Omawiamy ważne fakty dla debaty publicznej, a także przedstawiamy istotne raporty i badania.
Veto wobec veta do veta: Izraelczycy przeciwko reformie sądownictwa
Prace nad reformą sądownictwa, przeciwko której przez kilkanaście tygodni protestowali Izraelczycy, zostały czasowo odłożone. Po ogłoszeniu tej decyzji pod koniec marca ludzie protestowali dalej: żądali całkowitego wycofania projektu. Jaki zapis sprawił, że setki tysięcy osób wyszło na ulice?
Fot. pixabay.com / Modyfikacje Demagog.pl
Veto wobec veta do veta: Izraelczycy przeciwko reformie sądownictwa
Prace nad reformą sądownictwa, przeciwko której przez kilkanaście tygodni protestowali Izraelczycy, zostały czasowo odłożone. Po ogłoszeniu tej decyzji pod koniec marca ludzie protestowali dalej: żądali całkowitego wycofania projektu. Jaki zapis sprawił, że setki tysięcy osób wyszło na ulice?
Jeden z kontrowersyjnych zapisów dotyczył komisji, która wybiera sędziów: w myśl projektu zmieniłby się jej skład, którego większość mieliby stanowić politycy. Inną propozycją było przyznanie parlamentowi (Knesetowi) prawa do uchylania orzeczeń Sądu Najwyższego przez zwykłą większość głosów (czyli 61).
Zapisy te nawet bez większej wiedzy o izraelskich realiach sugerują umocnienie Knesetu (czy wręcz rządzącej koalicji) wobec Sądu Najwyższego. Natomiast jeśli przyjrzymy się temu krajowi uważniej, jaśniejsze będzie dla nas, dlaczego w debacie na jej temat nierzadko pojawiają się mocne słowa o tym, że reforma jest zagrożeniem dla izraelskiej demokracji. Przyjrzymy się dzisiaj kontekstowi tej historii i jej trzem ważnym wątkom: jak wygląda struktura władzy w Izraelu, kto zaproponował reformę oraz kto ją skrytykował?
Kraj bez konstytucji
Sąd Najwyższy w Izraelu jest bardzo ważną instytucją. Oprócz kompetencji urzędu, który ma w nazwie, pełni również funkcję, którą w Polsce ma Trybunał Konstytucyjny: sprawdza, czy ustawy są zgodne z ustawami zasadniczymi (departament ten znany jest jako „Bagac”).
Konstytucji jako takiej w tym kraju nie ma. Zastępuje ją system Ustaw Zasadniczych. W ich skład wchodzi trzynaście praw, tj. Deklaracja Niepodległości czy ustawa o Knesecie. Są one uchwalane tak samo, jak inne ustawy, a część z nich można zmienić większością głosów (co też bywa przyczyną kwestionowania ich „nadrzędności” względem innych ustaw).
Jedynie co do treści dwóch z nich orzeczono, że inne akty prawne nie mogą stać z nimi w sprzeczności: chodzi o ustawy: o Godności Ludzkiej i Wolności oraz o Wolności Zawodu. Nie jest to natomiast system, w którym mamy jedną ustawę zasadniczą, której zmiana odbywa się np. przy 2/3 liczby głosów w obecności przynajmniej połowy rządu (jak to ma miejsce w Polsce), co jest niejakim zabezpieczeniem przed służeniem wyłącznie interesom koalicji rządzącej.
Eksperci oceniają, że system prawny w Izraelu dzięki takiemu rozwiązaniu jest bardziej elastyczny, a to może stanowić przewagę na korzyść Knesetu. Inni wskazują, że m.in. możliwość obalenia każdego aktu zinterpretowanego jako sprzecznego z powyższymi Ustawami Zasadniczymi daje sędziom sporą władzę. Niemniej jednak Sąd Najwyższy ma narzędzia do tego, aby być pewnym buforem dla pomysłów parlamentu (jednoizbowego – co warto zaznaczyć, w którym rządzi koalicja, a prezydent pełni głównie funkcję reprezentacyjną).
Reforma, czyli veto do veta
Reformę zaproponował na początku stycznia 2023 roku minister sprawiedliwości i członek partii Likud – Jariw Lewin. Jak już wspominaliśmy, reforma miałaby osłabić Sąd Najwyższy poprzez zapis o możliwości uchylenia jego decyzji o vecie wobec danej ustawy Knesetu (czas nagrania 3:20). Innymi słowy, możliwa by była taka sytuacja, w której Kneset uchwala jakąś ustawę, Sąd Najwyższy interpretuje ją jako niezgodną z Ustawami Zasadniczymi i uchyla ją, a Kneset uchyla uchylenie i ustawa wchodzi w życie. Co więcej, wystarczyłaby do tego zwykła większość głosów.
W debacie publicznej nt. reformy można usłyszeć obawy o to, że dawałoby to koalicji rządzącej pole do nadużyć w służbie interesów polityków. Podobnie jest ze zmianami, które dotyczą zmiany składu komisji, która wybiera sędziów (przypomnijmy: politycy różnych partii mieliby stanowić ponad połowę tego składu). Dlatego istotne dla kontekstu jest to, kto aktualnie rządzi Izraelem.
Prawica, ale nie do końca ta sama
Scena polityczna Izraela kojarzy nam się pewnie głównie z Benjaminem Netanjahu, tzw. jastrzębiem, czyli politykiem stojącym po prawej stronie politycznego krajobrazu. Na czele Knesetu stał już wielokrotnie. Tym razem jego partia Likud sprzymierzyła się z ugrupowaniami, bez zaskoczeń, prawicowymi. Jednak to, co niepokoi, to fakt, że partie te są uznawane za skrajnie prawicowe.
Co istotne, w koalicji znajdziemy polityków takich jak minister bezpieczeństwa narodowego: Itamar Ben-Gewir z partii Ocma Jehudit („Żydowska Siła”), uznawanej za nacjonalistyczną partię religijnych syjonistów o poglądach antyarabskich (a co za tym idzie – antypalestyńskich). Natomiast politycy, którzy przedstawili projekt ustawy: Jariw Lewin oraz Simcha Rothman wspierają osadnictwo żydowskie na ziemiach Autonomii Palestyńskiej (w świetle prawa międzynarodowego – uznawane za nielegalne), sugerując stronniczość Sądu Najwyższego w tej kwestii.
Dlaczego jest to ważne w kontekście reformy sądownictwa? Ponieważ jak wspomniała dr Agnieszka Bryc w podcaście „Raport o stanie świata Dariusza Rosiaka”, na reformę naciskają politycy, od których zależy trwałość koalicji w Knesecie (czas nagrania 2:45):
„[…] Z uwagi na ich oczekiwania zapisy takie pojawiły się w umowie koalicyjnej, czyli jeszcze w kampanii wyborczej. Rozmawiając o przyszłym rządzie i szukając koalicjantów, Netanjahu obiecał religijnym syjonistom, że zostanie wprowadzona i przeprowadzona skutecznie reforma sądownictwa”.
Dr Agnieszka Bryc w „Raporcie o stanie świata Dariusza Rosiaka”
Warto też dodać, że rzecz dzieje się w kraju, którego premier Benjamin Netanjahu jest aktualnie sądzony pod zarzutami korupcji.
Kto przeciw?
Protesty w Izraelu zwróciły uwagę przede wszystkim frekwencją, ale warto przyjrzeć się również temu, kto konkretnie wyrażał się negatywnie o reformie. W związku z tym, że za nią lobbują ugrupowania skrajnie prawicowe, nie dziwią krytyczne głosy opozycji czy osób nawołujących do dialogu z Palestyńczykami, np. aktywistów.
Nie do końca dziwi też krytyka z ust polityka Likudu, który został po tym zdymisjonowany z urzędu ministra obrony. Głos w sprawie zabierają też ekonomiści czy pracownicy firm high-tech. Nie jest natomiast czymś oczywistym, że do krytycznych głosów przyłączają się rezerwiści – w tym elita sił powietrznych.
W społeczeństwie izraelskim kwestia istotności obrony i bezpieczeństwa kraju jest rzeczą objętą na tyle mocnym konsensusem, że raczej nie miesza się jej do politycznych dysput dotyczących polityki krajowej (na co zwracali uwagę dziennikarze Dariusz Rosiak oraz Jarosław Kociszewski w podcaście Raport o stanie świata, czas nagrania 14:08). Innymi słowy, niezależnie od tego, co się dzieje w kraju, nie może to wpływać na jego zdolność obronną w razie ataku z zewnątrz.
Tymczasem rezerwiści z grupy Brothers in Arms zagrozili, że nie stawią się na służbę, jeśli reforma wejdzie w życie: według słów ich lidera Ejala Naweha pod listem otwartym do rządu podpisało się dziesiątki tysięcy osób. Dodatkowo przeprowadzili happening pod domem ministra komunikacji, oklejając jego dom taśmą ostrzegawczą.
Protesty w niepotwierdzonych informacjach
Udział w protestach żołnierzy w aktywnej służbie byłby rzeczą jeszcze bardziej niecodzienną i może dlatego kwestia ta stała się tematem niepotwierdzonych treści w różnych miejscach sieci. Jest to rzecz trudna do zweryfikowania. Podobnie jak informacja, że szef izraelskiej agencji wywiadowczej Mosadu rzekomo zezwolił pracownikom niższego szczebla, pod kilkoma warunkami, na udział w protestach.
Pojawiła się też wiadomość, że Mosad miał wręcz motywować do udziału w protestach, a źródłem tych informacji miał być amerykański wywiad. Kancelaria Premiera zdementowała te doniesienia, a „The Jerusalem Post” ocenił, że mogą one wprowadzać w błąd: „[…] nawet zakładając, że jest to autentyczny tajny dokument, wywiad amerykański mógł źle zrozumieć szereg skomplikowanych trendów w izraelskiej społeczności wywiadowczej”.
Niemniej jednak warto być ostrożnym. Fałszywe doniesienia o tym, że służby mundurowe przyłączyły się do jakichś protestów, analizowaliśmy np. w przypadku wydarzeń we Francji.
Odłożona na niedalekie „później”
Projekt reformy sądownictwa ma też oczywiście swoich zwolenników, ale nie zmienia to faktu, że głosów przeciw było wiele. Z drugiej strony Netanjahu ma członków koalicji, którym sporo obiecał. Na razie kwestie reformy odłożono, ale nie „na zawsze” i nie bezkosztowo.
Jak powiedziała dr Agnieszka Bryc w podcaście Raport o stanie świata Darka Rosiaka, odroczenie tej decyzji przyniosło inną kontrowersyjną kwestię omawianą w debacie publicznej (czas nagrania 16:50): utworzenie tzw. gwardii narodowej, wobec której istnieją podejrzenia, że byłaby osobistą jednostką ministra, równoległą do policji i innych służb.
To kolejna kwestia, którą oprotestowali Izraelczycy, którzy ogólnie nie stronią od wyrażania swojej opinii właśnie w ten sposób: na ulicach. Tym razem jednak nie tylko liczbę protestujących, lecz także okoliczności można uznać za wyjątkowe. To, co się będzie działo w następnych miesiącach w tym kraju, jest istotne i może wiele zmienić – również na arenie międzynarodowej. Rakiety z Syrii czy z Libanu były wystrzeliwane w trakcie protestów i można być przekonanym, że inne państwa arabskie czy Iran bacznie śledzą rozwój sytuacji.
Wspieraj niezależność!
Wpłać darowiznę i pomóż nam walczyć z dezinformacją, rosyjską propagandą i fake newsami.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter