Informujemy o najważniejszych wydarzeniach ze świata fact-checkingu.
Fałszywi uzdrowiciele dusz, czyli jak szkodzą pseudoterapie
Na terapię prywatną stać nielicznych, a kolejki NFZ potrafią ciągnąć się miesiącami. Co pozostaje osobom, dla których często jest ona jedyną nadzieją na lepsze życie? Alternatywne metody oferujące szybkie efekty mniejszym kosztem. Oto nasza diagnoza stanu psychoterapii w Polsce.
fot. Pixabay / Modyfikacje: Demagog
Fałszywi uzdrowiciele dusz, czyli jak szkodzą pseudoterapie
Na terapię prywatną stać nielicznych, a kolejki NFZ potrafią ciągnąć się miesiącami. Co pozostaje osobom, dla których często jest ona jedyną nadzieją na lepsze życie? Alternatywne metody oferujące szybkie efekty mniejszym kosztem. Oto nasza diagnoza stanu psychoterapii w Polsce.
Szacuje się, że ponad 8 mln Polaków w którymś momencie swojego życia mierzyło się [s. 3] z zaburzeniem psychicznym, a na samą depresję choruje około 1,2 mln osób. Pandemia tylko pogorszyła i tak złą sytuację.
Z aktualnych meta-analiz i przeglądów systematycznych badań [np. 1, 2, 3] dowiadujemy się, że najskuteczniejszą metodą leczenia chorób i zaburzeń psychicznych jest połączenie farmakologii z psychoterapią [1, 2, 3]. W przypadku łagodniejszych stanów depresji, czy szeroko pojętych kryzysów psychicznych, może być stosowana tylko ta druga [1, 2, 3, 4].
Jak powinna wyglądać psychoterapia i kto powinien się nią zajmować? Wydaje się, że są to dość proste pytania i przy tej skali potrzeb, system powinien być już uporządkowany. Nic bardziej mylnego.
Ustawa i pozory regulacji
Dopiero ustawa o niektórych zawodach medycznych zmieniła ustawę o ochronie zdrowia psychicznego i wprowadziła w styczniu tego roku pierwszą prawną definicję psychoterapii [art. 87 ust. 2]. Na mocy tej samej nowelizacji minimalną regulację zyskał zawód psychoterapeuty.
Przed tymi zmianami środowiska psychologów, psychoterapeutów i psychiatrów alarmowały, że terapią może zajmować się praktycznie każdy [1, 2, 3]. Czy nowe przepisy to zmieniły? W nieznacznym stopniu.
Obecnie psychoterapię może prowadzić m.in. osoba, która uzyskała certyfikat psychoterapeuty i spełnia kilka wymagań określonych w ustawie o ochronie zdrowia psychicznego [art. 5 ust. 3]. Są to: posiadanie tytułu zawodowego lekarza lub magistra [niekoniecznie studiów z zakresu psychologii], ukończenie podyplomowego szkolenia w zakresie co najmniej 1200 godzin i zdanie egzaminu na certyfikat.
Te regulacje mają sprawić, że nieuprawnione osoby nie będą podejmowały się psychoterapii pacjentów, ale mowa tutaj o państwowym systemie ochrony zdrowia [art. 5 ust. 1]. Tymczasem jak wynika z ostatniego Baromentru WHC średni czas oczekiwania na wizytę w poradni zdrowia psychicznego to 2,6 miesiąca [s. 22]. Osoby, które nie mogą tyle czekać, są skazane na płatną terapię. W sektorze prywatnym ta nowelizacja jednak nie działa.
Terapia i leczenie w formie instant. Ustawienia Hellingera
Człowiek cierpiący postawiony pod ścianą szuka innych rozwiązań. Na takie osoby czekają „eksperci”, oferujący szybkie efekty mniejszym kosztem: finansowym i czasowym. Zapewniają, że oferowana przez nich „terapia”, pomoże w rozpoczęciu nowego i lepszego życia.
Jedną z najpopularniejszych metod tego typu są ustawienia hellingerowskie. Zarówno stosowanie przy nich nazwy „terapia”, jak i fakt, że ustawieniami mogą zajmować się nawet dyplomowani psychoterapeuci, są mylące. W środowiskach terapeutycznych od lat ta metoda wzbudza kontrowersje.
Sam twórca, czyli Bert Hellinger, jak czytamy na promującej jego dorobek stronie, studiował filozofię, pedagogikę i teologią. Spędził 25 lat życia w zakonie. Wiedzę na temat psychoterapii czerpał z różnych kursów, m.in. z terapii Gestalt i terapii krzyku. Po latach poszukiwań i inspiracji stworzył własną metodę, opartą na seansach grupowych.
Niemieckie środowisko odcina się od Hellingera
O możliwych zagrożeniach wynikających z udziału w ustawieniach Hellingera pisało już w 2003 roku Niemieckie Towarzystwo Terapii Systemowej – jednego z nurtów psychoterapii. Wskazało ono, że Bert Hellinger unika poważnej i krytycznej dyskusji na temat swojej metody i woli, aby podziwiał go „wierzący” tłum wyznawców.
Samą praktykę ustawień oceniono na etycznie niedopuszczalną i niebezpieczną, m.in. z uwagi na obietnice, że seanse grupowe szybko rozwiążą problemy klientów ze zdrowiem psychicznym, nawet te poważne. O szkodliwości tego podejścia w 2013 roku ostrzegał też krakowski oddział Polskiego Towarzystwa Psychologicznego [s. 4-6].
Pomimo tego z łatwością można znaleźć oferty takich seansów w Polsce [1, 2] i nie brakuje osób, które korzystają z tych praktyk. Zwróciliśmy się z prośbą o komentarz do Salonu Hellingerowskiego i strony hellinger.pl, gdzie oferowane są usługi terapeutów stosujących tę metodę, jednak do dnia publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Psychodrama zamienia się w magię
Ustawienia Hellingera oparte są na wspomnianych już seansach grupowych. Jak one wyglądają? – Zazwyczaj zbiera się grupa 20-30 osobowa na czele której stoi prowadzący lub prowadząca – mówi w rozmowie z Demagogiem psychoterapeuta i psycholog Bartosz Zalewski. – Osoba, która przyszła przepracować swój problem, mówi go na głos i wybiera przedstawicieli swojej rodziny z grupy, a prowadzący ustawia je, np. ktoś stoi tyłem, ktoś inny przodem do osoby z problemem – dodaje.
Do tego momentu wszystko przypomina psychodramę, później jednak zaczyna się etap związany z magicznym myśleniem. – Prowadzący zaczyna rozmawiać z przedstawicielami rodziny głównego uczestnika seansu. Ten, słuchając ich, często ma wrażenie, że zachowują się dokładnie jak jego krewni – tłumaczy Zalewski.
Podczas seansu pojawiają się często takie tematy jak nienarodzone dzieci, uzależnienia w rodzinie, przypadki chorób psychicznych. Sięga się do kilku pokoleń wstecz. – To bardzo duży wysiłek emocjonalny, który podejmujemy w grupie zazwyczaj zupełnie obcych sobie ludzi – mówi Zalewski.
Może poprawić samopoczucie, lecz nie wyleczy z choroby
Jak podkreśla nasz rozmówca, według Hellingera w ten sposób można poradzić sobie z nawet poważnym problemem ze zdrowiem psychicznym. – Ani jeden, ani 20 czy 30 seansów nie pomoże w przypadku, gdy ktoś zmaga się z chorobą czy zaburzeniem psychicznym – zaznacza Bartosz Zalewski.
Dlaczego więc ustawienia przyciągają tyle osób, a są takie, które uważają, że im pomogły?
– Podczas ustawień można doświadczyć efektu katharsis, czyli ulgi, poczucia oczyszczenia. Jest to jednak chwilowe i niczego nie leczy. Dużą rolę gra też to, że osoba, która przyszła przepracować swój problem na seansie, bardzo chce go rozwiązać. Jest też presja grupy, która jej w tym kibicuje.
– Trudno w tym wszystkim przyznać, że tak naprawdę nic nie zostało rozwiązane – kwituje Bartosz Zalewski.
Przemocowa strona ustawień
Gdy szukamy osób, które brały udział w seansach, odzywają się do nas takie, które miały styczność z ustawieniami Hellingera bezpośrednio, ale też i pośrednio. Jedna osoba z tej drugiej grupy mówi nam, że przez ustawienia straciła kontakt z bratem.
Rozmówczyni wspomina, że po udziale w ustawieniach brat powiedział jej, że podczas seansu wyszło, iż tylko on jest chcianym i kochanym dzieckiem w rodzinie. – Nie mieści mi się w głowie, jak dorosła osoba może powiedzieć coś takiego członkowi swojej rodziny – komentuje.
– System stworzony przez Berta Hellingera jest oparty na hierarchii w rodzinie, a przez to i przemocowy. Niby w założeniu osoby wykluczone z rodziny mają zostać do niej włączone, ale w praktyce często w efekcie mamy podział na lepszych i gorszych członków rodziny – komentuje Bartosz Zalewski.
Psychoterapeuta zabiera na ustawienia swoją pacjentkę
Maria sama na ustawieniach nigdy nie była, ale jej psychoterapeutka zaproponowała udział w seansie jej siostrze. I tutaj już pierwszy alarm: zgodnie z Kodeksem Etyczny APA [sekcja 3, art. 3.05] nie powinniśmy dzielić terapeuty z bliską nam osobą, chyba że jest to terapia rodzinna lub par. Wówczas jednak w sesji powinny uczestniczyć wspólnie wszystkie zainteresowane osoby, a nie każda osobno.
W tym przypadku Maria i jej siostra chodziły na sesje psychoterapeutyczne do tej samej osoby.
– Terapeutka zabrała moją siostrę do innej miejscowości, gdzie odbywały się ustawienia. Osoby uczestniczące w seansie odgrywały członków naszej rodziny. Siostra mówiła mi później, że było to dla niej jedno z najgorszych doświadczeń w życiu – relacjonuje Maria.
Złamanie tajemnicy terapii – to się nie powinno zdarzać
Siostra Marii opowiadała, że podczas seansu odgrywane były sceny z ich życia rodzinnego, które w rzeczywistości nigdy się nie wydarzyły. Były jednak momenty, że zachowania uczestników seansu odzwierciedlały to, co siostra Marii opowiadała podczas psychoterapii.
– Po seansie moja siostra była skołowana i nie wiedziała, co o nim myśleć – dodaje Maria. Siostry podejrzewały, że w seansie uczestniczyli znajomi psychoterapeutki, która mogła im zdradzić szczegóły z sesji indywidualnych.
Obie nie miały wątpliwości, że ich granice zostały tutaj naruszone. – Dodatkowo ta terapeutka relacjonowała siostrze, co mówiłam na sesji, a mnie, co mówiła siostra. Czułam się więc obciążona dodatkowo terapią siostry – mówi Maria.
Bartosz Zalewski wskazuje, że jest to złamanie tajemnicy zawodowej. – Nie możemy powtarzać tego, co mówi pacjent podczas sesji terapeutycznych innym osobom. Nawet w sytuacji, gdy ta osoba się na to zgadza. Niestety nie ma jeszcze regulacji prawnych w tym zakresie, więc w przypadku złamania tajemnicy nie ma możliwości pozwania takiego psychoterapeuty – wyjaśnia.
Pogrzebana terapia
Terapeutka nie zaproponowała ustawień Marii. Ta jednak i tak straciła do niej zaufanie. – Po tym, jak zabrała na ustawienia moją siostrę, nasze sesje odbywały się coraz rzadziej. Już wcześniej zaalarmowały mnie dziwne uwagi z jej strony, które oceniłam jako ezoteryczne, np. o koherencji serca. Pojawiły się również pseudonaukowe nurty, takie jak totalna biologia.
Dlaczego wykształceni psychoterapeuci z doświadczeniem wierzą w coś, co więcej ma wspólnego z myśleniem magicznym niż naukowymi praktykami? Bartosz Zalewski wyjaśnia: – W Polsce psychoterapia jest dziedziną młodą, chociaż dynamicznie rozwijającą się. Widać zmianę w kierunku jakości. Takie praktyki, jak ustawienia hellingerowskie, mają w sobie elementy myślenia magicznego, które nie jest nam, jako społeczeństwu, obce.
– Stąd też nie brakuje osób, które chcą uwierzyć, że swój problem, nawet bardzo trudny, mogą rozwiązać w prosty sposób. I takich, którzy chcą pomagać w ten sposób innym – dodaje.
Prosta metoda na duże problemy?
Bert Hellinger to nie jedyna osoba, która chce uzdrawiać ludzi po swojemu. Darek, nasz kolejny rozmówca, cierpiący od lat na zaburzenia depresyjno-lękowe, natknął się w mediach społecznościowych na mentora, który reklamował swoją unikalną metodę na uwolnienie się od problemów wynikających z „wewnętrznych konfliktów”.
Tutaj od razu powinna zapalić się Darkowi czerwona lampka. – Nie brakuje osób, które wymyślają własne metody terapeutyczne, nie mają one jednak sensu. Nie są one bowiem oparte na badaniach naukowych, które potwierdzają bądź wykluczają skuteczność danej metody – mówi nam Mateusz Gawiński, psycholog.
Darek jednak wcześniej o takich praktykach nie słyszał. Miał też utrudniony osąd. – Byłem w kryzysie po ciężkich doświadczeniach, w tym śmierci członka rodziny. Leczę się psychiatrycznie i chodzę na terapię, ale z miesiąca na miesiąc coraz bardziej ciążą mi koszty, jakie ponoszę. Postanowiłem zaryzykować – przyznaje.
Chwilowa ulga nie rozwiązała problemów
Za kilkaset złotych umówił się na rozmowę z mentorem, który nauczył go swojej metody. Darek nie chce zdradzić, na czym ona polega. – W pewnym momencie padło, że gdy będę z nią pracował, odstawię leki przeciwlękowe. Miałem szczerą nadzieję, że tak będzie – wspomina.
Mentor prowadzący rozmowę, chociaż w ocenie Darka zachowywał się profesjonalnie, nie był psychiatrą. Nie powinien więc wypowiadać się na temat leczenia psychiatrycznego swojego klienta.
– Twórca metody przedstawia się jako mentor, ktoś, kto sam wiele przeszedł i doszedł do pewnych rozwiązań. Wypróbowałem metodę na pewnej trudnej myśli związanej z osobą, która odeszła. Nagle poczułem spokój! Sam nie mogłem w to uwierzyć, a do tego mentor stwierdził, że raz tak przepracowany problem już nie wróci.
Przez kilka dni nasz rozmówca czuł ulgę. – Teraz się z siebie śmieję, ale przez chwilę niemal uwierzyłem, że w ten sposób odmienię swoje życie. I zgadnijcie co – nie odmieniłem. Każdy „rozpracowany” przeze mnie problem wracał. Chciałem skonsultować to z mentorem, ale nie miałem na to pieniędzy – przyznaje Darek.
Złudzenie szybkich efektów
Psycholog Mateusz Gawiński zwraca uwagę na pułapkę metod z tzw. błyskawicznymi efektami. – Te wymyślane metody zazwyczaj przynoszą chwilową ulgę opartą na efekcie autorytetu i sile sugestii. To, że coś zadziałało na nas tu i teraz, nie znaczy, że w perspektywie całego naszego życia miało to wartość terapeutyczną – zauważa.
Później Darek bliżej przyjrzał się mentorowi. Jego strona wygląda profesjonalnie, a metoda opisana jest pseudonaukowym językiem. – Nie ma jednak nic o jego wykształceniu, badaniach nad metodą, a dowodem na jej skuteczność są tylko komentarze jego klientów – mówi Darek.
Ostatecznie nasz rozmówca skupił się na swojej terapii z dyplomowaną i doświadczoną psychoterapeutką.
Nie każdy pracuje jak profesjonalista
W trakcie naszych rozmów nie zamykamy się tylko na osoby mające za sobą doświadczenie terapii, które są pseudonaukowe już na pierwszy rzut oka. Odzywa się do nas Zofia, która współpracowała już z kilkoma terapeutami.
Jeden z nich wyjątkowo zapadł Zofii w pamięć. Sesje z nim zaliczyła do wręcz traumatycznych wydarzeń w swoim życiu. Początkowo jednak nic nie wskazywało na to, że trafiła w złe miejsce. Terapeuta, jak podkreśla, posiadał bowiem certyfikację oraz pozytywne oceny na portalu Znany Lekarz. Zrobił dobre pierwsze wrażenie.
Zofia w trakcie niemal rocznej sesji spotkań czuła, że nie jest poważnie traktowana przez psychoterapeutę. A gdy zwracała na to uwagę, terapeuta bagatelizował jej zdanie. Co więcej, sam nie zrobił nic, aby zadbać o jej komfort i zaufanie.
To terapeuta odpowiada za atmosferę
Z badań wynika [1, 2, 3, 4, 5], że istotną częścią procesu terapeutycznego jest sama relacja terapeutyczna, czyli kontakt nawiązany między terapeutą a pacjentem. Chodzi tu o wzajemne zaufanie, szacunek czy autentyczność. Co więcej, metaanaliza publikacji wydanych w ciągu 40 lat udowadnia, że szczere ustalenie celu i zasad terapii ma istotny wpływ na jej rezultaty. Taki kontrakt terapeutyczny jest punktem wyjścia do współpracy.
Na początku relacja jest asymetryczna – terapeuta wie więcej o psychologii, a pacjentka wie więcej o sobie samej [s. 12-13]. Gabinet jest miejscem, gdzie te dwie perspektywy mogą się spotkać. Za relację odpowiadają obie osoby, jednak to psychoterapeuta ma za zadanie stworzyć w gabinecie odpowiednią atmosferę [s. 126], a więc również zapewnić niezbędne informacje oraz uzyskać świadomą zgodę na przebieg terapii. To nic dziwnego, przecież na początku jest dla nas obcą osobą, więc otworzenie się przed nim wymaga zaufania [s. 134].
Zdaniem Zofii tego zabrakło w jej historii. Wielokrotnie podkreśla przy nas, że cały ciężar pracy był zrzucany na nią. Pamiętajmy, że prywatna terapia to usługa i mamy prawo oczekiwać jakości. Zwłaszcza że za nią płacimy.
„Lepiej czułam się bez terapii”
Nasza rozmówczyni miała poczucie, że to na nią zrzucana jest wina za brak postępów w toku terapii. – Miałam w poczucie, że to ze mną jest coś nie tak – powtarza kilkukrotnie w czasie naszej rozmowy.
Taka atmosfera nie przyniosła nic dobrego. – Czuję wręcz, że mam traumę po tej terapii – przyznaje Zofia. – Do dzisiaj, gdy słyszę dźwięk rozpoczynającej się rozmowy w Google Meet, aż się wzdrygam. To właśnie poprzez tę platformę prowadzone były sesje – dodaje
Z dzisiejszej perspektywy Zofia ocenia, że terapia przeprowadzona na nieuczciwych warunkach tylko pogłębiała problem, a nie pomagała.
– Raz mieliśmy miesięczną przerwę z uwagi na urlop terapeuty. Gdy wrócił, powiedziałam mu, że chyba lepiej czuję się bez tych spotkań. Terapeuta odparł, że to pewnie przez to, że przez ten czas nie konfrontowałam się z trudnymi sprawami. Każda moja próba rozmowy o moich negatywnych odczuciach co do terapii tak się kończyła – opowiada Zofia.
Uwikłana w proces
Z jej historii wybrzmiewa ważny wniosek – z błędami w sztuce można spotkać się również u terapeuty pracującego w jednym z certyfikowanych i powszechnie rozpoznawanych nurtów. Gdy pojawiał się pomysł zakończenia terapii, Zofia była do tego zniechęcana, podobnie jak do wizyty u psychiatry i terapii farmakologicznej.
Terapeuta pozostawał głuchy na wątpliwości Zofii i nie prowadził procesu dalej. Regularnie, gdy Zofia nie wiedziała, co mówić, on sam milczał. Miało to zachęcić ją do wglądu. Jak sama wyjaśnia „to ja miałam zacząć mówić”, jednak nie takie były jej oczekiwania.
– Kiedy mu powiedziałam, że teraz już naprawdę kończę terapię, to stwierdził, że on pierwszy raz słyszy, że mam jakieś uwagi do jego pracy. Stwierdził, że nie mówiłam nic, że mi się coś nie podoba. Byłam w szoku – przyznaje Zofia.
„To nie jest taki typ terapii”
Zofia brała udział w terapii psychodynamicznej. Wówczas nie znała jeszcze różnic między nurtami. Mimo to miała poczucie, że czegoś brakuje. Sama zwracała prowadzącemu uwagę, że brakuje jej narzędzi do radzenia sobie z problemami. Sygnalizowała, że obecny tok pracy nie przynosi rezultatów. W odpowiedzi napotykała tylko na ścianę i słowa „to nie jest taki typ terapii”.
Jak wynika z ogólnopolskiego badania przeprowadzonego w 2017 roku, wspomniany nurt psychodynamiczny był jednym z najpopularniejszych nurtów stosowanych przez terapeutów. Mimo to nie spełnił jej oczekiwań. Nie jest to wina samego nurtu, ponieważ kluczem do zapewnienia pomocy jest dobranie odpowiedniej specyfiki pracy i metody pod potrzeby danej osoby.
– Nie znałam wtedy różnić między tymi wszystkimi systemami i sposobami prowadzenia terapii. Sprawdzałam jedynie, czy terapeuci są po studiach, czy mają superwizję. Teraz wiem, że warto zapoznać się ze wszystkimi nurtami i wybrać dla siebie odpowiedni – kwituje Zofia.
A skoro mowa o nurtach
Istotne jest zatem, aby korzystać z nurtów o potwierdzonej skuteczności i adekwatnie dobranych pod naszą potrzebę. Poszczególne nurty są skuteczne w radzeniu sobie z innym rodzajem trudności lub zaburzeń. Naukowe dowody i zalecenia w tym zakresie zbiera sekcja 12. Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego [APA]. Podobne dowody zbiera i ewaluuje angielski Narodowy Instytut Doskonałości Zdrowia i Opieki [NICE].
Dla przykładu znajdziemy tu informację, że terapia psychodynamiczna może być dobrym narzędziem dla osoby zmagającej się z depresją, a w przypadku zaburzeń lękowych więcej badań wskazuje na nurt poznawczo-behawioralny. APA wskazuje, że podejścia dzielą się na pięć głównych kategorii: psychodynamiczne i psychoanalityczne, behawioralne, poznawcze, humanistyczne i integratywne. Ta typologia pojawia się we wspomnianej na początku tekstu polskiej ustawie o ochronie zdrowia psychicznego.
Terapeuta z naszej historii nie uświadomił Zofii tych różnic. Nie wyjaśnił jej też, jakie założenia ma jego nurt, ani nie poinformował, że istnieją inne opcje. Co więcej, jak sama to dzisiaj nazywa, uporczywie nalegał, aby pozostała pod jego opieką.
Historia ma pozytywne zakończenie – Zofia trafiła do nowej terapeutki i innego nurtu, z którego jest bardzo zadowolona.
Wspólny mianownik – brak regulacji i standardów
Historie Darka, Zofii i Marii to tylko jedne z wielu. To przykłady. Rysują nam obraz znacznie szerszego problemu. Wobec braku wystarczających regulacji pacjenci są narażeni na szkodliwe pseudoterapie i błędy w sztuce.
W Polsce pracują tysiące specjalistów i profesjonalistów z zakresu zdrowia psychicznego. Nie ma zgody co do dokładnej liczby. Źródła podają różne dane – od 1800 do 15 tys. [1, 2, 3]. Po rozmowach z przedstawicielami środowiska jesteśmy świadomi, że w większości są to osoby z dobrym i etycznym podejściem do swojej pracy. Niestety luka w prawie sprawia, że na rynku równolegle z nimi pracują osoby stosujące metody nieakceptowane przez naukę i bez odpowiednich standardów etycznych.
Co gorsza, brakuje sposobu na ukrócenie takich praktyk. Obecnie istniejące [minimalne] regulacje nie pozwalają na wyciąganie konsekwencji wobec osób popełniających błędy w sztuce. Brakuje organu kontroli i nadzoru nad pracą psychoterapeuty oraz standardów, które pozwalałyby nagradzać pracę kompetentnych osób i karać osoby naruszające te standardy.
Kim ostatecznie jest psychoterapeuta?
Co jest potrzebne, aby zostać psychoterapeutą? Jak wskazują naukowcy i dydaktycy z uniwersytetu SWPS [1, 2] na początek przydatne będą studia i odpowiednie wykształcenie, następnie kurs [np. 1, 2, 3] i zdobycie certyfikacji w wybranym nurcie psychoterapeutycznym. Po drodze również, w przypadku wielu szkół, przejście własnej terapii, aby nie przenosić osobistych doświadczeń na osoby, z którymi będziemy pracować.
Dobrze by było, aby nasz psychoterapeuta należał też do jednego z dużych i renomowanych towarzystw [np. Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego]. Już po rozpoczęciu pracy przydatna okazuje się też superwizja [1, 2, 3], czyli konsultowanie swojej działalności z wyszkoloną do tego osobą o większym stażu. Terapeuci starający się o certyfikację, zdobywają doświadczenie, oferując swoją praktykę lub odbywając staż, będąc w trakcie kursu [1, 2, 3, 4], więc superwizja jest w ich przypadku bardzo istotna.
Oczywiście droga opisana powyżej zachodzi przy założeniu dobrych intencji i tego, że przyszły terapeuta troszczy się o etykę pracy [1, 2].
Pseudoterapie to biznes
Alternatywnie można po prostu powiesić na swoich drzwiach kartkę „usługi psychoterapeutyczne” i zacząć zarabiać. Nie jest to w żaden sposób weryfikowane ani poddawane sankcjom.
Omawiana przez nas luka w prawie umożliwia pracę szerokiej gamie niewykwalifikowanych osób. Pseudonauka oraz pseudopsychoterapie to biznes, który działa dzięki brakowi regulacji.
To nie koniec, bo brak zapisanych w prawie standardów ułatwia kreowanie się rzetelnych specjalistów – do założenia stowarzyszenia [np. z misją terapeutyczną] w Polsce potrzebne jest 7 osób [art. 9]. Już potem można śmiało wydawać „certyfikaty”, za którymi nie stoi oparcie na skutecznym nurcie.
Towarzystwa i ich oczekiwania
W toku pracy zależało nam na poznaniu perspektywy osób zaangażowanych, czyli psychoterapeutów pracujących w Polsce. Zwróciliśmy się z kilkoma pytaniami do największych organizacji zrzeszających psychologów i psychoterapeutów, w tym m.in. towarzystw skupionych wokół sześciu nurtów wymienionych w przepisach ustawy, które weszły w życie na początku tego roku.
Do momentu publikacji nie od każdego otrzymaliśmy odpowiedź, a niektóre towarzystwa wolały nie komentować obecnej sytuacji.* Konkretne stanowisko otrzymaliśmy od Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej oraz Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej. Przedstawiciele zgodzili się [1, 2, 3], że dotychczasowe zmiany są niewystarczające i potrzebna jest całościowa ustawa. W obu towarzystwach była zgoda w krytyce osób pracujących bez odpowiedniego przygotowania oraz że luka prawna „sprzyja rozkwitowi pseudopsychooterapii”.
Terapia czy usługa?
Towarzystwo Terapii Poznawczej i Behawioralnej w rozmowie z nami zwróciło uwagę, że należy rozróżnić dwie kwestie, a mianowicie psychoterapii oraz usług rozwojowych.
Tylko ta pierwsza powinna być, ich zdaniem, uregulowana i wiązać się z wymogami, w tym m.in. „wymaganiem określonego wykształcenia bazowego [psychologicznego, medycznego bądź pokrewnych], odpowiedniego szkolenia w metodach opartych o wyniki badań naukowych w zakresie leczenia konkretnych rozpoznań, oraz z określonymi efektami kształcenia”.
Towarzystwo podkreśla, że leczenia nie można mylić z rozwojem osobistym. Psychoterapia jako leczenie wymaga zachowania standardów. Mowa tu o świadczeniu o szczególnym charakterze, przy którym prawa osoby potrzebującej pomocy powinny być odpowiednio zabezpieczone przed oszustwem lub naciągnięciem. Nie ważne, czy będzie się tę osobę nazywać „pacjentem”, czy „klientem”.
Polityczny spór o standardy
Niedługo potem telefonicznie odezwała się do nas przedstawicielka Polskiej Rady Psychoterapii. Rozrysowała przed nami obraz skłóconego środowiska, w którym wiele osób ma sprzeczne oczekiwania co do potrzebnych regulacji. Otrzymaliśmy między innymi wyjaśnienie, że zamiast mówić o „pacjentach”, należy mówić o „osobach korzystających z terapii”.
Z kolei na nasze pytania dotyczące nurtów, przedstawicielka zwróciła uwagę, że sami potrzebujący rzadko je rozróżniają. Ważniejsze od wyboru metody jest według niej samo doprowadzenie osoby do gabinetu.
Z rozmowy wybrzmiewał obraz środowiska podzielonego na strony, które nie potrafią się porozumieć.
Kto jest konsultantem krajowym? Nie wiadomo
W ostatnim czasie doszło bowiem do rozłamu w środowisku. Kością niezgody była Renata Mizerska, czyli powołana w grudniu konsultantka krajowa w dziedzinie psychoterapii, popierana na to stanowisko przez PRP. Została wybrana na to stanowisko 8 grudnia 2023 roku, a więc pod koniec dwutygodniowego rządu Mateusza Morawieckiego.
Część środowiska negatywnie odebrała tę nominację [1, 2]. Krytycznie na jej temat wypowiada się m.in. Ogólnopolski Związek Zawodowy Psychologów. Mizerskiej w zarzuca się brak dorobku naukowego oraz brak informacji o jej doświadczeniu klinicznym.
W petycji o jej odwołanie pojawia się również zarzut, że „nowa konsultant reprezentuje poglądy środowisk, które definiują psychoterapię jako dziedzinę humanistyczną, oderwaną od rozumienia klinicznego, oderwaną od psychologii i psychiatrii”.
Pod koniec lutego Mizerska została odwołana ze stanowiska. Na jej miejsce powołano dr hab. n. med. Wiesława Cubałę. Nie na długo. Dzień później minister zdrowia Izabela Leszczyna poinformowała, że konsultant krajowy w dziedzinie psychoterapii został powołany nieprawidłowo. W momencie publikacji tego raportu stanowisko pozostaje nieobsadzone. To kolejny przejaw niestabilności trapiącej tę branżę, a instytucje państwowe nie pomagają.
Spór o definicję
W przytoczonym wyżej zarzucie wobec Renaty Mizerskiej wyraża się główna oś sporu. Dylemat dotyczący natury i definicji psychoterapii dzieli istniejące w Polsce środowiska. Od odpowiedzi na pytanie „humanistyka”, czy „medycyna” zależą standardy kształcenia i wymogi dla wchodzących do zawodu osób.
Psychoterapia w Polsce rodziła się bez ustalonej odpowiedzi, więc obecne pokolenie osób w tym zawodzie ma za sobą zupełnie różne rozumienia tego, co to znaczy być terapeutą. Na to pytanie próbują wciąż odpowiedzieć eksperci [1, 2, 3, 4, 5]. Tak samo wciąż prowadzone są badania nad istniejącymi nurtami, a same szkoły terapeutyczne są dopiero rozwijane i doskonalone.
W tym sporze zgubiła się jednak perspektywa samych pacjentów i osób korzystających z psychoterapii. W konsekwencji braku choćby minimalnej zgody co do standardów, między rozpoznawalnymi nurtami i towarzystwami, ludzie są narażeni na działalność nurtów jawnie pseudonaukowych i szkodliwych. Listę dobrych praktyk i minimów szkoleniowych w zakresie kwalifikacji i standardów kształcenia znajdziemy na stronie PRP. Jest to jednak umowa wybranych towarzystw, co należy docenić, jednak nie są to wymogi obowiązujące wszystkich terapeutów w Polsce
Polska Rada Psychoterapii pracowała nad zmianami
Głosy o potrzebie uregulowania tego sektora pojawiają się w środowisku od dawna. Podobnie jak z samym zawodem psychologa, o czym szerzej przeczytasz w innym naszym tekście. Do wypracowania odpowiednich regulacji potrzebna jest jednak współpraca obecnych już na polskim rynku psychoterapeutów.
Tak się składa, że w tym środowisku znajdziemy liczne szkoły terapii. Podobnie jak z wielością nurtów, o której wspomnieliśmy wcześniej. Każde stowarzyszenie ma własny model pracy, inne zasady szkolenia, inne wymogi dotyczące certyfikacji.
O kompromis i dialog jest w tej sytuacji trudno. W ostatnich latach organizacje w ramach Polskiej Rady Psychoterapii współpracowały ze sobą nad projektem ustawy o zawodzie psychoterapeuty, jednak z informacji na stronie wynika, że w ostatnich latach niektóre z nich już opuściły tę inicjatywę.
Konflikt w środowisku odbiera nadzieję na zmiany
Obecnie prace toczą się w ramach istniejącego już drugą kadencję parlamentarnego zespołu ds. ustawowego uregulowania zawodu psychologa i psychoterapeuty. I tutaj również trwają konflikty. Ostatnie posiedzenie, na którym spotkał się zespół parlamentarny z reprezentantami psychoterapeutów, można podsumować słowami przewodniczącej zespołu posłanki KO Marty Golbik [czas nagrania 15:28:30].
„To ja w zasadzie proponuję, żebyśmy się dzisiaj rozeszli. Prosiliśmy też na poprzednich posiedzenia, żeby państwo ze sobą rozmawiali, wypracowali. Dzisiaj mamy takie podsumowanie, że środowisko chce ustawy, ale nie jest w stanie wypracować wspólnego stanowiska”.
Wszyscy zainteresowani podczas prac komisji mają wypracować wspólne stanowisko w sprawie ustawy o zawodzie psychoterapeuty. Na ten moment wydaje się to jednak niemożliwe. Osoby uczestniczące w ostatnim spotkaniu po kolei wyrażały takie obawy, podkreślając swój żal z tego powodu, a także niepokój o pozostawionych samym sobie pacjentów czy też klientów.
Tracą na tym osoby w potrzebie
Z czym w takim razie zostają osoby chorujące lub zwyczajnie potrzebujące rozmowy z wykwalifikowanym psychoterapeutą? Na ten moment sytuacja w kraju przedstawia się tak, że w najlepszej sytuacji są osoby majętne, które stać na prywatną terapię, i wyedukowane, czyli umiejące odsiać niekompetentnych terapeutów.
Pomaga także mieszkanie w dużym mieście, bo tam jest największy dostęp do specjalistów. Psychoterapia więc obecnie jest luksusem, przywilejem nielicznych.
Problem istnieje, ale nadal warto szukać wsparcia
Naszych czytelników pragniemy zostawić z następującym wnioskiem: warto chodzić na terapię, ale warto również upewnić się, że pracujemy z rzetelną specjalistką lub specjalistą.
Dla własnego dobra zweryfikujmy [1, 2, 3] czy osoba, do której trafiliśmy, ma ukończone studia, zrealizowane lub rozpoczęte odpowiednie kursy oraz czy poddaje swoją pracę superwizji i czy stosuje w swojej praktyce standardy etyczne i opiera się na jednym z rzetelnych nurtów psychoterapeutycznych.
Na stronach największych stowarzyszeń znajdziemy listę certyfikowanych osób [np. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12]. Samemu zawsze mamy prawo zapytać terapeutę przed rozpoczęciem pracy o jego kompetencje, doświadczenie, kwalifikacje i wykorzystywany nurt. To część omówionej już przedtem relacji i kontraktu terapeutycznego.
*Odpowiedzi na maila nie otrzymaliśmy od Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Gestalt, Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Integratywnej i Systemowej, Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej i Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Psychologów.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter