Strona główna Fake News COVID-19 niegroźny, a szczepienia już tak? Fałszywe informacje

COVID-19 niegroźny, a szczepienia już tak? Fałszywe informacje

W rozmowie z Jerzym Karwelisem w Radiu Wnet pojawiły się fałszywe informacje o pandemii COVID-19.

COVID-19 niegroźny, a szczepienia już tak? Fałszywe informacje

Fot. Pixabay / Modyfikacje: Demagog

COVID-19 niegroźny, a szczepienia już tak? Fałszywe informacje

W rozmowie z Jerzym Karwelisem w Radiu Wnet pojawiły się fałszywe informacje o pandemii COVID-19.

Fake news w pigułce

12 maja 2023 na youtubowym kanale Radia Wnet udostępniono nagranie rozmowyJerzym Karwelisem – publicystą i autorem strony dziennikzarazy.pl. Ten sam materiał został udostępniony również na Facebooku. Tematyka skupiała się na pandemii COVID-19, przy czym pojawiło się tam wiele niepełnych lub nieprawdziwych informacji nt. zachorowań oraz szczepień.

Zrzut ekranu wpisu na Facebooku, w którym zamieszczono materiał z Jerzym Karwelisem. Na dołączonym zdjęciu widać Jerzego Karwelisa w studiu nagraniowym Radia Wnet.

Źródło: www.facebook.com

„Praktycznie nikt nie chorował” i „nikt nie umierał”? Dane mówią co innego

W pierwszej części rozmowy Jerzy Karwelis wspominał, że „nas zamykali, jak praktycznie nikt nie chorował, bo jeszcze nikt nie był testowany. Tym bardziej nikt nie umierał” (czas nagrania 02:32). Następnie tłumaczył: „tak zwana pierwsza fala nie istniała. Jak się popatrzy na dane zgonów, to nikt ponadmiarowo nie umierał. Nawet ilość zgonów była niższa niż bez pandemii. Ludzie zaczęli umierać na przełomie października i listopada, wcale nie z powodów epidemiologicznych tylko z zawalenia się systemu zdrowia” (czas nagrania 03:38).

Pierwsze zachorowania na COVID-19 pojawiły się w Chinach jeszcze pod koniec 2019 roku. W Polsce pierwszy przypadek COVID-19 odnotowano 4 marca 2020 roku. Kilka dni później – 11 marca 2020 roku – Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła stan pandemii. Wówczas na świecie było już ponad 100 tys. zachorowań4 tys. zgonów. Nie jest zatem prawdą, jakoby „praktycznie nikt nie chorował” i „nikt nie umierał”, gdy w Polsce zdecydowano się wprowadzić pierwsze rozwiązania ochronne.

Wbrew słowom Jerzego Karwelisa decyzja o wprowadzeniu obostrzeń nie była podjęta bezpodstawnie – były to działania zapobiegawcze, które miały na celu powstrzymanie ewentualnych zgonów w kraju, kiedy jeszcze nie było wiadomo wiele na temat choroby. 

W czasie pierwszej fali pewne ograniczenia wprowadzano już 10 marca 2020 roku, kiedy odwołano imprezy masowe i zawieszono zajęcia na uczelniach i w szkołach. Następnie 12 marca23 marca zaczął obowiązywać m.in. zakaz zgromadzeń, zamknięto restauracje (stacjonarnie) i obiekty rekreacyjne, a od 24 marca do 11 kwietnia obowiązywało ograniczenie w przemieszczaniu się (poza niektórymi celami, np. zawodowymi i bytowymi). 

Pod koniec marca 2020 roku ograniczono liczbę klientów w sklepach, zawieszono działanie m.in. zakładów fryzjerskich i salonów kosmetycznych, a do tego zaczął obowiązywać zakaz przebywania na plażach i terenach zielonych. Natomiast 16 kwietnia wprowadzono nakaz zasłaniania ust i nosa, a niektóre z obowiązujących restrykcji zostały przedłużone. Także 16 kwietnia rząd ogłosił plan stopniowego luzowania obostrzeń.

Lockdown groźniejszy niż COVID-19? Dane wskazują jednak na coś innego

Dokładna ocena tego, które z obostrzeń są mniej lub bardziej skuteczne, zajęła dużo czasu. Jednak w czasie pierwszej fali zakażeń obostrzenia sprawdzały się w sposób kompleksowy – tj. zastosowanie ich wszystkich naraz wpłynęło pozytywnie na ograniczenie zachorowań. Na tle innych państw europejskich, takich jak Włochy czy Wielka Brytania, w Polsce liczba zakażeń i zgonów w pierwszych miesiącach utrzymywała się na dość niskim poziomie. Czyli stan faktyczny był odwrotny niż to, co mówił Jerzy Karwelis: to właśnie z powodu wprowadzonych obostrzeń pierwsza fala „praktycznie nie istniała”. 

Przedstawiona teza Jerzego Karwelisa (czas nagrania 03:38) o tym, że ludzie zaczęli umierać dopiero na jesień 2020 roku z powodu wprowadzonych ograniczeń i samego obłożenia służby zdrowia, a nie – z powodów epidemiologicznych, to manipulacja. Warto zwrócić uwagę, chociażby na inne kraje europejskie, które odczuły skutki pandemii jeszcze na wiosnę 2020 roku. Już wtedy notowano wysoki wskaźnik nadmiernej śmiertelności.

To nie lockdown powodował rosnące liczby zgonów, a COVID-19. Dane Eurostatu wskazują, że nadmierna śmiertelność (zgony, które wykraczają poza poziom  z poprzednich lat) od początku wzrastała wraz z falami zachorowań na COVID-19. Wskazują na to również dane statystyczne z Włoch, które ogólnokrajowy lockdown wprowadziły stosunkowo późno – dopiero 11 marca. Natomiast pierwszy wykryty przypadek COVID-19 we Włoszech był odnotowany już 21 lutego

Jerzy Karwelis przedstawił SARS-CoV-2 jako niegroźnego koronawirusa. Niesłusznie

Jerzy Karwelis mówił, że szef Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) powiedział: „jedno zdanie, w którym były trzy kłamstwa. »Mamy nowy wirus, to jest SARS-CoV-2, po trzecie nie mamy na niego odporności«. Wszystkie te trzy rzeczy, po których zwariował świat, są nieprawdą. Koronawirusy są znane od kilkudziesięciu lat, nie jest to wirus, który powoduje zawalenie się systemu oddechowego człowieka, a po trzecie gdybyśmy nie mieli na to odporności, to nie rozmawialibyśmy o tym w studiu” (czas nagrania 05:42).

Nie znaleźliśmy takiej wypowiedzi Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa – być może jest to pewna parafraza. Należy jednak zaznaczyć, że COVID-19 jest chorobą, którą po raz pierwszy zanotowano w grudniu 2019 roku. Wcześniej SARS-CoV-2 nie był znany ludzkości i nie stwierdzano masowych zakażeń spowodowanych przez ten patogen. 

To, że wcześniej istniały inne koronawirusy, wcale nie oznacza, że każdy człowiek ma automatycznie odporność przeciwko każdemu z nich. Koronawirusy, takie jak MERS-CoV czy SARS-CoV, które wywołały epidemie na początku XXI wieku, różniły się od SARS-CoV-2. To, że wirusy należą do tej samej rodziny, nie świadczy ani o tym, że wywołują podobne choroby, ani o tym, że aktywują u gospodarza wspólny rodzaj odporności.

Na przykład: zarówno wirus wywołujący polio, jak i ten powodujący zwykły katar (ludzki rinowirus A) należą do tej samej rodziny: Pikornawirusów. Jeżeli ktoś przechoruje katar, to nie oznacza, że ma odporność przeciw polio.

Nawet najbardziej poważne pandemie i epidemie w historii, takie jak np. epidemia dżumy w XIV wieku, nie doprowadziły do wyginięcia całej ludzkości – ale to nie oznacza, że nie należy w ogóle się ich obawiać. COVID-19 od początku był chorobą szczególnie niebezpieczną zwłaszcza dla osób starszych i schorowanych. Jednak ryzyko zachorowania i zgonu istniało i cały czas istnieje także w przypadku młodych i zupełnie zdrowych osób.

Należy też podkreślić, że czym innym jest odporność nieswoista (wrodzona), a czym innym swoista (nabyta w ciągu życia poprzez kontakt z drobnoustrojami lub szczepienia). To, że różne koronawirusy istniały wcześniej przez lata, nie oznacza, że każdy ma wrodzoną odporność przeciwko nim (i przeciwko każdemu rodzajowi koronawirusów). Istotne są także różnice między wirusami, np. można – po przechorowaniu – nabyć odporność przeciwko grypie typu A, ale już niekoniecznie przeciwko typowi B.

Czy nikt nie umiera z powodu pandemii COVID-19? Zajrzyjmy do danych

Jerzy Karwelis stwierdził, że zajrzał do statystyk dotyczących zgonów spowodowanych COVID-19. Jak tłumaczył: „zobaczyłem, że nikt nie umiera. I co to za pandemia, w której nikt nie umiera?” (czas nagrania 06:27). Następnie dodał, że „świat tak bardzo się pomylił z wirusem, który miał bardzo niską śmiertelność, że wszyscy teraz kombinują, żeby wynaleźć jakieś ekstraordynaryjne, dla których wszyscy musieli zareagować nagle. I tak jak mówił pan Tedros był to wirus, o którym nic nie wiedzieliśmy, a wiedzieliśmy wszystko; który zabija wszystkich, bo nie mamy na niego odporności, a miał” (czas nagrania 09:35).

To nieprawda, że „nikt nie umiera” z powodu COVID-19. Przez tę chorobę na całym świecie zmarło ponad 6,9 mln osób, w tym 119 tys. w Polsce. W dostępnych statystykach widać więc, że jest to poważna choroba, która doprowadza do wielu zgonów. W dodatku łączna liczba bezpośrednich i pośrednich (np. z powodu obciążenia służby zdrowia) ofiar może być znacznie większa

Wykres ze strony Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) z zakażeniami i zgonami z powodu COVID-19 na świecie. Z danych wynika, że potwierdzono ponad 765 mln przypadków oraz 6,9 mln zgonów.

Źródło: www.who.int

Czy wskaźnik śmiertelności to zawsze dobry wyznacznik co do powagi pandemii?

Odnoszenie się do samej śmiertelności nie mówi wiele na temat powagi sytuacji. Dlaczego? Jako śmiertelność w podstawowym ujęciu rozumie sięstosunek liczby zgonów do liczby ludności lub do liczby zachorowań na daną chorobę” (Encyklopedia PWN). Przyjmijmy, że śmiertelność wirusa wynosi 5 proc. W takim przypadku przy 100 zachorowaniach umrze 5 osób. Jednak jeżeli wirus ma zdolność do szybkiej transmisji, to zachorowań może być więcej, np. 10 000 – w takim przypadku  ofiar będzie już 500. 

W konsekwencji względnie niska śmiertelność z powodu choroby zakaźnej wcale nie musi oznaczać, że wirus doprowadza do śmierci niewielkiej liczby osób. I analogicznie – wysoka śmiertelność nie oznacza, że z powodu choroby umrze wiele osób, jeżeli wirus roznosi się powoli.

W dodatku śmiertelność jest wskaźnikiem, który cały czas zmienia się w czasiezależy od wielu czynników, m.in. takich jak: sytuacja epidemiologiczna, zdolność do diagnozowania oraz dostępność metod leczenia czy szczepień. Przykładowo: gdy na początku pandemii diagnozowano mało przypadków zakażeń, wskaźnik ten był wyższy. Jeżeli zdolności testowania są wysokie, to śmiertelność także będzie spadać. 

COVID-19 liczbą ofiar przyćmiewa wiele innych pandemii

Jeżeli weźmiemy pod uwagę ogólną liczbę zgonów (6,9 mln), to stanie się jasne, że pandemia COVID-19 zabiła więcej ludzi niż pandemie takie jak: H1N1, czyli tzw. świńska grypa (151,7 tys.–575,4 tys. zgonów), grypa azjatycka (1,1 mln zgonów), grypa Hongkong (1 mln zgonów).

Dla kontrastu warto przyjrzeć się np. Eboli – chorobie, która pomimo śmiertelności szacowanej na od 25 do nawet 90 proc., nigdy nie doprowadziła do tak dużego kryzysu zdrowotnego na całym świecie. Niemniej jednak przysporzyła ogromnych kłopotów w wymiarze lokalnym. Epidemia, która wybuchła w 2014 roku w Afryce Zachodniej i trwała do 2016 roku, pochłonęła ponad 11 tys. ofiar. Tymczasem COVID-19 w 2 latat zabił ponad 5 mln ludzi.

Jerzy Karwelis o „dziwnych chorobach”. Czy zagrożenia leżą w szczepieniach? 

W drugiej połowie rozmowy Jerzy Karwelis mówił m.in. o szczepieniach. „Jest wysyp bardzo dziwnych chorób w stanie ostrym – nie mówiąc już o nawrotach raka – ale niektóre grupy wiekowe zaczynają chorować na choroby, na które do tej pory nie chorowały i to w sposób dosyć ostry. Nikt nie zbada korelacji tego dziwnego faktu […], żeby wyjaśnić przyczynę tego. Nikt tego nie bada. Przede wszystkim nikt nie bada faktu korelacji tych chorób z faktem zaszczepienia lub nie” – tłumaczył (czas nagrania 16:06). Dodał też, że: „korelacja jest moim zdaniem oczywista. W tej chwili na te rzeczy przebywają w szpitalach głównie ludzie zaszczepieni” (czas nagrania 16:54).

Z badań wynika, że szczepionki to skuteczne i bezpieczne preparaty – wskazują na to dane CDC, EMAWHO. W rzadkich przypadkach każda szczepionka lub lek może prowadzić do pewnych działań niepożądanych, w bardzo rzadkich przypadkach  tych poważnych. Jednak takie ryzyko jest niewspółmiernie mniejsze od  korzyści, które przynosi zastosowanie określonych środków.

11 sierpnia 2022 roku na łamach „The Lancet” pojawiło się badanie skoncentrowane na populacji osób niezaszczepionych. Udział w nim wzięło ponad 600 tys. osób, które przeszły COVID-19, i ponad 600 tys. osób, które nie chorowały. Wnioski z badania wskazują, że: „12-miesięczne ryzyko przypadkowych chorób sercowo-naczyniowych jest znacznie wyższe u osób, które przeżyły COVID-19 niż w grupie kontrolnej bez COVID-19”.

Jeżeli porównamy osoby zaszczepione i niezaszczepione, to ryzyko chorób związanych z sercem jest większe u osób, które chorowały na COVID-19. CDC w swoich badaniach wykazało, że ryzyko powikłań sercowych jest od 2 do 6 razy większe po zachorowaniu w przypadku młodzieży (12-17 lat) i nawet od 7 do 8 razy większe w przypadku młodych mężczyzn.

Materiał informacyjny CDC, który wskazuje na zwiększone ryzyko komplikacji z powodu chorób serca wśród młodych chłopców oraz młodych mężczyzn po przechorowaniu COVID-19 w porównaniu do szczepień przeciwko chorobie.

Źródło: www.cdc.gov

Na podstawie tych przykładów widać więc, że to nieprawda, że nikt nie bada korelacji między szczepieniem a efektami ubocznymi. Takie analizy prowadzi się cały czas. Wszystkie szczepionki ze względów bezpieczeństwa muszą być w ten sposób monitorowane, by wiedzieć, czy należy zmodyfikować skład lub wycofać określone produkty w razie konieczności.

W Polsce o nowo wykrytych efektach ubocznych preparatów leczniczych informuje Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych (URPL). Przykładowo: w grudniu 2020 roku wydano komunikat o tym, że metamizol (lek przeciwbólowy) może wiązać się z ryzykiem polekowego uszkodzenia wątroby, a z komunikatu z października 2020 wynika, że zastosowanie fluorochinolonów, stosowanych ogólnoustrojowo i w formie wziewnej, wiąże się ze zwiększonym ryzykiem niedomykalności zastawki serca. Takie komunikaty skutkują aktualizacją charakterystyki produktu leczniczego i ulotki dla pacjentów o nowe możliwe efekty uboczne lub wycofaniem produktu w razie istotnego zagrożenia – to typowa procedura. 

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać