Informujemy o najważniejszych wydarzeniach ze świata fact-checkingu.
Elvis żyje! O fenomenie powrotu do życia zmarłych artystów
Jak król rocka i inni artyści rzekomo sfingowali własną śmierć.
Fot. Mikes-Photography / Pixabay / Modyfikacje: Demagog
Elvis żyje! O fenomenie powrotu do życia zmarłych artystów
Jak król rocka i inni artyści rzekomo sfingowali własną śmierć.
8 stycznia 1935 roku na świat przyszła legenda światowej muzyki popularnej. W miejscowości Tupelo w stanie Missisipi urodził się Elvis Aron Presley. W połowie lat 50. talent Presleya wystrzelił, a w okresie 1956–1958 jego muzyka zdominowała listy sprzedażowe w USA. Król rock 'n’ rolla, jak zaczęto mówić o Presleyu, stał się ikoną popkultury.
Jego kariera skończyła się nagle, kiedy w 1977 roku zmarł na atak serca w wieku 42 lat. Wielu fanów nie było w stanie pogodzić się ze śmiercią muzyka. Nim jeszcze odbył się pogrzeb, zaczęły pojawiać się plotki, według których Elvis sfingował własną śmierć. Legenda o tym, że król rocka żyje i ma się dobrze, stała się niemal tak popularna jak dorobek artystyczny muzyka.
Z okazji dnia Elvisa Presleya przyjrzymy się bliżej doniesieniom o fałszywej śmierci muzyka i sprawdzimy, jaki miały one wpływ na podobne sensacyjne wiadomości o innych celebrytach.
Na lotnisku, w swoim domu i w Burger Kingu – gdzie widziano nie-martwego Elvisa?
Pierwsze doniesienia o tym, że ktoś widział żywego Elvisa Presleya, zaczęły pojawiać się w dniu śmierci muzyka 16 sierpnia 1977 roku. Świadkowie mieli widzieć osobę bardzo podobną do króla rocka na lotnisku w Memphis, gdzie kupował bilet na lot do Buenos Aires. Osoba ta miała przedstawić się jako Jon Burrows – pod tym pseudonimem Elvis meldował się w hotelach podczas tras koncertowych. Wiarygodność tej historii podważa jednak fakt, że w 1977 roku z lotniska w Memphis nie kursowały samoloty na liniach międzynarodowych.
Kolejny „dowód” na to, że Elvis ma się dobrze, był bardziej namacalny niż kilka relacji z lotniska. Pod koniec 1977 roku niejaki Mike Joseph wspólnie z rodziną zwiedzał posiadłość muzyka w Graceland. Wycieczkę uwiecznił na zdjęciach. Na jednym z nich dostrzegł w oknie postać, mającą przypominać króla rocka (przykład 2). Kwestia fotografii została rozwiązana w trakcie wywiadu telewizyjnego z 1978 roku. Przyjaciel Elvisa, Joe Esposito, stwierdził, że na zdjęciu widać ochroniarza artysty Ala Stradę, który w tym czasie przebywał w domu.
Bożyszcza fanów widziano nie tylko, jak próbował wsiąść do samolotu, czy wrócić do swojego domu, ale także robiącego zakupy. Tak przynajmniej uważała mieszkanka Vicksburga w Michigan, która miała zauważyć Elvisa w jednym z lokalnych supermarketów. Zgodnie z jej opisem Presley miał na sobie biały kombinezon i kupował bezpiecznik. Jej opowieść opublikował tabloid „Weekly World News”, o którym szerzej opowiemy za chwilę. W wersji gazetowej król rock 'n’ rolla nie tylko kupował w sklepie jak typowy klient, ale jeszcze wstąpił do Burger Kinga na Whoopera.
Jak zarobić na „żyjącym” rockmanie?
Doniesienia o Elvisie, który tak naprawdę nie umarł, stały się dla niektórych prawdziwą żyłą złota. Wspomniany tabloid „Weekly World News” przez kilkanaście lat publikował nagłówki przekonujące o tym, że Presley wciąż żyje. Elvis miał już ożenić się, doradzać swojej córce wzięcie rozwodu z Michaelem Jacksonem, a także udzielić wywiadu gazecie. Król rocka miał być także widziany w swojej posiadłości w 2019 roku z okazji jego 85. urodzin (i nieważne, że zdjęcie to pojawiło się na okładce tabloidu w 2003 roku).
Warto wspomnieć jeszcze o istniejącym do 2008 roku muzeum Elvisa w Missouri, w którym zebrano dowody na to, że on żyje. Utworzone w 1990 roku przez pastora Billa Beeny’ego zawierało m.in. rzekome DNA Presleya, a także relacje członków rodziny, zgodnie z którymi w trumnie nie został pochowany prawdziwy Elvis.
Dlaczego Elvis miałby sfingować własną śmierć?
Rzekoma nieprawdziwa śmierć Elvisa jest także głównym tematem książki „Is Elvis Alive?” (tł. „Czy Elvis żyje?”), napisanej przez Gail Brewer-Giorgio i wydanej w 1988 roku. Autorka publikacji przekonuje, że znalazła dowody na to, że Presley współpracował z FBI w celu rozpracowania członków mafii znanej jako „Bractwo”.
Teoria żywcem wyciągnięta ze scenariusza filmu sensacyjnego zakłada, że FBI skontaktowało się z rockmanem, ponieważ miał on mieć styczność z członkami grupy przestępczej w czasie sprzedaży swojego samolotu. Elvis zgodził się na współpracę ze względu na miłość do Ameryki i szacunek do FBI. Ta patetyczna – niczym hollywoodzkie kino – historia ma swój koniec, kiedy członkowie mafii odkrywają, że Elvis jest „kretem”. Wtedy to właśnie miał zostać objęty programem ochrony świadków, który zakładał sfingowanie śmierci gwiazdy rocka.
Teza o tym, że Elvis działał wspólnie z FBI w celu rozbicia mafii nie znajduje jednak potwierdzenia w rzeczywistości. W udostępnionych przez Biuro aktach Elvisa nie ma żadnej wzmianki o współpracy muzyka i śledczych. Nie znajdują się tam również nawet poszlaki wskazujące na to, że rockman żyje. Jak powiedział Patrick Lacy, autor książki „Elvis Decoded” (tł. „Elvis odkodowany”), w której mierzy się z popularnymi mitami na temat sfałszowanej śmierci Elvisa:
„Wszystkie dowody wskazują na śmierć – dowody medyczne, raport naocznego świadka. Aby sfingować swoją śmierć, wymagałoby to milczenia dosłownie setek, jeśli nie tysięcy ludzi na przestrzeni lat”.
Kuba, Australia i Chorwacja – gdzie ukrywają się inni rzekomo żyjący zmarli celebryci?
Choć sfałszowana śmierć Elvisa Presleya jest pewnie najbardziej znanym tego typu przypadkiem, to jednak to nie król rocka „zmartwychwstał” jako pierwszy. Wcześniej podobne plotki krążyły np. o amerykańskim aktorze Jamesie Deanie, który miał ukartować swój wypadek samochodowy w 1955 roku. Zdaniem niektórych Dean miał jechać zbyt wolno, aby mogło dojść do tragicznego wydarzenia (slajd 9).
Oprócz Elvisa swoją własną śmierć miał sfingować także król popu – Michael Jackson. Artysta zmarł w czerwcu 2009 roku, jednak część jego fanów nie pogodziła się z tą informacją i wierzy, że widziała muzyka w różnych częściach świata. Na stronie poświęconej obserwacjom żywego Michaela Jacksona możemy przeczytać relacje fanów, którzy są przekonani, że spotkali go w Chorwacji, Australii czy na weselu członka rodziny.
Dlaczego twórca takich hitów jak „Thriller” czy „Billie Jean” miałby chcieć udawać nieboszczyka? Niektórzy twierdzą, że był to sposób, aby uciec przed długami. Inni z kolei uważają, że była to reakcja na przytłaczające zainteresowanie mediów jego osobą.
Inny znany artysta, który zamiast umrzeć, podobno żyje gdzieś odizolowany od świata, to Tupac Shakur. Amerykański raper znany z „Ghetto Gospel” czy „California Love” został zastrzelony we wrześniu 1996 roku w Las Vegas. Wkrótce po śmierci artysty pojawiły się teorie, że żyje on spokojnie poza USA. Dowodem na to miały być wskazówki pozostawione w piosenkach artysty, w których rzekomo zapowiadał on powstanie z grobu i zabijanie swoich wrogów.
Tupac w innym z utworów miał zapowiadać swój powrót po siedmiu latach od rzekomej śmierci. W tym czasie zgodnie z jedną z teorii miał schronić się na Kubie, gdzie wcześniej ukrywała się poszukiwana przez FBI Assata Shakur, związana z rodziną rapera.
Finalnie muzyk nigdy nie powrócił z martwych, choć co jakiś czas tabloidy podrzucają informacje o tym, że ktoś zobaczył go w różnych miejscach na świecie np. w Belize.
„Pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone”
Ten znany cytat, błędnie przypisywany Markowi Twainowi, dobrze pokazuje, że celebrytów można nie tylko wskrzeszać, ale także uśmiercać za życia. W dobie mediów społecznościowych zjawisko przedwczesnego informowania o zgonie znanych osób jest wyjątkowo powszechne. Jednak jeszcze przed rozwojem internetu zdarzały się wpadki jak ta z amerykańskim pisarzem.
W 1966 roku pod Londynem miało dojść do tragicznego w skutkach wydarzenia. Jadący Astonem Martinem Paul McCartney, członek grupy The Beatles, będącej wówczas u szczytu popularności, miał rozbić auto i zginąć w wypadku. Informacja ta jednak nie wyszła na światło dzienne, a pozostali muzycy podobno zdecydowali się na zastąpienie Paula sobowtórem.
Informacja o śmierci artysty ujrzała światło dzienne w 1969 roku, kiedy w jednej ze studenckich gazet w Stanach Zjednoczonych pojawił się artykuł, którego autor zebrał plotki krążące po kampusie, z których wynikało, że Paul McCartney nie żyje. Sensacyjna wiadomość szybko zdobyła popularność, gdy zaczęli o niej dyskutować dziennikarze w trakcie audycji radiowych i na łamach dzienników.
Fani zaczęli szukać potwierdzenia tej teorii w piosenkach i albumach Beatlesów (np. okładka płyty „Abbey Road” miała być procesją pogrzebową). Ostatecznie wątpliwości rozwiał sam McCartney, udzielając wywiadu magazynowi „Life” 7 listopada 1969 roku.
W dobie internetu i mediów społecznościowych fałszywe plotki na temat celebrytów powstają każdego dnia. Portal Snopes.com opisywał generatory treści, stworzone specjalnie w celu produkowania fałszywych artykułów o zgonach aktorów czy muzyków. Nieprawdziwe wiadomości o śmierci znanych osób są również jedną z metod stosowaną przez internetowych oszustów w celu nakłonienia nas do kliknięcia niebezpiecznego linku.
Przykładów uśmiercania znanych osób za życia jest znacznie więcej. Użytkownicy mediów społecznościowych informowali o śmierci królowy Elżbiety II w lutym 2022 roku, podczas gdy w tamtym czasie monarchini wciąż żyła. Sporą popularność zdobyła także plotka o śmierci Mino Raioli, agenta piłkarskiego, który na pogłoski o swojej śmierci zareagował, odpisując na Twitterze osobom wierzącym w jego zgon.
Dlaczego martwi celebryci wracają do życia?
Amerykański sceptyk Joe Nickell, opisując legendy dotyczące Elvisa Presleya, zwrócił uwagę, że wiele osób, które rzekomo widziały żywego króla rocka, tak naprawdę natknęło się na sobowtóra. Osoby udające Elvisa nie są wcale rzadkością. Dla niektórych jest to nawet sposób na zarobek jako tzw. Elvis Tribute Artist. W 2007 roku odbył się nawet turniej, w którym wyłoniono osobę najlepiej udającą muzyka.
Nickell zwraca uwagę, że rzekomo żyjąca gwiazda tak naprawdę mogła być po prostu osobą podobną do zmarłego celebryty. Niektórzy fani celowo upodabniają się do zmarłych idoli, jak np. do wspomnianego Michaela Jacksona. Nie można też zapominać o zwykłej chęci zdobycia popularności poprzez udawanie kogoś bardziej znanego od siebie.
Choć niektórzy fani chcieliby wierzyć, że ich idole tak naprawdę oszukali kostuchę i żyją gdzieś spokojnie na egzotycznej plaży, dowody na to są słabe. Relacje rzekomych świadków, przerobione zdjęcia i teorie spiskowe to za mało, aby wskrzesić zmarłych artystów. Następnym razem, gdy usłyszycie o Elvisie albo Michaelu Jacksonie, jedzącym burgery w restauracji, pomyślcie, czy nie był to zwykły przebieraniec.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter