Strona główna Analizy Z kamerą wśród spisków. Odcinek #33 – Ziemia jest coraz większa!

Z kamerą wśród spisków. Odcinek #33 – Ziemia jest coraz większa!

Sprawdzamy teorię sprzed setek lat, według której nasza planeta jest coraz większa.

Ziemia z plastikowymi oczami

fot. Pexels / Modyfikacje: Demagog

Z kamerą wśród spisków. Odcinek #33 – Ziemia jest coraz większa!

Sprawdzamy teorię sprzed setek lat, według której nasza planeta jest coraz większa.

Ziemia jest niezwykłym miejscem do życia, tak unikatowym, że niektórzy podkreślają, że nie ma dla niej żadnej alternatywy. Błękitna Planeta bywa także co jakiś czas bohaterką teorii spiskowych: niektórzy uważają, że ma kształt pączka, inni z kolei są przekonani, że od czasu do czasu znika na niej grawitacja. W dzisiejszym odcinku „Z kamerą wśród spisków” sprawdzimy teorię, zgodnie z którą wraz z upływem czasu nasz mały kawałek kosmosu z każdym rokiem staje się coraz większy.

Dawno, dawno temu…

Po Układzie Słonecznym krążyła sobie pewna planeta zwana Ziemią. W ponad 70 proc. pokrywała ją woda, a jej pozostała część wystająca z bezkresnych oceanów zamieszkana była przez inteligentnych ludzi. Ci właśnie ludzie, kiedy już zaczęli odkrywać, że ich glob podzielony jest na kontynenty, zaczęli zdawać sobie sprawę z pewnego wyjątkowego wzoru. Otóż zauważyli, że gdyby te poszczególne fragmenty powierzchni zbliżyć do siebie, to łączą się one w jedną spójną całość.

Wśród mądrych głów zamieszkujących Ziemię zaczęło pojawiać się pytanie: „co sprawiło, że lądy kiedyś tak bliskie, nagle stały się odległe?”. Pierwsze teorie wskazywały na boską interwencję. Francuski mnich François Placet sugerował, że za rozdzielenie Europy i Ameryki odpowiada gigantyczna powódź, która spowodowała powstanie Atlantyku… a także zniszczenie Atlantydy.

Pierwsze, bardziej poważne próby wytłumaczenia, dlaczego Ziemia wygląda w taki, a nie inny sposób, zabierają nas do XX wieku. W 1912 roku Alfred Wegener wysuwa pierwszą szczegółową teorię dotyczącą dryfu kontynentów, czyli przekonania, że powierzchnia Ziemi podzielona jest na płyty, które poruszają się względem siebie, powodując wspomniane rozdzielenie się superkontynentu na mniejsze części.

Nie wszyscy jednak byli przekonani do pomysłu Wegenera, pewnie po części dlatego, że był on meteorologiem, nie zaś geologiem. Zdaniem takich naukowców jak Ott Christoph Hilgenberg czy Samuel Warren Carey głównym problemem teorii był fakt, że na modelu Ziemi kontynenty nie pasują idealnie do siebie i pozostaje między nimi sporo wolnych przestrzeni. Jednak kiedy model ten pomniejszy się o 60 proc., to wtedy części naszego świata składają się perfekcyjnie jak puzzle. To stało się podstawą do twierdzenia, że kiedyś Ziemia musiała być mniejsza, niż jest obecnie, a zatem nasza planeta systematycznie się powiększa.

Kochanie, przybrałem bilion ton na wadze

Pomysł na to, że Ziemia powiększa się jak Polak po świętach Bożego Narodzenia, rozwiązywał problem z niepasującymi kontynentami. Rodził jednak kolejny: w jaki sposób ten wzrost się odbywa? Nasza planeta raczej nie zajada się bowiem sernikiem ani makowcem…

Specjaliści udzielali różnych odpowiedzi: jedni byli zdania, że Ziemia cyklicznie nadyma się, tworząc góry i oceany w ramach wzrostu i opadania (tzw. efekt jojo). Inni byli zdania, że Ziemia rośnie przez zgarnianie odpadów spadających z kosmosu, które docierają na jej powierzchnię. Co roku naszą planetę bombardować miało mnóstwo skał i to właśnie one miały przyczyniać się do wzrostu jej masy.

Niezależnie od proponowanych rozwiązań teoria, że Ziemia jest coraz większa, napotyka na jeden zasadniczy problem: Isaaca Newtona, a dokładniej jego prawo powszechnego ciążenia. Stanowi ono, że: 

„Każde dwie cząstki materialne we Wszechświecie przyciągają się z siłą proporcjonalną do iloczynu ich mas i odwrotnie proporcjonalną do kwadratu odległości między nimi”.

Oznacza to, że jeśli masa planety by rosła, to wzrastać powinna także siła przyciągania. I odwrotnie, kiedyś przyciąganie powinno być słabsze, a to spowodowałoby zmiany w długości trwania roku, osłabienie pływów czy zmianę ciśnienia powietrza.

To z kolei spowodowało pojawienie się teorii, że stała grawitacyjna tak naprawdę jest zmienną. Ponieważ zwolennicy idei puchnącej planety nie byli w stanie odpowiedzieć na kluczowe pytania, część z nich postanowiła stwierdzić, że nie wie, dlaczego Ziemia się rozszerza (ale na pewno to robi).

„Na morza dnie”

Odpowiedź na pytanie, co powoduje ruch kontynentów, znalazła się tuż obok nich, głęboko w wodzie. Zanim jednak zanurzymy się w odpowiedzi na palące nas pytania, warto dorzucić do ognia jeszcze jedną geologiczną zagwozdkę: „dlaczego skorupa morska jest znacznie młodsza od ziemskiej?”.

Zwolennicy założenia, że Ziemia się powiększa, uznali to za kolejne potwierdzenie dla ich teorii. Podłoże morskie miało być bowiem dowodem na to, że Ziemia wciąż „wypuszcza” młodsze fragmenty. Konkurencyjne wyjaśnienie dawała teoria dryfu kontynentów: skorupa morska miała być młodsza ze względu na cykliczne pochłanianie jej przez stopione wnętrze planety.

Odpowiedź przyniosły dopiero badania dna morskiego przeprowadzone po II Wojnie Światowej przez amerykańską geolożkę Marie Tharp. Pozwoliło to sporządzić szczegółową mapę podwodnych głębin, która ujawniła ogromny łańcuch podwodnych gór, znany jako Grzbiet Śródatlantycki. Z czasem odkrycie to stało się podstawą do potwierdzenia, że Ziemia faktycznie składa się z płyt tektonicznych, a dno morskie cyklicznie wsuwa się pod szelf kontynentalny, dlatego też skorupa morska jest młodsza.

Z góry wygląda to inaczej

Ostateczne rozwiązanie kwestii tego, czy Ziemia rzeczywiście się powiększa czy nie, przyszło wraz z rozwojem badań kosmicznych. W 2011 roku NASA opublikowała pracę naukową z której wynika, że rozmiar naszej planety rocznie zmienia się o 0,1 milimetra. To wielkość tak nieznaczna przy ciele niebieskim o promieniu ok. 3400 km, że trudno mówić o jakimś cyklicznym powiększaniu i pomniejszaniu się Ziemi.

Jeśli zaś chodzi o tony kosmicznych skał, które co roku mają przyczyniać się do wzrostu masy planety, to rzeczywiście do Ziemi co 12 miesięcy dociera 100 mln ton pyłu i kamieni. Większość z nich jednak spala się w atmosferzew żaden znaczący sposób nie przyczynia się do wzrostu masy planety.

A co z kontynentami, które nie przylegają ściśle do siebie? Wystarczy powiedzieć o zjawisku erozji, czyli procesie wietrzenia skał wskutek działania sił natury. To zjawisko wraz z wpływem warunków biologicznych sprawiło, że kształt kontynentów zmienił się w czasie. Choć nie przylegają one do siebie tak dokładnie, to wciąż widać, że kiedyś stanowiły jedną całość.

Werdykt: dieta Ziemi nie grozi

Hipoteza rozszerzającej się Ziemi mimo dowodów na jej błędność wciąż ma swoich zwolenników, także w Polsce. To także ciekawy przykład pokazujący, jak naukowe rozważania mogą zmienić się w dogmatyczną walkę o to, czyja racja jest ważniejsza. W końcu wielką siłą metody naukowej jest właśnie zadawanie pytań i związana z tym otwarta głowa.

Wspieraj niezależność!

Wpłać darowiznę i pomóż nam walczyć z dezinformacją, rosyjską propagandą i fake newsami.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Masz prawo do prawdy!

Przekaż 1,5% dla Demagoga

Wspieram

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!