Strona główna Analizy Debata publiczna w sierpniu. Mamy oko na manipulacje polityków

Debata publiczna w sierpniu. Mamy oko na manipulacje polityków

Ruszyła kampania wyborcza. Trwa też kampania referendalna. Jak politycy wykorzystują bieżące wydarzenia, aby wpływać na wyborców? Czy stosują nieczyste chwyty w dyskusji i techniki manipulacji? Jakie zachowania obniżają jakość debaty publicznej?

Donald Tusk, Andrzej Kołodziejczak, Mateusz Morawiecki, Janusz Kowalski

fot. fot. Mateusz Włodarczyk, www.wlodarczykfoto.pl / Wikimedia Commons / CC BY-SA 4.0 / Modyfikacje: Demagog; fot. Adrian Grycuk / Wikimedia Commons / CC BY-SA 3.0 PL / Modyfikacje: Demagog; fot. Krystian Maj / Wikimedia Commons / CC BY 3.0 PL / Modyfikacje: Demagog; fot. LB202020 / Wikimedia Commons / CC BY-SA 4.0 / Modyfikacje: Demagog

Debata publiczna w sierpniu. Mamy oko na manipulacje polityków

Ruszyła kampania wyborcza. Trwa też kampania referendalna. Jak politycy wykorzystują bieżące wydarzenia, aby wpływać na wyborców? Czy stosują nieczyste chwyty w dyskusji i techniki manipulacji? Jakie zachowania obniżają jakość debaty publicznej?

W ubiegłym miesiącu rozpoczęliśmy nasz cykl dotyczący debaty publicznej. Komentowaliśmy trwającą wówczas prekampanię. Kandydaci i kandydatki rozstawiali się na politycznej planszy do gry. Już wtedy przedwyborcze emocje buzowały. W tej odsłonie przyjrzymy się temu, co stało się po oficjalnym starcie kampanii.

Przed wyborami warto być wyczulonym na różne rodzaje manipulacji, w tym na te emocjonalne i językowe. Psują one jakość debaty publicznej w równym stopniu co dezinformacja i fake newsy. Ostrzegamy, że niektóre z analizowanych wypowiedzi zawierają określenia uznawane powszechnie za obraźliwe lub stanowiące mowę nienawiści.

Cztery istotne tematy sierpnia

Na wstępie należy zaznaczyć, że raport dotyczy głównych elementów polskiej debaty publicznej, a nie wszystkich poruszanych w tej debacie kwestii. Pod lupę wzięliśmy najważniejsze tematy, którymi żyła polska polityka w sierpniu 2023 roku. Były to:

  • początek kampanii wyborczej,
  • referendum ogólnokrajowe w dniu wyborów,
  • defilada w Warszawie,
  • relacje polsko-niemieckie.

Więcej o metodologii wykorzystanej do opracowania raportu przeczytasz na jego końcu.

Początek kampanii i przepychanki na listach

Na początku sierpnia Andrzej Duda ogłosił, że wybory parlamentarne odbędą się 15 października. Tym samym kandydaci mogli wziąć się do pracy. Już wkrótce zaczęły spływać pierwsze wnioski o rejestrację komitetów wyborczych, a na ulicach ruszyły zbiórki podpisów pod listami kandydatów do Sejmu i Senatu.

Choć w poprzednim miesiącu debatę publiczną zdominowało kilka gorących tematów, to w sierpniu zasady gry narzucała już kampania wyborcza. Kandydaci i kandydatki chcieli wyróżnić się na tle pozostałych polityków i narzucić swoją narrację. Nie zabrakło również przytyków i sporów pomiędzy ugrupowaniami.

Można zauważyć, że dwie największe partie w Polsce za swoją strategię obrały grę na polaryzację polityczną. Chodzi przede wszystkim o zbudowanie w wyborcach podziałów na dwa obozy: „my” i „oni”. Wyborcy mogą przez to ulec fałszywej dychotomii, czyli iluzji, według której istnieją tylko dwie opcje. Taki podział, choć korzystny dla tych partii w trakcie samej kampanii, grozi podziałem i utratą zaufania społecznego do instytucji państwowych i innych obywateli.

„Chłopcy w krótkich spodenkach”, czyli argumenty ad personam

Prawo i Sprawiedliwość w swoich spotach i materiałach nawiązuje przede wszystkim do Platformy Obywatelskiej i to w opozycji do partii Donalda Tuska tworzy swoją narrację o Polsce. Już u progu kampanii PiS przyjęło kurs na krytykowanie decyzji poprzednich rządów.

Na początku sierpnia obóz rządzący popularyzował hasło #POdoReklamówek, do którego nawiązywali m.in. Przemysław CzarnekJanusz Kowalski. O co chodziło? Przede wszystkim o to, że zdaniem członków Zjednoczonej Prawicy politykom PO brakuje kompetencji do zadbania o bezpieczeństwo Polaków. Czarnek pokusił się nawet o personalny przytyk do swoich oponentów i nazwał ich „chłopcami w krótkich spodenkach”, a innym razem „chłopcami w krótkich majtkach”.

Skąd hasło o reklamówkach? To nawiązanie do wydarzeń sprzed dwóch lat, kiedy rozpoczął się trwający do dziś kryzys na granicy z Białorusią. Poseł Franek Sterczewski z klubu KO chciał przekazać jedzenie i leki migrantom, przed czym przestrzegała go Straż Graniczna. Do dziś w sieci krąży filmik, na którym polityk z reklamówką próbuje przekroczyć granicę i ucieka przed strażnikami.

Powrót do tego tematu tuż przed kampanią to znak, że PiS planował upolitycznić kryzys na granicy polsko-białoruskiej i uczynić z niego jeden z istotnych tematów podczas tych wyborów. O tym, że to prawda, przekonaliśmy się tydzień później, gdy ogłoszono pytania referendalne. Do tego tematu wrócimy w dalszej części tekstu.

„Zło w czystej postaci”, czyli o dehumanizacji przeciwnika

W mediach społecznościowych politycy coraz brutalniej wypowiadają się o swoich oponentach. W analizowanych wpisach regularnie natykaliśmy się na obelgi i wyzwiska. W miejsce człowieczeństwa przypisywano oponentom politycznym wyłącznie złe zamiary. Premier Morawiecki zarzucił Donaldowi Tuskowi, że „zatruwa całą Polskę”, a Przemysław Czarnek ostrzegał i zalecał ostrożność przy kontaktach z byłym premierem. 

Słów nie szczędził również Janusz Kowalski, który nazwał Platformę „złem w czystej postaci”, utożsamiając przy tym proponowaną przez KO legalną aborcję z „zabijaniem dzieci”. 

Jarosław Kaczyński poszedł o krok dalej i stwierdził, że Donald Tusk to „personifikacja zła”, co jest już ostatecznym krokiem w procesie dehumanizacji. Natomiast Michał Kołodziejczak dostrzegał „szatany w PiS”.

Nie zabrakło też sporów na innych osiach. Krzysztof Bosak na platformie X zarzucał Lewicy wpuszczanie „starych komuchów” na listy, a gdy na Campusie Polska Przyszłości doszło do konfliktu o symetryzm, polityk określił stanowisko organizatorów mianem „lewackiego bełkotu”.

„Jednym głosem w sprawie Rosji”, czyli o podważaniu wiarygodności

Na listach kandydatów i kandydatek do parlamentu pojawiły się niespodzianki. Wśród nich m.in. start Michała Kołodziejczaka z list Koalicji Obywatelskiej. Lider Agrounii dotychczas budował ruch antysystemowy, więc jego decyzja była dla wielu zaskakująca.

Politycy obozu rządzącego szybko wykorzystali okazję do podważenia wiarygodności nowego kandydata, a tym samym przeniesienia krytyki na całe ugrupowanie, które wpuściło go na listy. Szczególnie często wypowiadał się tutaj Janusz Kowalski, który zarzucał liderowi Agrounii prorosyjskość i sugerował, że to właśnie na tym polu powstał sojusz między Tuskiem i Kołodziejczakiem. Często w materiałach PiS wyciągano przy tym z kontekstu archiwalne wypowiedzi byłego premiera.

Swoje trzy grosze w sprawie Kołodziejczaka wtrącił także premier Morawiecki, który nazwał go „niebezpiecznym człowiekiem”. Ciekawy manewr wykonał Przemysław Czarnek, który nie tylko skrytykował Kołodziejczaka, ale również nawiązał przy tym do nielubianego przez siebie Roberta Biedronia, który jego zdaniem szkodzi polskim rodzinom. Nie on jedyny. O tym, że Biedroń wraz z „ideologią LGBT” szkodzą polskim dzieciom, znów przekonywał Janusz Kowalski.

„Tusk to król bezrobocia”, czyli o powrocie do przeszłości i wyolbrzymianiu

PiS w swoich spotach przekonywało, że za poprzedniej władzy bezrobocie sięgało 15 proc. Promowany przy tym był hashtag #TuskZnaczyBezrobocie, który pojawił się na kontach polityków związanych z rządem, m.in. Mariusza BłaszczakaPrzemysława Czarnka. Janusz Kowalski nazwał nawet byłego premiera „królem bezrobocia”. 

Już wkrótce ciągłe powtarzanie informacji o 15-procentowym bezrobociu za PO doprowadziło do pierwszego w tej kampanii pozwu w trybie wyborczym. PO zwyciężyła – sąd przychylił się do wniosku partii, przyznając, że teza o 15-procentowym bezrobociu była przesadzona.

PiS szybko dostosowało się do nowej narracji i politycy zaczęli mówić o bezrobociu za Tuska na poziomie 14,4 proc., bo taki faktycznie odsetek odnotowano w 2013 roku. Było to znaczące wyolbrzymienie i tzw. cherry-picking, ponieważ do swojej narracji dobrali akurat miesiąc z najwyższym odsetkiem, sugerując, że wynik ten rozciągał się na całe rządy PO-PSL. 

Referendum i wybory – czy to dobre połączenie?

W tym roku po raz pierwszy w historii III RP w tym samym dniu odbędą się wybory i ogólnokrajowe referendum. Równolegle biegną ze sobą kampania referendalna i wyborcza, które rządzą się innymi zasadami, o czym więcej pisaliśmy w naszej analizie.

Naszą uwagę powinien zwrócić fakt, że tematy referendum wpisują się w spory trwające już obecnie w debacie publicznej: o wiek emerytalny, o politykę migracyjną, o państwowy majątek i o granicę polsko-białoruską. Tym samym kampania referendalna stała się niejako przedłużeniem kampanii wyborczej i jest kolejną okazją dla rządu do uderzania w opozycję. 

innej analizie wykazaliśmy, że sama treść pytań referendalnych oraz sposób ich ogłoszenia były wymierzone w Donalda Tuska i jego partię. Zauważmy dla przykładu, że w jednym z pytań pojawia się pytanie o poparcie dla „nielegalnych” imigrantów. Negatywny wydźwięk słowa „nielegalni” ma tu wskazywać obywatelowi, jak powinien odpowiedzieć.

#PolacyDecydują, czyli o upolitycznieniu instytucji

Jak wynika z przeanalizowanej przez nas bazy wpisów na portalu X (dawniej Twitter), w sierpniu na temat pytań referendalnych wypowiadali się wyłącznie politycy Zjednoczonej Prawicy.

Stanowisko rządowe prezentowali m.in. premier Morawiecki, minister Czarnek czy Janusz Kowalski. Przekonywali, że to ich partia słucha głosu obywateli i pozwala im decydować o istotnych sprawach w referendum. Czarnek ponownie zarzucał Tuskowi, głównemu „czarnemu charakterowi” opowieści referendalnej, działanie na korzyść Niemiec.

Politycy pominęli przy tym fakt, że cztery pytania okazały się dla nich kolejną okazją do krytykowania Platformy Obywatelskiej. Tym samym referendum z obywatelskiej instytucji demokracji bezpośredniej zostało zamienione w narzędzie walki politycznej. 

 „Prawdziwe referendum to karta wyborcza”, czyli o dwóch oddzielnych kampaniach

Tymczasem, jak wynika z naszej analizy postów, politycy opozycji zdecydowali się nie włączać w dyskusję związaną z pytaniami referendalnymi. Nie natrafiliśmy na ani jeden wpis, w którym przekonywaliby o tym, jakie mają stanowisko w sprawie pytań. Wręcz przeciwnie, podważali całą ideę tego głosowania. 

Szczególnie aktywna w tej sprawie była Katarzyna Lubnauer. Posłanka promowała hasło #ReferendumRozpaczy i przekonywała, że karta referendalna to tak naprawdę ulotka wyborcza PiS. Dalej poszedł Władysław Kosiniak-Kamysz, który podkreślił, że jego zdaniem nie jest to nawet prawdziwe referendum, a PiS ośmiesza ideę demokracji bezpośredniej.

Do dyskusji dołączył też Piotr Zgorzelski, który nazwał referendum grą polityczną. Szymon Hołownia dodatkowo przekonywał, że służy ono tylko kampanii wyborczej, a przedstawiciele PiS tak naprawdę „mają gdzieś” głos Polaków. Natomiast Sławomir Mentzen z Konfederacji podsumował temat, stwierdzając: „Bez sensu to referendum. Taniej wyjdzie sonda na Twitterze”.

„Ja, panie redaktorze, odpowiadam…”, czyli o unikaniu odpowiedzi

Kandydaci i kandydatki liczą w wyborach na nasze głosy i na to, że dzięki nam będą mogli przez 4 lata pracować w parlamencie. Będą mieli za zadanie nas reprezentować, dlatego powinniśmy znać ich poglądy i wiedzieć, czy są zgodne z naszymi. Mamy prawo oczekiwać od nich konkretów.

Nie wszyscy mówią otwarcie o swoich planach. Politycy często unikają odpowiedzi na pytania, zwłaszcza te istotne. Dla przykładu nowy kandydat na liście KO, Michał Kołodziejczak, został na antenie RMF24 zapytany o swoje stanowisko w sprawie aborcji. Polityk unikał odpowiedzi, m.in. sugerując, że rozmowa na ten temat służy Prawu i Sprawiedliwości. 

Od odpowiedzi na istotne pytania uciekają także politycy innych ugrupowań. Przedstawiciel obozu rządzącego Piotr Müller nie był chętny odpowiedzieć „tak” lub „nie” na proste pytanie dotyczące zorganizowania debaty pomiędzy liderami dwóch największych partii – Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem.

Tymczasem Krzysztof Bosak z Konfederacji podczas wywiadu w RMF24 unikał zajęcia jasnego stanowiska w sprawie członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Jak podkreślił: „Jestem przeciwnikiem odpowiadania na pytania, co by było, gdyby było, bo to nie jest rozmowa o realnych problemach Polaków”. W tym samym studiu ujawnienia swoich planów w sprawie pozostawienia lub zlikwidowania 13. i 14. emerytury unikał Władysław Kosiniak-Kamysz.

Niemcy zmienią nam rząd? To już niemal teoria spiskowa

Jednym z elementów budowania antyniemieckiej narracji w ciągu ostatnich kilku tygodni były odniesienia do słów europosła Manfreda Webera z czerwca 2023 roku. 

wywiadzie dla niemieckiego Frankfurtera Allgemeine Zeitung Weber mówił m.in., że jego partia – czyli Europejska Partia Ludowa (ta sama, z którą związani są politycy PO) – stanowi zaporę ogniową przed PiS. – Jesteśmy jedyną siłą, która może zastąpić PiS w Polsce i sprowadzić kraj z powrotem do Europy – przekonywał Weber.

Eurokraci obalą nam rząd, czyli o podsycaniu antyniemieckich nastrojów

Prorządowe media szybko podchwyciły wypowiedź Niemca i zaczęły przekonywać, że Niemcy chcą zmienić w Polsce rząd (1, 2). Premier Mateusz Morawiecki ukuł nawet określenie „Grupa Webera”, które wprost nawiązuje do Grupy Wagnera – rosyjskiej grupy najemników odpowiedzialnej za zbrodnie wojenne w Ukrainie. 

Premierowi wtórował portal TVP Info, który opracował nawet listę „eurokratów” chcących „obalić” polski rząd. 

Choć wypowiedź Webera padła już jakiś czas temu (wywiad ukazał się 25 czerwca), w sierpniu wciąż rozgrzewała debatę publiczną. Ze wzmożoną dyskusją mieliśmy do czynienia szczególnie w okresie rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Prawica próbowała wykorzystywać obchody do wzbudzania antyniemieckich nastrojów i atakowania polityków Platformy Obywatelskiej, przedstawiając ich jako „pomagierów” Niemców. 

„Niemieckie słupy”, czyli o umniejszaniu przeciwnika

Przykładowo 3 sierpnia w TVP Info Patryk Jaki nazwał Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego „niemieckimi słupami”. Mateusz Morawiecki w jednym z tweetów stwierdził, że Weber „posługuje się” Tuskiem, a Przemysław Czarnek na portalu X kilkukrotnie nazywał Tuska pomocnikiem lub zastępcą Webera (np. 12).

W dyskusję na temat Niemiec wciągnięto również Rafała Trzaskowskiego. Prezydent Warszawy został zaproszony przez premiera Morawieckiego do złożenia podpisu na liście do kanclerza Niemiec Olafa Scholza w sprawie reparacji za II wojnę światową. 

Trzaskowski odmówił, a uzasadniając tę decyzję w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, oskarżył PiS o wykorzystywanie pamięci o powstańcach do kampanii wyborczej. – Reparacje pojawiają się w retoryce PiS dla doraźnego efektu politycznego – żeby przykryć ich kompletną indolencję w polityce europejskiej – mówił.

Wszędzie ci Niemcy, czyli o whataboutyzmie

Obóz rządzący nie pozostał dłużny. Janusz Kowalski wrócił do tematu reparacji jeszcze 17 sierpnia. Poseł w tweecie zwrócił uwagę na brak obecności reparacji w programie wydarzenia Campus Polska Przyszłości (w które Trzaskowski był zaangażowany, choć go nie organizował). 

Kowalski zwrócił też uwagę, że w organizację imprezy zaangażowani są… Niemcy. Skąd ten wniosek? Na liście partnerów Campusu znalazła się niemiecka Fundacja im. Konrada Adenauera. To typowy przykład whataboutyzmu – czyli odpowiedzi na krytykę poprzez wysunięcie podobnej krytyki, często opartej na nieistotnym argumencie.

Jednak najdobitniejszym przykładem nienawiści Janusza Kowalskiego do Niemców jest chyba tweet z 1 sierpnia. Poseł udostępnił nagranie z marszu narodowców, którzy krzyczą „Niemcy to mordercy!”. Te same słowa znalazły się również w treści wpisu bez słowa komentarza, że odnosi się on do przeszłości, a nie teraźniejszości. 

Święto Wojska Polskiego i kłótnia o defiladę

Jednym ze stale powracających tematów w wypowiedziach Mariusza Błaszczaka jest likwidacja jednostek wojskowych za rządów PO. Sami kilkukrotnie sprawdzaliśmy jego wypowiedzi na ten temat, jednak minister wciąż regularnie do niego powraca.

„Oni likwidowali”, czyli o prostym dzieleniu świata na nas i na nich

W sierpniu minister ponownie oskarżał wcześniejszy rząd o likwidowanie baz. „Oni likwidowali jednostki odpowiedzialne za obronę naszego nieba, my w ostatnich latach wzmacniamy obronę powietrzną” – pisał 4 sierpnia na X. Zastosowany w tweecie podział „my–oni” to jedna z powszechniejszych technik manipulacyjnych stosowanych w debacie politycznej. „Oni” to po prostu przeciwnicy polityczni – ukazywani jako ci, którzy służą obcym siłom (patrz część „Niemcy zmienią nam rząd?…”) i zagrażają bezpieczeństwu Polaków. 

Przy okazji Święta Wojska Polskiego do ministra Błaszczaka dołączyli również inni politycy PiS. Dobrym tego przykładem jest tweet Janusza Kowalskiego, który stwierdził, że za czasów PO Polska była „zwijana i rozkradana”. Donald Tusk miał realizować prorosyjską politykę resetu, a po agresji Rosji na Gruzję – uciec do Brukseli „na ciepłą posadkę”. Wpis kończy się emocjonalnym „Nigdy więcej Tuska!”.

„Zbrodnicze zwijanie jednostek”, czyli o wzbudzaniu niepotrzebnych emocji

Oskarżeniom wobec Tuska wtórował też premier Morawiecki. Szef rządu na portalu X wprost zwrócił się do swojego oponenta, pytając: „Dlaczego zgadzał się Pan na zbrodnicze zwijanie jednostek Wojska Polskiego […]?”. 

Błaszczak i Morawiecki mają rację, mówiąc, że za rządów PO likwidowano jednostki wojskowe – możesz o tym poczytać w jednej z naszych analiz. Zamiast jednak skupiać się na faktach, obaj politycy używają manipulacji, które mają wywoływać emocje i prowokować do kłótni.

Szczególnie negatywnie nacechowane jest użyte przez premiera słowo „zbrodnicze”. Brzmi ono tym bardziej oskarżycielsko, że w następnym zdaniu kolejny raz pada zarzut o współpracę Tuska z obcymi siłami. Morawiecki nie wypowiedział go jednak wprost, zamiast tego zapytał: „czyj plan Pan realizował?”.

Kto jest większym szkodnikiem, czyli o obrażaniu się nawzajem

Opozycja nie pozostała dłużna. Borys Budka z Koalicji Obywatelskiej 5 sierpnia nazwał Antoniego Macierewicza (poprzedniego ministra obrony narodowej) i Mariusza Błaszczaka „szkodnikami”. Jarosława Kaczyńskiego oskarżył z kolei o dezercję ze stanowiska wicepremiera, kiedy tylko wybuchła wojna w Ukrainie. 

Tweet Budki to nie jedyny raz, kiedy nazwał on środowisko związane z rządem „szkodnikami”. Tego samego obraźliwego określenia użył również w tweecie z 14 sierpnia. To samo słowo mogliśmy też usłyszeć od Izabeli Leszczyny na antenie Radia ZET 18 sierpnia – co ciekawe, wypowiedziane również w kierunku Macierewicza. 

Warto zauważyć, że identycznego słowa użył też premier Morawiecki w stosunku do Donalda Tuska. 

Metodologia

Tym razem nie patrzymy na to, co weryfikowalne

Zazwyczaj w pracy factcheckingowej skupiamy się na wypowiedziach odwołujących się do faktów. Mowa o takich stwierdzeniach, które da się sprawdzić i ocenić jako prawdziwe lub fałszywe. 

Tym razem pod uwagę wzięliśmy wypowiedzi, które zazwyczaj pomijamy, ponieważ są opiniami lub odwołują się do nieweryfikowalnych kwestii. Zwróciliśmy szczególną uwagę na techniki manipulacji takie jak:

  • my–oni, syndrom oblężonej twierdzy,
  • wywoływanie strachu i innych skrajnych emocji,
  • kozioł ofiarny,
  • argumenty ad personam,
  • niepowoływanie się na źródła,
  • celowe unikanie odpowiedzi,
  • wyolbrzymienia.

Na naszym profilu na Instagramie zapytaliśmy o opinię również Was, naszych czytelników. Byliśmy ciekawi, przy jakich kwestiach najczęściej zauważacie manipulacje, ucieczki od konkretnych odpowiedzi lub podejrzane wypowiedzi polityków.

Skąd wzięliśmy dane?

W raporcie opieramy się na dwóch głównych kanałach, którymi politycy komunikują się ze swoimi wyborcami: media tradycyjne oraz media społecznościowe.

W przypadku pierwszego ze źródeł na potrzeby codziennej pracy redakcyjnej prowadzimy monitoring polskich mediów. Wykorzystujemy zapisy najważniejszych programów z udziałem polityków w radiu i w telewizji oraz stenogramy z posiedzeń sejmowych. Przez ostatni miesiąc zebraliśmy przykłady dyskusji, które szczególnie zwróciły naszą uwagę pod kątem jakości debaty.

Portal X i najważniejsze tematy

Jednym z najpopularniejszych kanałów komunikacji politycznej jest obecnie X (dawniej Twitter). Na potrzeby analizy wybraliśmy 20 osób ze świata polityki – posłów i posłanki, ministrów, liderów partii sejmowych i pozasejmowych. Na warsztat wzięliśmy wszystkie posty napisane przez nich w sierpniu 2023 roku. 

Przy wyborze za kryterium wybraliśmy aktywność polityka, czyli to, czy często wypowiada się na portalu X. Zależało nam na uwzględnieniu wszystkich najważniejszych głosów obecnych w polskiej polityce.

Debata publiczna z jakościowego punktu widzenia

W naszym zbiorze danych znalazły się wpisy internetowe oraz zapisy dyskusji politycznych prowadzonych w radiu i w telewizji. Tekst z nagrań pozyskaliśmy za pomocą narzędzia do audiodeskrypcji Descript.

Do przeprowadzenia analizy wybraliśmy tematy najważniejsze z perspektywy redakcji factcheckingowej. Ponadto bazę tematyczną wzbogaciliśmy o sprawy szczególnie bliskie naszym czytelnikom, a o których powiedzieliście nam w przeprowadzonej ankiecie. Efektem wielu dyskusji w naszym zespole była lista słów kluczowych. Stała lista jest uaktualniana o dodatkowe hasła w zależności od istotnych wydarzeń w wybranym miesiącu.

Skorzystaliśmy z pakietu MAXQDA Analytics Pro 2022. To jedno z najpopularniejszych narzędzi służących do badań w metodologii jakościowej i mieszanej. Za jego pomocą możliwe jest gromadzenie, analizowanie i porównywanie dużych zbiorów danych jakościowych (tekstów lub wywiadów). Słowa kluczowe umożliwiły stworzenie kodów, za pomocą których etykietowaliśmy zbiór danych.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!