Opisujemy ważne dla debaty publicznej tematy dotyczące polityki, fact-checkingu, dezinformacji i propagandy.
Kosmiczna husaria i olbrzymy – pseudohistoria w dezinformacji
Dla dezinformacji nie jest istotne, czy uwierzysz w każdy wątek opowieści o dzielnych Ariosłowianach, którzy walczą z rasą zmiennokształtnych Reptilian zasiadających w amerykańskim rządzie. Wystarczy, że zapamiętasz jedno: Amerykanie są wrodzy krajom środkowej i wschodniej Europy.
Fot. Pixabay i Pexels / Modyfikacje: Demagog
Kosmiczna husaria i olbrzymy – pseudohistoria w dezinformacji
Dla dezinformacji nie jest istotne, czy uwierzysz w każdy wątek opowieści o dzielnych Ariosłowianach, którzy walczą z rasą zmiennokształtnych Reptilian zasiadających w amerykańskim rządzie. Wystarczy, że zapamiętasz jedno: Amerykanie są wrodzy krajom środkowej i wschodniej Europy.
Pseudonauka udająca historię przybiera różne formy. Mamy wymyślone imperia: wielkie, dostojne, wyprzedzające swoje czasy i nieprzypadkowo zapomniane – zadbać o to mieli ich wrogowie. Poza tym dopisuje się też fikcyjną historię ludom, które istniały, aby fakty obudować fałszywymi treściami pod określoną tezę. Dezinformacja chętnie korzysta z tych opowieści.
Przegląd krajów niebyłych: olbrzymy, eterpunk i ludzie w lewitujących bańkach
O tym, że cywilizacje Wielkiej Lechii, Tartarii czy Atlantydy to ukrywany fakt historyczny, dowiemy się np. z TikToka. Wcale nie dlatego, że odkryto jakieś nowe, wstrząsające dowody na ich istnienie. Nawet jeśli nie przekonuje nas ani jeden równie wątły co rzekomy „dowód” na to, że są prawdziwe, to naprawdę dobrze się o tym czyta.
Aby nie być gołosłownym.
Wielka Lechia
Podstawą tej teorii jest stwierdzenie, że w starożytności istniało imperium Słowian, na tyle potężne, że potrafiło oprzeć się naporowi Rzymian. Opiera się na sfałszowanym źródle historycznym, Kronice Prokosza, której niewiarygodność udowodniono jeszcze w XIX wieku. Istnieje też np. mapa rzekomych granic imperium (a raczej ich braku, ponieważ jego tereny rozciągają się daleko poza ramy: od współczesnych Niemiec po nie wiadomo jak daleko na wschód).
Nie potwierdzają tej teorii żadne wiarygodne źródła historyczne ani archeologiczne. Mimo to na tym fundamencie snuje się kolejne opowieści: o tym, że Słowianie to rasa wyższa, cechująca się rozsądkiem, dumą i wyjątkową moralnością przekazywaną w genach.
W najbardziej rewelacyjnych twierdzeniach można doszukać się informacji, że Jezus był Słowianinem (a Judasz – Reptilianem) albo że setki tysięcy lat temu ariosłowiańka husaria starła się z saturiańskimi siłami w epickiej bitwie. Słowianie oddali pola, a zmiennokształtni Reptilianie zajęli najważniejsze posady na świecie (w Polsce, w Stanach Zjednoczonych, ale przedstawicielem tej rasy ma być np. Wołodymyr Zełenski) i z tych pozycji sterują światem.
W mniej fantastycznej wersji (ale niewiele mniej) za zakłamanie historii Słowian ma odpowiadać Kościół katolicki.
Wielka Tartaria
Pojawiła się w przestrzeni mediów społecznościowych stosunkowo niedawno. Teoria zakłada, że do XIX wieku na terenach Azji funkcjonowało imperium Tartarii.
Warto dodać, że na tę nazwę można się natknąć w źródłach historycznych: używano jej dawniej w Europie dla określenia ziem na wschód od Uralu. Nie ma jednak żadnych wiarygodnych dowodów na to, żeby było to rozwinięte technologicznie imperium, w którym mieszkały olbrzymy.
Pseudonaukowa Tartaria to cywilizacja niezwykle rozwinięta (w niektórych wersjach tej opowieści dzięki technologii opartej na eterze): wybudowała Wielki Mur oraz wiele niecodziennych wynalazków, np. wielkie, latające kule jako środek transportu. Dowodem na istnienie olbrzymów mają być np. „zdjęcia” z wykopalisk archeologicznych czy wielkie gmachy, do których prowadzą ogromne drzwi (nikt się nie zastanawia nad tym, dlaczego inne budynki z epoki mają małe wejścia, skoro gigantyzm był tam na porządku dziennym).
Same gmachy mają być tylko wierzchołkami ogromnych budowli, które skryły się pod ziemią. W myśl tej teorii cywilizacja upadła w wyniku wielkiej powodzi błotnej, którą wywołały wrogie państwa – w tym przypadku Stany Zjednoczone.
Przepisywanie historii, by poczuć się lepiej – to nic nowego
Tym, dla których świeżo wymyślone imperium ze swoimi wynalazkami to za dużo, dezinformacja oferuje subtelniejsze przepisanie historii. Polega ono głównie na pogłębieniu albo poszerzeniu korzeni danego narodu. O takich przypadkach uczymy się w szkole, bo potrafiły wywrzeć mocny wpływ na całą kulturę, a nawet zmienić historię. To dowód na to, ile może zmienić porywająca opowieść. Jej wiarygodność to sprawa drugorzędna.
Wystarczy tutaj przypomnieć sobie choćby mit o polskim, szlacheckim sarmatyzmie, który kojarzy nam się z pewnym stylem życia, modą, manierami literackimi czy poglądami. U jego podstawy mamy nieudowodnione przekonanie, że Słowianie pochodzą od Sarmatów, których historia miała sięgać wojny trojańskiej (bo czemu nie). Co więcej, ziemie w Europie miał nadać Słowianom nie kto inny jak Aleksander Macedoński.
O historycznych Sarmatach, czyli przedstawicielach ludu pochodzenia irańskiego, mało wiadomo. Nie ma dowodów na to, że w starożytności zamieszkiwali polskie ziemie (są za to dowody, że zamieszkiwały je inne plemiona). Białe plamy w tym przypadku to nie problem: można wyciągnąć kredki świecowe i je wypełnić według potrzeby.
Jedną z cech przypisywanych mitycznym Sarmatom miało być umiłowanie wolności, które wiązało się nawet z wypowiedzeniem posłuszeństwa władcy. Jak dobrze wiemy, w historii naszego kraju jest kilka elementów, które wskazują na to, że ten mit rezonował z mentalnością polskiej szlachty w XVI–XVIII wieku, kiedy rozwijała się kultura sarmacka.
Myśl o tej „złotej wolności” realnie wpływała na politykę i została usankcjonowana prawnie m.in. poprzez wprowadzenie zasady „liberum veto”. Tezy o umiłowaniu wolności, dumie czy poczuciu moralności, warunkowanych przez „słowiańskie geny”, znajdziemy również we współczesnych fałszywych treściach.
Twarde dowody na to, że hipoteza jest prawdziwa, nie są potrzebne, aby forsować ją jako taką. Mimo wszystko niektórzy próbują, co owocuje np. ignorowaniem faktów już dowiedzionych, czy przedstawianiem sfabrykowanych źródeł jako prawdziwych (np. Protokoły Mędrców Syjonu czy wspomniana już Kronika Prokosza). W historii mamy też przykłady skrajne, które zakończyły się eksperymentami medycznymi mającymi dowieść wyższości „rasy aryjskiej”.
Budowanie i palenie mostów
Budowanie mitów tożsamościowych na wątpliwych naukowo teoriach jest obecne również współcześnie. Z tym zjawiskiem możemy się spotkać w mediach społecznościowych, ale zdarza się, że również – w debacie publicznej. W kontekście narracji dezinformującej i polaryzującej może mieć wiele wspólnego z opowieściami o wielkich, zaginionych imperiach. Również odwołuje się do naszej tożsamości: poprzez gloryfikację jednej grupy względem drugiej, nawet jeśli nie dzieje się to wprost.
Chazaria
Tym razem nie jest to opowieść o wielkim, dobrym ludzie, lecz o narodzie złożonym wyłącznie z niecnych, czarnych charakterów. O ludzie, który pociąga za sznurki, miesza, „stoi za wszystkim”. To dezinformująca opowieść o Żydach.
Każdy z nas zapewne (i niestety) spotkał się z krzywdzącymi teoriami spiskowymi o Żydach. W ostatnich latach pojawia się w nich wątek o „Nowej Jerozolimie”, czyli rzekomym planie przeniesienia Państwa Izrael na ziemie ukraińskie.
Właśnie w ten sposób tłumaczy się wybuch wojny w tym kraju: to rzekomo przygotowanie miejsca dla Izraelczyków, którzy wkrótce się tam przeprowadzą. Na jakiej podstawie? Kiedyś mieszkali tam Chazarowie.
Dlaczego Izrael miałby rościć sobie prawa do dawnych terenów chazarskich (w dodatku nawet nie tych pierwotnych, lecz tych, na których pojawili się później)? Istnieją źródła z IX i X wieku, które mówią, że Chazarowie (mający pochodzenie tureckie, nie – semickie) mieli konwertować się na judaizm.
Według niektórych wariacji na temat tej teorii są to przodkowie niecnych syjonistów. Wiarygodne teksty z tamtego okresu nie wspominają o masowej konwersji Chazarów na judaizm i dlatego środowiska naukowe uważają tę teorię za mało prawdopodobną.
Ludy Turańskie
Odejdziemy tutaj na chwilę od pseudonauki i przejdziemy przez płynną granicę do paranauki, która brzmi mniej fantastycznie i nie szuka dowodów na istnienie cywilizacji podróżującej w lewitujących bańkach. Przykładowo: jedną z takich teorii jest to, że Węgrzy wywodzą się z mitycznego Turanu (Azji Środkowej) i są potomkami Hunów – w prostej linii od Atylli „Bicza Bożego” i pierwszego wodza Madziarów: Arpada (Dominik Hejj, „Węgry na nowo”, s. 325). Brzmi dumnie. Dlatego teoria ta niesie się nie tylko w mediach społecznościowych, nie tylko w środowiskach nacjonalistycznych, lecz także w narracjach rządu czy w debacie naukowej.
Jak w swojej książce napisał politolog Dominik Hejj, teorię tę zaczęto promować dopiero po dojściu do władzy koalicji Fideszu i KNDP jako część „nowej węgierskiej tożsamości”. Teoria stanowi też dobry grunt do szukania relacji z krajami Wschodu, a Węgierska Akademia Nauk prowadzi nawet badania w tym zakresie.
Z tego względu związana jest umową z Międzynarodową Akademią Turkologiczną, w której kraje uznające się za „turańskie” jednoczą się w imię nauki („Węgry na nowo”, s. 326). W polityce węgierskiej można dostrzec inne przejawy podejścia prowschodniego, również w kontekście wojny w Ukrainie, które ocenia się jako „sprzyjające Rosji”.
Kreml lubi to
Dlaczego takie rzeczy się klikają? To tezy kontrowersyjne, wyraziste, opowiadające o wielkości i odnoszące się do tożsamości odbiorców. Odhaczają jeden z celów dezinformacji: ma się nieść. Filmy na podobne tematy są odtwarzane nawet dziesiątki tysięcy razy.
Drugim celem takich narracji jest zasianie odpowiedniego przekazu. Nie chodzi o to, żeby odbiorca nagle uwierzył w husarię na dinozaurach, ale wystarczy, że tezy te wywołają wątpliwość, podbudują ego, zgodzą się z poglądami użytkownika.
Takie narracje wykorzystuje się w dezinformacji prorosyjskiej. Cyber Policy NASK przygotował raport, w którym znajdziemy przykłady matryc rosyjskiego oddziaływania dezinformacyjnego, czyli tematów, wokół których tworzy się fake newsy. Wśród nich są m.in.:
- wątki nt. „Nowej Chazarii” i „Nowej Jerozolimy”,
- teorie spiskowe, w tym podważanie wiarygodności urzędów, służb czy Kościoła,
- słowianofilia oraz bliskość Słowian,
- „Zepsuty Zachód” kontra „Konserwatywny Wschód”,
- antyzachodniość.
Jedna z dezinformujących tez, oparta na teorii o Wielkiej Lechii, opowiada o „złym Zachodzie”, który wciąga Słowian (Polaków, Ukraińców i Rosjan) w bratobójczą wojnę. Tartaria została zniszczona przez Stany Zjednoczone. Wojna w Ukrainie to wina Żydów (syjonistów), którzy przenoszą tam swój kraj, a nie – Rosjan. „Nowa węgierska tożsamość” nie tylko buduje relacje ze Wschodem, lecz także wprost „sprzyja Rosji”.
Opowieść (obo)sieczna
Legendy i mity nie służyły wyłącznie celom rozrywkowym: potrafiły stać się wspólnym mianownikiem tożsamości narodowej, budującym wspólnotę. Mogą być też wykorzystywane do dzielenia, polaryzowania społeczeństwa oraz siania nienawiści.
Legenda o Lechu, Czechu i Rusie nie niesie za sobą niebezpiecznego przekazu, ale może taki zyskać, jeśli uznamy ją za fakt i dowód braterstwa jednych narodów, przy jednoczesnej sugestii wrogości innych. Tym samym legendę, pseudonaukę czy paranaukę można wykorzystać do dezinformacji.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter