Omawiamy ważne fakty dla debaty publicznej, a także przedstawiamy istotne raporty i badania.
Atak klonów. Dezinformacja pod przykrywką prawdziwych stron
W trwającej od maja kampanii dezinformacyjnej manipulatorzy utworzyli strony internetowe łudząco podobne do stron największych mediów. W ramach operacji podszyli się pod co najmniej 17 dużych stron medialnych. Treści zamieszczane na fałszywych stronach dotarły do czytelników m.in. z Niemiec, Włoch oraz Francji.
Fot. Pixabay / Modyfikacje: Demagog
Atak klonów. Dezinformacja pod przykrywką prawdziwych stron
W trwającej od maja kampanii dezinformacyjnej manipulatorzy utworzyli strony internetowe łudząco podobne do stron największych mediów. W ramach operacji podszyli się pod co najmniej 17 dużych stron medialnych. Treści zamieszczane na fałszywych stronach dotarły do czytelników m.in. z Niemiec, Włoch oraz Francji.
Operacja Doppelganger
Analitycy z zespołu EU DisinfoLab napotkali na ślad zorganizowanej operacji dezinformacyjnej. Kampania dezinformacyjna – zapoczątkowana w maju 2022 roku – została okrzykniętą nazwą „sobowtór” (ang. doppelganger). Oszuści przybierali bowiem maskę prawdziwych stron informacyjnych w celu rozpowszechniania fałszywych prorosyjskich narracji.
Manipulując domenami internetowymi, dezinformatorzy stworzyli fałszywe kopie stron 17 dużych mediów i agencji prasowych. Podszywali się m.in. pod niemiecki „Bild”, włoską agencję prasową Ansę, brytyjski „The Guardian”, francuskie „20 minutes” czy kenijskie KBC. Analitycy natknęli się na co najmniej 50 stron-klonów.
Dezinformacyjna operacja nie objęła Polski. W przeszłości prorosyjskie treści były jednak rozpowszechniane na profilach podszywających się pod miejskie serwisy informacyjne na Instagramie. Więcej na ten temat dowiesz się tutaj.
Fałszywe doniesienia, filmy i sondaże
Klony rozpowszechniały głównie dezinformujące artykuły stylizowane na treści pisane przez prawdziwych dziennikarzy. Następnie publikowały wyreżyserowane i zmontowane filmy, które przekazują rosyjską propagandę.
Ponadto na stronach przeprowadzane były sfałszowane sondaże opinii publicznej, których wyniki były z góry ustawione.
Kilka prostych kroków wystarczy, aby się podszyć
Sprytna strategia wykorzystana przez dezinformatorów pozwalała im na zmylenie użytkowników internetu, którzy nie zawsze zachowują ostrożność przy czytaniu najświeższych informacji.
Na początku kopiowali projekt i wygląd prawdziwej strony internetowej lub agencji prasowej (np. „Bild” czy „Le Monde”), a następnie umieszczali tę kopię na wykupionej domenie, której nazwa łudząco przypominała oryginalną. Od tego czasu mogli już publikować dowolne fałszywe informacje i rozpowszechniać je dalej.
Tym samym osoba, która chce przeczytać artykuł na prawdziwej stronie www.bild.de, mogła przypadkiem trafić np. na fałszywy artykuł zamieszczony pod adresem bild.eu.com.
Co ciekawe, sfałszowana domena kierowała użytkowników z powrotem do oryginalnej strony, a jedynie linki do konkretnych artykułów zawierały dezinformację. To rozwiązanie, a także ograniczenia geograficzne (tylko użytkownicy z wybranego kraju mogli natknąć się na sfałszowaną stronę) umożliwiały manipulatorom tuszowanie śladów i budowanie wrażenia rzetelności.
Niemcy na celowniku dezinformatorów
Okazuje się, że duża część dezinformacji tworzona była w języku niemieckim. Treści publikowano również po włosku, francusku, angielsku, łotewsku, ukraińsku i rosyjsku. Na fałszywych stronach można było się natknąć na liczne fake newsy skupione wokół dwóch dużych narracji:
- „Ukraina jest państwem upadłym” – w jej obrębie pojawiały się doniesienia o rzekomej korupcji lub nazizmie władz ukraińskich oraz sugestie, że zwykli Ukraińcy woleliby żyć w Rosji. Naszą weryfikację znajdziesz w tym artykule.
- „Nadchodzi zima” – tutaj przewijały się artykuły siejące strach przed nadchodzącymi konsekwencjami wojny oraz skutkami nałożonych sankcji. Mowa m.in. o niedoborach gazu, pustych półkach sklepowych czy braku podstawowych artykułów żywieniowych.
Fałszywe sondaże w służbie rosyjskim narracjom
Twórcy dezinformacji umieszczali na swoich stronach sondaże, w których pytali użytkowników o zdanie w ważnych społecznie tematach. Wyniki były później wykorzystywane jako dowód w prorosyjskiej propagandzie.
Jak wykazały badania psychologiczne, sondaże i opinie innych osób stanowią dla nas przekonywający dowód społecznej słuszności, o czym przeczytasz tutaj.
Przykładowo, na stronie podszywającej się pod ukraińskie media RBC zapytano Ukraińców o to, w jakim kraju woleliby żyć: w Polsce, Ukrainie czy Rosji? Zaledwie kilka dni później, tym razem na stronie-klonie niemieckiego „Bilda”, pojawił się artykuł z wynikami sondażu. Okazało się, że aż 68 proc. Ukraińców wolałoby żyć w Rosji zamiast w państwie rządzonym przez rząd ukraiński.
Czy to autentyczne wyniki? Oczywiście, że nie. Jak się okazuje, sondaże od samego początku były ustawione, a wynik – z góry zaplanowany, co potwierdziła analiza kodu źródłowego strony. Ciekawostką jest, że wyniki sumowały się do 95 proc. zamiast do 100 proc.
Kampania przeniosła się także do mediów społecznościowych
Korzystając z przygotowanych wcześniej fałszywych stron, filmików oraz wyników sondaży, manipulatorzy prowadzili szeroko zakrojoną kampanię dezinformacyjną w mediach społecznościowych. Wpisuje się to w strategię rosyjskiej dezinformacji, którą można porównać do budowy matrioszki (możesz o tym przeczytać w innej naszej analizie).
Przy użyciu nieautentycznych kont oraz botów dezinformatorzy zakładali strony na Facebooku (również podszywającej się pod media i agencje prasowe), a także zachęcali użytkowników do przeczytania artykułów na stronach-klonach.
Udało im się także przeprowadzić co najmniej 12 kampanii reklamowych na Facebooku promujących prorosyjskie i antyukraińskie treści. Stało się to pomimo polityki Mety (właściciela Facebooka), mającej na celu blokowanie treści manipulacyjnych. Większość z dezinformujących reklam w ogóle nie została wykryta przez platformę.
Cyfrowy ślad prowadzi do Rosji
Zdaniem analityków EU DisinfoLab nie możemy bezpośrednio stwierdzić, że za całą operacją stoją rosyjscy oficjele. Jednakże liczne ślady pozostawione w internecie sugerują, że osoby z tego państwa odegrały ważną rolę w tym przedsięwzięciu.
Operacja opierała się przede wszystkim na zakupie domen przypominających nazwy prawdziwych mediów. Większość z nich była zakupiona anonimowo, co utrudnia identyfikację. Wiemy, jednak że część z nich pochodzi od firm hostingowych działających w Rosji.
Kolejnym śladem okazały się metadane zdjęć oraz filmów (m.in. informacje o tym, gdzie, kto i kiedy je wykonał) przewijających się w propagandowych artykułach na sklonowanych stronach. Dzięki temu analitycy odkryli, że część tych treści tworzona jest w strefie czasowej GMT+8 i w regionie Syberii i Irkucka.
Operacja napotkała sprzeciw
Operacja, jak podsumowują analitycy EU DisinfoLab, nie odniosła dużego sukcesu, a za większość aktywności w mediach społecznościowych odpowiadały wykupione konta i boty, a nie prawdziwi użytkownicy.
Sami internauci byli sceptyczni wobec treści publikowanych przez nieautentyczne konta. Angażowali się oni w tzw. naturalny sprzeciw, wystawiali fałszywym stronom negatywne recenzje na Facebooku i zostawiali komentarze takie jak: „Dziękuję za twój bezwartościowy post, dostajesz premię w wysokości 800 rubli”.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter