Sprawdzamy prawdziwość faktoidów – popularnych anegdotek, którymi lubimy dzielić się w rozmowach, zwłaszcza w charakterze „naukowych” ciekawostek.
Demagog rujnuje faktoidy: czy „chemia” z Niemiec jest lepsza?
Czy różna jakość detergentów sprzedawanych w Niemczech i w Polsce to przejaw dyskryminacji, czy tylko subiektywne przeświadczenie? Dzisiejszy faktoid należy zaliczyć do kategorii „trudne do rozstrzygnięcia”.
fot. Pixabay / Modyfikacje: Demagog
Demagog rujnuje faktoidy: czy „chemia” z Niemiec jest lepsza?
Czy różna jakość detergentów sprzedawanych w Niemczech i w Polsce to przejaw dyskryminacji, czy tylko subiektywne przeświadczenie? Dzisiejszy faktoid należy zaliczyć do kategorii „trudne do rozstrzygnięcia”.
Ten tekst jest częścią serii poświęconej faktoidom, czyli anegdotkom, które lubimy przekazywać, zwłaszcza w charakterze „naukowych” ciekawostek. Raz powielone, stają się prawie nieśmiertelne. Dlaczego? Ponieważ mają fantastyczny potencjał społeczny: miło jest rzucić w towarzystwie jakąś mądrą, intrygującą tezą.
Faktoidy nie zawsze są całkiem fałszywe, czasami są po prostu uproszczone, przesadne, „podkręcone” przez kolejne przekazy i emocje, jakie towarzyszą ich transmisji.
Dziś poświęcimy uwagę faktoidowi dotyczącemu twierdzenia, że środki czystości produkowane na rynek niemiecki są lepsze. W tej analizie skupiamy się przede wszystkim na detergentach. Inne produkty, takie jak słodycze czy kosmetyki, traktujemy jako wątek poboczny.
Test analizujący skuteczność proszków polskich i niemieckich nie znalazł istotnych różnic
Przeświadczenie o wyższości „chemii” niemieckiej nad polskimi detergentami jest powszechne (np. 1, 2, 3). Ale czy uzasadnione? Dr inż. n. chem. Anna Oborska, dyrektorka generalna Polskiego Stowarzyszenia Producentów Kosmetyków i Środków Czystości, odpowiada: „Nie. Polskie środki czystości są równie efektywne jak niemieckie”.
W 2009 roku Fundacja Pro-Test, zajmująca się testowaniem produktów, przeprowadziła badanie, w którym przeanalizowała pięć proszków należących do pięciu różnych marek: Ariel, Persil, Rex, Bonux, Vizir.
W przypadku każdego z tych detergentów określono m.in. skuteczność prania, wpływ na szarzenie pranego materiału oraz ochronę czyszczonych tkanin. Na podstawie przyjętych kryteriów przyznawano poszczególnym proszkom punkty w skali ocen szkolnych: od niedostatecznej (1,0) do bardzo dobrej (5,0). Dwa z wymienionych proszków (Ariel i Persil) porównywano pomiędzy rynkiem polskim i niemieckim.
W tak dokonanym rankingu:
- proszek Ariel dostępny na rynku niemieckim otrzymał ocenę 3,5, a ten z rynku polskiego: 3,7,
- proszek Persil kupowany w Niemczech otrzymał ocenę 3,7, a ten nabyty w Polsce: 3,6.
Wynika z tego, że gdy oceniano skuteczność prania wykonanego zgodnie z rekomendacjami producenta (np. z zastosowaniem odpowiedniej dawki), to proszek polski wypadał lepiej lub bardzo podobnie do produktu niemieckiego.
W odniesieniu do opisanego powyżej badania przeprowadzonego przez fundację Pro-Test należy zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, analizowano tylko jeden produkt każdej marki, podczas gdy producenci wytwarzają różne typy proszków, płynów, tabletek do prania itp. Po drugie, test był przeprowadzany 14 lat temu i to w oparciu o nie w pełni zobiektywizowane kryteria (skala ocen jest nieco subiektywna).
Badanie wykonane przez Instytut Badawczy ABR SESTA wykryło różnice w składzie niektórych produktów polskich i niemieckich
Powyższe badania nie zostały powtórzone przez fundację Pro-Test, ale różnice jakościowe pomiędzy produktami sprzedawanymi na różnych rynkach krajowych były analizowane przez inne podmioty.
Na przykład analiza przeprowadzona w 2018 roku przez Instytut Badawczy ABR SESTA na zlecenie Wirtualnej Polski i Money.pl wykazała pewne różnice w składzie niektórych niemieckich i polskich proszków do prania, płynów do mycia naczyń czy past do zębów.
Takie różnice w składzie produktów obecnych na różnych rynkach krajowych są często oceniane przez konsumentów niekorzystnie. Innymi słowy, wielu ich użytkowników uważa, że polskie produkty są gorszej jakości. Nie zawsze jednak łatwo jest rozstrzygnąć, czy odmienny skład oznacza automatycznie, że dany produkt jest gorszy.
Na przykład niższa zawartość fosforanów w detergencie obniża jego właściwości piorące, ale też czyni proszek bardziej przyjaznym dla środowiska naturalnego i zdrowia (1, 2, 3). Dlatego od producentów środków czystości od lat wymaga się, by redukowali zawartość potencjalnie szkodliwych substancji w swoich produktach (1, 2, 3).
Różnice w składzie to nie zawsze różnice w jakości
Warto też zwrócić uwagę na inny aspekt oceny jakości produktów sprzedawanych na różnych rynkach krajowych. W tym celu posłużymy się przykładem produktów spożywczych, a nie detergentów.
Niektóre jogurty dostępne na rynku polskim zawierają cukier, podczas gdy na rynku niemieckim mają one w składzie sukralozę i acesulfam K. Nie musi to oznaczać różnic w jakości, może wynikać z preferencji polskiego konsumenta. Podobny stan rzeczy dotyczy popularnych napojów słodzonych: w Polsce częściej słodzi się je cukrem, w Niemczech natomiast słodzikami. Trudno jednoznacznie ocenić, który z tych produktów jest lepszej jakości. Napoje słodzone cukrem są niezdrowe, ale konsumenci mogą je preferować, jeśli nie odpowiada im smak słodzika.
Niezależnie od kwestii subiektywnej oceny parametrów produktów istnienie tzw. podwójnej jakości na rynkach Unii Europejskiej jest zjawiskiem niepożądanym, traktowanym jako przejaw dyskryminacji i nieuczciwości producentów. W związku z tym, że obawy dotyczące tego zjawiska były od dawna zgłaszane do Parlamentu Europejskiego, w 2009 roku organ zaczął analizować tę sprawę.
Unia Europejska wprowadziła dyrektywę Omnibus, by chronić interesy konsumentów
Kilkuletni proces oceny jakości różnych produktów sprzedawanych w krajach unijnych nie dostarczył rozstrzygających wniosków. Oznacza to, że nie ustalono, czy w przypadku produktów sprzedawanych w różnych krajach występuje zjawisko tzw. podwójnej jakości. Wykazano bowiem, że różnice w składzie produktów dostępnych na różnych rynkach:
- nie zawsze miały charakter jakościowy (czyli produkty mogły się różnić składem, ale niekoniecznie jakością),
- czasami wynikały z preferencji konsumenckich (np. preferowanie cukru lub słodzików),
- niekiedy miały charakter jakościowy, ale lokalni konsumenci preferowali cechy „gorszego” produktu (np. woleli kiełbasę o wyższej zawartości tłuszczu niż mięsa),
- czasami miały charakter jakościowy, ale to jakość produktu kierowanego na rynek Europy Wschodniej była wyższa.
Mimo że opisana powyżej analiza nie dostarczyła jednoznacznego rozstrzygnięcia, zgłaszane obawy co do możliwości występowania „podwójnej jakości” skłoniły Parlament Europejski do udoskonalenia przepisów chroniących konsumentów. Aby osiągnąć ten cel, w 2019 roku wprowadzono tzw. dyrektywę Omnibus. Państwa członkowskie (w tym Polska) powinny były wdrożyć ją w swoich krajach do 28 maja 2022 roku.
W Polsce wdrażanie dyrektywy było opóźnione, a jej egzekwowanie budzi wątpliwości
W Polsce wdrażanie dyrektywy przebiegło z opóźnieniami. Jednak od stycznia 2023 roku przepisy precyzowane w dokumencie obowiązują już w naszym kraju (1, 2, 3). Dotyczą one m.in. informowania konsumentów o cenach, promocjach czy ofertach specjalnych. Jednak dyrektywa reguluje również kwestie składu produktów oznaczonych tą samą marką, a dostępnych w różnych krajach Unii Europejskiej.
Zgodnie z dyrektywą Omnibus nie należy wprowadzać na rynek UE dwóch produktów, które mają identyczne oznaczenie, a inny skład. Wobec tego, jeśli producent sprzedaje w jednym kraju członkowskim detergent, który na innym rynku ma tę samą nazwę, ale różni się składem, to jego działanie może zostać uznane za wprowadzanie konsumentów w błąd.
W takiej sytuacji prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów może zakazać producentowi kontynuowania tej praktyki oraz nałożyć karę finansową w wysokości do 10 proc. jego obrotów. Odstępstwa od reguły są nieliczne i muszą wynikać z „uzasadnionych i obiektywnych czynników”, np. z prawa krajowego czy dostępności lub sezonowości surowców.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że samo istnienie powyższych regulacji nie jest gwarancją sprawiedliwej praktyki producentów. Pojawiają się głosy, że łatwo jest im te przepisy obejść.
Polska chemia powinna być równie dobra jak ta niemiecka
Wygląda na to, że dzisiejszy faktoid należy zaliczyć do kategorii „trudne do rozstrzygnięcia”. Odpowiedź na pytanie, czy polska chemia jest równie dobra jak ta niemiecka, brzmi zatem: powinna być, ponieważ tak nakazuje prawo. Jeśli zaś konsument ma poczucie, że prawo to nie jest przez producentów odpowiednio respektowane, to powinien zgłosić swoje wątpliwości do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Wspieraj niezależność!
Wpłać darowiznę i pomóż nam walczyć z dezinformacją, rosyjską propagandą i fake newsami.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter