Strona główna Analizy Z kamerą wśród spisków. Odcinek #3 – Wielki spisek materacowy

Z kamerą wśród spisków. Odcinek #3 – Wielki spisek materacowy

W naszym cyklu zajmujemy się nietypowymi teoriami spiskowymi. W poprzednich odcinkach pisaliśmy o tym, że rzekomo zarówno pandy, jak i ptaki nie istnieją. Tym razem przyglądamy się sprawom bardziej przyziemnym, takim jak kupno nowego materaca.

Z kamerą wśród spisków. Odcinek #3 – Wielki spisek materacowy

W naszym cyklu zajmujemy się nietypowymi teoriami spiskowymi. W poprzednich odcinkach pisaliśmy o tym, że rzekomo zarówno pandy, jak i ptaki nie istnieją. Tym razem przyglądamy się sprawom bardziej przyziemnym, takim jak kupno nowego materaca.

Michael Magnuson, prowadzący stronę goodbed.com, powiedział, że zakup nowego materaca to tzw. zakup z żalem. Trudno pochwalić się nim bowiem w mediach społecznościowych. Nie ma on takiego potencjału jak nowy dom, samochód czy zagraniczne wakacje. Jest raczej przykrą koniecznością. Nawet jednak coś tak zwykłego jak materac może kryć w sobie mroczną tajemnicę. A właściwie to sklepy, które je sprzedają.

Jak dobrze spać i rabować? Wystarczy mieć sklep z materacami!

Podejrzenia związane z punktami sprzedaży materaców są obecne w internecie od dłuższego czasu. Jeden z użytkowników Reddita w dyskusji na temat teorii spiskowych zwrócił uwagę na podejrzanie dużą liczbę tego typu sklepów w niewielkiej odległości od siebie. Temat ten był podejmowany także przez znane media biznesowe, a także stał się podstawą do tworzenia podcastów czy creepypast.

Teoria kręci się wokół firmy Mattress Firm (strona firmy nie działa), której punkty sprzedaży w niektórych miejscowościach znajdowały się w odległości kilkuset metrów od siebie. Co więcej, u niektórych dziennikarzy podejrzenie wzbudził fakt, że część z tych punktów przez większość czasu była pusta. Wiele osób zaczęło kwestionować sens tak dużej liczby sklepów z materacami. W ten sposób powstały teorie, że sieć sprzedająca materace musi służyć jako pralnia brudnych pieniędzy.

Miękka klęska

Materace nie są raczej produktem, który kupuje się codziennie, więc – w przeciwieństwie np. do znanej sieci sklepów z płazem w logo – nie ma powodu, dla którego punkty sprzedaży powinny sąsiadować ze sobą drzwi w drzwi. A jednak gdzieniegdzie można było trafić na pięć sklepów tej samej firmy w odległości nieco ponad kilometra. Czy zatem Mattress to rzeczywiście przykrywka dla lewego biznesu?

Jak się okazuje, jest kilka powodów takiego stanu rzeczy. W odcinku podcastu „The Indicator from Planet Money” pojawia się informacja, że w 2013 roku sieć Mattress Firm liczyła 700 sklepów. Pięć lat później liczba ta wyniosła już ok. 3,3 tys., co stanowiło ⅓ wszystkich sklepów z materacami w Stanach Zjednoczonych. Ten gwałtowny skok był spowodowany próbą dominacji na rynku.

Właściciele firmy zadecydowali o wykupywaniu lokalnych dostawców materacy w taki sposób, aby spróbować utworzyć monopol. Dlatego właśnie sąsiadujące ze sobą sklepy, które przez jakiś czas należały do różnych sieci, nagle miały tego samego właściciela. Jak tłumaczył rzecznik firmy, powodem było przejęcie długoterminowych umów najmu w konkretnych lokalizacjach.

Mimo że utrzymanie sklepu nie jest szczególnie kosztowne, to i tak w październiku 2018 roku Mattress Firm złożyło wniosek o bankructwo. Tuż przed tym zdarzeniem firma zamknęła 600 punktów sprzedaży. W kolejnych latach przedsiębiorstwo przeżywało kolejne trudności, związane m.in. z pandemią COVID-19.

Wydaje się zatem, że nadmiar punktów Mattress Firm był spowodowany przeliczeniem siły na zamiary. Włodarze firmy chcieli, by stała się ona potentatem na rynku – Netflixem wśród materacowni. Finalnie jednak musieli ograniczyć swoje plany. Czy to jednak koniec tej historii? Nie ma żadnych przekrętów, wałków finansowych?

Szemrany ruch nowych właścicieli

Błysk w oku u miłośników teorii spiskowych może pojawić się, kiedy usłyszą informacje o właścicielach sieci Mattress Firm. Firma została bowiem kupiona w 2016 roku przez sieć Steinhoff – pochodzącego z RPA potentata branży meblowej, porównywalnego swego czasu z Ikeą. Wejście na amerykański rynek kosztowało firmę Steinhoff prawie 4 mld dolarów, co szokowało, tym bardziej że nawet po podliczeniu długów cena ta znacznie przewyższała ówczesną wartość Mattress Firm.

Niedługo potem, w 2017 roku, niezależne śledztwo przeprowadzone przez zewnętrznych audytorów wykryło, że firma od lat zawyżała swoją wartość. Śledczy mieli odkryć, że wąskie grono osób zasiadające na dyrektorskich stanowiskach przeprowadzało fikcyjne transakcje, co miało wywołać iluzję uzyskiwania wysokich dochodów. W ten sposób udało się stworzyć prawie 7,5 mld dolarów fikcyjnego zarobku.

Nie oznacza to jednak, że Mattress Firm nie borykało się ze swoimi problemami. W 2018 roku firma wytoczyła proces kilku swoim pracownikom, oskarżając ich o branie łapówek. Proceder miał polegać na kupowaniu lokalizacji pod kolejne sklepy po zawyżonych cenach i zgarnianiu nadwyżki budżetowej.

Werdykt: twarde lądowanie

Finalnie żadnego prania brudnych pieniędzy nie było. Była tylko chęć zdominowania materacowego rynku. Nie oznacza to jednak, że włodarze firmy mogli spać spokojnie. Historia ich działalności w pewnym momencie zaczęła przypominać „Wilka z Wall Street” z przekrętami finansowymiprzekupstwem. Ostatecznie skończyło się to bankructwem.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!