Strona główna Analizy Sharenting – zdjęcia dzieci mogą stać się łupem cyfrowych porywaczy

Sharenting – zdjęcia dzieci mogą stać się łupem cyfrowych porywaczy

Z raportu brytyjskiego Komisarza ds. Dzieci wynika, że średnio do 13. roku życia dziecka rodzice zamieszczają 1,3 tys. jego zdjęć i filmów w mediach społecznościowych. Dzielenie się wizerunkiem najmłodszych to dziś norma. Nie zawsze idzie za tym świadomość, jakie zagrożenia niesie tzw. sharenting.

Kobieta siedząca na kanapie z niemowlakiem na kolanach. Robi sobie wspólne selfie z dzieckiem przy pomocy tableta.

fot. Pexels / Modyfikacje: Demagog

Sharenting – zdjęcia dzieci mogą stać się łupem cyfrowych porywaczy

Z raportu brytyjskiego Komisarza ds. Dzieci wynika, że średnio do 13. roku życia dziecka rodzice zamieszczają 1,3 tys. jego zdjęć i filmów w mediach społecznościowych. Dzielenie się wizerunkiem najmłodszych to dziś norma. Nie zawsze idzie za tym świadomość, jakie zagrożenia niesie tzw. sharenting.

Pulchny bobas siedzi na plaży w samej pieluszce i uklepuje babki z piasku. Tata robi zdjęcie, a mama szybko publikuje je na Instagramie z dopiskiem o wakacjach nad Bałtykiem. Rodzinną sielanką zachwyca się w komentarzu daleka ciocia. Babcia cieszy się, że wnuk tak wyrósł.

Dziewczynka z warkoczykami siedzi na nocniku. Krzywi się, gdy migawka aparatu wycelowana w jej twarz błyska jasnym światłem. Chwilę potem tata pokazuje jej zdjęcie na opublikowane na Facebooku i śmieje się z komentarzy pozostawionych przez kolegów pod postem. Przecież córka ma na nim taką zabawną minę.

Sharenting, czyli dzielenie się prywatnością dzieci w internecie

Jako osoby  dorosłe nie publikujemy tego rodzaju zdjęć w internecie – sami nie chcielibyśmy, by nasz wizerunek uchwycony w przywołanych wyżej momentach został utrwalony i pokazany szerokiej publiczności. Jednak rodzice niepełnoletnich osób nie widzą w tym problemu.

Zjawisko sharentingu, bo o nim mowa, czerpie swoją nazwę z połączenia dwóch słów w języku angielskim: share oznaczającego „dzielić się” i parenting, czyli „rodzicielstwo”. Mowa o regularnym publikowaniu przez rodziców w internecie (głównie w mediach społecznościowych) wizerunku dzieci, a także szczegółowych informacji dotyczących ich życia (s. 7).

raporcie z 2018 roku przygotowanym przez brytyjskiego Komisarza ds. Dzieci czytamy, że średnio do 13. roku życia dziecka rodzice zamieszczają 1,3 tys. jego zdjęć i filmów w mediach społecznościowych (s. 2). Z danych opublikowanych cztery lata temu przez NASK – Państwowy Instytut Badawczy wynika, że zdjęcia swoich pociech w Polsce udostępnia ok. 40 proc. rodziców. Rocznie każdy z nich udostępnił w sieci średnio 72 fotografie i 24 filmy ze swoimi dziećmi (s. 9).

Jak podkreśla NASK – PIB, rodzice dokumentujący online życie swoich dzieci raczej nie stosują ograniczeń dotyczących wyświetlania materiałów. Istotna ich część (42 proc.) trafia do większych grup odbiorców (s. 9).

Rodzice wyśmiewają własne dzieci. Czym jest troll parenting?

Wśród „odmian” sharentingu można wyróżnić także oversharenting, czyli zjawisko nadmiernego dzielenia się szczegółami z życia dziecka (bardzo intymnymi, dotyczącymi np. czynności pielęgnacyjnych).

Kolejny istotny problem stanowi tzw. troll parenting, którego przykładem może być sytuacja dziewczynki z warkoczykami opisana we wstępie. Terminem tym określa się zachowanie rodzica, gdy nieświadomie lub celowo publikuje w sieci materiały mające upokarzać lub zawstydzać swoje dziecko (s. 14). Są to te wszystkie zdjęcia i filmy, na których maluch płacze, choruje, robi „głupie” miny czy jest przebrany w kompromitujący kostium.

Cyfrowy ślad dziecka często powstaje jeszcze przed narodzinami

Już ponad dziesięć lat temu prawie 1/4 dzieci w USA zaczynała cyfrowe życie, zanim fizycznie przyszła na świat (s. 9). Średnia wieku „cyfrowych narodzin” dziecka w Stanach wynosiła 6 miesięcy (s. 9), a 92 proc. maluchów w wieku dwóch lat było obecnych w sieci dzięki aktywności swoich rodziców (s. 4). Można domniemywać, że obecnie odsetek ten jest większy.

Taki wiek to zdecydowanie za wcześnie, by móc samodzielne ocenić, w jaki sposób chce się zaznaczyć swoją obecność w internecie oraz czy w ogóle ma się ochotę funkcjonować w sieci.

Zawstydzenie i skrepowanie – co czują młodzi, gdy ich zdjęcia są publikowane przez rodziców?

Jeśli z kolei mowa o nieco starszych potomkach, traktuje o nich badanie Nastolatki 3.0. Z opracowania wynika, że ponad 23 proc. młodych osób odczuwa zawstydzenie i skrępowanie, gdy rodzic lub opiekun zamieści w mediach społecznościowych zdjęcie, na którym ta osoba się znajduje. Co istotne, dominującą emocją w reakcji na publikacje rodziców w sieci jest obojętność. Na trzecim miejscu znalazła się natomiast radość (s. 184).

Specyficzna mina dziecka czy okoliczności powstania zdjęcia sprawiają, że może ono stać się memem (np. 1, 2, 3, 4, 5), a przez to negatywnie wpłynąć na relacje młodej osoby z jej otoczeniem. W 2023 dla Fundacji Orange przeprowadzono badania, z których wynika, że młode osoby obawiają się bycia nagranymi czy sfotografowanymi w sytuacji, której nie chcą pokazywać innym, oraz tego, że materiały z ich udziałem staną się powodem kpin i cyberprzemocy (s. 8).

W tym kontekście nie wolno lekceważyć kwestii emocji dziecka. Warto mieć jednak na uwadze, że ryzyko płynące z upubliczniania wizerunku potomka jest znacznie szersze. Obecność najmłodszych w sieci otwiera wiele możliwości dla osób, które nie życzą wam dobrze.

Uruchom wyobraźnię – nie jest trudno stać się ofiarą cyfrowego kidnapingu

Wyobraź sobie taką sytuację: wieczorny odpoczynek, twoja kilkuletnia córka Amelka już śpi, a ty przeglądasz Instagram. Nagle zauważasz zdjęcie swojego dziecka. Z opisu wynika, że Amelka to rzekomo Olivia. Wchodzisz na profil, który zamieścił tę fotografię i odkrywasz, że nie jest to jedyne zdjęcie ukradzione z twojego konta. W programach graficznych lekko pozmieniano otoczenie i ubrania córki. Olivia mieszka w Alabamie, ma kochających rodziców, psa i… nie istnieje, bo to przecież twoja Amelka.

Co się wydarzyło? Prawdopodobnie padłaś/padłeś ofiarą cyfrowego kidnapingu. To jedno z poważniejszych zagrożeń, jakie stwarza sharenting. Mowa o „porwaniu” zdjęć dziecka, a następnie podszywaniu się pod nie lub pod jego rodziców. Celem tego działania jest często ujawnienie prywatnych informacji, które mogą negatywnie wpłynąć na życie ofiary.

Cyfrowy kidnaping – twoje dziecko „porwane” w sieci

Po co ktoś miałby kraść zdjęcia twojego dziecka? Jak podaje Ogólnopolska Sieć Edukacyjna (OSE), powodem może być m.in. chęć zarobku. Oszust tworzy fałszywy profil, publikuje skradzione materiały i buduje historię w mediach społecznościowych, by następnie móc na niej zarabiać, np. poprzez reklamy.

Inny możliwy scenariusz wygląda tak, że profil „Amelki” czy „Olivii” zdobywa obserwatorów czekających na nowe publikacje – skradzione z twoich kont w mediach społecznościowych. Pod postami ktoś, kto podszywa się pod ciebie czy twoje dziecko, może pisać komentarze i prowadzić dyskusje z obserwatorami, które dalece wykraczają poza tematy „dla dzieci”.

Publikacja wydana przez NASK – PIB zawiera definicję tego przestępstwa. Czytamy w niej, że cyfrowy kidnaping to czyn „polegający na używaniu skradzionego wizerunku dziecka do realizacji różnych fantazji, w tym seksualnych lub przemocowych”. Sprawca umieszcza wizerunek cudzego dziecka na stworzonym w tym celu profilu w mediach społecznościowych, a następnie – podszywając się np. pod rodzica – zamieszcza posty i komentarze, tworząc fałszywą opowieść o dziecku. Może mieć ona podtekst seksualny (s. 12).

Niebezpieczne oblicze sharentingu – wizerunek dziecka może zostać wykorzystany przez pedofilów

Jak podaje OSE, „skradzione zdjęcia dzieci bywają także wykorzystywane do realizacji różnych fantazji, w tym seksualnych lub przemocowych”. Mnogość obrazów najmłodszych w internecie stanowi podatny grunt dla pedofilów, a rodzice sami ułatwiają im działanie. Centrum Informacji Konsumenckiej prowadzone przez Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE) ostrzega na swojej stronie:

„Zdjęcia (udostępnione przez rodziców – przyp. Demagog) mogą zostać wykorzystane również na stronach z pedofilią. Publikując materiał, z reguły nie przyjdzie nam do głowy, że może on być użyty do przestępstw seksualnych. Natomiast powinniśmy mieć świadomość, że taka sytuacja może mieć miejsce. Dlatego należy się poważnie zastanowić, czy internet to dobre miejsce do zamieszczania półnagich fotografii najmłodszych członków rodziny, będących np. pamiątką z wizyty na plaży podczas wakacji”.

Rozwój technologii a sharenting – ubrane osoby można „rozebrać”

Poprzez dynamiczny rozwój technologii, problem zyskuje kolejne dno. Mowa o sztucznej inteligencji, która umożliwia tworzenie seksualnych obrazów nawet ze zdjęć, na których postacie są ubrane. Tzw. deepnudes to problem stosunkowo nowy, ale już dosyć popularny (po wpisaniu frazy „deepnude” w wyszukiwarkę Google, ukazuje się szereg stron oferujących tego rodzaju materiały). Wystarczy zdjęcie kogoś, kogo chcemy „rozebrać”, odrobina wolnego czasu i dostęp do internetu.

Przykładów takiego wykorzystania technologii nie trzeba szukać daleko. Bydgoska „Gazeta Wyborcza” donosi, że uczniowie jednej z tamtejszych szkół cyfrowo „rozebrali” koleżankę z klasy i udostępnili zdjęcie w sieci. Nastolatkowie staną przed sądem.

Na zagrożenie płynące z udostępniania fotografii najmłodszych w sieci w powiązaniu z rozwojem sztucznej inteligencji zwraca uwagę w komentarzu dla Demagoga Mateusz Chrobok, ekspert w dziedzinie cyberbezpieczeństwa:

„Stworzenie wizerunku podobnego do prawdziwego dziecka może, moim zdaniem, spowodować przy publikacji olbrzymie straty dla tego dziecka”.

Sharenting może prowadzić do kradzieży tożsamości

Nierozważne dzielenie się informacjami z życia dziecka oraz jego wizerunkiem w sieci stwarza jeszcze jedno zagrożenie – kradzież tożsamości. Mówimy o niej w sytuacji, gdy ktoś bezprawnie wchodzi w posiadanie danych osobowych i wykorzystuje je bez zgody i wiedzy osoby, której dotyczą. Złodzieje tożsamości obierają za cel dzieci, gdyż wówczas przestępstwo ma szansę pozostać niezauważone przez lata, aż do momentu, gdy osoba, której ten proceder dotyczy, złoży swój pierwszy wniosek o pożyczkę.

Obecne szacunki, na które powołuje się brytyjski Komisarz ds. Dzieci, wskazują, że ​​do 2030 roku wiadomości udostępniane przez rodziców w internecie będą przyczyną 2/3 kradzieży tożsamości popełnianych na szkodę młodych osób (s. 14).

Portal CyberDefence24 przyglądał się jednemu z raportów przygotowanych przez firmę Javelin Strategy & Research, która od ponad 20 lat prowadzi badania na temat oszustw tożsamościowych. Wynika z niego, że jeśli mowa o kradzieży tożsamości i przestępstw z wykorzystaniem danych osobowych dzieci, to 50 proc. przypadków dotyczy tych, które mają 9 lat lub mniej.

Maluchy na zdjęciach w sieci to wskazówka, jak znaleźć je w realnym świecie

Zlokalizowanie miejsca, w którym powstało zdjęcie, nie stanowi obecnie wielkiego wyzwania. Im więcej szczegółów znajduje się na fotografii, tym łatwiej przypisać ją do danej lokalizacji. Nietrudno wyobrazić sobie zdjęcie dziecka przed placówką edukacyjną. W sieci można znaleźć ich mnóstwo.

Dumni rodzice publikują zdjęcia dzieci. Czasami nawet sami podają dokładną lokalizację, gdzie w ciągu dnia przebywa ich potomek. Tymczasem fotografia pozostaje publicznie dostępna także dla przestępców, którzy mogą zrobić krzywdę młodej osobie. Niekiedy rodzice dołączają również informację o imieniu dziecka, co dodatkowo może ułatwić działanie kogoś o złych zamiarach.

Dr Susan Albers podkreśla w komentarzu na stronie Cleveland Clinic:

„Sharenting otwiera okno z widokiem na życie dziecka, a to może zostać wykorzystane przez przestępców […] Umieszczanie informacji z życia dziecka w sieci może umożliwić kradzież jego tożsamości, nękanie, zastraszanie, wykorzystywanie, a nawet przemoc”.

Obrazy w internecie to nie tylko beztroski zapis wspomnień

Zjawisko sharentingu może wydawać się niewinne – i czasami faktycznie takie jest. Magdalena Bigaj, autorka książki „Wychowanie przy ekranie. Jak przygotować dziecko do życia w sieci?”, podkreśla, że jest „przekonana, że większość rodziców publikujących zdjęcia swoich dzieci to troskliwi, wrażliwi i inteligentni ludzie (s. 146).

Trzeba jednak pamiętać, że to, co dla rodziców jest zapisem wspomnień i sposobem, by pochwalić się rodzinie czy znajomym osiągnięciami dziecka, dla innych użytkowników internetu stanowi dane, które mogą zostać wykorzystane w najróżniejszy sposób – nie zawsze zgodny z naszymi oczekiwaniami.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!