Strona główna Fake News „Planet Lockdown” – czyli film pełen fałszywych informacji o pandemii

Ten artykuł ma więcej niż 3 lata. Niektóre dane mogą być nieaktualne. Sprawdź, jak zmieniała się metodologia i artykuły w Demagogu.

„Planet Lockdown” – czyli film pełen fałszywych informacji o pandemii

Mike Yeadon powiela fałszywe informacje i teorie spiskowe na temat pandemii.

Ten artykuł ma więcej niż 3 lata. Niektóre dane mogą być nieaktualne. Sprawdź, jak zmieniała się metodologia i artykuły w Demagogu.

„Planet Lockdown” – czyli film pełen fałszywych informacji o pandemii

Mike Yeadon powiela fałszywe informacje i teorie spiskowe na temat pandemii.

FAKE NEWS W PIGUŁCE

  • W sieci pojawił się wywiad z Mikiem Yeadonem (byłym przedstawicielem koncernu Pfizer), w którym znalazło się wiele fałszywych informacji na temat pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 oraz szczepień ochronnych przeciw COVID-19. 
  • Mike Yeadon przekonywał, że pandemia nie stanowi żadnego zagrożenia, wprowadzone obostrzenia są bezsensowne, a wszystko to ma służyć depopulacji przy użyciu szczepionek przeciw COVID-19.
  • Założenia, na których Mike Yeadon opiera swoje teorie, są błędne i nie znajdują potwierdzenia w faktach. Pandemia to realne zagrożenie, a szczepionki są bezpieczne i mogą pomóc ją zatrzymać.

Od początku 2021 roku popularność w sieci zyskuje wywiad, który ma być częścią powstającego filmu dokumentalnego pt. „Planet Lockdown”. W roli specjalisty wystąpił w nim emerytowany naukowiec Mike Yeadon, znany ze swoich wypowiedzi podważających zagrożenia związane z pandemią. W trakcie wywiadu powtórzył on wiele nieprawdziwych informacji i teorii spiskowych na temat pandemii, dystansu społecznego, testowania i szczepień, które krążą w sieci od dłuższego czasu.

Film zyskał popularność w mediach społecznościowych wśród osób negujących pandemiczne zagrożenia, jak i podważających zasadność szczepień przeciw COVID-19. W czerwcu udostępniono go również na polskich profilach facebookowych, w tym na Biznes w tydzień, Szlachetnie ZdrowyNiewygodne Fakty

Zrzut ekranu omawianego posta na profilu Biznes w tydzień, w którym udostępniono kard z wywiadu z Mikiem Yeadonem. Na pierwszym planie siedzi Mike Yeadon, mężczyzna w średnim wieku, ubrany w jasną koszulę. W tle widzimy wnętrze jego mieszkania: wzorzyste zasłony, lustro i regał z książkami.

Źródło: www.facebook.com

Wiele osób uznało teorie Mike’a Yeadona za wiarygodne i dziękowało mu za przekazanie tych informacji: „Serdeczne dzięki za słowa prawdy! Szacunek dla odwagi!” – pisał jeden z internautów. Część komentatorów popierała teorie spiskowe, które przedstawił emerytowany naukowiec: „Niestety jeśli się nie obudzimy to czeka nas piekło, jakiego nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić”, „Oni specjalnie nawet wyposażyli te niby szczepionki, aby zakaźne białko kolca rozchodziło się przez układ krwionośny i cały organizm” – pisali użytkownicy Facebooka. 

Tylko nieliczni internauci poddawali w wątpliwość teorie, które zaprezentował Mike Yeadon: „Proponuje teraz zastosowanie własnej teorii i zastanowienie się, czy emerytowany profesor nie jest czasami opłacany, aby mówić to, co mówi. Artykuł i zarzuty, które podaje nie mają żadnego potwierdzenia, żadnych badan, żadnych dowodów, ale zostały opublikowane na stronach grypy finansowanej przez Roberta F. Kennedy Jr (który został już zbanowany przez Twitter), który jest przeciwny szczepieniom (tak, mason i walczy z nauką)” – argumentował jeden z użytkowników. 

Kim jest Mike Yeadon? Od naukowca do koronasceptyka

Mike Yeadon to emerytowany naukowiec, który zajmował stanowisko dyrektora i wiceszefa ds. badań alergii i układu oddechowego w firmie Pfizer (do 2011 roku) na terenie Wielkiej Brytanii. Często mylnie utożsamia się go z dyrektorem lub wiceszefem całego koncernu. 

Po zakończeniu współpracy z Pfizerem założył własną firmę biotechnologiczną, w której pracował do 2017 roku. W 2020 roku zasłynął z krytykowania działań rządu, podejmowanych w związku z pandemią COVID-19. Posiadane przez niego doświadczenie oraz to, że pracował w jednym z koncernów odpowiedzialnych za opracowanie szczepionki przeciw COVID-19 sprawiło, że środowiska koronasceptyczne uznały go za autorytet w dziedzinie wirusologii i epidemiologii.

Poglądy Mike’a Yeadona na temat pandemii są krytykowane przez wielu przedstawicieli środowiska naukowego. Jak wynika z analizy przeprowadzonej przez agencję Reuters, w przeszłości Mike Yeadon nie prezentował radykalnych poglądów ani nie promował teorii spiskowych. Na początku pandemii bardzo optymistycznie podchodził do odkryć w temacie szczepionek przeciw COVID-19, jednak z czasem zaczęło się to zmieniać. Jak wynikało z relacji osób z jego otoczenia, z człowieka – który zawsze domagał się dowodów – zmienił się w głosiciela niepotwierdzonych teorii, m.in. podważając sens wprowadzenia dystansu społecznego i twierdząc, że efektem ubocznym szczepionek będzie bezpłodność. Naukowcy z otoczenia Mike’a Yeadona nie wiedzą, co mogło wpłynąć na tę zmianę.

Pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 nie stanowi zagrożenia? Mike Yeadon manipuluje postrzeganiem ryzyka

Mike Yeadon stwierdził w wywiadzie (czas nagrania 27:47), że COVID-19 dla zdecydowanej większości populacji jest mniej groźny niż grypy. Pomija przy tym fakty mówiące o tym, że COVID-19 i grypę różni wiele cech, w tym odsetek zakażeń ciężkich i krytycznych, który w przypadku koronawirusa jest wyższy. Powiedział również, że COVID-19 zabija tylko ludzi starszych i schorowanych (czas nagrania 34:15). Badania wykazują, że osoby starsze oraz osoby z chorobami przewlekłymi są w grupie ryzyka, jednak to samo dotyczy osób w średnim i młodym wieku, które ze względu na choroby współistniejące także się do niej kwalifikują. Dla porównania na grypę choruje większy odsetek dzieci, natomiast na ciężki przebieg tej choroby narażone są głównie (oprócz dzieci) kobiety w ciąży

Śmiertelność grypy i COVID-19. Co nam to mówi o pandemii? W wywiadzie pojawia się też stwierdzenie, że śmiertelność spowodowana COVID-19 wynosi mniej niż 0,1 proc., co zdaniem Mike’a Yeadona świadczy o tym, że pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 nie jest zagrożeniem (czas nagrania 34:15). Śmiertelność rozumie się jako stosunek liczby zgonów do liczby wszystkich zakażonych. Wskaźnik dla wszystkich zakażonych (nawet tych niezdiagnozowanych) to IFR. Z kolei wskaźnik obejmujący wszystkie zdiagnozowane osoby to CFR. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) na dzień 5 czerwca 2021 roku globalna skumulowana zachorowalność wyniosła 172 247 729 zgłoszonych przypadków i 3 709 487 związanych z nimi zgonów, przy współczynniku śmiertelności (CFR) wynoszącym 2,2%. Wskaźnik IFR szacowany w styczniu wynosił od 0,1 proc. do 1,0 proc. Natomiast w przypadku grypy sezonowej – według WHO – wskaźnik śmiertelności wynosi zazwyczaj poniżej 0,1 proc. 

Na podstawie wskaźnika śmiertelności nie można negować zagrożenia pandemicznego, ponieważ choroby o niskiej śmiertelności często rozwijają potencjał pandemiczny, bowiem patogeny, które za nie odpowiadają, są w stanie zakazić większą liczbę osób, co w konsekwencji przekłada się na większą liczbę zgonów wyrażoną w liczbach całkowitych. Z tego względu np. epidemie Eboli, które cechują się średnio 50 proc. poziomem śmiertelności, nigdy dotąd nie przerodziły się w pandemię i nie wywołały tak dużej liczby zgonów jak wirusy o wysokim poziomie transmisji (w tym np. SARS-CoV-2). Ludzie po prostu umierają na Ebolę, zanim zdążą zarazić inne osoby.

Należy jednak pamiętać, że do obliczenia wskaźnika śmiertelności w przypadku chorób zakaźnych wykorzystywana jest szacunkowa liczba danych, na którą ma wpływ wiele czynników, m.in. liczba niewykrytych przypadków bezobjawowych, ograniczony dostęp do służby zdrowia, ograniczone możliwości testowania, trudności w zdiagnozowaniu jednostki chorobowej. W dodatku wskaźniki śmiertelności mogą zmieniać się w czasie w zależności od sytuacji epidemicznej, na co z kolei mogą wpływać chociażby wydolność lub przeciążenie służby zdrowia. Więcej na ten temat pisaliśmy w artykule „Badacze nie potrafią odróżnić grypy od COVID-19? Fake news!”

Co jeszcze różni grypę od COVID-19? Grypę oraz COVID-19 różni też inne ważne kryterium – tempo transmisji, które w przypadku SARS-CoV-2 jest szybsze niż w przypadku wirusów grypy sezonowej. Okres inkubacji (czyli czas od zakażenia do pojawienia się objawów choroby) jest krótszy w przypadku grypy (grypa: okres od 1 do 4 dni, COVID-19: okres od 2 do 14 dni, a objawy zwykle pojawiają się 5 dni po zakażeniu). Warto też podkreślić, że choć grypa i COVID-19 mają często podobne objawy i mogą mieć podobne powikłania, to wśród tych charakterystycznych tylko dla COVID-19 wymienia się zakrzepy krwi w żyłach i tętnicach płuc, serca, nóg lub mózgu.

Z danych Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że od początku pandemii w marcu 2020 roku do marca 2021 koronawirus SARS-CoV-2 doprowadził do 2,6 mln zgonów (nieco ponad rok od ogłoszenia), a wiele śmiertelnych przypadków pozostało niezdiagnozowanych. Tymczasem grypa (oczywiście to także groźna choroba) przyczynia się do śmierci ok. 650 tys. osób rocznie

Należy zwrócić uwagę, że liczba zgonów na COVID-19 została i tak znacząco zminimalizowana poprzez bezprecedensowe na skalę globalną obostrzenia sanitarne i restrykcje wprowadzane przez poszczególne kraje. W przypadku grypy mamy zazwyczaj do czynienia z nieskrępowaną transmisją wirusa, częściowo ograniczaną jedynie przez szczepionki przeciw grypie.

W mniejszej skali – dla przykładu w Polsce – 28,5 tys. osób zmarło w 2020 roku z powodu lub przy udziale COVID-19. Tymczasem, jak można zauważyć na podstawie danych Narodowego Instytutu Zdrowia-PZH, z powodu grypy w 2020 roku zmarło nie więcej niż 100 osób (co wcale nie odstaje od statystyk z lat poprzednich). Przyjmuje się, że dane dla obu chorób mogą być zaniżone. Jednak wyraźna dysproporcja w statystykach dla obu jednostek chorobowych sugeruje, że nie można ich rozpatrywać jako „tych samych chorób”. 

Wprowadzone środki przeciwdziałania pandemii nie mają sensu i poparcia w świetle nauki? Błędne teorie emerytowanego naukowca

Wiele działań rządu, które miały ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa SARS-CoV-2 zostało skrytykowanych przez Mike’a Yeadona. Należały do nich m.in. wprowadzenie nakazu używania maseczek ochronnych, zachowanie dystansu społecznego oraz wprowadzenie tzw. lockdownu. Sprawdziliśmy, czy jego argumentację potwierdzają badania naukowe.

Noszenie maseczek ma wpływ na ograniczanie transmisji. Istnieje wiele teorii, które przeczą sensowności noszenia maseczek w celu ograniczenia transmisji SARS-CoV-2. Mike Yeadon mówi o nich, że „ich noszenie nic nie daje” (czas nagrania 12:39). Wielokrotnie analizowaliśmy już podobne wypowiedzi na łamach Demagoga.

Przeprowadzono wiele badań dotyczących wpływu różnego rodzaju maseczek na ograniczenie rozprzestrzenianie się chorób i wiadomo, że mają korzystny wpływ na zmniejszenie transmisji SARS-CoV-2. Aktualny raport WHO na ten temat (z 1 grudnia 2020 roku) wykazuje plusy i minusy noszenia maseczek. Eksperci zalecają noszenie maseczek w zamkniętych i słabo wentylowanych pomieszczeniach, jak również w przestrzeni publicznej, jeśli nie da się zachować przynajmniej metra odstępu. Powodów ku temu jest kilka, m.in. ograniczenie przenoszenia wydychanych kropelek zawierających zakaźne cząsteczki wirusa, ograniczenie potencjalnej stygmatyzacji oraz zwiększenie akceptacji społecznej noszenia maseczek czy zachęcanie do innych zachowań mających ograniczać rozprzestrzenianie się wirusa, takich jak: higiena rąk, niedotykanie oczu, nosa i ust. Więcej na ten temat pisaliśmy w artykule „Czy WHO nie rekomenduje maseczek? Fake news!”. Na swojej stronie WHO udostępnia wiele materiałów edukacyjnych nt. prawidłowego noszenia maseczek zakrywających zarówno usta, jak i nos.

Brak objawów a transmisja wirusa. W wywiadzie Mike Yeadon mówi o tym, że do zakażenia innej osoby może dojść tylko w okresie, kiedy chory na COVID-19 wykazuje objawy. W związku z tym osoba, która przechodzi chorobę bezobjawowo, nie może nikogo zarazić (czas nagrania 6:15). Rzeczywistość nie jest jednak taka „czarno-biała”. Aktualna wiedza naukowa wskazuje na to, że z większym prawdopodobieństwem zakażają osoby z objawami, ale wiadomo również, że transmisja może nastąpić tuż przed ich wystąpieniem, gdy nie jest zachowany odpowiedni dystans społeczny, a nawet jeżeli ktoś w ogóle nie rozwinie objawów. Dlatego kładzie się tak duży nacisk na identyfikację zarażonych poprzez testy, izolowanie i, w zależności od przebiegu choroby, zapewnienie opieki medycznej.

Badania pt. „SARS-CoV-2 Transmission From People Without COVID-19 Symptoms” opublikowane w styczniu 2021 roku wykazały, że szacunkowo nawet ponad 50 proc. nowych zakażeń SARS-CoV-2 może być efektem ekspozycji na osoby z bezobjawowym przebiegiem choroby lub przed rozwinięciem objawów. Z kolei badanie “SARS-CoV-2 transmission risk from asymptomatic carriers: Results from a mass screening programme in Luxembourg” opublikowane w marcu 2021 wykazało, że choć większe ryzyko zakażenia istnieje w przypadku kontaktu z osobami z objawami, tak w dalszym ciągu osoby bezobjawowe pełnią istotną rolę przekaźnika. Istnieje wyraźna potrzeba doprecyzowania skali tego zjawiska, przy czym wiadomo, że niezależnie od objawów zakażeni mogą transmitować koronawirusa SARS-CoV-2.

Sprawa lockdownów – potrzebne czy nie? Słowo „lockdown” definiuje się jako częściowe zamrożenie gospodarki, zakaz wychodzenia z domów oraz stworzenie kordonu sanitarnego. Mike Yeadon powiedział kilka razy w wywiadzie, że tzw. „lockdowny” nie wpływają na ograniczenie transmisji SARS-CoV-2 (czas nagrania 12:39). Koronawirus SARS-CoV-2 przenosi się głównie drogą kropelkową, więc ryzyko zakażenia zwiększa się w zatłoczonych miejscach. Jak wskazują naukowcy z Państwowej Akademii Nauk, w Polsce radykalne zamrożenie gospodarki ograniczyło transmisję wirusa. 

Analizy na ten temat opublikowała też agencja Reuters, która dotarła do badań Imperial College London wskazujących na to, że wprowadzenie lockdownu w pierwszej fali pandemii ocaliło szacunkowo ponad 3 mln ludzi. 

Warto jednak dodać, że WHO nie zaleca rządom państw (i nie robiła tego wcześniej) długotrwałych lockdownów czy blokad ze względu na skutki gospodarcze. Dyrektor Generalny Światowej Organizacji Zdrowia na konferencji 21 sierpnia 2020 roku powiedział:

„Tak zwane blokady umożliwiły wielu krajom stłumienie transmisji i odciążenie ich systemów opieki zdrowotnej. Ale blokady nie są rozwiązaniem długoterminowym dla żadnego kraju. Nie musimy wybierać między życiem a środkami do życia ani między zdrowiem a gospodarką. To fałszywy wybór. Wręcz przeciwnie, pandemia przypomina, że ​​zdrowie i gospodarka są nierozłączne. WHO zobowiązuje się do współpracy ze wszystkimi krajami, aby przejść do nowego etapu bezpiecznego otwierania ich gospodarek, społeczeństw, szkół i przedsiębiorstw”.

Tedros Adhanom Ghebreyesus, Dyrektor Generalny Światowej Organizacji Zdrowia na konferencji 21 sierpnia 2020 roku

Decyzję o wprowadzaniu blokad i lockdownów poszczególne państwa podejmowały suwerennie. Dla tych, które się na nie zdecydowały, wydano zalecenia w sprawie tempa łagodzenia obostrzeń. Wiele państw starało się kontrolować pandemię bez radykalnych obostrzeń, stosując zamiast tego aktywne testowanie (co dawało dobry obraz ognisk i skali pandemii) oraz dystans społeczny. Sprawdziło się to m.in. w Nowej Zelandii.

Warto zauważyć, że na początku pandemii włoski urząd statystyczny ISTAT odnotował znaczący wzrost liczby zgonów w okresie od 20 lutego (gdy odnotowano pierwszy zgon z powodu COVID-19) do 31 marca 2020 roku w porównaniu do średniej z lat 2015–2019. Statystyki wskazują, że w latach 2015–2019 roku umierało średnio 65 592 osób, zaś w 2020 zgonów było 90 946. Umieralność dla grupy wiekowej 70-79 wzrosła 2,3 razy (podobnie jak w przypadku osób 80+). Ponad połowa (54 proc.) wszystkich nadmiarowych zgonów w okresie od 20 do 31 marca 2020 roku we Włoszech to potwierdzone zgony z powodu COVID-19. W tym okresie na wielu obszarach Włoch liczba ofiar z powodu COVID-19 była wyższa niż w przypadku innych chorób układu oddechowego, nowotworów i niektórych chorób przewlekłych. Do powyższej sytuacji przyczyniła się opóźniona decyzja o wprowadzeniu ograniczeń (lockdown wprowadzono 11 marca, mimo że pierwsze przypadki zakażeń notowano już w lutym), ponieważ służba zdrowia nie była przygotowana na tak duże przeciążenie. 

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podkreśla, że ograniczenie kontaktu z osobami zarażonymi COVID-19, częste i dokładne mycie rąk oraz noszenie maski, gdy nie można zagwarantować co najmniej jednego metra fizycznej odległości, pomagają ograniczyć transmisję COVID-19.

Lockdown nie jest nowym „wynalazkiem”. Mike Yeadon w swoim wystąpieniu stwierdził, że lockdown, który został przez niego zdefiniowany jako „zamykanie w domach zdrowych ludzi” jest nowym wynalazkiem i nigdy wcześniej nie został wprowadzony, a dodatkowo „nie ma podstaw ani w nauce, ani w historii zwalczania epidemii” (czas nagrania 13:35). Jak już pisaliśmy, słowo to ma nieco szersze znaczenie; definiuje się je nie tylko jako zakaz wychodzenia z domów, ale też częściowe zamrożenie gospodarki oraz stworzenie kordonu sanitarnego. W historii zdarzały się przypadki wprowadzenia takich środków zapobiegania rozprzestrzeniania się chorób.

Izolacja osób chorych to jeden ze znanych od setek lat sposobów ograniczania transmisji choroby. W średniowieczu – oprócz tego, że plagi starano się zwalczać modlitwą czy ludowymi sposobami – jednym z powszechnych działań walki z chorobą była izolacja (polecał ją już w IX wieku arabski medyk Razes) i kwarantanna, nie zawsze tylko osób chorych. Ograniczano również możliwość przemieszczania się przez wprowadzanie kordonów sanitarnych (zdarzało się, że w ten sposób zamykano całe miasta).

Poddawanie kwarantannie podróżnych przybywających z terenów, w których panowała zaraza też było dobrze znanym środkiem zapobiegawczym. Źródła historyczne mówią, że wprowadzono ją np. na początku lat 30. XIX wieku w Królestwie Pruskim w trakcie epidemii cholery. Zorganizowano zakłady kwarantanny (umieszone w budynku poza miastem lub wsią) na zagrożonych granicach państwa, w miejscach, gdzie znajdowały się Główne Urzędy Centralne i w dużych portach. Małe porty zamknięto dla statków przybywających z Rosji, na terenie której panowała zaraza. Wprowadzono też dezynfekcję podróżnych, towarów, listów oraz zwierząt. Podróżni przybywający z okolic, w których istniało podejrzenie wystąpienia choroby mieli odbyć 10-dniową kwarantannę, a 20-dniową ci, którzy podróżowali z terenów, w których występowało zakażenie.

1 maja 1831 roku władze prowincji pruskiej wydały zarządzenie o zamknięciu granicy państwowej i założeniu kordonu sanitarnego. Lokalnie wprowadzano też szereg innych obostrzeń, np. odwoływano jarmarki czy pielgrzymki, aż do zmniejszenia zagrożenia wystąpienia epidemii. Dom, w którym mieszkała osoba chora na cholerę był izolowany i pilnowany przez straże. Zamykano restauracje i teatry. Przygotowano się też na ewentualność wprowadzenia powszechnej izolacji w domach, którą można porównać do współczesnego lockdownu.

Mike Yeadon twierdzi, że testy PCR są niewiarygodne. Emerytowany naukowiec posiłkuje się przy tym wprowadzającymi w błąd argumentami

Były pracownik koncernu Pfizer uważa, że „testy PCR i metodologia badania są nierzetelne” (czas nagrania 04:04), a na masową skalę „nie da się ich rzetelnie przeprowadzić” i rzekomo nigdy tego nie robiono. Sam jednak nie proponuje żadnej innej alternatywy. Jego założeniom przeczy fakt, że testy PCR to jedna z najlepszych i najskuteczniejszych istniejących metod diagnostyki, którą stosuje się od lat, m.in. w diagnostyce infekcji wirusowych, bakteryjnych i w wykrywaniu genów nowotworowych. Na dużą skalę testów PCR używano już w przeszłości, podczas pandemii A/H1N1, a każdego sezonu, jeżeli wymaga tego sytuacja, używa się ich także w diagnostyce zakażeń innymi wirusami grypy

To, jak dokładnie działają testy PCR, wyjaśnialiśmy w analizach pt. „Testy PCR nie nadają się do diagnozy zakażeń? To fake news!”, „Testy PCR są bezużyteczne i nie wykrywają koronawirusa? Fake news!”wielu innych.

Raportowanie zgonów z powodu COVID-19 w Wielkiej Brytanii. Sposób raportowania zgonów w Wielkiej Brytanii Mike Yeadon uważa za „nonsens” (czas nagrania 03:31), gdyż jak podaje: „W Wielkiej Brytanii na samym początku pandemii wprowadzono olbrzymie zmiany w sposobie klasyfikacji zgonów (jeśli ktoś umrze w ciągu 28 dni od otrzymania dodatniego wyniku testu na COVID, notabene testu całkowicie nieadekwatnego, uznaje się, że zgon nastąpił z powodu COVID)”. Yeadon nie analizuje jednak, z czego to wynika.

W praktyce taki sposób raportowania jest bardziej szczegółowy. Jeżeli zajrzymy na stronę z raportem zgonów w Wielkiej Brytanii, to możemy zauważyć, że wyszczególniono tam zgony, które nastąpiły w ciągu 28 dni od uzyskania pozytywnego testu oraz zgony z powodu COVID-19 z wyszczególnieniem COVID-19 jako jednej z przyczyn w akcie zgonu. Jak wyjaśnia prof. John Newton na rządowym blogu, ma to uzasadnienie w tym, że szacowanie zgonów z powodu COVID-19 jest bardzo skomplikowane (tak jak w przypadku każdej innej infekcji wirusowej), bowiem COVID-19 może być zarówno główną przyczyną śmierci, jak i może się tylko do niej przyczynić. Taki sposób raportowania gwarantuje, że żaden zgon z powodu lub przy udziale COVID-19 nie pozostanie pominięty w statystyce, a przy tym zachowane pozostanie to rozróżnienie. 

Odsetek fałszywych wyników testów PCR. Mike Yeadon w swoim wystąpieniu mówił też o tym, że nie ma badań, które wskazywałyby na to, jak duży odsetek stanowią wyniki fałszywie pozytywne (czyli takie, w których test dał wynik pozytywny u osoby, która nie jest zakażona). Zakłada on, że jest ich zdecydowanie więcej, a zatem i liczba zakażonych pozostaje znacznie zawyżona (czas nagrania 07:22). Po pierwsze, jego założeniom przeczy fakt, że istnieją takie badania, które szacują skalę udziału fałszywie dodatnich testów w puli (choć trudno jest mówić tu o dokładnych szacunkach, gdyż nie wiadomo, jak wiele takich przypadków miało miejsce). Z szacunków zaprezentowanych przez brytyjski urząd statystyczny Office of National Statistics wynikało, że odsetek ten może wahać się w granicach 0,8-4,3 proc. Przewrotnie wobec tego, co mówi Mike Yeadon, zdecydowanie częściej zdarzają się wyniki fałszywie negatywne (ktoś jest zakażony, ale test tego nie wykazał), przez co wiele przypadków zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 pozostaje niezdiagnozowanych.

Testy PCR przeprowadzane zgodnie z procedurami dają prawidłowe wyniki. Przy założeniu, że test będzie miał 95 proc. czułości i 95 proc. specyficzności według kalkulatora The BMJ na 100 testów 95 z nich da wiarygodny wynik, z czego pozostałe pięć to cztery fałszywie negatywne, a jeden to fałszywie pozytywny. Wynika z tego zatem, że jedynie niewielka część z nich może okazać się fałszywie pozytywna i fałszywie negatywna, przy czym scenariusz, w którym test dał wynik negatywny, ale zakażenie jest obecne, jest bardziej prawdopodobny niż omyłkowe „wykrycie” zakażenia.

Zrzut ekranu przedstawiający kalkulator wiarygodności wyników testów w kierunku COVID-19. W tabelach widzimy, że przy 95 proc. czułości i specyficzności przy przetestowaniu 100 osób, które na 80 proc. są zakażone wiarygodne wyniki uzyskamy w przypadku 95 osób (76 osób będzie zakażonych, a 19 nie będzie miało zakażenia). Tylko pięć osób będzie miało fałszywe wyniki, w tym cztery osoby z wynikiem fałszywie negatywnym i jedna osoba z fałszywie pozytywnym.

Źródło: www.bmj.com

Warto uzmysłowić sobie, że żaden test diagnostyczny nie jest w 100 proc. doskonały. Zarówno wyniki fałszywie dodatnie, jak i fałszywie ujemne stanowią poważny problem w diagnostyce. Zawsze może dojść do błędów w wynikach, czego przyczyny mogą być bardzo różne, dtalego też diagności laboratoryjni muszą stosować się do szeregu wymogów, aby minimalizować ryzyko pomyłki. WHO informuje, jak posługiwać się testami PCR w celu uzyskania jak najdokładniejszych wyników. Diagnosta laboratoryjny musi uważać przy interpretacji słabo pozytywnych wyników, a w szczególności gdy obraz kliniczny nie odpowiada wynikom testu. Jak twierdzi WHO, większość testów PCR jest wskazana jako pomoc w diagnozowaniu, stąd też pracownicy służby zdrowia muszą brać pod uwagę każdy wynik w połączeniu z czasem pobierania próbek, typem próbki, specyfiką testu, obserwacjami klinicznymi, historią pacjenta, potwierdzonym statusem kontaktów i informacjami epidemiologicznymi.

Według Mike’a Yeadona szczepionki przeciw COVID-19 stanowią zagrożenie i są niepotrzebne. Czy ma ku temu podstawy? 

Mike Yeadon podał, że: „szczepionki nie przeszły wystarczających testów bezpieczeństwa, by mogły być używane jako środek profilaktyczny na skalę masową” (czas nagrania 01:46) oraz stwierdził, że: „nie zostały one zatwierdzone przez żadną organizację zdrowia typu FDA czy Europejską Agencję Leków” (czas nagrania 47:33). Oba stwierdzenia znacząco odbiegają od faktów. Wbrew jego założeniom szczepionki przeciw COVID-19 są bezpieczne i skuteczne, co wykazano w badaniach przedklinicznych i klinicznych (I, II i III faza) – czyli we wszystkich fazach, które są wymagane przed wprowadzeniem jakiejkolwiek szczepionki i zostały zaakceptowane do użytku przez FDAEMA

Tempo badań nad szczepionkami przeciw COVID-19. Szybkie tempo badań wynikało z uproszczenia procedur poprzez istniejące mechanizmy legislacyjne, wprowadzane na wypadek nadzwyczajnych sytuacji w wielu częściach świata. W przypadku Unii Europejskiej zastosowano procedurę rolling review (przegląd kroczący/etapowy), która umożliwiła badania nad szczepionkami i równoczesne analizowanie ich wyników; standardowo wyniki analizowane są dopiero po zakończeniu badań, co wyjaśnia szczegółowo Europejska Agencja Leków (EMA). Żadna z faz badań nie została pominięta w przypadku szczepionek przeciw COVID-19.

Z racji zatwierdzenia na zasadzie warunkowego dopuszczenia do obrotu w Unii Europejskiej koncerny farmaceutyczne są zobowiązane do przedstawienia dodatkowych danych w wyznaczonych terminach. Skuteczność i bezpieczeństwo szczepionek przeciw COVID-19 zostało jednak potwierdzone już wcześniej, a dalsze ich monitorowanie to kwestia IV fazy badań (tzw. porejestracyjnej), która zawsze trwa już po wprowadzeniu szczepionek do obrotu i ma na celu wychwycenie najrzadziej występujących efektów ubocznych.

Dużym ułatwieniem podczas badań w kierunku szczepionek przeciw COVID-19 było doświadczenie nabyte przez badaczy w ciągu ostatnich lat, dostępność grup badawczych oraz zwiększone finansowanie. 

Efekty uboczne szczepionek przeciw COVID-19. Emerytowany naukowiec twierdzi, że nie wiemy nic na temat efektów ubocznych szczepionek przeciw COVID-19 (czas nagrania 48:00), a do tego uważa, że szczepionki wiążą się z ryzykiem zakrzepicy (czas nagrania 35:42) i zmodyfikują one nasze geny (czas nagrania 47:33). Jednakże jego założeniom przeczy fakt, że efekty uboczne szczepionek przeciw COVID-19 są znane, dzięki wspomnianym wcześniej badaniom klinicznym. Wykazano w nich, że najczęstsze efekty niepożądane to ból i obrzęk w miejscu wstrzyknięcia, zmęczenie, ból głowy, ból mięśni i stawów, dreszcze i gorączka czy też nudności i wymioty, które zwykle ustępują do kilku dni po przyjęciu dawki szczepionki. Więcej na ten temat piszemy w naszym raporcie pt. „Cała prawda o szczepieniach przeciw COVID-19”

Cięższe i dłuższe efekty niepożądane są rzadkością, w tym wskazywana przez Yeadona – zakrzepica, która zdaniem Europejskiej Agencji Leków może pojawiać się bardzo rzadko w przypadku szczepionek od koncernów AstraZenecaJohnson & Johnson, co nie wpływa na stosunek ryzyka do korzyści. 

Jakakolwiek ingerencja w geny przy użyciu szczepionek przeciw COVID-19 jest niemożliwa, ponieważ mRNA nie integruje się z ludzkim genomem, na co zwraca uwagę Centers for Diseases Control and Prevention (CDC).

Bezpieczeństwo szczepień przeciw COVID-19 u nieletnich. Mike Yeadon kwestię szczepień przeciw COVID-19 odniósł także do osób niepełnoletnich. Uznał, że dzieci nie cierpią z powodu COVID-19 i żadne dziecko nie umarło w Wielkiej Brytanii z powodu tej choroby, stąd też w ogóle nie trzeba ich szczepić przeciwko tej chorobie (czas nagrania 48:49). Badania opublikowane w marcu 2021 roku na łamach The Lancet Child & Adolescent Health wskazują na to, że dzieci pozostają w grupie niskiego ryzyka i śmiertelności z powodu COVID-19, ale to nie oznacza, że są wolne od tego zagrożenia. Z zaprezentowanych w badaniu danych wynikało, że w Wielkiej Brytanii w przedziale wiekowym 0-9 lat zmarło 7 osób, zaś w przedziale wiekowym 10-19 osób. Nieprawdą jest zatem założenie, że „żaden” nieletni nie zmarł w Wielkiej Brytanii z powodu COVID-19. 

Dzieci pomimo zwykle bezobjawowej choroby, mogą cierpieć na późniejsze komplikacje zdrowotnemogą przenosić koronawirusa SARS-CoV-2 na inne osoby (choć skala tego zjawiska nie została jeszcze dobrze poznana). Szczepienia ochronne są zatem zalecaną formą ochrony przed zachorowaniem na COVID-19, a wiele danych wskazuje, że szczepienie przyczynia się również do zahamowania transmisji, stąd też w kontekście walki z pandemią COVID-19 niezbędne jest zaszczepienie jak największej części populacji. Na podstawie dostępnych badań wiele państw umożliwiło szczepienia dzieci przeciw COVID-19, w tym Wielka Brytania, w której zatwierdzono szczepienia dla dzieci od 12. roku życia, ponieważ są one dla nich bezpieczne i skuteczne. 

Szczepionki a leki przeciw COVID-19. Emerytowany badacz sugerował, że szczepionki przeciw COVID-19 są niepotrzebne (czas nagrania 28:02), ponieważ rzekomo znamy leki, które są w stanie leczyć tę chorobę z równie dużą skutecznością. Wskazywał m.in. na wziewne kortykosteroidy i iwermektynę. Problem tych założeń tkwi jednak w tym, że cel szczepień i stosowania leków jest rozbieżny. Szczepionki przeciw COVID-19 mają przeciwdziałać zachorowaniom, zaś leki – leczyć objawy u osób, które już zachorowały; natomiast połączone razem mogą stanowić bardzo skuteczne narzędzie w walce z pandemią. Koncernom farmaceutycznym zależy na opracowaniu i jednych, i drugich, dlatego często pracują zarówno nad szczepionkami, jak i lekami (często także i takimi, które wykorzystywano już wcześniej), czego przykładem jest m.in. koncern Pfizer, pracujący nad lekiem doustnym.

Obecnie nie ma wystarczających dowodów, które wskazywałyby na to, że stosowanie wziewnych kortykosteroidów (używanych np. w leczeniu astmy) jest skuteczne w leczeniu COVID-19. Europejska Agencja Leków poparła stosowanie deksametazonu (jednego z kortykosteroidów) dla osób hospitalizowanych, które wymagają uzupełniającej tlenoterapii, przy czym Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT) zauważa, że nie odnotowano istotnych korzyści wynikających z podawania deksametazonu u osób, które nie wymagały wspomagania oddechowego. W wynikach badania klinicznego II fazy, opublikowanego w kwietniu 2021 roku na łamach „The Lancet” wykazano, że „wczesne podanie wziewnego budezonidu – innego kortykosteroidu – zmniejszyło prawdopodobieństwo konieczności pilnej opieki medycznej i skróciło czas powrotu do zdrowia po wczesnym COVID-19”, niemniej jednak potrzebne jest kontynuowanie tych badań.

Niektóre badania wykazały, że iwermektyna (stosowana jako lek przeciwpasożytniczy) może hamować replikację SARS-CoV-2, ale przy tym była podawana w znacznie wyższych stężeniach niż dotychczas stosowanych w leczeniu innych chorób, co może nasilać skutki uboczne. Europejska Agencja Leków nie zaleca więc stosowania iwermektyny (poza dobrze zaprojektowanymi badaniami klinicznymi), ponieważ wyniki badań są bardzo zróżnicowane; niektóre z nich nie wykazują żadnych korzyści, a inne potencjalne korzyści (wyniki są w dalszym ciągu niejednoznaczne). 

Szczepionki nie są narzędziem totalitaryzmu, lecz skuteczną metodą walki z pandemią

W wywiadzie Yeadon wskazuje, że narzędziem do rzekomego wprowadzenia totalitaryzmu mają być szczepionki. Twierdzi, że masowe szczepienia przeciwko COVID-19 mają być powtarzającym się procesem ugruntowanym w propagandzie o groźnych wariantach SARS-CoV-2, na które będą opracowywane kolejne szczepionki – według niego zupełnie niepotrzebne (czas nagrania 29:58). Powodem ma być to, że warianty różnią się od siebie w nieznacznym stopniu (według Yeadona tylko o 0,3 proc.), dlatego nie ma potrzeby opracowywania nowej szczepionki. Nie ma jednak żadnych wątpliwości: naukowcy są zgodni, że aktualnie wprowadzone na rynek szczepionki radzą sobie ze znanymi nam wariantami SARS-CoV-2, a jeżeli pojawi się taka potrzeba to szczepionkę będzie można przeprojektować

Wszystkie wirusy mutują – dzieje się tak, kiedy wirus replikuje (czyli tworzy kopie samego siebie). Wariantem danego wirusa określa się wirus z jedną lub większą liczbą nowych mutacji (potocznie stosuje się te nazwy zamiennie). Większość mutacji ma niewielki wpływ na zdolność wirusa do wywoływania infekcji. Zmiany w materiale genetycznym wirusa mogą natomiast wpływać na jego zdolność do przenoszenie się oraz na to, jak ciężką chorobę wywoła.

Światowa Organizacja Zdrowia monitoruje mutacje oraz warianty wirusa SARS-CoV-2 od początku epidemii COVID-19. Informacje na ten temat zostały udostępnione w specjalnych bazach danych (np. GISAID). Istniejące obecnie warianty wirusa WHO dzieli na: wariant wzbudzający obawy (variant of concern) oraz wariant wzbudzający zainteresowanie (variant of interest). Klasyfikacja wariantów może się nieco różnić w przypadku ośrodków badawczych i instytucji prowadzących ich obserwacje w różnych częściach świata; trochę inaczej przedstawia się to w przypadku amerykańskiego CDC oraz europejskiego ECDC. Żaden z wariantów SARS-CoV-2, które do tej pory zostały odkryte, nie wymaga opracowania nowej szczepionki.

 Już są opracowywane procedury na wypadek pojawienia się wariantu wirusa, który zauważalnie będzie wymykał się obecnym szczepionkom. Będą one miały na celu szybkie, kilkutygodniowe opracowanie zmodyfikowanej wersji szczepionki dostosowanej pod nowy wariant patogenu. Eksperci agencji rejestrujących szczepionki wskazują, że dostosowanie składu dostępnych na rynku szczepionek mRNA czy wektorowych będzie wymagało prowadzenia badań już na znacznie mniejszą skalę, co przyspieszy dostępność szczepionki.

Kwestia odporności po przechorowaniu w kontekście szczepień przeciw COVID-19. Według Yeadona kolejnym argumentem za brakiem podstaw do masowych szczepień jest to, że osoba zarażona COVID-19 nabywa odporność „najprawdopodobniej na dziesięciolecia” (czas nagrania 34:50). To opinia, która na razie nie jest poparta badaniami i pozostaje w strefie spekulacji. Według aktualnej wiedzy eksperci są w stanie stwierdzić, że ozdrowieńcy mogą posiadać odporność od 6 do 8 miesięcy. Jak możemy przeczytać w raporcie WHO z 10 maja 2021 roku:

„Siła i czas trwania odpowiedzi immunologicznych na SARS-CoV-2 nie są w pełni przebadane. Obecnie dostępne dane sugerują, że różni się ona w zależności od wieku pacjenta i nasilenia objawów. Dostępne dane naukowe sugerują, że u większości osób odpowiedź immunologiczna pozostaje silna i chroni przed wtórną infekcją przez co najmniej 6-8 miesięcy po zakażeniu (aktualnie 8 miesięcy to najdłuższy zaobserwowany przypadek, poparty mocnymi dowodami naukowymi)”.

Światowa Organizacja Zdrowia, raport z 10 maja 2021 roku

Część naukowców spodziewa się, że system odpornościowy większości pacjentów „zapamięta” wirusa, czego efektem będzie odporność długoterminowa. Kwestia ta nadal jest jednak tematem badań. Szczepienie ozdrowieńców jest jednak jak najbardziej zalecane, gdyż może wzmocnić nabytą już odpowiedź immunologiczną, co może być szczególnie istotne np. w przypadku osób, które nie rozwinęły wystarczającej odporności po zakażeniu lub już ją utraciły. 

Szczepionki przeciw COVID-19 a teorie spiskowe. Mike Yeadon próbował przekonywać również o tym, że szczepionki przeciw COVID-19 są częścią planu depopulacji (czas nagrania 32:50), a paszporty szczepionkowe zostaną wykorzystane do kontroli społeczeństwa (czas nagrania 38:50). Jego przekonania to jednak teorie spiskowe, które nie mają żadnego poparcia w świetle dostępnych faktów. Szczepionki przeciw COVID-19 zostały opracowane w celu ochrony ludzi przed zachorowaniami na COVID-19, a programy szczepień to szansa na zapanowanie nad pandemią, która już pochłonęła 3,8 mln ofiar na świecie, w tym 74 tys. osób w Polsce

Podsumowanie

Teorie Mike’a Yeadona na temat pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 i szczepionek przeciw COVID-19 zaprezentowane w jego wystąpieniu nie mają potwierdzenia w żadnych wiarygodnych naukowych doniesieniach, a jego opinie są sprzeczne z poglądami rzetelnych badaczy. Emerytowany naukowiec nie jest osobą, której należy ufać w kwestii zarządzania kryzysowego i pandemii koronawirusa SARS-CoV-2, bowiem powiela nieprawdziwe informacje i teorie spiskowe. 

Z wiarygodnymi informacjami na temat koronawirusa SARS-CoV-2 i szczepionek na COVID-19 można zapoznać się na stronach Światowej Organizacji Zdrowia, Amerykańskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób, Europejskiej Agencji Leków, a także w białej księdze pt. „Szczepienia przeciw COVID-19. Innowacyjne technologie i efektywność”, opracowanej przez inicjatywę Nauka Przeciw Pandemii.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać