Strona główna Analizy Ustawka w rosyjskiej telewizji? Więcej domysłów niż faktów

Ustawka w rosyjskiej telewizji? Więcej domysłów niż faktów

Ustawka w rosyjskiej telewizji? Więcej domysłów niż faktów

14 marca Marina Owsiannikowa podczas programu informacyjnego na żywo w rosyjskiej telewizji zaprezentowała antywojenny plakat. Mimo że kobiecie groziło nawet 15-letnie więzienie, skończyło się na grzywnie. Politycy, dziennikarze i internauci natychmiast zaczęli spekulować, czy cała sytuacja nie była ustawką. Postanowiliśmy sprawdzić, co wiadomo, a co pozostaje tajemnicą w tej sprawie.

25 marca tekst został zaktualizowany o wyjaśnienia Mariny Owsiannikowej, zawarte w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (opublikowanym 21 marca 2022 roku). Producentka zapewniła w nim, że jej manifest nie był ustawiony.

Owsiannikowa i jej protest

Marina Owsiannikowa to rosyjska producentka telewizyjna, która była zatrudniona w telewizyjnym Kanale 1 (Pierwyj kanał). 14 marca 2022 roku – podczas wieczornej audycji informacyjnej dotyczącej rosyjskiej inwazji na Ukrainę – pojawiła się za prezenterką. 

Producentka pokazała wtedy planszę z napisem: „Stop wojnie. Nie wierzcie propagandzie. Tutaj was okłamują. Rosjanie przeciwko wojnie”.

Przed protestem Owsiannikowa nagrała krótki manifest, w którym mówiła m.in., że wstydzi się pracy dla propagandy Kremla, i wezwała Rosjan do protestów przeciwko rządom Putina i wojnie w Ukrainie.


Jak podaje niezależny rosyjski portal Meduza, Owsiannikowa po swoim manifeście wyszła swobodnie ze studia, po chwili jednak została zatrzymana i aresztowana. 

Skończyło się na grzywnie

Na początku marca br. prezydent Rosji Władimir Putin podpisał ustawę wprowadzającą kary więzienia (nawet do 15 lat) za rozpowszechnianie „fałszywych” informacji na temat działań sił zbrojnych Rosji. Więcej na ten temat przeczytasz w tej analizie.

Obserwatorzy spodziewali się, że Owsiannikowa zostanie surowo ukarana, ostatecznie jednak nałożono na nią grzywnę w wysokości 30 tys. rubli (ok. 1,2 tys. zł), po czym zwolniono z aresztu.

[Aktualizacja 25.03.2022]

21 marca w „Gazecie Wyborczej” został opublikowany wywiad z Mariną Owsiannikową, która wyjaśniła, że grzywna została na nią nałożona w związku z nagraniem umieszczonym wcześniej na Facebooku, a nie samym manifestem.

„Sprawa za sam protest i zerwanie transmisji wiadomości ciągle przede mną, władze mają cały miesiąc na postawienie mi zarzutów. Z tego, co słyszałam, przedstawiciele władz właśnie tego żądają od prokuratury i komitetu śledczego. Mają wszcząć przeciwko mnie sprawę karną, na razie trwa postępowanie. Grozi mi do piętnastu lat pozbawienia wolności (…)” – twierdzi producentka.

Ustawka? W sieci rozgorzała dyskusja

Roman Hryszczuk, członek Najwyższej Rady Ukrainy, uważa, że wystąpienie Mariny Owsiannikowej to zaplanowana akcja Kremla. Jednym z jego argumentów jest to, że producentka zamieściła hasło w języku angielskim, którego na co dzień nie używa się w Rosji i Ukrainie. 

Zwrócił też uwagę na użyty w nagraniu Owsiannikowej zwrot „bratnie narody”. Hryszczuk wskazuje, że jest to określenie wykorzystywane przez rosyjską propagandę, służące do uzasadnienia agresji na Ukrainę.

Według Hryszczuka Kreml chce za pomocą rzekomej ustawki wpłynąć na zachodnich wyborców, którzy mogliby powstrzymać polityków przed nakładaniem nowych sankcji na Rosję, a także wpłynąć na poluzowanie tych obecnych. 

Ukrainiec uważa, że rosyjska propaganda zdecydowała się zaaranżować tę sytuację w celu wpłynięcia na opinię publiczną w Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii i USA, aby spowolnić sankcje oraz rozpocząć dyskusję o „dobrych Rosjanach” i „złych Rosjanach”.

[Aktualizacja 25.03.2022]

Marina Owsiannikowa odniosła się do argumentu o użyciu hasła w języku angielskim następująco:

„W Rosji z kolei ludzie twierdzą, że świadczy to o mojej rzekomej współpracy z zagranicznymi służbami specjalnymi, które miały mi zaoferować ogromne pieniądze za mój protest. A mnie chodziło tylko o to, żeby dotrzeć ze swoim przekazem i do Rosjan, i do Zachodu. Rosjanom chciałam przekazać, żeby nie wierzyli propagandzie, a światu – że nie brakuje Rosjan, którzy są przeciwko tej wojnie”.

Pojawiają się głosy, że program nie był na żywo

Jednym z argumentów zwolenników teorii, że wystąpienie Owsiannikowej były ustawione, jest rzekoma praktyka Kanału 1, by wszystkie materiały nagrywać wcześniej i przedstawiać je jako puszczane „na żywo”. 

Nie wiadomo, czy jest to prawda, są jednak dowody na to, że w rosyjskich mediach rzeczywiście dochodzi do takich manipulacji. Portal fact-checkingowy Vox Ukraine opisuje przykład posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej z 21 lutego 2022 roku, na którym Władimir Putin uznał niepodległość tzw. republik ludowych w Doniecku i Ługańsku. 

Mimo że wydarzenie było transmitowane „na żywo” o godz. 17, zegarki na rękach uczestników posiedzenia wskazywały godz. 13.

Jednak – nawet jeśli Kanał 1 rzeczywiście nadaje na żywo – wydawcy wciąż mają narzędzia, by cenzurować przekaz. Już od lat 70. XX wieku stosowana jest tzw. technika siedmiosekundowego opóźnienia.

W praktyce polega ona tym, że przekaz telewizyjny trafia do odbiorców z kilkusekundowym opóźnieniem. Dzięki temu wydawca ma czas zauważyć potencjalne wpadki bądź niepożądane elementy (jak wulgaryzmy czy nagość), a następnie nałożyć na nie zakłócenia, tak by te treści nie trafiły na ekrany naszych telewizorów. 

[Aktualizacja 25.03.2022]

Marina Owsiannikowa w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” wyjaśnia: „Do mojego wystąpienia wszystkie były na żywo, ale wiem, że teraz wprowadzono minutowe opóźnienie. W studiu wiadomości, teraz tym bardziej w związku z wojną, cały czas ktoś jest na żywo, państwowa telewizja prowadzi potężny serwis”.

Owsiannikowa jak Abby Martin w 2014 roku

Akcja Mariny Owsiannikowej trwała kilka sekund, więc teoretycznie nadawca Kanału 1 miał sporo czasu, by zapobiec przedostaniu się manifestu na wizję. Prezes Instytutu Nowych Mediów Eryk Mistewicz wskazuje, że podobna sytuacja miała miejsce kilka lat temu. W 2014 roku dziennikarka Russia Today, Abby Martin, powiedziała na antenie, że wspiera społeczeństwo ukraińskie po aneksji Krymu przez Rosję. 

Już wtedy Mistewicz zauważył, że wydawcy mieli możliwość zablokowania tego przekazu, a mimo to pozwolili widzom zapoznać się z całym wystąpieniem dziennikarki. Całe wydarzenie mogło być więc wyreżyserowane w celu uwiarygodnienia kanału i odsunięcia od niego oskarżeń o sianie prorosyjskiej propagandy.

Środowisko dziennikarskie broni Owsiannikowej

Do zarzutów wobec producentki, w rozmowie z portalem Meduza, odniósł się jej kolega, były pracownik Kanału 1, Igor Riskin. Argument zwolenników teorii o ustawce jest taki, że strażnicy nigdy by Owsiannikowej nie wpuścili do studia, natomiast dziennikarz wskazał, że:

„Redaktorzy pracują na zmiany tygodniami, strażnicy pamiętają ich twarze. Wszyscy się znają, a przyniesienie złożonego czterokrotnie plakatu, rozłożenie go i stanie za prezenterem nie jest technicznie trudne” – przekonuje Riskin.

Inne źródło poinformowało Meduzę, że Kanał 1 ma ochroniarza w studiu, który jednak nie zareagował wystarczająco szybko, aby powstrzymać protest Owsiannikowej. „Nic podobnego nigdy wcześniej się nie wydarzyło, strażnik po prostu nie był na to gotowy” – cytuje portal.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Wpłać, ile możesz

Na naszym portalu nie znajdziesz reklam. Razem tworzymy portal demagog.org.pl

Wspieram

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!