Strona główna Analizy Dowody anegdotyczne w medycynie: czy są wiarygodne?

Dowody anegdotyczne w medycynie: czy są wiarygodne?

Anegdota rozumiana jest zwykle jako zabawna historyjka opisująca zdarzenie z życia codziennego. W kontekście medycznym oznacza ona jednak coś innego: pojedynczy, subiektywny opis przebiegu leczenia. Z tego tekstu dowiesz się, dlaczego takie osobiste historie mają niewielką wartość merytoryczną i czemu metoda naukowa, choć nie jest idealna, stanowi najlepsze narzędzie medyczne, jakim dysponujemy.

Dwie osoby interpretują wykresy i diagramy

fot. Pexels / Modyfikacje: Demagog

Dowody anegdotyczne w medycynie: czy są wiarygodne?

Anegdota rozumiana jest zwykle jako zabawna historyjka opisująca zdarzenie z życia codziennego. W kontekście medycznym oznacza ona jednak coś innego: pojedynczy, subiektywny opis przebiegu leczenia. Z tego tekstu dowiesz się, dlaczego takie osobiste historie mają niewielką wartość merytoryczną i czemu metoda naukowa, choć nie jest idealna, stanowi najlepsze narzędzie medyczne, jakim dysponujemy.

W języku potocznym anegdotą nazywa się zabawną, często wręcz humorystyczną historię. Ale w kontekście naukowym, medycznym termin ten ma inne znaczenie. Tutaj anegdota jest jednostkową opowieścią, subiektywnym wyznaniem, zwykle dotyczącym przebiegu leczenia. Na łamach Demagoga niejednokrotnie pisaliśmy (np. 1, 2, 3) o tym, że takiej relacji nie można traktować na równi z dowodami dostarczonymi np. w metaanalizach, czyli w pracach naukowych zbierających i oceniających setki, a nawet tysiące doniesień.

Tzw. dowody anegdotyczne są bardzo atrakcyjne i bywa, że ludzie łatwiej dają im wiarę niż obszernym statystykom. Te bowiem mogą się wydawać nieintuicyjne, zbyt złożone lub zwyczajnie – nudniejsze od czyjejś osobistej historii. Dzieje się tak, dlatego że nasz mózg jest ewolucyjnie przystosowany do operowania na konkretach i na tym, czego doświadczyliśmy my sami lub nasi bliscy. To właśnie dlatego storytelling jest jedną z najatrakcyjniejszych technik przekazywania wiedzy – ponieważ lepiej przykuwa uwagę i bardziej zapada w pamięć.

Niestety, wrodzone mechanizmy, z których korzystamy, gdy oceniamy wagę dowodów, mogą nas w tym wypadku łatwo zwieść. Terapia oparta na tysiącach obserwacji, które zostały wiarygodnie ocenione, jest znacznie bezpieczniejsza i bardziej godna zaufania niż leczenie bazujące na jednostkowym doświadczeniu. W tym tekście wyjaśniamy, dlaczego medyczna anegdota nie powinna być traktowana jak wiarygodny dowód.

Efekt potwierdzenia zmniejsza wartość anegdot

Efekt potwierdzenia występuje wtedy, gdy preferujemy te informacje oraz dowody, które potwierdzają nasze wcześniejsze przekonania. Jednocześnie pomijamy wtedy te argumenty, które są niezgodne z naszym światopoglądem, stylem życia itp.

Przykładowo: jeśli na ogół jesteśmy osobami, które cenią naturę, a nieufnie podchodzą do procedur medycznych, to łatwiej będzie nam uwierzyć, że na ból zęba pomoże okład z naturalnego olejku eterycznego. Zignorujemy natomiast informację, że lepszą metodą leczenia może być dla nas endodoncja, czyli leczenie kanałowe.

Jak podaje American Medical Association (AMA):

„Błąd potwierdzenia polega na selektywnym gromadzeniu i interpretowaniu dowodów w celu dostosowania ich do własnych przekonań, a także na zaniedbywaniu dowodów, które im zaprzeczają. Przykładem jest odmowa rozważenia innych diagnoz po ustaleniu diagnozy wstępnej, nawet jeśli dane, takie jak wyniki badań laboratoryjnych, zaprzeczają pierwotnemu rozpoznaniu”.

Dowody anegdotyczne są podatne na tzw. regresję do średniej

Regresja do średniej to dobrze udokumentowane zjawisko statystyczne, które polega na tym, że bardzo często po zdarzeniach o charakterze ekstremalnym dochodzi do „wyrównania” wartości. Odnosi się ono również do sytuacji medycznych. Przykładowo: w przebiegu wielu chorób okresy zaostrzenia objawów są przeplatane złagodzeniem symptomów. Tak się dzieje chociażby w przypadku reumatoidalnego zapalenia stawów, stwardnienia rozsianego czy choroby zapalnej jelit (IBD).

Jeżeli pacjent szuka metod leczenia swoich dolegliwości i zastosuje jakąś metodę akurat wtedy, gdy następuje u niego okres złagodzenia objawów, to z łatwością przypisze tej terapii działanie, którego ona w rzeczywistości nie miała.

Prof. Adrian Barnett, statystyk z Queensland University of Technology (QUT), wskazuje, że błędne decyzje medyczne wynikające z regresji do średniej mogą mieć szkodliwe konsekwencje:

„Wyobraź sobie na przykład, że prowadzisz szpital i powiedziano Ci, że liczba zakażeń szpitalnych w tym miesiącu była pięciokrotnie wyższa niż średnia z zeszłego miesiąca. Kolega mówi, że zna przyczynę i można ją rozwiązać, stosując więcej profilaktycznej antybiotykoterapii. Zgadzasz się i w następnym miesiącu dowiadujesz się, że profilaktyczne stosowanie antybiotyków jest strzałem w dziesiątkę, bo liczba infekcji spadła. Twój umysł znajduje związek przyczynowy i jesteś teraz przekonany o potrzebie powszechnego stosowania profilaktycznych antybiotyków, co jest potencjalnie niebezpiecznym rozwiązaniem, biorąc pod uwagę, że niezwykły wskaźnik infekcji mógł być spowodowany przypadkowymi zdarzeniami”.

Niektóre choroby mają charakter samoograniczający się, a dowód anegdotyczny tego nie wychwyci

Zdarza się również, że przebieg choroby nie jest fluktuacyjny (czyli z okresami zaostrzenia i złagodzenia objawów), lecz schorzenie ma charakter samoograniczający. To oznacza, że wyleczenie następuje samoistnie. Dotyczy to chociażby przeziębienia, często również grypy czy wielu wirusowych schorzeń przewodu pokarmowego.

Jeśli typowy przebieg choroby kończy się spontanicznym złagodzeniem objawów, to pacjent może mylnie przypisać wyleczenie specyfikom, które przyjmował lub procedurom, którym się poddawał.

Jak zauważa prof. Steven NovellaYale School of Medicine:

 „Większość dolegliwości ustępuje lub ulega poprawie samoistnie, dlatego wiele objawów ulegnie złagodzeniu po każdym rodzaju leczenia, nawet jeśli nie ma ono efektu biologicznego. […] Aby przekonać się, czy terapia wpływa na przebieg schorzenia, trzeba porównać pacjentów, którzy byli jej poddawani, z tymi, którzy nie byli leczeni lub poddano ich innym procedurom”.

Czasami pacjenci są równolegle leczeni kilkoma metodami konwencjonalnymi

Bywa i tak, że pacjenci stosują równocześnie kilka preparatów lub poddają się równolegle kilku rodzajom terapii. W takiej sytuacji trudno ocenić, który rodzaj oddziaływania zadecydował o wyleczeniu. Taka sytuacja może występować np. w terapii onkologicznej, w której zastosowano w tym samy czasie leczenie konwencjonalne oraz niepotwierdzone naukowo „metody alternatywne”. Kiedy dojdzie do złagodzenia objawów choroby, pacjent może niesłusznie uznać, że to właśnie niekonwencjonalne leczeniu mu pomogło, i może zrezygnować z leczenia konwencjonalnego.

To niebezpieczna sytuacja, ponieważ może prowadzić do całkowitej rezygnacji z konwencjonalnej terapii. A ta – jak dowodzi obszerna praca naukowa, opublikowana w 2018 roku na łamach „JAMA Oncology”  zmniejsza przeżywalność chorych.

W pracy tej zamieszczono konkluzję:

„Pacjenci, którzy stosowali »leczenie alternatywne«, częściej odmawiali korzystania z leczenia konwencjonalnego i zwiększali swoje ryzyko śmierci. Wyniki wskazują, że ryzyko zgonu związane ze stosowaniem »terapii alternatywnych « wynikało z odmowy stosowania metod konwencjonalnych”.

Więcej na temat potencjalnych zagrożeń związanych z rezygnacją z leczenia opartego na dowodach na rzecz „terapii alternatywnych” przeczytasz m.in. w naszej analizie z lutego 2023 roku.

Efekt szuflady nie sprzyja mocy dowodów anegdotycznych

efekcie szuflady mówi się wtedy, gdy wyniki nieciekawe, nieprzełomowe, niepotwierdzające założeń nie są publikowane w raportach i nie są brane pod uwagę przy ocenie skuteczności leczenia. W takiej sytuacji nie są wyciągane na światło dzienne, lecz zamiast tego – są „zamykane w szufladzie”.

Rzetelne prace naukowe są w dużej mierze odporne na taki błąd, ponieważ uwzględnia się w nich wszystkie rezultaty: zarówno te przemawiające za skutecznością leczenia, jak i te świadczące o braku przełomu. W anegdotach natomiast weryfikacja nie jest tak skrupulatna.

Pacjenci chętniej dzielą się historiami o tym, jak coś im „w cudowny sposób” pomogło, niż porażkami terapeutycznymi. Co więcej, w niektórych rodzajach schorzeń osoby bez sukcesu terapeutycznego umierają i nie dzielą się swoją historią, np. w grupach ozdrowieńców.

To samo dotyczy „świadectw wyleczeń” często publikowanych na stronach wspierających tzw. terapie alternatywne. Siłą rzeczy nie wypowiadają się tam osoby, które terapii nie przeżyły, a jedynie te, które ją przetrwały. To może prowadzić do sytuacji, w której jednemu „świadectwu wyleczenia” odpowiadają setki porażek, niewidoczne dla zewnętrznego obserwatora.

Dowody anegdotyczne są bardzo podatne na efekt placebo

Dowody anegdotyczne są też bardzo podatne na efekt placebo, czyli na zjawisko, w ramach którego występuje subiektywne wrażenie poprawy stanu zdrowia, mimo że nie przyjęto substancji czynnej o udokumentowanej skuteczności. W takiej sytuacji osoba może deklarować, że jakaś procedura mu pomogła, ale to nie znaczy, że ma ona faktyczne działanie, które pomoże innym pacjentom.

Dlatego w naukach medycznych bazujących na dowodach udowodnienie skuteczności terapii wymaga wykazania, że działa ona istotnie lepiej niż placebo. Wtedy istnieją przesłanki, że to działanie substancji czynnej jest odpowiedzialne za poprawę stanu zdrowia, a nie – za subiektywne przekonanie.

Jak podaje Harvard Medical School:

„Placebo nie obniży poziomu cholesterolu ani nie zmniejszy wielkości guza. Może jednak działać na objawy modulowane przez mózg, takie jak odczuwanie bólu. Placebo może sprawić, że poczujesz się lepiej, ale cię nie wyleczy”.

Anegdoty bazują na zawodnej retrospekcji, czyli na niedoskonałości naszej pamięci

Pamięć jest zawodna, dlatego nawet przy najlepszych intencjach może dostarczać nieprawdziwych danych. Przywoływanie historii choroby oraz przebiegu jej leczenia ze wspomnień jest bardzo niedoskonałe.

Czasem trudno jest sobie przypomnieć, czy sok z aloesu zaczęło się pić drugiego czy może trzeciego dnia po wystąpieniu objawów. A może symptomy były tak naprawdę obecne już tydzień wcześniej? I czy ustąpiły od razu po tym, jak rozpoczęto „terapię” aloesem, czy też utrzymywały się jeszcze przez parę dni, ale w mniejszym nasileniu?

Przywoływanie zdarzeń, dawek, symptomów z pamięci jest więc mało wiarygodne i nieprecyzyjne. Dlatego anegdoty opierające się na retrospektywnych relacjach co do „terapii” nie powinny być uznawane za rzetelne.

Jak wskazuje prof. Steven NovellaYale School of Medicine:

 „Anegdoty w dużej mierze zależą od indywidualnych wspomnień dotyczących przebiegu choroby oraz leczenia. […] Ludzie mogą w swojej pamięci wyolbrzymiać nasilenie objawów przed leczeniem, wyolbrzymiać reakcję na leczenie, zaburzać kolejność zdarzeń w taki sposób, że [z ich relacji wynika, jakby – przyp. Demagog] poprawa nastąpiła wkrótce po leczeniu (a nie przed nim lub długo po jego zakończeniu), mogą też zapominać o innych podjętych metodach leczenia, zniekształcać informacje przekazywane im przez różnych pracowników ochrony zdrowia itp.”.

Dowody anegdotyczne często korzystają z nieprecyzyjnych pomiarów

Prawidłowo zaprojektowana analiza skuteczności leczenia bazuje na mierzalnych parametrach. Jeśli np. oceniamy wpływ leku na wątrobę, to wiarygodnym sposobem oceny będzie posiłkowanie się danymi na temat enzymów wątrobowych. Taki parametr pozwala ocenić w mierzalny sposób stan tego organu. Dzięki temu można precyzyjnie i wiarygodnie ocenić, jak poszczególne substancje, np. leki, na niego wpływają.

Inaczej jest w przypadku dowodów anegdotycznych. Bazują one zazwyczaj na doznaniu subiektywnym („miałam katar większy” lub „miałam katar mniejszy”). Przez to trudno jest ocenić, czy faktycznie zaszła zmiana, jaką miała wartość i czy analizowana zmienna rzeczywiście miała znaczenie, czy nie.

Bazowanie na wymiernych pomiarach pozwala wiarygodnie ocenić nie tylko skuteczność leczenia, ale też ogólny stan zdrowia. Dlatego lepiej jest zmierzyć komuś stężenie glukozy we krwi, niż zapytać go, czy sądzi, że po zjedzeniu czekolady „cukier mu podskoczył”.

Metoda naukowa jest niedoskonała, ale to najlepsze narzędzie, jakie posiadamy

Jak mawiał Carl Sagan, astronom i popularyzator nauki, uhonorowany m.in. Nagrodą Pulitzera: nauka nie jest doskonała; to tylko narzędzie, ale najlepsze, jakie posiadamy i samokorygujące się.

Stosowanie wiarygodnych metod naukowych w medycynie pozwala więc minimalizować ryzyko błędów. Im większa baza danych, na której budowane są konkluzje, a także im lepiej zaprojektowana metodyka, tym lepsza skuteczność leczenia i mniejsze zagrożenie dla zdrowia.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!