Strona główna Fake News Fala uderzeniowa wyleczy raka? Może zaszkodzić!

Fala uderzeniowa wyleczy raka? Może zaszkodzić!

Fałszywe zalecenia dotyczące „leczenia” nowotworów.

Fala uderzeniowa wyleczy raka? Może zaszkodzić!

Źródło: Facebook / Modyfikacje: Demagog

Fala uderzeniowa wyleczy raka? Może zaszkodzić!

Fałszywe zalecenia dotyczące „leczenia” nowotworów.

FAKE NEWS W PIGUŁCE

Na facebookowym profilu O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą opublikowano post, w którym podano link do tekstu na stronie Kto cię wyleczy, prowadzonej przez wydawcę AVT-Korporacja Sp. z o.o. Firma ta wydaje również prasę papierową, m.in. takie tytuły jak: „O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą?” czy „Holistic Health”. To właśnie w pierwszym wymienionym czasopiśmie artykuł został opublikowany po raz pierwszy w 2021 roku.

Zrzut ekranu z facebookowego profilu O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą, odsyłający do artykułu na portalu KtoCieWyleczy.pl, 280 reakcji, 11 komentarzy, 142 udostępnienia.

 

Artykuł udostępniono wielokrotnie (1, 2, 3, 4), a posty cieszyły się dużą popularnością na Facebooku. Jeden z ostatnich uzyskał 280 reakcji, 11 komentarzy i 142 udostępnienia. Jedna z użytkowniczek serwisu skomentowała wpis, twierdząc: „jedyną wiedzą, jaką posiadają dziś lekarze, są informacje wbijane im do głów przez 6 lat nauki na uniwersytetach. A znaczna część tej wiedzy dostarczana jest przez przemysł farmaceutyczny”.

Inna stwierdziła z kolei, że „lekarzy .ktorzy lecza usuwaja z zawodu i to dzieje sie w Polsce ,wielka mafia farmaceutyczna nie da sie wyleczyc ,trzeba non stop zazywac niby leki na jedno pomagaja na drugie szkodza,”. Użytkowniczka, będąca liderem wśród fanów, podsumowała: „czy ja wiem czy to są lekarze, to są teraz » medyczni asystenci«. Każdy wie jak leczy dobry lekarz. Jemu wystarczy spojrzeć na chorego i już wie co mu jest. Badanie krwi….wyswietli wszystko co jest w organizmie nie wporzadku. Dodatkowe serie badań….dodatkowy dochód Nie mówiąc o złamaniach, czy mechanicznych urazach. Dzisiaj bez książki nawet recepty nie wypiszą…. Kiedyś słyszałam, że najlepszym kierunkiem w medycynie jest patologia……no bo już nikomu jako lekarz krzywdy nie zrobisz a dobrze zarobisz. Pozatym co to za lekarz, który nie praktykuje na codzień, tylko za biurkiem siedzi i przeznacz na „wypisanie” recepty po 15 minutach.”.

Skoro więc pod adresem medyków padły oskarżenia o brak wiedzy i dbałości o pacjenta, pora odnieść się do tych stwierdzeń i sprawdzić, ile jest w nich prawdy.

Czy medycy pomijają fizykę w edukacji? To obowiązkowy przedmiot na studiach lekarskich

Nadrzędna teza artykułu, przytaczana również w poście na Facebooku brzmi: „gdyby to fizyka, a nie chemia, była przedmiotem obowiązkowym dla studentów medycyny rozpoczynających naukę, świat medycyny byłby zupełnie inny”.

Jest to błędne stwierdzenie, ponieważ fizyka, a nawet bardziej specjalistyczna biofizyka jest obowiązkowym przedmiotem już na pierwszym roku studiów medycznych. Można to sprawdzić w programach studiów takich uczelni jak: Warszawski Uniwersytet Medyczny, Gdański Uniwersytet Medyczny czy Uniwersytet Medyczny w Lublinie.

Andrew Hague: inżynier – samouk, który „leczy” ludzi

Autorem zarzutu, że lekarze rzekomo nie uczą się na studiach medycznych fizyki,  jest Andrew Hague. Być może wiedziałby on, że adepci medycyny przyswajają na studiach zagadnienia związane z biofizyką ustroju, gdyby sam ukończył kierunek lekarski.

Niestety Hague, który w tekście przedstawiany jest jako prezes firmy CellSonic Ltd, to, jak podaje artykuł: „inżynier-samouk”, który „rozpoczął działalność w świecie biznesu, produkując części rowerowe w swojej małej fabryczce w Wielkiej Brytanii. Później, jak sam mówi, jedno wiodło do drugiego, aż został dystrybutorem sprzętu medycznego”.

Hague, na którego powołano się w artykule, „jest przekonany, że świat byłby znacznie lepszym i zdrowszym miejscem, gdyby medycyna przyznała priorytet bioelektrycznemu aspektowi ludzkiego organizmu. Według niego jest on ważniejszy niż biochemia czy mechanika naszego ciała”.

Medycyna nie pomija kwestii związanych z biofizyką ciała

Hague myli się, twierdząc, że medycyna nie uznaje bioelektrycznych aspektów fizjologii za istotne. Przeciwnie, są one badane. Przykładowo w zeszłym roku w czasopiśmie „Communications Biology”, należącym do grupy Nature, opublikowano wyniki badań, których celem było przeanalizowanie potencjałów spoczynkowych zdrowych komórek oraz komórek nowotworowych.

Jednocześnie Andrew Hague mylnie przeciwstawia aspekty bioelektryczne oraz biochemiczne funkcjonowania ustroju. Te pierwsze wynikają bowiem z tych drugich. Innymi słowy, gradient elektryczny, czyli różnica potencjałów pomiędzy wnętrzem komórki, a jej zewnętrzem, wynika właśnie z różnych stężeń cząsteczek chemicznych (dokładniej – jonów) po jednej i drugiej stronie błony cytoplazmatycznej.

Oddzielanie od siebie biochemii organizmu oraz jego biofizyki to przejaw braku zrozumienia podstawowych procesów fizjologicznych. Rozdzielanie obu tych aspektów przypomina kłócenie się o to, czy wodę należy traktować z perspektywy chemicznej (bo składa się z cząstek chemicznych), czy z  perspektywy fizycznej (bo przewodzi prąd).

Wygląda więc na to, że w toku myślenia, zaprezentowanym w artykule, zabrakło „holistycznego” podejścia, którego niedobór pseudomedycyna zarzuca lekarzom.

Jakie czynniki warunkują wzrost i rozwój człowieka?

W dalszej części artykułu pojawia się stwierdzenie: „procesy wzrostu i naturalnego rozwoju organizmu, które pobudzają samouzdrawianie, są związane ze zjawiskiem gradientów napięcia”.

Trudno się odnieść do tego zdania, ponieważ nie wskazano w nim żadnego związku przyczynowo-skutkowego. To tak, jakby napisać, że procesy wzrostu, rozwoju i uzdrawiania są związane z tlenem. Owszem, bo tlen jest potrzebny, by organizm funkcjonował, ale jak to się przekłada na główną tezę tekstu?

Wzrost i rozwój organizmu warunkowany jest z czynnikami:

  • genetycznymi,
  • odżywczymi,
  • środowiskowymi.

Wśród czynników warunkujących wzrost nie wymienia się gradientu elektrycznego. On po prostu jest cechą komórek żywych, tak samo, jak ich cechą jest posiadanie jądra komórkowego (poza erytrocytami) czy błony komórkowej.

Również procesy uzdrawiania, czy też gojenia nie wynikają z gradientu stężeń. Są one następstwem działania kaskady związków chemicznych (takich jak czynniki wzrostu czy cytokiny) oraz reakcji tkanek na te związki.

Komórki nowotworowe i depolaryzacja – jakie są wnioski z ich korelacji?

W dalszej części tekstu można przeczytać: „badania prowadzone na wielu rodzajach komórek rakowych wykazały, że zjawisko depolaryzacji (proces, w wyniku którego potencjał błony komórkowej zbliża się do zera) sprzyja proliferacji komórek”. 

Powyższe informacje nie zostają bezpośrednio przełożone na żadne wnioski, np. dotyczące tego, jak konkretnie wykorzystać tę wiedzę do tytułowego „odcinania rakowi prądu”. Jednak kolejna część tekstu podejmuje próbę powiązania przytoczonych dywagacji z terapią. Pojawia się w niej bowiem wypowiedź mężczyzny przedstawianego jako „lekarz naturopata”, dr. Andrew Dickensa. Czytamy jego wypowiedź: „uważam, że w istocie sprowadza się to do przenikalności”.

Dickens próbuje odnieść powyższe stwierdzenie do przeciwnowotworowego działania urządzenia określanego mianem CellSonic: „jak działa CellSonic? Naprawdę nie wiem o tym więcej, niż o działaniu mojego telefonu komórkowego. Ale najbardziej prawdopodobne jest przypuszczenie, że fale uderzeniowe i pola elektromagnetyczne, wytwarzane przez to urządzenie, zmieniają wartość przenikalności komórek poprzez elektroporację. […] Nie umiem wyjaśnić, w jaki sposób zmienia to napięcie, po prostu tak się dzieje”.

Ponieważ powyższe treści mają w sobie sporo zawiłości, w dalszej części analizy omawiamy po kolei trzy najważniejsze aspekty:

  • autorytet naukowy samego autora wypowiedzi,
  • urządzenie CellSonic i deklarowany sposób jego działania,
  • elektroporację w terapii nowotworów.

Andrew Dickens to nie lekarz, lecz licencjat teologii

Andrew Dickens nie jest lekarzem, co nie przeszkadza mu w przyjmowaniu pacjentów. Jego wykształcenie to licencjat z teologii uzyskany na Way College of Biblical Research. Kolejny etap jego edukacji to ukończenie Southwest College of Naturopathic Medicine w Tempe, w stanie Arizona. Od tego czasu podpisuje się skrótem NMD.

NMD to tytuł, który nawiązuje do anglojęzycznego MD, co oznacza medical doctor, czyli jest odpowiednikiem polskiego skrótu lek., który uzyskuje się po ukończeniu studiów medycznych na kierunku lekarskim.

NMD jest skrótem oznaczającym doctor of naturopathic medicine, czyli „naturopata” lub „lekarz naturopata”. Osoby przypisujące sobie ten tytuł nie ukończyły certyfikowanych studiów medycznych. Zazwyczaj ich wykształcenie obejmuje wątpliwej jakości kursy „leczenia alternatywnego”. Obszerną analizę na temat zjawiska naturopatii oraz samych naturopatów tytułujących się NMD napisali autorzy projektów, m.in. QuachWatch oraz Science Based Medicine, prowadzonych przez lekarzydziennikarzy naukowych, zrzeszonych wokół idei dążenia do prawdy i obalania szkodliwych, nieskutecznych praktyk.

Do czego naturopaci używają aparatu CellSonic?

Andrew Dickens wykorzystuje urządzenie CellSonic do różnych zastosowań, w tym do „leczenia” nowotworów. Robi to, przyjmując pacjentów w placówce Dayspring Cancer Clinic w Arizonie.

Jak podano w tekście na stronie Kto Cię Wyleczy: „klinika ta nie oferuje leczenia raka ani nie leczy go urządzeniem CellSonic, chociaż używa go, jeżeli pacjent tego chce. Informuje się go, iż nie jest to zaaprobowany w USA sposób leczenia raka i że klinika stosuje go na życzenie pacjenta jako dodatkowe narzędzie wspomagające jego zdrowie. Pacjenci muszą także podpisać dokument o zrzeczeniu się roszczeń z tego powodu”.

Z powyższej wypowiedzi wynika, że pacjenci zgłaszający się do opisywanej „kliniki” otrzymują sprzeczne informacje. Z jednej strony dowiadują się, że CellSonic nie został zatwierdzony do leczenia raka, ale z drugiej – że mają możliwość skorzystania z tego urządzenia w terapii onkologicznej. Do decyzji tej mogą ich skłaniać nagrania publikowane na stronie placówki, w których jej pracownicy przekonują, iż tą metodą leczyli skutecznie pacjentów z nowotworami.

„Ja w leczeniu ludzi używam wielu różnych narzędzi. Ale CellSonic jest jednym z dział największego kalibru” – tłumaczy Andrew Dickens.

Stosowanie urządzenia CellSonic do „leczenia” nowotworów to tylko jedna z „terapii” oferowanych przez powyższą placówkę. Prowadzi się tu również takie procedury, jak:

W jaki sposób CellSonic miałby leczyć raka?

Autorzy tekstu – podobnie jak cytowany wcześniej Dickens, który stosuje to urządzenie u pacjentów onkologicznych – nie wyciągają do czytelnika pomocnej dłoni w kontekście dokładnego wyjaśnienia działania tego urządzenia. Piszą bowiem, że „wciąż mnóstwo niejasności otacza sposób, w jaki CellSonic wspomaga walkę z rakiem”.

Nieszczególnie pomocna jest również kolejna osoba wymieniona w tekście, przedstawiana jako dr Lloyd Jenkins. Twierdzi on bowiem, że CellSonic „przywraca ładunek bioelektryczny komórek z poziomu niezdrowego do zdrowego”. Nie wyjaśnia jednak, na jakiej zasadzie miałoby to się dziać. Sam z resztą jest kolejną postacią przedstawianą w tekście jako lekarz, niemającą jednak wykształcenia medycznego.

Lloyd Jenkins nie jest lekarzem, lecz absolwentem kursu „Naturalnego Zdrowia”

Lloyd Jenkins w swojej notce biograficznej podaje, że uzyskał doktorat z „Naturalnego Zdrowia” („Natural Health”), a jego kompetencje obejmują m.in. trening EFT, czyli Trening Wolności Emocjonalnej. To metoda polegająca na „opukiwaniu meridianów”, która nie jest oddziaływaniem z kategorii medycyny opartej na dowodach.

Jaki jest mechanizm działania „cudownego” urządzenia?

Omówione powyżej osoby wyrażały się bardzo pochlebnie na temat zasadności stosowania urządzenia CellSonic w terapii onkologicznej. Żadna z nich nie wyjaśniła jednak dokładnego mechanizmu, jaki miałby być odpowiedzialny za przeciwnowotworowe oddziaływanie tej aparatury. Podano jednak ogólny mechanizm jej działania.

Wspomniany już inżynier – samouk, Andrew Hague, podaje, że urządzenie „składa się z sondy z okrągłą bulwiastą głowicą podającą, która jest wypełniona wodą i zawiera dwie elektrody oddzielone milimetrową przerwą. Przewód podłączony do sondy doprowadza napięcie 25 000 woltów, które podawane jest do elektrod. Powstający w ten sposób łuk wysokiego napięcia oddziałuje na wodę zawartą w głowicy, wytwarzając falę ciśnieniową w urządzeniu, które przyłożone zostaje do ciała pacjenta. Fala wędruje z głowicy poprzez cienką warstwę żelu pokrywającego skórę w miejscu zabiegu i wnika do wnętrza ciała”.

Do czego można używać aparatów generujących falę uderzeniową?

Przytoczony przez Hague’a opis potwierdza, że CellSonic jest tak naprawdę aparatem generującym tzw. falę uderzeniową. Pierwotnie takich sond uderzeniowych używano do rozbijania kamieni (np. nerkowych, żółciowych), które dzięki fali uderzeniowej kruszą się na mniejsze kawałki i stają się łatwiejsze do usunięcia z organizmu.

Na początku XXI w. opatentowano również urządzenia generujące falę uderzeniową z przeznaczeniem do rehabilitacji oraz fizjoterapii. Przykładowe dolegliwości, w odniesieniu do których Agencja Żywności i Leków (FDA) zatwierdziła stosowanie tych aparatów, to:

Do czego nie należy używać urządzeń wytwarzających falę uderzeniową?

Aparatura ta jest nie tylko nieprzeznaczona do leczenia nowotworów, ale jest wręcz przeciwwskazana w przypadku chorób nowotworowych.

Każda aparatura medyczna musi być stosowana zgodnie z przeznaczeniem, a parametry jej pracy powinny być dopasowane do konkretnego schorzenia. Dla przykładu: skaler ultradźwiękowy rozbija kamień nazębny, ale to nie znaczy, że wyleczy również nowotwory szczęki.

Elektroporacja to prawdziwe pojęcie, ale przedstawione w mylnym kontekście

W jednej z wypowiedzi przytoczonych w omawianym artykule pojawia się hasło „elektroporacja”. Gdyby przedstawić tę część tekstu na wykresie, to należałoby narysować w losowych miejscach kartki trzy hasła: elektropolacja, CellSonic oraz nowotwór. Trudno byłoby zilustrować jakiekolwiek solidne zależności pomiędzy tymi trzema pojęciami, ponieważ artykuł takowych nie proponuje. Stawia jedynie hasła obok siebie, co sprawia wrażenie, że pomiędzy jednym a drugim jest jakiś związek.

Takie zabiegi semantyczne to typowa narracja pseudomedycyny. Używa ona żargonu, istniejących pojęć, ale w nieprawidłowych kontekstach. Ma to w odbiorcy wywołać taki efekt, że wypowiedź „brzmi mądrze”, choć nie do końca wiadomo, o co chodzi.

Właśnie w taki sposób zostało tu użyte pojęcie elektroporacja. Jest ono istniejącą procedurą, stosowaną terapii niektórych guzów nowotworowych, niemającą jednak nic wspólnego z falą uderzeniową i z przykładaniem sondy do ciała.

Elektroporacja to zabieg wykonywany w warunkach aseptycznych, czyli na sali operacyjnej. Polega on na chirurgicznym, precyzyjnym umieszczeniu w zmianie tzw. nanonoży (NanoKnife), które są wbijane w guza nowotworowego i przewodzą do niego prąd o wysokim napięciu.

Co z pacjentami? Nie wiadomo, bo nie przedstawiono dowodów

W omawianym artykule znajduje się również kilka anegdotycznych historii opisujących przypadki pacjentów onkologicznych, którzy mieli doznać poprawy dzięki leczeniu z zastosowaniem fali uderzeniowej.

Wszystkie te historie mają wspólny mianownik: brak dowodów. W tekście nie przedstawiono żadnej dokumentacji dotyczącej pacjentów, żadnych wyników, publikacji typu case study ani baz danych, które świadczyłyby o prawdziwości tych przypadków.

W części deklarowanych przypadków nie sposób ustalić, jaki czynnik miał wykazywać wartość terapeutyczną. Dotyczy to np. tego opisu: „Liliana z Włoch, przyjechała z rakiem piersi II stopnia. – Przeprowadziliśmy u niej dwutygodniowe leczenie przy użyciu CellSonic […]. Wkrótce potem wykonano operację jego usunięcia. Teraz czuje się doskonale i jest zupełnie zdrowa”.

Jeśli wierzyć zapewnieniom artykułu, to opisana w nim pacjentka przeszła „terapię” falą uderzeniową, a następnie operację usunięcia nowotworu. Jej deklarowana poprawa zdrowia nie musiała więc mieć jakiegokolwiek związku z urządzeniem CellSonic.

Dalej w tekście przytoczono historię pacjenta, u którego rozpoznano raka prostaty. Porzucił on konwencjonalne metody leczenia na rzecz metod „alternatywnych”, w tym metody oddziaływania falą uderzeniową. Opis jego przypadku zakończono cytatem samego chorego: „nie mogę powiedzieć, że jestem wyleczony, ale z całą pewnością mam bardzo pozytywne odczucia – mówi. – Wszystko to, co czytałem o dynamice pola elektrycznego, nabrało sensu”.

Medycyna „alternatywna” wprowadza pacjentów w błąd

Inny opisany w artykule przypadek pacjenta skłania do najważniejszej refleksji. Choroby nowotworowe są bardzo obciążające psychicznie zarówno dla samych pacjentów, jak i dla ich rodzin. Osoby, u których zdiagnozowano raka, odczuwają duży spadek jakości życia, dlatego tak łatwo padają ofiarą pseudomedycznych praktyk.

Naturopaci mogą sprawiać wrażenie bardziej pozytywnychprzystępnych w porównaniu z niektórymi lekarzami. Niestety to, co oferują pacjentom, jest nieskuteczne i wprowadza zarówno samych chorych, jak i ich rodziny w błąd.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać