Obalamy teorie spiskowe, odkłamujemy mity i pokazujemy jakie są fakty w formie serii artykułów. Przedstawiamy jak inne podmioty walczą z dezinformacją oraz opisujemy współczesne zagrożenia.
Z kamerą wśród spisków. Odcinek #47 – Zabójczy licznik Sony
W jaki sposób japońska firma była oskarżana o „zabijanie” swoich produktów?
fot. Pixabay / Modyfikacje: Demagog
Z kamerą wśród spisków. Odcinek #47 – Zabójczy licznik Sony
W jaki sposób japońska firma była oskarżana o „zabijanie” swoich produktów?
– Znowu ta cholerna drukarka nie działa – powiedziałem pewnego dnia, „pieszczotliwie” zachęcając swój sprzęt domowy do pracy za pomocą pięści uderzającej w obudowę. Psujące się przedmioty potrafią wyprowadzić z równowagi, zwłaszcza jeśli dzieje się to akurat tuż po okresie gwarancyjnym. Może to spowodować pojawienie się myśli, że: wszystko to zostało zaplanowane, by ktoś mógł czerpać z tego korzyści!
Zegar zagłady rzeczy martwych
Podobne myśli krążyły przez wiele lat wśród japońskich użytkowników Sony. Ta istniejąca od 1946 roku firma technologiczna, przez dziesiątki lat, produkowała urządzenia: od maszyn do gotowania ryżu po konsole do gier. Jednak gdzieś w latach 80. XX wieku zaczęły pojawiać się informacje, że ponoć firma celowo postarza swoje produkty poprzez wbudowanie tzw. licznika Sony. Miałby on„wyłączać” konkretny sprzęt zaraz po wygaśnięciu gwarancji, aby trzeba było go częściej wymieniać, czyli jeszcze więcej kupować.
Przez długi okres był to jedynie niewinny żart, krążący wśród japońskich geeków. Jednak w 2006 roku firma zaliczyła spektakularną wpadkę, która rozgrzała dyskusję o tzw. liczniku Sony na dobre. Wówczas to w bateriach komputerów Dell, które dostarczało właśnie Sony, wykryto usterkę grożącą pojawieniem się ognia. Z tego powodu do sklepów musiało wrócić ponad 4 mln sztuk wadliwych akumulatorów.
Fama szybko rozniosła się wśród konsumentów, którzy zaczęli się bać, że Sony odgórnie „wszczepia” ograniczniki do swoich urządzeń. Jak w 2010 roku opisało to „The Daily Telegraph”, Japończycy są mniej skorzy do kupowania np. nowych laptopów, a w sieci zaczęły pojawiać się historie ludzi, którzy narzekali na szybko psujący się sprzęt tej marki.
Pogłoski, pogłoski, a gdzie dowody?
Włodarze Sony, którzy przez pierwsze lata istnienia teorii nie odnosili się do pogłosek o tym, że celowo niszczą swój sprzęt, po 2006 roku zaczęli częściej komentować te doniesienia. W 2007 roku ówczesny prezes firmy Ryōji Chūbachi powiedział, że jest świadomy plotek na temat „licznika Sony”. Przekazał także, że w Sony starają się dbać o jakość produktów i nie dopuszczać do sytuacji, w której pojawiałyby się w nich wady.
Przez lata „licznik Sony” przeniknął do japońskiej popkultury, co widać np. na tych internetowych obrazkach.
ソニータイマーでイヤホン壊れた…? pic.twitter.com/ESxezq5F0J
— 秋鹿えいと (@aikaeito) October 22, 2022
Warto dodać, że nie ma żadnych wiarygodnych dowodów na to, że Sony kiedykolwiek instalowało „licznik”, który psułby sprzęt po okresie gwarancji. Jednak to niejedyne miejsce, gdzie takie urządzenie miało się rzekomo znaleźć.
Gaz do dechy i do kasacji
„W 2026 roku awaryjny wyłącznik będzie we wszystkich nowych autach!”. Takie wiadomości i inne tego typu krążyły w amerykańskich mediach społecznościowych na początku 2022 roku. Część z użytkowników podawała dalej tę wiadomość, strasząc, że ponoć już wkrótce służby porządkowe będą mogły w dowolnym momencie wyłączyć nam silnik i zepsuć auto.
W USA jest prawie 100 mln samochodów. Nic więc dziwnego, że doniesienia o tym, iż rząd będzie w stanie już wkrótce wyłączać nowe auta, poniosły się tak mocno. Jak się jednak okazało, była to nadinterpretacja prawa, które miało chronić przed pijanymi kierowcami. Zwracała na to uwagę np. redakcja Politifact, która dokładnie przyjrzała się przepisom, na które powoływali się twórcy fałszywych treści w sieci.
Przepisy, które rzekomo miały pozwalać na wciśnięcie przycisku, by skasować silnik w nowym aucie, ponoć znalazły się w ustawie z 2021 roku na temat rozwoju infrastruktury publicznej. Tam właśnie w sekcji 24220 znalazła się informacja o tym, że producenci samochodów mają do trzech lat po wejściu ustawy w życie, by wprowadzić system uniemożliwiający start samochodu. Dotyczy to jednak wyłącznie tych osób, które wsiadłyby za kółko po przekroczeniu dopuszczalnego limitu alkoholu we krwi.
Jak podkreślają eksperci tacy jak Jeffrey Michael z Uniwersytetu Johna Hopkinsa, nowe przepisy nie zezwalają na zdalne wyłączenie każdego samochodu. Nie ma w nich także informacji o tym, że rozwiązanie mające ograniczyć liczbę pijanych kierowców będzie zbierało dane o tym, kto pod wpływem alkoholu zdecyduje się zasiąść za kółkiem.
„Niech się stanie światłość!” – czyli więcej żarówek za wasze pieniądze
W opowieści o tym, że Japończycy tylko czekają, aż kupisz ich telefon lub telewizor, żeby zaraz go popsuć, jest jednak ziarno prawdy, które zwie się planowe postarzanie produktu. To nieuczciwa praktyka polegająca na tym, że już na etapie powstawania danego dobra projektuje się je w taki sposób, aby szybciej stało się bezużyteczne lub kosztowne w naprawie. W ten sposób konsument ma z założenia częściej wracać do sklepu i wydawać pieniądze.
Jednym z najbardziej znanych przykładów tego typu działań był tzw. spisek żarówkowy. W połowie lat 20. wielkie firmy produkujące żarówki, takie jak Phillips, Osram czy General Electric, spotkały się, aby stworzyć międzynarodową organizację znaną jako „Phoebus cartel”. Jednym z jej założeń było obniżenie trwałości produktów w taki sposób, aby sprzedawać ich więcej.
Już wkrótce typowy czas działania żarówek zmalał z 2 tys. godzin do prawie 1 tys. godzin. Osiągnięto to poprzez nakładanie systemowych wymagań na swoje fabryki, które otrzymywały kary, gdy wyprodukowane przez nich żarówki świeciły ponad przyjętą normę. W konsekwencji sprzedaż żarówek gwałtownie wzrosła. W kilka lat po zawiązaniu kartelu do gospodarstw domowych (i nie tylko) trafiło o 90 mln żarówek więcej.
Finalnie działalność żarówkowych spiskowców powstrzymały pozwy prawne, a także II wojna światowa, która zablokowała skuteczną komunikację. Nie oznacza to jednak, że na żarówkach się skończyło.
W ostatnich latach coraz więcej było informacji o tym, że producenci drukarek celowo utrudniają naprawę swojego sprzętu. Również firma Apple od lat boryka się z zarzutami o to, że ich starsze telefony są celowo spowalniane.
Może tak właśnie rozpocznie się bunt maszyn? Nie przez Terminatora i sztuczną inteligencję, lecz przez drukarki żądające niebieskiego tuszu, gdy chcesz drukować czarno-biały dokument.
Printers nowadays pic.twitter.com/0SPRCkY5ZN
— System32Comics (@System32Comics) September 10, 2019
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter