Obalamy fałszywe informacje pojawiające się w mediach społecznościowych oraz na portalach internetowych. Odwołując się do wiarygodnych źródeł, weryfikujemy najbardziej szkodliwe przykłady dezinformacji.
„Zaszczepieni mają powody do obaw”? Fałszywe informacje!
Nie, zaszczepieni nie mają powodów do obaw – to manipulacja wynikami badań.
Fot. Marco Verch Professional Photographer/Flickr
„Zaszczepieni mają powody do obaw”? Fałszywe informacje!
Nie, zaszczepieni nie mają powodów do obaw – to manipulacja wynikami badań.
Fake news w pigułce
- W wersji cyfrowej, jak i papierowej opublikowano artykuł, który sugerował, że zaszczepieni przeciw COVID-19 mają powody do obaw ze względu na możliwość ingerencji mRNA ze szczepionek przeciw COVID-19 w ludzki genom. Oprócz tego tekst sugerował, że małpia ospa jest blisko powiązana z HIV, a chorobie może sprzyjać stan zdrowia zaszczepionych.
- Badanie dot. mRNA, które zostało zacytowane w tekście, zostało zinterpretowane w zły sposób i odnosiło się jedynie do wąskiego przypadku w kontekście wyizolowanych laboratoryjnie komórek rakowych, a nie do działania na żywym organizmie.
- Informacje z tekstu na temat małpiej ospy i HIV to manipulacja, która służy do dyskredytowania bezpieczeństwa szczepień przeciw COVID-19. Szczepionki przeciw COVID-19 nie sprzyjają osłabianiu odporności ani zachorowaniom na małpią ospę.
Na łamach cai24.pl ukazał się artykuł pt. „Zaszczepieni mają powody do obaw”, którego całość można znaleźć w jednym z wydań „Warszawskiej Gazety” – tygodnika, na łamach którego już w przeszłości pojawiały się fałszywe informacje na temat szczepień przeciw COVID-19. W tekście znalazła się informacja o tym, że: „badania wykazały przenikanie mRNA do wnętrza ludzkich komórek i transkrypcję do DNA”, co miałoby być niepokojącym sygnałem dla zaszczepionych.
Artykuł był udostępniany m.in. na Facebooku, na fanpage’ach i grupach takich jak Naprotechnolog/Ginekolog Wroclaw Andrzej Banach oraz Polska Niepodległa, gdzie uzyskiwał sporą popularność. Niektórzy internauci rozpowszechniali też zdjęcie strony z artykułem z Warszawskiej Gazety.
Na niektóre wpisy (1,2) zareagowało ponad 100 osób. Z sekcji komentarzy wynika, że internauci, którzy przeczytali artykuł, uwierzyli w przedstawione treści: „To dla mnie powolne ludobójstwo”, „Już to na początku wiedziałem, żeby tego gówna nie brać”, „Eutanazja dobrowolna” – pisali użytkownicy Facebooka.
„Zaszczepieni mają powody do obaw”? Badania wcale tego nie dowiodły
W artykule pt. „Zaszczepieni mają powody do obaw” przekonywano, że „badania wykazały przenikanie mRNA do wnętrza ludzkich komórek i transkrypcję do DNA”. Badanie miałoby potwierdzać przypuszczenia prof. Romana Zielińskiego (o którym więcej pisaliśmy w innej analizie) i oznaczać, że szczepionki przeciw COVID-19 mogłyby ingerować w ludzki genom. Z artykułu nie dowiemy się jednak niczego na temat ważnych ograniczeń badania, niepozwalających wnioskować, że szczepionki przeciw COVID-19 wpływają na DNA.
Nazwa badania opisanego w tekście to „Intracellular Reverse Transcription of Pfizer BioNTech COVID-19 mRNA Vaccine BNT162b2 In Vitro in Human Liver Cell Line”. Publikacja tego artykułu naukowego zrodziła liczne nadinterpretacje. Z jednej z nich miałoby wynikać, że mRNA jest w stanie przepisywać się do DNA w komórkach wątroby. Niemniej jednak praca nie dowodzi temu, by zaszczepieni przeciw COVID-19 mieli powody do obaw, na co uwagę zwróciły środowiska eksperckie. Wbrew sugestiom z artykułu szczepionki przeciw COVID-19 są bezpieczne i nie ingerują w ludzki genom.
W komentarzu do badania dr Hamid A. Merchant, z Wydziału Farmacji na Uniwersytecie w Huddersfield, podkreślił, że praca została przeprowadzona na rakowych komórkach wątroby Huh7, a nie na żywym organizmie. W związku z tym nie można tak swobodnie przenieść opisywanego mechanizmu na zaszczepionych ludzi. Ekspert wskazywał też m.in., że w badaniu użyto większych dawek szczepionki niż w przypadku standardowego szczepienia.
Temat badania poruszyli też przedstawiciele Children’s Hospital of Philadelphia, którzy wyjaśnili kilka kwestii terminologicznych związanych z badaniem i jakie to ma przełożenie na jego wyniki.
„Co być może najważniejsze, ten eksperyment przeprowadzono na komórkach hodowanych w laboratorium. Innymi słowy, był to eksperyment »in vitro«. Eksperymenty in vitro są wykonywane przez cały czas i są ważne dla dostarczenia informacji i wskazówek w stosunku do tego, co może się wydarzyć u człowieka (»in vivo«). Aby jednak wyciągnąć wnioski na temat tego, co dzieje się u ludzi, trzeba mieć dowody na to, że to się naprawdę dzieje u ludzi, a nie tylko na to, że jest to możliwe”.
Prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska komentuje pracę – autorzy nie udowodnili zagrożenia
Na temat pracy wypowiedziała się też polska wirusolog i immunolog prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska. Profesor zwracała także uwagę na właściwości użytych komórek: „genomy komórek rakowych nie zachowują się jak normalne geny komórkowe, bo już na starcie mają zwiększoną ekspresję genów LINE1, dzięki którym w komórce mogą powstać enzymy do przepisania RNA na DNA. Krótko mówiąc, w tym badaniu wykorzystano komórki, które zachowują się w sposób umożliwiający otrzymanie oczekiwanych wyników”.
Zdaniem ekspertki: „autorzy wykazali, że przepisany ze szczepionkowego mRNA DNA jest obecny w komórkach Huh7 użytych do eksperymentu, ale w żadnym momencie nie udowodnili integracji tej sekwencji DNA z chromosomalnym DNA komórek Huh7, co byłoby krytycznie ważnym eksperymentem”, a już tym bardziej w odniesieniu do ludzkich komórek w żywym organizmie.
Prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska pisała, że gdyby w organizmie mRNA ze szczepionki ulegało odwrotnej transkrypcji i przepisywałoby się na DNA, to i tak w tym badaniu nie udowodniono tego, by powstały w cytoplazmie gen był wbudowywany do genomu człowieka. Bez tego warunku uległby degradacji w związku z naturalnym podziałem komórki.
Badania nad szczepionkami przeciw COVID-19 – czy trwały zbyt krótko?
W artykule pt. „Zaszczepieni mają powody do obaw” sugerowano też, że badania nad szczepionkami przeciw COVID-19 trwały zbyt krótko, co doprowadza do sytuacji takich jak rzekome wykrycie wpływu szczepień na DNA. Jak pisano: „agendy amerykańskie i europejskie związane ze zdrowiem prowadziły nachalną propagandę uzasadniającą wprowadzenie szczepionek antykowidowych do użytku przed przeprowadzeniem pełnego cyklu badań klinicznych”.
Wbrew takim przekazom należy zaznaczyć, że tempo badań to nie kwestia „nachalnej propagandy”. Badania nad szczepionkami mRNA i wektorowymi trwały od kilku dekad, co dało mocne przesłanki do ich bezpiecznego wdrażania (wektorowe znajdowały wykorzystanie jeszcze przed pandemią SARS-CoV-2, np. w przypadku szczepionek przeciw Eboli). Więcej na ten temat pisaliśmy już w innej analizie nt. bezpieczeństwa szczepionek.
Obecne na rynku europejskim i amerykańskim szczepionki przeciw COVID-19 przeszły przez wszystkie wymagane fazy badań przedklinicznych i klinicznych I, II i III fazy. Na podstawie zakończonych badań nad szczepionkami przeciw COVID-19, w których wykazano ich skuteczność i bezpieczeństwo, zezwolono na ich warunkowe użycie w Unii Europejskiej.
W Unii Europejskiej warunkowe pozwolenie (CMA) wydaje się w szczególnych okolicznościach. Taka okoliczność to np. pandemia. Wydanie tego rodzaju pozwolenia gwarantuje, że lek lub szczepionka podlegają rygorystycznym ramom oceny, w tym właśnie analizom bezpieczeństwa (także po ich wprowadzeniu), i mogą być wdrożone do powszechnego użytku tak jak preparaty przyjęte w ramach normalnej procedury, ale w krótszym czasie, poprzez zastosowanie mechanizmu rolling review (ang. przegląd etapowy).
Z „Conditional marketing authorisation Report on ten years of experience at the European Medicines Agency” można dowiedzieć się, że warunkowe pozwolenie wydaje się wielu lekom i preparatom, i w ramach dozwolonego użytku ich stosowania w żadnym razie nie nazywa się eksperymentem medycznym.
Wrzutki na temat HIV i małpiej ospy – ciąg dalszy dezinformacji na tematy zdrowotne
Artykuł „Zaszczepieni mają powody do obaw” wprowadza też wiele innych manipulacji. W ostatniej części przywołano anonimowego youtubera, który miał stwierdzić, że małpia ospa jest jak HIV oraz że „małpia ospa ma odniesienie do przypisania pochodzenia wirusa HIV od małpy, z którą uciech szukał napalony zoofil”.
W tekście pojawia się też sugestia, że osoby nieheteronormatywne odpowiadają za rozpowszechnianie obu chorób. Następnie podano, że: „pojawiły się też przypuszczenia, że wzmożenie występowania zakażeń wirusem małpiej ospy (…) ma związek z osłabieniem naturalnej odporności u zaszczepionych preparatem mRNA”.
Przedstawiona w tekście anegdota o „napalonym zoofilu” jest zmyślona. Jedna z naukowych hipotez wskazuje, że wirus HIV mógł przenieść się na ludzi już w XIX wieku po kontakcie afrykańskiej społeczności z mięsem małp. Historia pojawienia się małpiej ospy u ludzi jest inna – CDC i WHO podają, że u ludzi wykryto ją w 1970 roku, a przejść mogła z wielu gatunków zwierząt, które są jej nosicielami, w tym m.in. wiewiórki linowe, wiewiórki drzewne, szczury gambijskie, popielice i naczelne. Z medycznego punktu widzenia AIDS i małpia ospa są chorobami niepodobnymi do siebie, wywoływanymi przez inne rodzaje wirusów.
W XX wieku powstało wiele krzywdzących stereotypów na temat zarażeń HIV. Sugerowały one, że osoby nieheteronormatywne są bardziej narażone na AIDS, co stworzyło złudne wrażenie bezpieczeństwa wśród osób heteroseksualnych. Wiele z takich przekonań przetrwało do dziś i zaczyna utrwalać się także w kontekście małpiej ospy, w przypadku której pierwsze zakażenia zaobserwowano u homoseksualnych mężczyzn. Tymczasem – jak wskazywał prof. Krzysztof Pyrć w rozmowie z PAP Nauka w Polsce – dla wirusa nie ma znaczenia, jakiej orientacji seksualnej jest osoba narażona na zakażenie, najważniejsza bowiem jest sama droga transmisji, którą w tym przypadku może być droga płciowa.
Szczepionki przeciw COVID-19 nie osłabiają odporności, nie sprzyjają wywołaniu małpiej ospy ani też jej nie wywołują. Za jej wywołanie odpowiada wirus z rodziny orthopoxvirusów. W artykule wspomniano o bliżej nieokreślonych „przypuszczeniach”, które nie bazują na żadnych naukowych przesłankach.
Antyszczepionkowa dezinformacja próbuje podważyć bezpieczeństwo szczepień na różne sposoby. Preparaty te były wcześniej obwiniane m.in. za osłabianie odporności czy wywoływanie AIDS na podstawie fałszywych informacji, o czym pisaliśmy w naszych analizach.
Podsumowanie
Informacje zaprezentowane w artykule „Warszawskiej Gazety” z wykorzystaniem fałszywych i zmanipulowanych informacji – a także stereotypów – próbują zniechęcić do przyjmowania szczepień przeciw COVID-19, wywoływać strach wśród zaszczepionych i pogłębić przekonanie o tym, że preparaty te są niebezpieczne. Tymczasem są to treści niezgodne ze stanem naukowej wiedzy.
Fałszywe informacje na temat szczepień przeciw COVID-19 były kreowane jeszcze zanim szczepionki zdążyły powstać. Wiara w każdą z nich może generować powstawanie kolejnych fake newsów. Zanim uwierzymy w takie przekazy, warto prześledzić, co na ten temat mówią oficjalne i wiarygodne źródła takie jak: Światowa Organizacja Zdrowia, Amerykańskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób oraz Europejska Agencja Leków.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter