Obalamy fałszywe informacje pojawiające się w mediach społecznościowych oraz na portalach internetowych. Odwołując się do wiarygodnych źródeł, weryfikujemy najbardziej szkodliwe przykłady dezinformacji.
Ten artykuł ma więcej niż 3 lata. Niektóre dane mogą być nieaktualne. Sprawdź, jak zmieniała się metodologia i artykuły w Demagogu.
Prawda czy fałsz? O unijnych euromitach
Wokół Unii Europejskiej i decyzji przez nią podejmowanych krąży wiele manipulacji i fake newsów. Sprawdzamy i prostujemy najpopularniejsze z nich.
Ten artykuł ma więcej niż 3 lata. Niektóre dane mogą być nieaktualne. Sprawdź, jak zmieniała się metodologia i artykuły w Demagogu.
Prawda czy fałsz? O unijnych euromitach
Wokół Unii Europejskiej i decyzji przez nią podejmowanych krąży wiele manipulacji i fake newsów. Sprawdzamy i prostujemy najpopularniejsze z nich.
Krzywizna banana
Zaczniemy od najsłynniejszego bodaj euromitu, jakim jest krzywizna banana. Sprawa regulacji krzywizny banana przytaczana jest jako koronny przykład nadmiernej regulacji unijnych biurokratów, którzy zamiast zajmować się sprawami pożytecznymi dla obywateli deliberują nad tak absurdalnymi kwestiami jak to, jak krzywy powinien być banan. Nad dramatem bananów szeroko rozpisywały się polskie media.
Z bananami to już przegięcie. W 1995 roku UE wprowadziła dyrektywy dotyczące uprawy bananów i ogórków. Ekstremalne zakrzywione banany lub te z „brzydką krzywizną” musiały być odrzucane przez plantatorów. Banan, aby być prawdziwym bananem, musiał mieć co najmniej 14 cm długości, a jego zakrzywienie powinno mieć co najmniej 27 mm. Podobnie rzecz miała się z ogórkami; te nie wystarczająco proste nie mogły trafić do sprzedaży.
Dyrektywa została uchylona w 2008 roku, po tym jak wzrosły obawy, że plantatorzy wyrzucają całkowicie smaczne banany ze względu na ich zbyt dużą łukowatość. Istniały również pogłoski, że hodowcy odrzucali też zupełnie proste banany, bo sądzili, że są „brzydko zakrzywione”.
Według UE banany powinny być: zielone i niedojrzałe, w stanie nienaruszonym, twarde, niezepsute (wyklucza się produkt rozkładający się lub butwiejący w stopniu uniemożliwiającym jego spożycie), o nienaruszonej łodydze, bez zgięć, szkód wyrządzonych przez grzyby, z usuniętymi słupkami, wolny od złego ukształtowania lub nieprawidłowej krzywizny, w sposób rzeczywisty wolny od obtłuczenia. Dodatkowo kiście i grona (części kiści) powinny zawierać: dostateczną część korony o prawidłowym zabarwieniu (solidną i wolną od zarażenia grzybami), koronę uciętą w prawidłowy sposób (nie na skos i nierozdartą, bez fragmentów łodygi).
(…)
Minimalna dopuszczalna długość wynosi 14 cm, a minimalny dopuszczalny stopień wynosi 27 mm. Tak: krzywizna banana nie może być mniejsza niż 27 mm. Wbrew szumowi informacyjnemu wywołanemu przez unijnych urzędników w 2008 roku (media bezkrytycznie powielały kłamliwy komunikat: „UE likwiduje normy jakościowe”) absurdalne przepisy w większości zostały utrzymane. Dotyczy to również bananów…
Za parę lat może się okazać, że jabłka będące naszym hitem eksportowym nie są już jabłkami, bo są za mało okrągłe, a kiełbasa może nosić taką nazwę tylko wówczas, gdy będzie miała odpowiednią długość i szerokość oraz kolor. Tak bowiem może zadecydować Unia Europejska, która coraz śmielej ingeruje w to, co i jak ma być produkowane na jej terenie, co może być sprowadzane oraz sprzedawane.
W ten sposób stara się zazwyczaj zadbać o swój interes lub wpływy do budżetu wybranych krajów, co nie zawsze służy dobru konsumentów. Bo jak inaczej rozumieć normę na zakrzywienie ogórka oraz banana, wynoszącą w przypadku ostatniego poniżej 27 mm na 14 cm? To nic innego jak przyzwolenie na to, by banany do Unii przywozili jedynie Francuzi ze swoich dawnych kolonii oraz wyeliminowanie ich głównego konkurenta w postaci bananów Chiquita pochodzących z Ameryki Południowej.
Jednym z najbardziej absurdalnych przepisów unijnych, który przez ostatnie lata zdążył już obrosnąć legendą, to Rozporządzenie Komisji (WE) NR 2257/94 ustanawiające normy jakości dla bananów sprzedawanych na terenie Unii Europejskiej. Zgodnie z tym dokumentem minimalna dopuszczalna długość banana wynosi 14 cm, a minimalny stopień jego zakrzywienia – 27 mm. Dla owoców niespełniających tych wyśrubowanych norm nie powinno być miejsca w europejskich warzywniakach.
Jak jest naprawdę?
Swoją legendarną wręcz sławę krzywizna bananów zawdzięcza Rozporządzeniu Komisji (WE) NR 2257/94 z dnia 16 września 1994 r. ustanawiającemu normy jakości bananów. Dokument ten precyzuje normy jakości banana, wprowadzone z kolei we wcześniejszym Rozporządzeniu Rady (EWG) NR 404/93 z dnia 13 lutego 1993 r. w sprawie wspólnej organizacji rynku bananów.
Artykuł 2
1. Normy jakości ustanawia się dla bananów przeznaczonych do dostarczenia w stanie świeżym konsumentowi, wyłączając plantany, biorąc pod uwagę różne odmiany, które są produkowane.
2. Normy handlowe mogą być także ustanawiane dla przetworów wyprodukowanych z bananów.
Artykuł 3
1. O ile Komisja nie postanowi inaczej zgodnie z procedurą ustanowioną w art. 27, produkty, dla których ustanowiono wspólne normy, mogą być wprowadzane do obrotu w Unii europejskiej, jedynie jeśli spełniają te normy.
2. W celu ustalenia, czy produkty spełniają normy jakości, mogą być przeprowadzane kontrole przez organy wyznaczone przez państwa członkowskie.
Rozporządzenie z 1994 roku ustanawia te normy, ale w odniesieniu do niedojrzałych bananów zielonych. W załączniku do rozporządzenia czytamy bowiem:
II. JAKOŚĆ
Niniejsza norma określa wymagania jakościowe, jakie powinny spełniać niedojrzałe banany zielone po przygotowaniu i zapakowaniu.
Załącznik do normy ustanawia wymagania minimalne, jakie muszą spełniać banany, aby być dopuszczone do obrotu na rynku unijnym. Dzieli też banany na klasy jakościowe: ekstra, I i II, w końcu zaś – ustanawia najbardziej nas interesujące kryteria wielkościowe.
III. KLASYFIKACJA WEDŁUG WIELKOŚCI
Klasyfikacja według wielkości jest ustalana na podstawie:
– długości jadalnego miąższu owocu, wyrażonej w centymetrach oraz mierzonej wzdłuż powierzchni wypukłej od końca szczytu owocu do podstawy przysadki,
– stopnia, tj. pomiaru w milimetrach, szerokości przekroju poprzecznego owocu między powierzchniami bocznymi a środkiem, prostopadle do osi podłużnej.
Wzorzec owocu przy pomiarze długości i stopnia:
– owoc środkowy w zewnętrznym rzędzie rączki,
– owoc znajdujący się w sąsiedztwie przekroju dzielącego rączkę, w rzędzie zewnętrznym kiści.
Minimalna dopuszczalna długość wynosi 14 cm, a minimalny dopuszczalny stopień wynosi 27 mm.
Wyjątek od ostatniego akapitu stanowią banany produkowane na Maderze, Azorach, Algarve, Krecie oraz w Lakonii o długości mniejszej niż 14 cm, które mogą być sprzedawane w UE, lecz muszą być zaliczone do klasy II.
Wyróżnione wymogi długości i krzywizny odnoszą się więc do wzorca owoca, a więc przede wszystkim do bananów klasyfikowanych w klasie ekstra, ponieważ dla bananów klasyfikowanych w klasie I dopuszczalne są „niewielkie wady dotyczące kształtu”, natomiast dla bananów z klasy II dopuszczalne są „wady kształtu”, o ile banany spełniają minimalne wymagania jakościowe. Choć rozporządzenie to bywa przytaczane najczęściej w kontekście zbędnej biurokratyzacji przepisów i utrudnień dla przedsiębiorców, które wprowadza Unia, paradoksalne jest, że to właśnie branża rolnicza i ministrowie rolnictwa krajów członkowskich wyszli z postulatem uregulowania i ujednolicenia kwestii standardów jakościowych na forum unijnym. Miało to na celu z jednej strony usprawnienie wspólnotowego obrotu bananami, poprzez wprowadzenie jednolitych standardów, z drugiej strony zagwarantować konsumentom gwarancję jakości produktu, zgodną z ich oczekiwaniami. W 2008 roku w mediach pojawiły się doniesienia odnośnie do prac nad nową wersją rozporządzenia, które w swym brzmieniu miało być znacząco uproszczone wobec tego z 1994. Miały one również dotyczyć owianych złą sławą norm jakościowych. Porzuceniu standaryzacji sprzeciwiły się jednak kraje członkowskie, w tym Polska.
Ostatecznie, rozporządzenie z 1994 roku zostało zniesione w 2011 roku po przyjęciu Rozporządzenia wykonawczego Komisji (UE) Nr 1333/2011 z dnia 19 grudnia 2011 r. ustanawiające normy handlowe dotyczące bananów, zasady weryfikacji zgodności z tymi normami handlowymi i wymogi dotyczące powiadomień w sektorze bananów. Nowy dokument utrzymał w swoim brzmieniu normy jakościowe.
Marchewka – owocem
Kolejnym przykładem unijnej biurokratyzacji dotyczącej owoców miało być uznanie marchewki za owoc. Również i o tej sprawie pisały w Polsce poczytne media.
Marchew to owoc. Bruksela poszła też na rękę Portugalczykom, których specjalnością jest m.in. dżem z marchwi. W Unii Europejskiej dofinansowywana jest produkcja dżemów, pod warunkiem że będą one robione wyłącznie z owoców. W związku z tym marchew w 2001 roku z warzywa przemieniła się w owoc i dzięki temu produkcja marchewkowych dżemów może liczyć na unijne wsparcie.
O tym, że pomidor jest owocem, a kalafior – kwiatem, wiemy od dawna. Ostatnio pojawiła się jednak kolejna wątpliwość. Tym razem dotycząca starej dobrej marchewki. Roślinę z rodziny selerowatych Portugalczycy wykorzystują jako podstawowy składnik słynnego dżemu marchewkowego. Jednak dopóki marchewka była warzywem, Portugalczycy nie mogli sprzedawać swojego przysmaku w innych krajach Unii, gdyż według norm wspólnotowych dżem nie może być robiony z warzyw. Urzędnicy UE uznali więc, że najłatwiej będzie ogłosić marchewkę owocem.
„Owocowość” marchewki często jest – obok wspomnianego już banana i ślimaka, do którego jeszcze przejdziemy – ilustrowana w treści nagłówków o unijnych absurdach:
Ślimak jako ryba, marchewka to owoc, a teraz „elektryczna osoba prawna” – czym zajmuje się PE
Ślimak jest rybą, a marchewka owocem, czyli o przepisach unijnych
Jak jest naprawdę?
Istotnie, zgodnie z tym, co możemy znaleźć w części artykułów próbujących tłumaczyć unijną „owocowość” marchewki, kwestia ta wiąże się z dżemami. Dyrektywa Rady 2001/113/WE z dnia 20 grudnia 2001 r. odnosząca się do dżemów owocowych, galaretek i marmolady oraz słodzonego purée z kasztanów przeznaczonych do spożycia przez ludzi ustanawia zasady wspólnego rynku unijnego dla produktów określanych jako dżemy. Co dokładnie kryje się pod pojęciem dżemu, znajdziemy w Załączniku I do Dyrektywy:
Dżem” jest mieszaniną cukrów, miąższu i/lub purée z jednego lub kilku rodzajów owoców i wody, doprowadzoną do odpowiednio żelowej konsystencji. Jednakże dżem z owoców cytrusowych może być sporządzony z całego owocu, pokrojonego w paski i/lub w plastry.
Czym z kolei jest owoc? W Załączniku III czytamy:
1. Owoc:
– świeży, zdrowy owoc, nienadpsuty, zawierający wszystkie swoje zasadnicze składniki i dostatecznie dojrzały do użycia, po umyciu, usunięciu skaz, nadmiarów i ogonków,
– do celów niniejszej dyrektywy, za owoce uważa się pomidory, jadalne części łodyg rabarbaru, marchew, słodkie ziemniaki, ogórki, dynie, melony i arbuzy,
Definicyjne przyjęcie do celów niniejszej dyrektywy za owoce innych roślin, nieuznawanych w biologii za owoce, jest faktycznie podyktowane tym, iż z nich również produkuje się dżemy. Jest to jednak przykład powszechnie stosowanej w prawie instytucji fikcji prawnej, czyli przyjętego założenia, że nie istniejący w rzeczywistości fakt istnieje i wywołuje określone skutki prawne. W polskim prawie najsłynniejszą fikcją prawną jest art. 928 § 2 Kodeksu cywilnego dotyczący dziedziczenia przez spadkobiercę niegodnego:
§ 2. Spadkobierca niegodny zostaje wyłączony od dziedziczenia, tak jakby nie dożył otwarcia spadku.
Tak jak zastosowana w Kodeksie cywilnym fikcja prawna nie oznacza przecież, że polskie prawo przewiduje systemowe uśmiercanie spadkobierców niegodnych, tak aby nie dożyli oni otwarcia spadku, tak samo „dżemowa dyrektywa” nie zmienia systematyki roślin, uznając marchew lub pomidora za owoc. Funkcja, jaką odgrywa w niej zastosowana fikcja prawna, ma zastosowanie, jak zresztą wyraźnie wskazuje sama dyrektywa, tylko na jej potrzeby.
Ślimak rybą
Podobnym w swym przekazie narracyjnym euromitem do omówionej powyżej marchewki jest sprawa ślimaka, który – tak jak marchew uznana dzięki lobbującej Portugalii za owoc – miał zostać uznany za rybę śródlądową dzięki staraniom Francji. Również i tutaj w grę miała wchodzić kwestia wspólnego rynku i dofinansowań, na jakie rzekomo mogła liczyć słynąca z produkcji ślimaków Francja po jego uznaniu za rybę.
Na każdego znajdzie się paragraf. Wystarczy choćby zmienić mu kategorię. Dzięki lobbingowi Francji, Bruksela dokonała rewolucji w zoologicznej klasyfikacji: ślimak od lutego stał się rybą śródlądową. I choć podnoszą się głosy, że to kolejny euroabsurd, to eksperci tłumaczą, że dla francuskiego rolnictwa ma to ogromne znaczenie.
W Unii ślimak jest rybą. Polityczne decyzje i unijne dofinansowania sprawiły, że w dokumentach UE ślimak zakwalifikowany jest do ryb.
Na wniosek Francuzów Komisja Europejska zaliczyła pospolitego ślimaka winniczka do kategorii ryb lądowych. Komisja zmieniła klasyfikację gatunkową winniczka, by Francuzi mogli dotować hodowle ślimaków, tak jak dotuje się rybołówstwo. Winniczek występuje w Europie południowo-wschodniej i centralnej. Polacy eksportują go do Francji, gdzie jest uznawany za przysmak. Pozyskiwaniem winniczków zajmuje się u nas około 10 tys. osób.
Ślimaki winniczki stały się w Unii Europejskiej rybami od początku lutego. Wtedy Komisja Europejska wpisała te stworzenia na listę ryb, by spełnić żądanie Francji, która chciała uzyskać podstawę prawną do wypłacania unijnych subwencji rolnych dla hodowców ślimaków. (Takie subwencje są dostępne dla hodowców ryb w stawach).
Analiza doniesień medialnych zwraca uwagę na szczególne nagromadzenie artykułów poświęconych kwestii ślimaka w lutym 2010 roku. Poszukaliśmy więc jakie przyjęte przez Unię Europejską akty prawne w tym okresie mogłyby odnosić się do sprawy ślimaka. Z końcem stycznia zostało przyjęte Rozporządzenie Komisji (UE) NR 86/2010 z dnia 29 stycznia 2010 r. zmieniające załącznik I do Rozporządzenia Rady (WE) nr 1005/2008 w zakresie definicji produktów rybołówstwa oraz zmieniające Rozporządzenie Komisji (WE) nr 1010/2009 w zakresie wymiany informacji na temat inspekcji statków państw trzecich i mechanizmów administracyjnych dotyczących świadectw połowowych.
W rozporządzeniu tym mamy więc nowelizację załącznika definiującego produkty rybołówstwa, który to załącznik odnosi się do innego rozporządzenia. Sprawdźmy więc najpierw, jak wygląda znowelizowany załącznik:
ZAŁĄCZNIK I Załącznik I do rozporządzenia (WE) nr 1005/2008 otrzymuje brzmienie:
(…)
0307 60 00 Ślimaki, inne niż ślimaki morskie, żywe, świeże, schłodzone, zamrożone, suszone, solone lub w solance
Czyżbyśmy więc mieli do czynienia z kolejną fikcją prawną w dokumentach Unii Europejskiej? Faktycznie, w załączniku pojawiają się ślimaki inne niż morskie, a więc np. winniczki. Zweryfikujmy jednak, czego dotyczy to rozporządzenie, w którego załączniku określającym definicje produktów rybołówstwa pojawiły się nasze ślimaki.
Rozporządzenie Rady (WE) nr 1005/2008 w pełnej nazwie brzmi: Rozporządzenie Rady (WE) NR 1005/2008 z dnia 29 września 2008 r. ustanawiające wspólnotowy system zapobiegania nielegalnym, nieraportowanym i nieuregulowanym połowom oraz ich powstrzymywania i eliminowania, zmieniające rozporządzenia (EWG) nr 2847/ 93, (WE) nr 1936/2001 i (WE) nr 601/2004 oraz uchylające rozporządzenia (WE) nr 1093/94 i (WE) nr 1447/1999.
Kompletnie nie dotyczy więc ono wspólnego rynku rybołówstwa, tak jak mieliśmy do czynienia w przypadku dyrektywy „dżemowej”, a jedynie ustanawia ramy formalnoprawne dla wspólnotowego systemu przeciwdziałania nielegalnym połowom. Artykuł 2 rozporządzenia omawia definicje przyjęte w dokumencie.
Artykuł 2
Definicje
Na użytek niniejszego rozporządzenia:
(…)
„produkty rybołówstwa” oznaczają wszelkie produkty sklasyfikowane w rozdziale 03 i pozycji taryfowej 1604 i 1605 Nomenklatury Scalonej wprowadzonej rozporządzeniem Rady (EWG) nr 2658/87 z dnia 23 lipca 1987 r. w sprawie nomenklatury taryfowej i statystycznej oraz w sprawie Wspólnej Taryfy Celnej (11), z wyjątkiem produktów wyszczególnionych w załączniku I do niniejszego rozporządzenia.
Oznacza to więc, że załącznik I stanowi katalog produktów wykluczonych z definicji produktów rybołówstwa. Jest więc dokładnie odwrotnie, niż sugerowały to media – ślimaki inne niż morskie nie są uznawane za rybę w myśl znowelizowanego rozporządzenia.
Wspinanie na drzewa
Ta przydatna czasem umiejętność, według doniesień medialnych, również miała zostać objęta biurokratyczną machiną Unii Europejskiej. Zacytujmy więc kilka artykułów:
Na drzewo z pozwoleniem. Wchodzenie na drzewa to jedna z ulubionych zabaw dzieci. Niestety, żeby wspinać się po gałęziach trzeba mieć teraz specjalne zaświadczenie. A żeby je otrzymać koniecznie jest przebycie odpowiednich ćwiczeń. Nie wiedział o tym niejaki Chris Baker, który chciał zamontować na drzewie kamerę do obserwacji ptaków. Na ziemię szybko sprowadzili go przypadkowo przechodzący obok urzędnicy.
Chyba każdy z nas w dzieciństwie lubił posiedzieć na gałęzi, bo przecież wchodzenie na drzewa to jedna z ulubionych zabaw młodzieńczego wieku. Ale uwaga! Wiedzieliście, że aby wspinać się po gałęziach, zgodnie z prawem Unii Europejskiej, trzeba mieć teraz specjalne zaświadczenie? Otrzymać je można tylko wtedy, gdy odbędziecie specjalne ćwiczenia. Nie wiedział o tym niejaki Chris Baker, który chciał zamontować na drzewie kamerę do obserwacji ptaków. Na ziemię szybko sprowadzili go przypadkowo przechodzący obok urzędnicy.
Unijni urzędnicy dbają także o bezpieczeństwo obywateli UE. Chris Baker, inżynier elektronik, otrzymał zlecenie zainstalowania na drzewie kamery telewizyjnej do obserwacji pary orłów. Przyglądali się temu różni urzędnicy, z których jeden zapytał Chrisa, czy posiada zaświadczenie o posiadaniu umiejętności wspinania się na drzewa. Gdy ten zaprzeczył, ściągnięto z daleka wspinacza drzewnego z pełnymi kwalifikacjami. Aby uzyskać takie zaświadczenie, należy ćwiczyć na „drzewie wg standardów unijnych” .
Aby żyć zgodnie z prawem UE musimy także wiedzieć, iż nie wolno nam wchodzić na drzewa bez odpowiedniego zaświadczenia. Aby nasza wspinaczka była legalna, musimy posiadać oświadczenie o przebyciu w tym celu stosownego przeszkolenia.
W opowieści pojawia się postać Chrisa Bakera, który nie mając odpowiednich zaświadczeń, został zmuszony do zejścia z drzewa i niewykonania powierzonej mu pracy – instalacji kamery obserwacyjnej. Pójdźmy jego śladem, pomijając na moment wysoce nieprawdopodobny zbieg okoliczności, że napotkali go przechodzący nieopodal i bliżej nieokreśleni „unijni urzędnicy”. Po wykorzystaniu konkretyzujących słów kluczowych w Google możemy dotrzeć do fragmentu humorystycznej książki Willa Jacksona „Bonkers Britain: What Drives You Nuts about Modern Life” (w luźnym tłumaczeniu „Ześwirowana Wielka Brytania: Co doprowadza Cię do szału w dzisiejszym świecie”), zamieszczonego w Google Książki. W książce tej pojawia się historia Chrisa Bakera pochodzącego z wyspy Mull w Szkocji, który miał nie posiadać certyfikatu „National Proficiency Test Council Certificate of Competence in Tree Climbing” – oficjalnego dokumentu mającego potwierdzać kompetencje i umiejętności we wspinaniu się po drzewach. W Wielkiej Brytanii istniało rzeczywiście National Proficiency Test Council (obecnie podmiot ten nazywa się City & Guilds Land Based Services). Jest to największa brytyjska instytucja zajmująca się certyfikowaniem umiejętności do pracy w przemyśle, rolnictwie itp. Certyfikaty te dotyczą najczęściej zagadnień związanych z szeroko rozumianym BHP. Faktycznie, istnieje również certyfikat sprawdzający zdolności wspinania się na drzewa. W sieci mamy przykłady kursów przygotowujących do tego egzaminu: 1, 2. Jest to typowy certyfikat potwierdzający umiejętności pracy w niebezpiecznych warunkach wysokościowych. Również w Polsce oferowane są kursy wysokościowe przygotowujące do pracy w trudnych warunkach: 1, 2, 3.
Historia Chrisa Bakera nie znajduje – poza książką Willa Jacksona – potwierdzenia w innych źródłach anglojęzycznych. Poszukując ludzi o tym imieniu i nazwisko związanych z wyspą Mull, możemy natrafić na dokument zamieszczony w domenie szkockiej Komisji Leśnictwa, omawiający skład dyrektorów Mull and Iona Community Trust, organizacji realizującej infrastrukturalne projekty pomocowe dla mieszkańców obszarów wiejskich i odizolowanych. W biogramie Chrisa Bakera – jednego z dyrektorów tej organizacji – możemy znaleźć informację o jego inżynieryjnym wykształceniu i doświadczeniu w pracy, jednak nie przesądza to, że jest to ta sama osoba, co w książce Jacksona. Tak czy inaczej – nawet jeśli od Chrisa Bakera zażądano okazania certyfikatu potwierdzającego jego kompetencje, z całą pewnością nie zrobili tego unijni urzędnicy.
Na zakończenie…
Jak w przypadku każdego fake newsa, również euromity bazują często na jakiejś podstawie faktograficznej – dokumencie, akcie prawnym lub gdzieś zasłyszanej historii. Poprzez naginanie albo całkowitą zmian kontekstu danej sytuacji, dodanie emocjonalnego słownictwo fake newsy są odpowiedzialne za kreowanie fałszywej narracji nieodpowiadającej rzeczywistości. Dlatego tak ważny jest krytyczny umysł i konieczność weryfikacji informacji w wiarygodnych źródłach, co podkreślamy podczas każdego spotkania w ramach Akademii Fact-checkingu. W przypadku Unii Europejskiej warto sięgać po oficjalne dokumenty Urzędu Publikacji Unii Europejskiej, opracowania Eurostatu i przede wszystkim: unijnej bazy aktów prawnych EUR-Lex, gdzie znajdziesz każdą dyrektywę i rozporządzenie. Unia prowadzi również swój własny „leksykon” euromitów – możesz się z nim zapoznać w po polsku, a także w wersji rozszerzonej – po angielsku.
Paweł Terpiłowski
Stowarzyszenie Demagog jest organizacją partnerską Biura Parlamentu Europejskiego we Wrocławiu w ramach akcji
Wspieraj niezależność!
Wpłać darowiznę i pomóż nam walczyć z dezinformacją, rosyjską propagandą i fake newsami.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter