Strona główna Analizy Jak rządzący poradzili sobie z powodzią? Przyglądamy się reakcji władzy

Jak rządzący poradzili sobie z powodzią? Przyglądamy się reakcji władzy

„W naszym kraju powodzie rozpoczęły się w piątek i w zasadzie od poprzedniego tygodnia była już przygotowana ludność, przygotowywano worki z piaskiem, itd.” – stwierdził ambasador Czech w Polsce. A co zrobiły polskie władze w walce z żywiołem?

zalana ulica

fot. Pexels / Modyfikacje: Demagog

Jak rządzący poradzili sobie z powodzią? Przyglądamy się reakcji władzy

„W naszym kraju powodzie rozpoczęły się w piątek i w zasadzie od poprzedniego tygodnia była już przygotowana ludność, przygotowywano worki z piaskiem, itd.” – stwierdził ambasador Czech w Polsce. A co zrobiły polskie władze w walce z żywiołem?

Tekst został zaktualizowany 23 października 2024 roku o odpowiedź komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Cieszynie.

Niż genueński Boris dotarł do Polski 12 września 2024 roku. Wywołane nim opady spowodowały w następnych dniach powódź, w której poszkodowana została południowo-zachodnia Polska. 

W największym stopniu powódź odczuli mieszkańcy Opolszczyzny i Dolnego Śląska. Zalanych zostało wiele miejscowości, w tym Kłodzko, Nysa, Stronie ŚląskieGłuchołazy. 16 września w części województw: dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego, wprowadzono stan klęski żywiołowej.

Polacy podzieleni co do reakcji rządu na powódź

Wśród Polaków nie ma zgody co do efektów działań rządu Donalda Tuska. W badaniu autorstwa SW Research dla „Rzeczpospolitej” 44,9 proc. ankietowanych wystawiło rządowi pozytywną ocenę za reakcję na powódź (od 4 do 6 w skali szkolnej). Z kolei negatywnie działania rządu ocenia 40,7 proc. respondentów (oceny od 1 do 3). 14,3 proc. badanych nie ma w tej sprawie zdania.

Grupa krytyków jest zatem nieznacznie mniejsza. Niemniej w trakcie akcji przeciwpowodziowej w przestrzeni publicznej nie brakowało słów krytyki w kierunku rządu, również odnośnie do komunikacji. Zaczęły pojawiać się także zarzuty o zbyt późną reakcję na zagrożenie. Postaraliśmy się sprawdzić, czy ta krytyka ma poparcie w faktach.

Kontrowersyjne słowa Donalda Tuska

Najpierw krytyka spadła na Donalda Tuska, który w opinii polityków opozycji bagatelizował zagrożenie powodziowe pomimo pojawiających się informacji z Komisji Europejskiej, alertów Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW) i prognoz z Republiki Czeskiej. Takiego zdania jest m.in. Jarosław Kaczyński, podzielają je również niektórzy komentatorzy.

Krytycy wypominają Tuskowi słowa, które padły z jego ust 13 września w czasie konferencji prasowej po posiedzeniu sztabu kryzysowego we Wrocławiu. W jej trakcie premier stwierdził, że „Prognozy (…) nie są przesadnie alarmujące”. Dodał natomiast, że rząd nie lekceważy żadnego sygnału. Przywołał wspomnienia z Wrocławia z 1997 roku i z powodzi w 2010 roku [czas nagrania: 16:59]. Dodatkowo Tusk stwierdził, że nie ma powodu, aby przewidywać zagrożenia dla całego kraju. 

„Jeśli można się czegoś spodziewać, i na to chcemy być przygotowani, to oczywiście lokalnych podtopień i tak zwanych powodzi błyskawicznych, a więc zlokalizowanych w jakimś miejscu”.

Szef rządu podtrzymał swoje stanowisko w rozmowie z TVP INFO z 18 września, a więc już po tym, jak miasta znalazły się pod wodą. Premier powiedział na antenie telewizji publicznej, że podczas pierwszego posiedzenia sztabu 13 września nie było mowy o powodzi w Polsce. 

Zapewnił, że działania kryzysowe zostały przygotowane z odpowiednim wyprzedzeniem. Dodał, że gdyby słuchał prognoz, które nie były przesadnie alarmujące, to być może uznałby, że nie ma się czym przejmować. Stwierdził, że od pierwszych godzin mobilizował wszystkie służby, aby były przygotowane na najgorsze scenariusze.

Pierwsze ostrzeżenia meteorologiczne

Pierwsza alarmująca prognoza pogody została opublikowana przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej-Państwowy Instytut Badawczy (IMGW) 11 września 2024 roku. Czytamy w niej, że najbliższe dni przyniosą ulewne opady deszczu, wystąpią także powodzie i zalania. W komunikacie poinformowano, że IMGW wydało ostrzeżenia najwyższego stopnia przed intensywnymi opadami deszczu.

Stwierdzono także, że należy się spodziewać szybkich i niebezpiecznych wzrostów stanów wody. „Istnieje realne zagrożenie pojawienia się lokalnych powodzi od piątku do niedzieli” – ostrzegano. Zagrożone dużym opadami miały być tereny dorzecza górnej i środkowej Odry.

Jak poinformował 18 września komisarz UE ds. zarządzania kryzysowego Janez Lenarčič, pierwsze wczesne ostrzeżenia w sprawie obszarów zagrożonych powodzią zostały wydane przez Europejski System Świadomości Powodziowej 10 września. Kolejne sto ostrzeżeń do władz regionów wysłano do 13 września. Nie wiemy dokładnie, kiedy polskie władze otrzymały te informacje.

Wydanie ostrzeżeń było możliwe dzięki serwisowi Copernicus, który za pomocą programu kosmicznego Unii Europejskiej zapewnia informacje potrzebne do reagowania kryzysowego.

Alarmujące informacje z Czech

Wcześniej niż w Polsce intensywne opady deszczu związane z oddziaływaniem niżu genueńskiego dotknęły Czechy. Ostrzeżenie Czeskiego Instytutu Hydrometeorologicznego (ČHMÚ) w tej sprawie zostało opublikowane 11 września.

W związku z komunikatami ČHMÚ czeski rząd zwołał specjalną konferencję prasową w sprawie ostrzeżeń o ekstremalnych opadach deszczu. „Zagrożone są nie tylko obszary w pobliżu rzek, gwałtowne powodzie mogą również powodować szkody w dolinach i na zboczach” – oznajmił na niej czeski minister środowiska Petr Hladík.

„Nie chcemy straszyć mieszkańców, ale ważne jest, abyśmy byli przygotowani na najgorszy scenariusz. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby poradzić sobie z tą sytuacją najlepiej, jak potrafimy”.

Minister poinformował także o trwających wówczas przygotowaniach jednostek bezpieczeństwa przeszkolonych na wypadek powodzi. Zapowiedział także spotkania z wojewodami i zwołanie posiedzeń komisji przeciwpowodziowych. Oświadczył, że zbliżająca się sytuacja może być podobna do tych, które Czechy doświadczyły w trakcie największych powodzi w latach 19972002

Jak wyglądały przygotowania polskich służb?

Czeskie władze o podjętych przez siebie działaniach i nadchodzącym zagrożeniu poinformowały 11 września. Jak w tym czasie na niż genueński nadciągający znad Czech przygotowywały się polskie służby? 

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB) zareagowało na prognozy IMGW tego samego dnia, którego zostały one opublikowane, a więc 11 września. W związku z przewidywaną sytuacją pogodową zorganizowano wideokonferencję z udziałem wojewodów: opolskiego, dolnośląskiego, wielkopolskiego oraz łódzkiego. 

Podczas spotkania omówiono sytuację meteorologiczną oraz zaplanowano działania prewencyjne i interwencyjne. W komunikacie podkreślono, że RCB wraz ze służbami pozostają w pełnej gotowości i monitorują rozwój sytuacji. Tego samego dnia nadano alert, w którym poinformowano o możliwości wystąpienia podtopień. Publikację tego typu ostrzeżeń kontynuowano w kolejnych dniach (np. 1, 2).

Siemoniak: „Chcemy być przygotowani w tych miejscach, które uważamy za krytyczne”

Kolejne kroki podjęto następnego dnia. W siedzibie RCB odbyło się spotkanie, w którym udział wzięło kierownictwo Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA), wojewodowie i przedstawiciele służb. Minister Tomasz Siemoniak podkreślił, że najważniejsze jest przygotowanie odpowiednich sił.

„Trudno przewidzieć, do jakiego stopnia te zapowiedzi się potwierdzą. Chcemy być przygotowani w tych miejscach, które uważamy za krytyczne”.

W czasie odprawy bieżącą sytuację przedstawili także pracownicy IMGW. Reprezentant Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie (PGW WP) podkreślił, że zbiorniki wodne dysponują odpowiednią rezerwą powodziową. 

Z kolei Komendant Państwowej Straży Pożarnej przekazał informacje na temat stanu gotowości funkcjonariuszy straży pożarnej. Przedstawiciele wojska i policji zadeklarowali wsparcie straży pożarnej na poziomie wojewódzkim.

Aktualizacja prognozy pogody IMGW. Nadchodzą silne deszcze i przekroczenie stanów alarmowych

Przez cały okres zagrożenia powodziowego IMGW codziennie aktualizował prognozy pogodowe i hydrologiczne. W przewidywaniach opublikowanych zarówno 13 września (1, 2, 3, 4), jak i w kolejnych dwóch dniach (np. 1, 2) przewidywano opady o natężeniu silnym, czasowo i miejscowo nawalnym. Informowano także o możliwości przekraczania stanów alarmowych na rzekach

Stabilizację sytuacji i tendencję spadkową w stanie wody części rzek rozpoczęto prognozować od 16 września. W wielu dorzeczach Odry wciąż odnotowywano wzrosty oraz przekroczenia stanów ostrzegawczych i alarmowych. Nie obowiązywało już jednak ostrzeżenie meteorologiczne. Ostrzeżenie hydrologiczne nadal dotyczyło pewnych części województw dolnośląskiego, opolskiego, śląskiego.

W tych dniach odprawy służb i sztaby kryzysowe koordynujące działania odbywały się codziennie (np. 1, 2, 3, 4), także z udziałem kierownictwa IMGW.

Początek walki z żywiołem

Sytuacja pogodowa pogorszyła się znacząco w trakcie weekendu 14–15 września. Centrum niżu genueńskiego znalazło się w rejonie Polski południowej. W związku z zagrożeniem służby rozpoczęły działania przeciwpowodziowe i ratownicze, obejmujące m.in. ewakuację ludności. Czy rząd i odpowiednie służby reagowały wystarczająco szybko? Czy zawiniła komunikacja?

Te pytania wybrzmiewają jeszcze mocniej, gdy zestawi się je z relacjami np. Kordiana Kolbiarza, burmistrza Nysy. Włodarz jednego z zalanych miast poinformował, że bez wcześniejszej informacji czy konsultacji zarząd Wód Polskich zdecydował 15 września o zwiększeniu odpływu wody z pobliskiej tamy do rzeki Nysa. Zgodnie z relacją Kolbiarza, rosnący nurt spowodował wyrwę w wale przeciwpowodziowym, zalanie niektórych obszarów miasta i zagrożenie dla jego reszty. 

Według relacji burmistrza zmniejszenie zrzutu wody z 1 000 do 800 m3/s wymusił na zarządcach zbiornika szef MSWiA Tomasz Siemoniak. Pozwoliło to na bezpieczne rozpoczęcie wzmacniania wałów przez mieszkańców.

komunikacie Wód Polskich, opublikowanym 15 września o godzinie 20:20, poinformowano o zwiększeniu odpływu na Nysie z poziomu 600 do 1 000 m3/s. Podkreślono, że według prognoz przepływy miały być niższe, a sytuację dodatkowo utrudniła awaria zbiornika Stronie Śląskie. Celem zwiększenia odpływów było natomiast uniknięcie kulminacji fal na Odrze.

Skąd przyszła powódź do Nysy?

Wody Polskie zaprzeczyły informacjom przekazanym przez burmistrza Nysy. W komunikacie dotyczącym przyczyn podtopienia miasta podkreślono, że powódź nie nastąpiła od strony rzeki Nysa Kłodzka i zbiornika Nysa. Jak wskazują analizy satelitarne, doszło do niej od strony systemów kanałów, m.in. Kanału Bielawskiego.

Wody Polskie podkreśliły, że miejski odcinek Nysy Kłodzkiej został zmodernizowany, tak aby zapewnić możliwość przepływu powodziowego na poziomie 1 400 m3/s. Oznacza to, że najwyższy przepływ ze zbiornika w niedzielę 15 września był o 400 m3/s niższy niż maksymalna przepustowość przepływu.

W komunikacie zaznaczono, że pracownicy Wód Polskich uczestniczyli w zebraniach sztabu kryzysowego w Nysie, gdzie na bieżąco informowali o zagrożeniach. W niedzielę 15 września o godzinie 11:24 otrzymali od Centrum Operacyjnego Ochrony Przeciwpowodziowej we Wrocławiu informację o planowanym zwiększeniu odpływu wody ze zbiornika w Nysie. Ten sam podmiot przekazał wiadomość o zwiększeniu odpływu także do sztabu kryzysowego wojewodów: opolskiego oraz dolnośląskiego. 

Pęknięcie tamy w Stroniu Śląskim

Pretensje wobec Wód Polskich ma również burmistrz Kłodzka Michał Piszko. Wynikają one ze sposobu komunikowania w sprawie pęknięcia okolicznej zapory. „Tama w Stroniu Śląskim została niedopilnowana, a ludzie narażeni na niebezpieczeństwo” – stwierdził włodarz zalanego miasta. Przerwanie tej tamy sprawiło, że masy wody skierowały się w stronę Kłodzka oraz innych miast.

Chociaż konstrukcja zapory została naruszona 15 września o 10:35, to Wody Polskie potwierdziły to oficjalnie dopiero po godzinie 13:05. Zgodnie z komunikatem w tej sprawie, powodem opóźnienia w przepływie informacji był brak łączności.

Burmistrz Kłodzka twierdzi jednak, że możliwe było przekazanie ostrzeżenia do Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego przez internet. „Mam żal, nie tylko ja i mieszkańcy, że ta informacja nie została przekazana w prawidłowy sposób odpowiednim służbom” – powiedział Piszko. Dodał, że pozwoliłoby to na rozpoczęcie ewakuacji mieszkańców i uniknięcie zagrożenia ich życia.

Z kolei starosta kłodzki Małgorzata Jędrzejewska-Skrzypczyk uznała, że w tak dramatycznych okolicznościach wszystko może się zdarzyć. „Po prostu sytuacja pewne instytucje być może przerosła” – podsumowała.

Mieszkańcy Czeskiego Cieszyna lepiej poinformowani?

W powodzi poszkodowany został również Cieszyn. Zarówno jego polska, jak i czeska strona. Część mieszkańców polskiej części miasta ma pretensje, że w odróżnieniu od ich czeskich odpowiedników polskie służby nie informowały odpowiednio o sytuacji.

W związku z gwałtownym podniesieniem się poziomu wód w rzece Państwowa Straż Pożarna rozpoczęła działania w regionie 14 września. Drastyczne pogorszenie się sytuacji pogodowej na terenie powiatu cieszyńskiego nastąpiło w nocy z 14 na 15 września. 

Ze względu na rosnący poziom rzeki Olzy, wieczorem 14 września w Czeskim Cieszynie rozpoczęto ewakuację ludności z zagrożonych terenów. Jak poinformowała rzeczniczka miasta Nataša Cibulková, ewakuowany obszar zamieszkiwany jest przez kilka tysięcy osób.

Takich działań nie podjęto po polskiej stronie. Jak wynika z relacji mieszkańców, nie zostali oni poinformowani nawet o gwałtownym przybieraniu rzeki. Teraz porównują działania polskich służb z interwencjami, do których doszło w tej samej sytuacji w Czechach. Zarzucają władzom opieszałość

O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Urząd Miasta w Cieszynie i Państwową Straż Pożarną w Cieszynie.

W nadesłanej odpowiedzi Michał Pokrzywa, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Cieszynie, podkreślił, że alarmowanie mieszkańców o zbliżającym się zagrożeniu powodziowym czy podejmowanie decyzji o „prewencyjnej ewakuacji” nie wchodzi w zakres kompetencji PSP. Komendant poinformował także, że w ramach działań ratowniczych związanych z powodzią w dniach 14-15 września 2024 roku interweniowano 116 razy. Łącznie zarządzono ewakuację sześciu osób.

Wojsko zaangażowało się w pomoc w Czechach i Polsce

W związku z działaniem służb pojawiły się kolejne pytania, które w niektórych przypadkach przeformułowano w zarzuty (np. 1, 2). Poseł PiS Kacper Płażyński stwierdził z kolei, że Czesi już wcześniej przygotowywali się do nadejścia powodzi. „Ale tam wojsko, tam służby działały od tygodnia” – powiedział.

Jak poinformowała armia Republiki Czeskiej, jej żołnierze po raz pierwszy wzięli udział w walce z powodzią 13 września, czyli już w trakcie powodzi. W napełnianiu worków z piaskiem w Strakonicach pomogło wówczas 20 żołnierzy.

W kolejnych dniach żołnierze brali udział w usuwaniu drzew utrudniających przepływ wody. Wojsko rozpoczęło działania na dużą skalę 16 września, gdy rząd Czech wysłał 2 tys. żołnierzy do likwidacji skutków powodzi.

Wojsko Polskie rozpoczęło działania niedługo przed nadejściem wielkiej wody. Pierwsze pododdziały armii rozpoczęły działania 13 września. Oznacza to, że polscy żołnierze wkroczyli do akcji jeszcze przed eskalacją sytuacji powodziowej. Z kolei w Republice Czeskiej wojsko zapewniło bezpośrednie wsparcie już w trakcie powodzi.

Zdaniem ambasadora Czechy rozpoczęły przygotowania z wyprzedzeniem

Ambasador Czech w Polsce Břetislav Dančák,wywiadzie dla jednego z czeskich portali, stwierdził, że przygotowania do powodzi w Polsce nie były prowadzone z taką intensywnością jak w Czechach.

„W naszym kraju powodzie rozpoczęły się w piątek i w zasadzie od poprzedniego tygodnia była już przygotowana ludność, przygotowywano worki z piaskiem itd.”.

Dodał, że Polska szykowała się do powodzi, ale czeskie działania były dokładniejsze: miały miejsce na poziomie gminnym i były oparte na komunikacji z obywatelami.

W rozmowie z Demagogiem sekretarz Euroregionu Śląsk Cieszyński Bogdan Kasperek podkreślił, że czeska gmina znaczy co innego niż jej polski odpowiednik. Są to często bardzo małe społeczności. Zwrócił uwagę na to, że system obrony cywilnej w Republice Czeskiej funkcjonuje na innych zasadach niż w naszym kraju. Zasady te określił jako formę niepisanej doktryny, że społeczność lokalna w sytuacjach kryzysowych musi wykazywać się większą aktywnością. 

Kasperek nie zgadza się jednak z tym, że Republika Czeska była do powodzi lepiej przygotowana niż Polska. Przypomniał przykładowo, że w czeskiej Ostrawie również doszło do przerwania tamy.

„Wydaje mi się, że w przypadku tej powodzi także w Republice Czeskiej ten, nie chcę powiedzieć poziom zaskoczenia, ale poziom pewnej bezradności, to jednak był żywioł, z którym niekoniecznie dało się cokolwiek zrobić, był naprawdę też dosyć wysoki”.

Nasz rozmówca zaznaczył także, że z transgranicznego punktu widzenia ważne jest to, że lepiej przebiegła komunikacja między stronami: czeską i polską, w sprawie np. przymusowych spustów wody ze zbiorników.

Kaczyński: „Rząd niestety zawiódł”. Ekspert odpowiada

Prezes PiS Jarosław Kaczyński zarzucił rządowi, że zapomniano o wcześniejszym rozlokowaniu służb w miejscach najbardziej zagrożonych czy o dostarczeniu potrzebnego sprzętu. 

O to, czy zapewnienia władz o mobilizacji służb i o odpowiednim przygotowaniu znalazły pokrycie w rzeczywistości, zapytaliśmy dr. Łukasza CzekajaInstytutu Bezpieczeństwa i Informatyki Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie.

Dr Czekaj podkreślił, że chociaż do mieszkańców trafiła informacja o zbliżających się opadach, to zawiodło ostrzeganie i przepływ informacji już w trakcie powodzi. Stwierdził także, że chociaż możliwe było wcześniejsze rozmieszczenie służb, to w takich sytuacjach osoby decyzyjne boją się odpowiedzialności i poniesienia kosztów, gdyby do zagrożenia nie doszło. 

Łukasz Czekaj zwrócił uwagę na potrzebę wprowadzenia zmian w przepisach, w szczególności konieczność przyjęcia ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej. Uznał, że nowe regulacje powinny w przypadku zagrożenia zmuszać do podjęcia pewnych decyzji zarówno urzędników, jak i mieszkańców. Dlatego przypomniał o ostatnich problemach z ewakuacją mieszkańców zagrożonych terenów.

„Jeżeli chodzi o ewakuację, żeby ta ewakuacja [po zmianie przepisów – przyp. Demagog] była przymusowa. Nawet w przypadku, gdy zagrożenie ma nastąpić dzień później czy w jakimś innym czasie. (…) Władze informują, a mieszkańcy nie chcą się ewakuować i później następuje właśnie problem użyczenia sprzętu do ewakuacji”.

Złote algi ważniejsze niż bezpieczeństwo mieszkańców?

Ważnym elementem ochrony przed powodziami są zbiorniki retencyjne. Ich zadaniem jest przyjęcie fal powodziowych i dzięki temu zmniejszenie zagrożenia powodzią. Po tym, jak woda zalała m.in. NysęGłuchołazy, pojawiły się pytania o to, kto decyduje o spuszczeniu wody ze zbiorników przeciwpowodziowych. 

Dodatkowo poseł Konfederacji Michał Wawer, odpowiadając Urszuli Zielińskiej, stwierdził, że Wody Polskie w swoich działaniach kierowały się ekologią, a nie zważały na bezpieczeństwo ludzi. Przykładem tego miało być według niego działanie obsługi zbiorników zgodnie z wytycznymi dotyczącymi występowania złotej algi. To z kolei miało wstrzymywać opróżnienie zbiorników przed nadchodzącą falą powodziową.

Także do tych kontrowersji Wody Polskie odniosły się w komunikacie. Poinformowano, że do momentu wystąpienia intensywnych opadów i podniesienia się stanu wody, zbiorniki kaskady Nysy Kłodzkiej rzeczywiście pracowały zgodnie z zaleceniami Międzyresortowego Zespołu ds. Odry.

Celem tych działań było niedopuszczenie do zakwitu tzw. złotej algi w Odrze. Pierwotnie rekomendowano więc wykorzystanie zasobów wodnych ze zbiorników zlokalizowanych na dopływach Odry oraz możliwość wypłaszczenia fali wezbraniowej przy użyciu stopni wodnych w Malczycach i w Dolnym Brzegu (s. 10). 

Jednak ze względu na długotrwałe i intensywne opady zbiorniki kaskady Nysy Kłodzkiej rozpoczęły 14 września pracę w trybie powodziowym.

Czy rząd wydał szkodliwe instrukcje? Wody Polskie zaprzeczają

Poza tym w przestrzeni publicznej zaczęły pojawiać się twierdzenia, że rząd miał wpływ na instrukcje dotyczące zarządzania zbiornikami retencyjnymi lub nawet sam celowo tę powódź wywołał.

Biuro prasowe Wód Polskich w komentarzu dla Demagoga zdementowało informację, jakoby na zarządzanie zbiornikami retencyjnymi miały wpływ polityczne decyzje

wiadomości podkreślono, że gospodarka wodna na zbiornikach jest prowadzona zgodnie z instrukcjami gospodarowania wodą. Wpływ na nie mają z kolei aktualne dane, takie jak prognozy pogody i hydrologiczne, czy też symulacje przepływów przez zbiorniki.

Instrukcje gospodarowania wód są uzgadniane przy okazji otrzymywania pozwolenia wodnoprawnego. Zgodnie z ustawą Prawo wodne Wody Polskie uzyskują je od ministra właściwego do spraw gospodarki wodnej (art. 397). Obecnie jest nim minister infrastruktury. Więcej o tym możesz się dowiedzieć z innej naszej analizy.

Rzecznik prasowy wrocławskiego oddziału Wód Polskich potwierdził nam także, że instrukcje dla zbiorników Nysa i Otmuchów nie były zmieniane od grudnia 2023 roku, czyli za czasów obecnego rządu. Dokumentacja tych zbiorników została zaakceptowana przez marszałka województwa opolskiego w 2017 roku (s. 7).

Czy rząd zbagatelizował zagrożenie mimo ostrzeżeń?

Dyskusja na temat działań rządu w obliczu tragedii cały czas trwa. Odpowiedzi na pytania, czy rząd zareagował wystarczająco szybko, w jaki sposób można było zadziałać prewencyjnie, co poprawić, nie są jednoznaczne.

Z analizy ostatnich wydarzeń wynika, że przygotowania służb do powodzi rozpoczęły się 11 września, czyli w dzień opublikowania alarmujących prognoz przez IMGW, a dzień po wysłaniu ostrzeżenia z systemu Copernicus. 

Opublikowana przez IMGW prognoza wpływu niżu genueńskiego Boris na sytuację pogodową od początku zakładała „realne zagrożenie pojawienia się lokalnych powodzi od piątku do niedzieli”. Wydano także ostrzeżenia najwyższego stopnia: meteorologiczne i hydrologiczne, przed wezbraniem rzek z przekroczeniem stanów alarmowych dla części województw dolnośląskiego, opolskiego oraz śląskiego. 

„Przewiduje się wystąpienie groźnych zjawisk meteorologicznych powodujących bardzo duże szkody lub szkody o rozmiarach katastrof oraz zagrożenie życia”.

Mimo to Donald Tusk twierdził, że w trakcie pierwszego posiedzenia sztabu 13 września jeszcze nigdzie nie było wysokiej wody. „Nie było mowy o powodzi w Polsce” – podsumował.

Brak alternatywnych środków łączności

Jak wynika z relacji samorządowców i ekspertów, głównym problemem w zarządzaniu kryzysowym okazała się komunikacja. Brak było alternatywnych środków łączności. Przepływ informacji nie był skoordynowany, co skutkowało m.in. problemami z przeprowadzeniem ewakuacji. Zmiana w tym zakresie ma nastąpić wskutek przyjęcia projektu ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej.

Prezes Wód Polskich Joanna Kopczyńska uznała, że „nie wszystkie samorządy i centra kryzysowe zareagowały tak samo na informacje o koniecznej ewakuacji”. Zaznaczyła, że pierwszą informację o konieczności ewakuacji przesłano do burmistrza Stronia Śląskiego w podobnym czasie co do Jarnołtówka i Paczkowa [czas nagrania: 00:12]. Dodała również, że prewencyjnie ewakuowano tylko mieszkańców tych dwóch ostatnich miejscowości (1, 2).

Jest to jednak relacja jedynie jednej ze stron. Burmistrz Stronia Śląskiego Dariusz Chromiec twierdzi, że ewakuacja miejscowości rozpoczęła się wcześniej, a kontakt z operatorem zbiornika nastąpił z jego inicjatywy [czas nagrania: 01:14]. Podkreślił, że przepływ informacji był utrudniony. Niemożliwe było skomunikowanie się ze służbami za pomocą środków masowego przekazu [czas nagrania: 03:18].

Analiza powstała w ramach projektu Central European Digital Media Observatory (CEDMO) – interdyscyplinarnej sieci ekspertów, naukowców oraz organizacji walczących z dezinformacją w regionie Europy Środkowej. Projekt CEDMO jest finansowany ze środków Unii Europejskiej.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!