Strona główna Analizy Wolność Internetu – czy działalność Big Tech zagraża demokracji?

Wolność Internetu – czy działalność Big Tech zagraża demokracji?

Wolność Internetu – czy działalność Big Tech zagraża demokracji?

Jesteśmy świadkami sporów pomiędzy państwami a korporacjami technologicznymi, ale to my jako użytkownicy możemy na tym najwięcej stracić.

Organizacja Freedom House, której celem jest troska o wolność obywatelską oraz wartości demokratyczne, opublikowała niedawno raport „Freedom on the Net 2021”, w którym pochyliła się nad problemem wolności w sieci. Raport powstał na podstawie analizy sytuacji w 70 państwach na świecie, a wnioski zawarte w publikacji nie napawają optymizmem. 

Zdaniem Freedom House, emancypacyjna siła Internetu zależy od jego egalitaryzmu, a bezpłatny i otwarty Internet powinien pozwalać na równy dostęp do narzędzi edukacyjnych, kreatywnych i komunikacyjnych, ułatwiających rozwój społeczny i osobisty. W opinii organizacji demokratyczne rządy powinny tworzyć przepisy ułatwiające internautom swobodę ekspresji.

Spór państw i korporacji

Raport rozpoczyna się od zwrócenia uwagi na duży problem – zdaniem Freedom House w ubiegłym roku po raz kolejny ( jedenasty rok z rzędu) zanotowano spadek ogólnoświatowej wolności i swobody wypowiedzi w Internecie. 

Autorzy Adrian Shabhaz i Allie Funk wskazują na to, że winę może ponosić trwająca wciąż batalia o kontrolę pomiędzy państwami a korporacjami technologicznymi. Coraz więcej rządów stara się umocnić swoją władzę nad tymi firmami, między innymi poprzez nadzorowanie globalnej sieci oraz zmuszanie owych firm do przestrzegania cenzury w Internecie. Ten konflikt odbija się szczególnie na prawach nas samych, chociażby poprzez ograniczenie wolności wypowiedzi w cyberprzestrzeni.

 Autorzy raportu zauważają, że coraz częściej normą stają się próby państwowego regulowania i ingerowania w funkcjonowanie Internetu, co miało miejsce w blisko 50 państwach. Jest to zauważalna tendencja, która pojawia się, po pierwsze, w kontekście zajęcia się problemami społecznymi, które nasilają się w Internecie (np. prześladowanie, ekstremizm czy przestępczość) oraz, po drugie, w kontekście lepszej ochrony użytkowników przed oszustami, zagraniczną ingerencją i praktykami biznesowymi opartymi na wyzysku. 

Freedom House twierdzi, że wpływ stosowanych rozwiązań na prawa człowieka i internauty jest zależny od państwa, w którym są wprowadzane. W dobrze funkcjonujących demokracjach przepisy regulujące funkcjonowanie Internetu faktycznie mają możliwość przeciwdziałania niebezpieczeństwom wynikającym z istnienia tego medium, przy równoczesnym dbaniu o transparentność i odpowiedzialność za konsekwencje takich ingerencji. 

Z drugiej strony, w państwach rządzonych przez nieliberalnych polityków oraz w autorytarnych reżimach, analogiczne prawa mogą być nadużywane i wykorzystywane do ograniczania wolności obywateli, możliwości ekspresji, czy nawet do inwigilacji oraz rozpowszechniania propagandy.

Spośród 70 państw, którym przyjrzeli się autorzy raportu, w 48 odnotowali oni przypadki działań prawnych lub administracyjnych wymierzonych przeciwko firmom technologicznym. W 38 z nich przyjęte zostały reformy wpływające na to, jak firmy przechowują i obchodzą się z danymi swoich użytkowników, a w 24 państwach pojawiły się nowe regulacje dotyczące obchodzenia się z treściami udostępnianymi na platformach internetowych. Dodatkowo, w 21 z tych państw pojawiły się przepisy, których zadaniem jest ochrona konkurencji i przeciwdziałanie monopolizacji na rynku firm technologicznych. Warto zaznaczyć, że Freedom House w swoim badaniu nie brał pod uwagę Polski.

Źródło: Freedom House

Oczywiście nie wszystkie regulacje powinniśmy traktować negatywnie, ponieważ mogły one dotyczyć uzasadnionych prób łagodzenia szkód w Internecie, niewłaściwego wykorzystywania danych czy zakończenia manipulacyjnych praktyk rynkowych. Jednakże wiele nowych przepisów nakładało na sektor prywatny nadmiernie szerokie wymogi cenzury i gromadzenia danych, przez co działania internautów mogą być moderowane i monitorowane przez firmy za pomocą procesów, które nie mają charakterystycznie demokratycznych zabezpieczeń (takich jak przejrzystość, nadzór sądowy czy publiczna odpowiedzialność).

Podejmowane ostatnimi czasy akcje regulacyjne można podzielić na trzy kategorie: dotyczące treści online, dotyczące danych osobistych oraz dotyczące wydarzeń i zachowań na rynku.

Pod względem treści publikowanych online, wiele rządów wprowadziło problematyczne przepisy dotyczące usuwania wpisów użytkowników. Niektóre przepisy mają na celu ochronę internautów przed szkodliwymi materiałami, ale procedura ta może być nadużywana do tłumienia publikacji krytycznych wobec rządów.

W wybranych państwach rządy poszły inną ścieżką, a mianowicie wyeliminowały potrzebę zdobywania nakazu sądowego przed usunięciem materiałów lub wprowadziły odgórne stosowanie sztucznej inteligencji (AI) do usuwania niepożądanych treści. Zdaniem autorów raportu może to prowadzić do znacznych utrudnień pod względem ekspresji politycznej, społecznej i religijnej.

Z podobnymi problemami możemy zetknąć się na polu zarządzania danymi – wzrasta liczba przepisów ułatwiających nadzór rządowy, podważających szyfrowanie lub nakazujących platformom przechowywanie danych o swoich użytkownikach. Sprawia to, że firmom może być trudniej oferować dobre usługi pod względem cyberbezpieczeństwa.

W przypadku regulacji mechanizmów rynkowych możemy przeczytać, że rządy na całym świecie dążą do zwalczania antykonkurencyjnych praktyk i nadużyć w stosunkach handlowych, a duże korporacje technologiczne są karane za brak ochrony danych, czy nadmierne wykorzystywanie swojej siły rynkowej do utrzymywania de facto monopolu. Jednakże i w tym przypadku znajdziemy ciemną stronę tych regulacji, ponieważ w autorytarnych reżimach (takich jak Chiny czy Rosja), działania te są podejmowane bez zwracania uwagi na rządy prawa czy w oparciu o sprawiedliwe procesy, co może świadczyć o chęci podporządkowania sektora prywatnego interesom politycznym.

Problemy z wolnością w Internecie

Autorzy raportu pochylają się corocznie nad sytuacją w 70 państwach na świecie, a tym samym monitorują sytuację ok. 88 proc. użytkowników Internetu, spośród których, zdaniem Freedom House, aż 39 proc. nie dysponuje wolnością w sieci, 28 proc. dysponuje częściową wolnością, a jedynie 21 proc. internautów żyje w państwach zapewniających im wolność ekspresji i korzystania z sieci. Statystyki nie napawają optymizmem – spośród 3,8 miliardów ludzi z dostępem do Internetu:

  • 75 proc. osób mieszka w państwie, w którym obywatele byli aresztowani lub trafiali do więzienia za publikowanie treści politycznych, społecznych, bądź religijnych,
  • 72 proc. osób mieszka w państwie, w którym ktoś został zaatakowany lub zamordowany w związku ze swoją aktywnością internetową. Stało się to w co najmniej 41 krajach,
  •  64 proc. osób mieszka w państwie, w którym rządzący zatrudniają komentatorów (lub tzw. „trolli”) internetowych do manipulowania dyskusjami online,
  • 56 proc. osób mieszka w państwie, w którym treści polityczne, społeczne lub religijne bywają blokowane,
  • 46 proc. osób mieszka w państwie, w którym dostęp do mediów społecznościowych był utrudniany lub blokowany,
  • 41 proc. osób mieszka w państwie, w którym rządzący odłączali sieci telekomunikacyjne lub dostęp do Internetu z powodów politycznych. Stało się to w – co najmniej – 20 państwach.

Według metodologii FH w aż 30 krajach zanotowano spadek w rankingu, szczególnie było to odczuwalne w takich państwach jak Mjanma, Białoruś czy Uganda. 

Najlepszym wynikiem może pochwalić się Islandia, a najgorzej pod względem wolności w sieci wypadają Chiny, które trafiły na to miejsce już siódmy raz z rzędu. Spadek w Mjanmie spowodowany był puczem militarnym, do którego doszło w tym państwie w lutym 2021 roku. Autorzy raportu zwracają uwagę na to, że dostęp do Internetu dla zwykłych obywateli był odcięty niemal przez dwa miesiące, a junta wojskowa blokowała również dostęp do mediów społecznościowych, portali informacyjnych oraz przejęła kontrolę nad infrastrukturą telekomunikacyjną.

Źródło: Freedom House

Problemy dotykają również Stany Zjednoczone, które już piąty rok z rzędu spadły w rankingu Freedom House. Szczególnie dużym problemem dotykającym USA jest rozpowszechnianie fałszywych treści oraz teorii spisowych w Internecie. Efekty dezinformacji związanej z wyborami prezydenckimi przeniosły się ze świata wirtualnego do rzeczywistego i były jedną z przyczyn ataku zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol w styczniu 2021 roku.

Rządy państw coraz częściej sięgają do mediów społecznościowych w celu kontroli swoich obywateli. Według raportu, w 2020 roku w aż 55 krajach posty opublikowane na portalach społecznościowych zostały wykorzystane do profilowania, aresztowania lub nawet skazania ludzi. Najczęściej wykorzystywany jest w tym celu Facebook.

Freedom House zwraca uwagę również na kolejny problem – mianowicie, rządy zaczynają wykorzystywać oprogramowania szpiegujące do inwigilacji obywateli oraz profilowania ich zachowań w Internecie. Podejrzewa się, że co najmniej 45 państw może mieć dostęp do programów spyware albo technologii eksploracji danych, które zakupione zostały w prywatnych firmach.

Wśród nich znajdują się m.in. Mjanma, gdzie wykorzystano oprogramowanie do pozyskiwania danych z telefonów osób, które wzięły udział w protestach przeciwko puczowi z lutego 2021 roku, jak i Węgry, w których oprogramowanie szpiegujące Pegasus zostało wykorzystane do śledzenia dziennikarzy śledczych badających korupcję, a także Nigeria, Indie, Maroko czy Meksyk.

Dobre i złe praktyki regulacyjne

Raport przedstawia dwie jaskrawe strategie, jakie państwa mogą przyjmować przy próbach regulacji Internetu. Z jednej strony mamy do czynienia z „cyfrowym autorytaryzmem” w wydaniu chińskim, a z drugiej strony z typowo amerykańskim dbaniem o nieograniczoną wolność słowa i wolny rynek. Oba te podejścia prowadzą, zdaniem Freedom House, do negatywnych konsekwencji.

W pierwszym przypadku nadmierna ingerencja ogranicza prawa i wolności obywatelskie internautów (w tym również prawo do ekspresji i wolności wypowiedzi), a w skrajnych przypadkach prowadzi do inwigilacji czy kontroli aktywności użytkowników Internetu.

W drugim przypadku, nadmierne skupienie na poluzowaniu regulacji prowadzi do tworzenia się monopoli i ogromnej władzy korporacji technologicznych, czego przykładem może być kontrowersyjny przypadek blokowania polityków (w tym również Donalda Trumpa) na Twitterze bez jakiejkolwiek procedury czy możliwości odwołania.

Potencjalną „trzecią drogę” FH upatruje w modelu przyjętym przez Unię Europejską. Akt o usługach cyfrowych i Akt o rynkach cyfrowych to dwa projekty legislacyjne, które miałyby zaprowadzić w obrębie państw unijnych regulacje dotyczące firm technologicznych, zapewniające troskę o prawa i wolności obywateli. 

Jak donosi Komisja Europejska, celem nowych przepisów ma być stworzenie bezpiecznej przestrzeni cyfrowej, w której fundamentalne prawa użytkowników są chronione, a także stworzenie równych warunków działania w celu wspierania innowacji, wzrostu i konkurencyjności, zarówno na rynku europejskim, jak i światowym.

Przede wszystkim Akt o usługach cyfrowych wymagałby od dużych firm działających w Internecie opracowywania szczegółowych raportów na temat zakresu ich praktyk, w tym również moderowania treści, stosowania algorytmów, systemów rekomendacji treści czy reklam internetowych. Na mocy nowych przepisów użytkownicy byliby powiadamiani o decyzjach mających wpływ na publikowane przez nich treści oraz mieliby dostęp do procedury odwoławczej. Proponowane przez Unię rozwiązania też nie są idealne zdaniem FH, więc wzywają oni unijnych legislatorów, aby nowy projekt nie pozwolił na cenzurowanie wypowiedzi politycznych.

Freedom House zaznacza, że polityki i regulacje zapewniające konkurencyjność na rynku i ograniczające koncentrowanie się władzy w rękach dużych firm technologicznych są konieczne dla dbania o zdrową demokrację, jednak autorytarne reżimy mogą to wykorzystać w celu wzmocnienia swojej niekontrolowanej władzy. Przykładem mogą być Chiny, prowadzące najbardziej agresywną walkę z praktykami monopolowymi i nadużyciami rynku, choć podejrzewać można, że rząd podejmuje takie działania również w celu podważenia autonomii firm działających na ich terenie.

Rekomendacje Freedom House

Autorzy raportu przygotowali również listę rekomendacji dla różnych podmiotów, mających na celu ochronę prywatności, bezpieczeństwa i wolności internautów, a także dbanie o konkurencyjność na rynku i dostęp do rzetelnych informacji. Tym samym zachęcają oni polityków i legislatorów do podejmowania działań w imię demokracji oraz poszanowania praw człowieka.

Państwa, stanowiąc prawo, powinny ustanowić przepisy ściśle regulujące kwestie prywatności danych oraz w zakresie korzystania z narzędzi nadzoru i gromadzenia danych osobowych przez organy władzy. 

Istotna jest także sfera bezpieczeństwa. Zaleca się, aby zostały wzmocnione działania na rzecz ulepszenia metod szyfrowania danych.

Poza tym zwraca się również uwagę na problemy strukturalne, takie jak wykluczenie cyfrowe w postaci niemożności dostępu do Internetu. Państwa powinny podjąć działania w celu jego marginalizacji.

Freedom House zaapelował również do samych firm technologicznych, rekomendując, aby zostały podjęte następujące kroki w sektorze prywatnym:

  • troska o przejrzystą i sprawiedliwą moderację treści oraz przyznawanie prawa użytkownikom do wypowiedzi i dostępu do informacji,
  • powstrzymanie się od polegania na automatycznych systemach do oznaczania i usuwania treści bez możliwości konstruktywnej weryfikacji manualnej przez człowieka,
  • publikowanie transparentnych raportów dotyczących usuwanych i kontrolowanych treści,
  • rozważenie korzystania z mniej inwazyjnych form moderowania treści, w miejsce usuwania można korzystać z fact-checkingu, oznaczania treści, dodawania informacji o kontekście czy kierowania użytkowników do bardziej zaufanych źródeł informacji,
  • stawienie oporu rządowym nakazom wyłączania lub ograniczania połączeń z Internetem lub odcięcia usług cyfrowych.

Dodatkowo autorzy raportu zachęcają obywateli i organizacje pozarządowe do dbania o swoją wolność w Internecie np. poprzez dialog i współpracę z decydentami politycznymi oraz sektorem prywatnym, czy uświadamianie i edukowanie społeczeństwa na temat cenzury, nadzoru i manipulacji treścią.

Artykuł powstał w ramach projektu „Fakty w debacie publicznej”, realizowanego z dotacji programu „Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy”, finansowanego z Funduszy EOG.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Wpłać, ile możesz

Na naszym portalu nie znajdziesz reklam. Razem tworzymy portal demagog.org.pl

Wspieram

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!