłocznie podjęły działania mające na celu usunięcie nieodpowiednich treści ze swoich serwisów.

Zapisy tego artykułu nie dotyczą treści online, których celem jest krytyka, cytowanie, recenzowanie, karykatura, parodia i pastisz. Nie dotyczą również mniejszych portali o obrotach poniżej 10 mln euro i liczbie użytkowników mniejszej niż 5 mln.  Z kolei zgodnie z ust. 8 „Stosowanie niniejszego artykułu nie wywołuje skutku w postaci ogólnego obowiązku w zakresie nadzoru.”

Reakcja na przyjęcie dokumentu przez europosłów była dosyć chłodna. YouTube zauważył, że dzięki przyjętym zmianom dyrektywa jest mniej restrykcyjna niż jej początkowa wersja, jednak cały czas obawia się o wpływ dokumentu na swobodę publikowania treści w Internecie, głównie ze względu na zbyt ogólny, zdaniem serwisu, charakter dyrektywy. Jednocześnie YouTube zapowiedział ścisłą współpracę z rządami państw UE przy implementacji dyrektywy.

Z kolei Centrum Cyfrowe nazwało przyjęcie dyrektywy „całkowitym brakiem poszanowania użytkowników”, twierdząc, że dyrektywa nie zharmonizuje prawa autorskiego w UE, ponieważ dokument i tak przejdzie przez 28 różnych implementacji.

Jedną z nielicznych organizacji w Polsce, która pochwaliła przyjęcie dyrektywy było Stowarzyszenie Filmowców Polskich, które zaznaczyło, że dzięki dyrektywie twórcy będą mieli możliwość otrzymania wynagrodzenia za swoje prace udostępniane w Internecie, a zwykli użytkownicy nie będą poszkodowani. Stowarzyszenie jeszcze w dniu głosowania nad dyrektywą wystosowało list otwarty do polskich europosłów, w którym podpisani prosili o zagłosowanie za przyjęciem projektu.

Czy jednak jest się czego bać?

Dyrektywa nie nakłada żadnych obowiązków na zwykłych użytkowników. Głównym celem dyrektywy jest zapewnienie prawa do wynagrodzenia dla autorów publikacji za ich prace opublikowane na łamach portali internetowych, które to z kolei będą miały obowiązek zawierania umów licencyjnych z wydawcami i autorami. Umowy te mają gwarantować autorom i wydawcom, że dostaną należne im pieniądze za publikację ich prac w sieci.

Wielu przeciwników dyrektywy uważa, że doprowadzi ona do cenzury Internetu, ponieważ portale, w obawie przed karami finansowymi z powodu złamania praw autorskich, będą blokowały wszystkie treści, które zdaniem administratorów będą te prawa łamały. Parlament Europejski zapewnia jednak, że dyrektywa nie nałoży cenzury ani nie ograniczy prawa wolności w Internecie. Celem dyrektywy jest jedynie nałożenie na portale internetowe obowiązku wynagradzania twórców za publikację ich prac, a nie ograniczenie wolności publikacji w sieci.

W kwestii używania filtrów przez portale internetowe sama dyrektywa nie określa sposobu, w jaki portale mogą chronić się przed pojawieniem się na ich łamach treści sprzecznych z prawem autorskim. Nie nakłada więc obowiązku wprowadzania takich filtrów. Jeżeli użytkownik uzna, że wprowadzone przez dany portal filtry dotyczą również legalnych treści, może odwołać się bezpośrednio do administratora portalu, a nie do prawodawcy, ponieważ to od administratorów zależy, czy i jakie filtry funkcjonują na prowadzonych przez nich stronach internetowych.

Wielu krytyków dyrektywy obawiało się, że po jej implementacji nielegalne stanie się tworzenie i rozpowszechnianie memów i gifów. Artykuł 17 (wcześniej artykuł 13) dyrektywy wprost mówi, że jego zapisy nie dotyczą zamieszczania i rozpowszechniania treści mających na celu karykaturę, pastisz i parodię. Tym samym gify i memy będą mogły być rozpowszechniane tak samo jak dotychczas.  

Zgodnie z artykułem 15 dyrektywy, legalne będzie również zamieszczanie przez serwisy fragmentów artykułów bez zgody wydawców, o ile te fragmenty są pojedyncze lub bardzo krótkie. Legalne będzie również linkowanie.

Jak zapewnia Parlament Europejski, dyrektywa nie dotknie również start-upów, ponieważ jej zapisy (zgodnie z artykułem 17) są bardziej liberalne dla serwisów istniejących krócej niż trzy lata, mających roczny obrót mniejszy niż 10 mln euro oraz średnią miesięczną liczbę odsłon mniejszą niż 5 mln. Np. w przypadku naruszenia praw autorskich ich system odpowiedzialności ogranicza się do udowodnienia, że dołożyli wszelkich starań żeby uzyskać umowę licencyjną z wydawcą i że niezwłocznie zablokowali wszystkie treści łamiące prawa autorskie. Większe portale będą musiały dodatkowo udowodnić, że dołożyły starań, aby na ich łamach nie ukazywały się  treści nieobjęte umową licencyjną. Państwa członkowskie będą musiały wskazać sposoby współpracy między serwisami internetowymi i autorami (wydawcami), aby te miały podpisane wszystkie potrzebne umowy licencyjne.

Przyjęcie dyrektywy przez Parlament Europejski nie oznacza natychmiastowej zmiany prawa. Państwa członkowskie będą musiały dostosować prawo krajowe do dyrektywy w ciągu najbliższych 2 lat. Przez te dwa lata największe serwisy internetowe będą musiały ściśle współpracować z krajami UE i wydawcami, aby jak najrzadziej dochodziło do blokowania treści nieposiadających licencji i aby autorzy utworów dostawali należne im wynagrodzenie. Wszystkie strony chcą, aby dyrektywa jak najmniej wpłynęła na życie zwykłych użytkowników Internetu, możliwe jest jednak, że implementacja dyrektywy będzie również szeroko komentowana w najbliższym czasie. Potrzebna jest więc jasna komunikacja ze strony poszczególnych rządów podczas procesu zmiany prawa autorskiego zgodnie z dyrektywą, aby zmniejszyć ryzyko pojawienia się kolejnych wątpliwości ze strony obywateli.   

Agnieszka Neuman


Stowarzyszenie Demagog jest organizacją partnerską Biura Parlamentu Europejskiego we Wrocławiu w ramach akcji

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!