Omawiamy ważne fakty dla debaty publicznej, a także przedstawiamy istotne raporty i badania.
Debata czy spektakl? Analizujemy spotkanie kandydatów w TVP
Chociaż w przedwyborczej debacie wzięło udział sześć komitetów, to jej organizatorzy starali się nas przekonać, że istnieją tylko dwie wizje Polski. Krytycznie przyglądamy się stronniczym pytaniom, które padły podczas poniedziałkowego spotkania w studiu Telewizji Polskiej.
fot. Pixabay, Pexels i Unsplash / Modyfikacje: Demagog
Debata czy spektakl? Analizujemy spotkanie kandydatów w TVP
Chociaż w przedwyborczej debacie wzięło udział sześć komitetów, to jej organizatorzy starali się nas przekonać, że istnieją tylko dwie wizje Polski. Krytycznie przyglądamy się stronniczym pytaniom, które padły podczas poniedziałkowego spotkania w studiu Telewizji Polskiej.
Poniedziałkowa debata wyborcza była dla komitetów wyborczych okazją do przedstawienia Polkom i Polakom swoich programów, planów i wizji Polski na najbliższe lata. Czy im się to udało – niech każdy oceni sam. Wątpliwości budzi jednak sposób przeprowadzenia debaty.
Już w samych pytaniach przedstawiciele stacji starali się przemycić widzom konkretny punkt widzenia. Oglądający debatę zwrócili także uwagę na to, że same pytania niekiedy były dłuższe niż czas na odpowiedź (60 sekund).
Komitety spotkały się na debacie
W poniedziałkowy wieczór przed telewizorem mógł zasiąść nawet co siódmy mieszkaniec Polski. Jak wynika z raportu Wirtualnych Mediów, na żywo debatę oglądało łącznie 5,61 mln osób. Największą popularnością cieszyła się transmisja na TVP1 (3,79 mln). Zapis z debaty na platformie Youtube obejrzało do dzisiaj 0,8 mln internautów.
Kodeks wyborczy nakłada na Telewizję Polską obowiązek „przeprowadzenia debat pomiędzy przedstawicielami tych komitetów wyborczych w wyborach do Sejmu” (art. 120). Choć w ustawie słowo „debata” pojawia się w liczbie mnogiej, to ostatecznie w telewizji publicznej odbyła się tylko jedna debata.
Swoich przedstawicieli wysłało sześć ogólnopolskich komitetów wyborczych. W debacie TVP udział wzięli: Mateusz Morawiecki (PiS), Donald Tusk (KO), Szymon Hołownia (Trzecia Droga), Joanna Scheuring-Wielgus (Nowa Lewica), Krzysztof Bosak (Konfederacja) i Krzysztof Maj (Bezpartyjni Samorządowcy). Do roli prowadzących wyznaczono Annę Bogusiewicz-Grochowską oraz Michała Rachonia.
Debata trwała godzinę. Składała się z sześciu pytań, a na koniec politycy mieli minutę na wolną wypowiedź. „Zwracamy się z uprzejmą prośbą o powstrzymywanie się od obraźliwych wypowiedzi. Szanujmy siebie wzajemnie. Szanujmy naszych widzów” – zaapelował na początku spotkania Michał Rachoń.
A czy sama debata została przeprowadzona w sposób rzetelny i z szacunkiem zarówno dla jej uczestników, jak i osób ją oglądających?
Pytania z ukrytą tezą
W Demagogu stawiamy sobie za cel troskę o jakość debaty publicznej. Przez ostatnie trzy miesiące prowadziliśmy monitoring dyskusji między politykami w trakcie kampanii wyborczej. Ponadto w ramach cyklu #WyboryPodLupą krytycznie przyjrzeliśmy się kampanii referendalnej.
To właśnie do kwestii referendalnych nawiązano w czterech z pytań zadanych w debacie. Odnieśliśmy wrażenie, że sposób ich konstrukcji miał na celu zbudowanie negatywnego obrazu opozycji. Odnotowaliśmy przypadki kilku technik manipulacji, w tym przede wszystkim często wykorzystywaną fałszywą alternatywę.
Debata stała się również okazją do dalszego napędzania polaryzacji i budowania prostego podziału na my-oni, a wiele sporów politycznych było przedstawianych w kolorach bieli i czerni (a nawet bieli i czerwieni przeciwstawionej czerni), przy czym to stanowisko obecnego rządu opisywano w pozytywnym świetle.
„Którą z tych koncepcji zamierzają państwo realizować?”, czyli fałszywa alternatywa
Podczas debaty poproszono przedstawicieli komitetów o zaprezentowanie swojego stanowiska na temat imigracji, wieku emerytalnego, świadczeń społecznych, prywatyzacji gospodarki, bezpieczeństwa i bezrobocia. Oprócz tego w każdym pytaniu przedstawiono także kontekst, czyli aktualne informacje o danej dziedzinie, a także dostępne stanowiska.
Krytyczne uwagi wzbudza zwłaszcza ten ostatni element. Już w treści pytań zdawano się sugerować, że na skomplikowane wyzwania stojące przed Polską istnieją tylko dwa rozwiązania. Jedno z tych rozwiązań było reprezentowane przez obecny obóz rządzący, natomiast drugie – przedstawione często w negatywny sposób – przypisywano całej opozycji lub byłemu rządowi PO-PSL.
Taka konstrukcja pytań nosi znamiona techniki manipulacji nazywanej fałszywą alternatywą lub pozornym dylematem. Tworzy ona iluzję, że do wyboru są tylko dwie możliwe opcje. W rzeczywistości natomiast wachlarz rozwiązań jest o wiele szerszy i wart przedyskutowania. W tym celu przecież politycy spotkali się na debacie, aby przedstawić nam swoje wizje Polski, a nie – wybierać spośród dwóch narzuconych przez stację telewizyjną.
Pytanie o imigrację i zalanie szczegółami
Pierwsze pytanie, które padło podczas debaty, dobrze obrazuje przytoczone przez nas wątpliwości. Przede wszystkim było ono długie, trwało ponad minutę. Dostrzeżemy tutaj nadmierne nagromadzenie wątków oraz przedstawienie fałszywej alternatywy z sugestią, że istnieją tylko dwa modele w polityce migracyjnej. Przyjrzymy się:
„Podczas towarzyszącego wyborom referendum Polacy będą mogli zadecydować o przyszłości zapory na granicy, która chroni Rzeczpospolitą przed organizowanym przez Rosję i Białoruś napływem imigrantów. Jak oceniają państwo także w tym kontekście europejski pakt migracyjny, który przewiduje mechanizm przymusowego przyjmowania przez państwa Unii, w tym Polskę, nieokreślonej dziś jasno liczby imigrantów lub obowiązkowej opłaty solidarnościowej. Pakt zakłada możliwość uznaniowego i czasowego zwolnienia państw z obowiązku przyjmowania imigrantów. Decyzję taką miałaby podejmować Unia Europejska, a nie – państwa członkowskie, np. Polska. Przedstawiciele Komisji Europejskiej mówili wielokrotnie, że w sprawie imigracji, choć relokacja nie jest obowiązkowa, to jednak solidarność jest obowiązkowa, a państwa, które nie chcą przyjmować imigrantów, będą musiały płacić za ich nieprzyjmowanie. W tej sprawie ścierały się w Polsce dwie koncepcje. Jedna to zgoda na relokację, wyrażona w przeszłości w czasie rządów Platformy Obywatelskiej-PSL w poprzedniej wersji tego porozumienia. Druga prezentowana jest w tej chwili przez obóz rządzący, który odrzuca sprowadzanie do Polski nielegalnych imigrantów decyzją Unii Europejskiej. Którą z tych koncepcji zamierzają państwo realizować w przyszłej kadencji?”
Zauważmy, że w ramach „kontekstu” pojawiło się wiele wątków i szczegółów, które odciągały uwagę od głównego tematu. Takie zalanie szczegółami potrafi być dezorientujące. W jednym momencie jest mowa o całej polityce migracyjnej, potem o granicy polsko-białoruskiej, następnie o unijnej polityce migracyjnej i o pakcie migracyjnym, a na koniec znów o polskiej polityce migracyjnej (ale za to w przeszłości). Widz ma pozostać z ogólnym wrażeniem, że temat jest skomplikowany, a tylko jedna z dwóch dostępnych opcji będzie dla niego dobra.
Więcej na temat unijnego paktu migracyjnego dowiesz się z innej naszej analizy.
Imigranci jako żywioł lub katastrofa
W pierwszym pytaniu tej debaty użyto także tzw. metafory wodnej w stosunku do imigrantów. Chodzi o określenie „napływ imigrantów”. Jak czytamy w publikacji Centrum Edukacji Obywatelskiej „Jak rozmawiać o uchodźcach?”, takie sformułowania prowadzą do skojarzeń z klęską żywiołową, zdarzeniami związanymi z ekstremalnymi zjawiskami naturalnymi, których nie da się zatrzymać i na które nie mamy wpływu.
Skorzystanie z tak nacechowanego języka sugeruje, że skutki migracji mogą być takie jak skutki klęsk żywiołowych, które zagrażają zdrowiu i życiu ludzi.
Pytanie o wiek emerytalny i ukryta „opcja niemiecka”
W drugiej części debaty kandydaci i kandydatka przedstawili swoje stanowisko dotyczące wieku emerytalnego. W samym pytaniu zasugerowana została im konkretna teza, do której musieli się ustosunkować:
„Wiek emerytalny jest jedną z kluczowych kwestii w polskim sporze politycznym. Również o tym będą decydować Polacy w referendum w dniu wyborów. W naszym kraju ścierają się w tej sprawie dwa poglądy. Pierwszy zakłada przymusowe podwyższenia wieku emerytalnego, czyli odwołuje się do koncepcji związania w Europie wieku emerytalnego z sytuacją demograficzną, do czego Polskę namawiali w przeszłości najważniejsi niemieccy politycy. Decyzja o podwyższeniu wieku emerytalnego podjęta została w Polsce w czasie rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Druga koncepcja reprezentowana przez stronę rządową zakłada pozostawienie wieku emerytalnego na obecnym, obniżonym poziomie z dodatkowymi możliwościami, takimi jak emerytury stażowe czy bonusy za dłuższą obecność na rynku pracy. Jakie stanowisko w tej sprawie prezentuje państwa komitet w perspektywie następnej kadencji Sejmu?”.
Naszą uwagę zwraca przede wszystkim odwołanie się w tym pytaniu do niemieckich polityków. W pytaniu pojawia się ukryte założenie, jakoby osoby, które reprezentują pierwszą koncepcję, były tak naprawdę pod wpływem zachodnich mocarstw. To cicha sugestia, że decyzje polityków z opozycyjnego nurtu nie są suwerenne i okażą się niekorzystne dla Polaków. Świadczy o tym również użycie słowa „przymusowe”, które ma sugerować, że zwolennicy jednej ze stron nie liczą się ze zdaniem narodu.
Na tym tle stanowisko rządowe zostało przedstawione jako opcja dobra dla Polaków. Co więcej, z racji, że zastosowano tu fałszywą alternatywę, koncepcja rządowa miała wyglądać na jedyną opcję propolską. To nie pierwszy raz, gdy zarzuty o reprezentowanie niemieckich interesów pojawiają się w debacie publicznej – zwracaliśmy już na to uwagę w sierpniu i we wrześniu.
Pytanie o politykę społeczną i znów „dwa sposoby”
Kolejne pytanie dotyczyło świadczeń społecznych. Tutaj znów powróciła fałszywa alternatywa i sugestia, że ugrupowania polityczne patrzą na politykę tylko na dwa sposoby. Zobaczmy sami:
„Na politykę społeczną polskie ugrupowania polityczne patrzą na dwa sposoby. Obóz rządzący wprowadził w Polsce 500 plus, które 1 stycznia przekształcić się ma w 800 plus, i szereg innych rozwiązań, w tym 13. oraz 14. emeryturę. Te programy mają ograniczyć biedę i wspierać rodziny z dziećmi. Krytycy tych rozwiązań uważają z kolei, że świadczenia społeczne powodują zbyt duże obciążenia, że nie ma pieniędzy na ich kontynuowanie, a państwo powinno zrezygnować z ich finansowania, wprowadzić progi dochodowe dla otrzymujących środki lub zastąpić 500 i 800 plus ulgami podatkowymi. Jaki jest pogląd państwa komitetów w sprawie utrzymania programów społecznych w przyszłej kadencji Sejmu?”.
Widz mógłby odnieść wrażenie, że jedyne dostępne opcje to utrzymanie świadczeń lub ich likwidacja. Jest to sprawa znacznie bardziej zniuansowana, a w ramach debaty przemilczano wiele rozwiązań, które partie rozważają w swoich programach dotyczących polityki społecznej.
Pytanie o prywatyzację i atakowanie chochoła
Czwarte pytanie było najdłuższe. Odczytanie go zajęło prowadzącej łącznie 73 sekundy, czyli więcej niż każdy z polityków miał na udzielenie odpowiedzi. Tym razem w pytaniu nie pojawiła się fałszywa alternatywa. Polityków zapytano faktycznie o ich stanowisko w sprawie prywatyzacji. Spójrzmy:
„W roku 2014 do Sejmu trafił wniosek przez trzech posłów startujących w najbliższych wyborach ugrupowań, w tym Platformy Obywatelskiej, Sojuszy Lewicy Demokratycznej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego o zmianę konstytucji, która zawierała furtkę do prywatyzacji Lasów Państwowych poprzez dodanie artykułu mówiącego, że „lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie”. Wnioskodawcom zabrakło pięciu głosów do wprowadzenia tej zmiany. W 2015 roku przez Sejm przeszła kolejna ustawa z poparciem PO, PSL i SLD, w której napisano, że »lasy stanowiące własność Skarbu Państwa mogą być zbywane wyłącznie w przypadkach określonych w ustawie w celu zachowania trwale zrównoważonej gospodarki leśnej lub realizacji celu publicznego«. Ta ustawa została zawetowana przez prezydenta Andrzeja Dudę w październiku 2015 roku. Ta kwestia budzi spór polityczny w Polsce. Z jednej strony kolejne próby stworzenia furtki dla sprzedaży lasów, które forsowała koalicja PO, PSL i Lewicy w kolejnych projektach ustaw, z drugiej sprzeciw względem prywatyzacji, które prezentuje ugrupowanie rządzące. Prywatyzacja jest jednym z tematów zbliżającego się referendum. Jakie będzie stanowisko państwa ugrupowań w tej kwestii w zbliżającej się kadencji Sejmu?”.
Mimo to nadal w samej treści pytania pojawiły się wątki, które miały przekonać widzów o tym, kto jest „bohaterem” w tej historii. Między innymi zasugerowano, że partie opozycyjne (PO, SLD i PSL) podejmują „kolejne próby” stworzenia furtki dla sprzedaży lasów.
Taka konstrukcja pytania wraz z licznymi przykładami z przeszłości miała zasugerować widzom, że gdy któraś z tych partii wróci do władzy, to znów wróci do swoich planów. Po co w takim razie w ogóle zapytano polityków o ich stanowisko, skoro można się go w ten sposób „domyślić”?
To przykład chwytu retorycznego nazywanego atakowaniem chochoła – w którym przypisuje się komuś stanowisko, którego w ogóle nie wygłosił, a następnie oczekuje się odniesienia do niego.
Pytanie o obronność i wyolbrzymienia
W kolejnym segmencie politycy dyskutowali o bezpieczeństwie. W ramach pytania znów pojawiła się presupozycja, że politycy prezentują (tylko) dwa przeciwstawne pomysły. Kandydaci nie zdążyli jeszcze odpowiedzieć, a już starano się ich wpisać w dwa odrębne nurty myślenia o Polsce:
„W kwestii obrony Rzeczypospolitej politycy prezentują dwa przeciwstawne pomysły. Jeden realizowany był w czasie rządów koalicji Platformy Obywatelskiej-PSL. Zakładał, w wypadku ataku ze Wschodu, opóźnienie operacji zaczepnych wroga, oparcie obrony Polski o rubież strategiczną na linii Wisły i ewentualne późniejsze odzyskiwanie okupowanego terytorium z pomocą sojuszników. W czasie tworzenia tych planów ograniczona została liczebność armii – ciekaw jestem, czy państwo wiedzą, ile dokładnie takich jednostek armii polskiej wówczas zlikwidowano. Koncepcja przeciwna, realizowana dzisiaj przez rządzących, zakłada obronę całego terytorium Polski, zbudowanie 300-tysięcznego wojska polskiego, uzbrojonego w najnowocześniejszy sprzęt, w tym m.in. pół tysiąca zestawów artylerii rakietowej HIMARS, czołgi Abrams oraz śmigłowce Apacz. Którą z koncepcji obrony Rzeczypospolitej widzą państwo jako swoją, bliższą państwa idei politycznej w zbliżającej się kadencji Sejmu?”.
W pytaniu pojawiła się sugestia krytyczna względem rządów PO-PSL, że Polska miała być broniona przed atakiem ze Wschodu dopiero na linii Wisły. O tym, że był to tylko jeden z dostępnych scenariuszy, dowiesz się więcej w innej naszej analizie.
To przykład wyolbrzymienia, którego stawka została dodatkowo podbita pytaniem retorycznym: „Ciekaw jestem, czy państwo wiedzą, ile dokładnie takich jednostek armii polskiej wówczas zlikwidowano?”. Można odnieść wrażenie, że celem pytania nie była merytoryczna dyskusja o polskiej obronności, lecz budowanie syndromu oblężonej twierdzy, w której Polaków przed zagrożeniem chroni tylko jedna, preferowana strona polityczna.
Pytanie o bezrobocie i „dwa sprzeczne poglądy”
Ostatnie pytanie dotyczyło bezrobocia. Ostatecznie jednak w pytaniu pojawiła się też prośba o odniesienie się do tematu inflacji. Politycy znów zostali postawieni przed fałszywą alternatywą, jakoby istniały tylko dwa podejścia do radzenia sobie z tymi problemami. Poniżej prezentujemy treść pytania:
„Również sposób walki z bezrobociem jest przedmiotem gorących sporów w obecnej kampanii. Przypomnijmy, iż warszawski sąd ustalił w jej toku, że za rządów koalicji PO-PSL sięgało ono nie 15 proc., a 14,4 proc. Przy okazji walki z inflacją prezentowane były dwa sprzeczne poglądy. Jeden zakładał tłumienie inflacji kosztem spowalniania gospodarki i w konsekwencji wzrostu bezrobocia. Drugi, wybrany przez opcję rządzącą, zakładał ochronę miejsc pracy i wysokości dochodów pracowników kosztem wolniejszej redukcji inflacji. Dla porządku przypomnijmy, że według danych Eurostatu bezrobocie obecnie wynosi 2,8 proc. w sierpniu i należy do najniższych w Europie. Jakich narzędzi zamierzają państwo używać w zbliżającej się kadencji Sejmu, aby poziom bezrobocia utrzymał się na niskim poziomie lub aby dalej się zmniejszał?”.
Stanowisko „opozycyjne” zostało tu przedstawione w negatywnym świetle poprzez odwołanie się do przeszłości. W ramach kontekstu odwołano się do rządów PO-PSL, kiedy to bezrobocie miało wynosić 14,4 proc. Przywołano nawet zewnętrzny i niezależny autorytet, czyli warszawski sąd. Przemilczane zostało natomiast to, że mowa o najwyższym, a nie – utrzymującym się odsetku. To nosi znamiona cherry pickingu, czyli wybiórczego dobierania danych pod tezę. Z szerszym kontekstem zapoznasz się w tej analizie.
Zadawanie pytania dłuższe od czasu na odpowiedź
W każdym z pytań pojawiła się mniej lub bardziej jawna teza. O tym przekonywaliśmy powyżej. Pragniemy zwrócić uwagę na fakt, że sama długość pytania potrafiła wprowadzić w błąd i w zamieszanie. Zapewne z tej przyczyny prowadzący musieli każde pytanie powtórzyć i przeczytać jeszcze raz, gdy swojej odpowiedzi udzieliła pierwsza trójka kandydatów.
Samo przeczytanie pytania przez prowadzących w niektórych przypadkach trwało dłużej, niż czas przeznaczony każdemu z polityków na udzielenie odpowiedzi. Poniżej przedstawiamy ich pomiar:
- pierwsze pytanie o migrację trwało 1 minutę i 11 sekund,
- drugie pytanie o wiek emerytalny trwało 47 sekund,
- trzecie pytanie o świadczenia społeczne trwało 40 sekund,
- czwarte pytanie o prywatyzację zajęło 1 minutę i 13 sekund,
- piąte pytanie o bezpieczeństwo trwało 59 sekund,
- szóste pytanie o bezrobocie trwało 45 sekund.
Prowadzący nie powstrzymał się od komentarza
Poniedziałkowa debata upłynęła pod hasłem krótkich monologów, a nie – dialogu między politykami. Nie dostali oni oddzielnego czasu na zadanie sobie pytań nawzajem lub skomentowanie swoich odpowiedzi.
Mimo to doszło do jednej kontry – tylko przyszła ona ze strony przedstawiciela TVP. Na sam koniec debaty, po wolnej wypowiedzi Donalda Tuska, Michał Rachoń wyszedł już z roli neutralnego prowadzącego i jawnie skrytykował jego wypowiedź:
„Ta zadziorność byłaby na miejscu względem przywódców państw silniejszych od Polski, a nie – względem dziennikarzy. Ale cóż…”.
Można się zastanowić, czy było to zgodne z założeniami przyjętymi w Kodeksie wyborczym. Zgodnie z przepisami, debata wyborcza w telewizji publicznej powinna się odbyć z poszanowanie zasady równości w prezentowaniu stanowisk i opinii uczestników debaty (art. 120).
Studio TVP też skomentowało debatę
O tym, że telewizja publiczna miała swojego faworyta po tej debacie przekonamy się również zaglądając na kanał TVP Info na Youtubie. Tego samego dnia na platformie pojawił się filmik, który już w tytule wystawia ocenę politykom: „Konkrety Morawieckiego i nieprzygotowany Donald Tusk”.
Niedługo potem TVP Info udostępniło krótki fragment debaty, w którym Mateusz Morawiecki zripostował wypowiedź Tuska. W tytule czytamy: „Morawiecki wręczył Tuskowi dwa złote. »Prosiła mnie o to emerytka«”.
O tym, że TVP stronniczo skomentowało debatę, świadczy nie tylko to, co zostało wrzucone na kanał, ale również to, co nie zostało opublikowane. Na platformie znajdziemy dwa filmiki ukazujące premiera Morawieckiego w pozytywnym świetle oraz zero filmików z wypowiedziami i stanowiskami kandydatów pozostałych komitetów.
Wspieraj niezależność!
Wpłać darowiznę i pomóż nam walczyć z dezinformacją, rosyjską propagandą i fake newsami.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter