Obalamy fałszywe informacje pojawiające się w mediach społecznościowych oraz na portalach internetowych. Odwołując się do wiarygodnych źródeł, weryfikujemy najbardziej szkodliwe przykłady dezinformacji.
Ten artykuł ma więcej niż 3 lata. Niektóre dane mogą być nieaktualne. Sprawdź, jak zmieniała się metodologia i artykuły w Demagogu.
Eksperymentalne szczepienia na dzieciach? Fake news!
W wywiadzie Katarzyna Ratkowska przekazuje nieprawdziwe informacje na temat szczepień dzieci przeciwko SARS-CoV-2.
Ten artykuł ma więcej niż 3 lata. Niektóre dane mogą być nieaktualne. Sprawdź, jak zmieniała się metodologia i artykuły w Demagogu.
Eksperymentalne szczepienia na dzieciach? Fake news!
W wywiadzie Katarzyna Ratkowska przekazuje nieprawdziwe informacje na temat szczepień dzieci przeciwko SARS-CoV-2.
W mediach społecznościowych coraz większą popularność zyskuje prawie trzydziestominutowy wywiad z Katarzyną Ratkowską, którego udzieliła telewizji internetowej PL1.tv 10 czerwca 2021 roku. Stawia w nim wiele wątpliwych tez o szczepieniach dzieci przeciwko COVID-19. Przekonuje w nim m.in., że szczepienia to eksperyment medyczny, same szczepionki nazywa „preparatami genowymi” i opiera się na bliżej nieokreślonych badaniach. Stwierdza też, że szczepionki to większe zagrożenie dla dzieci niż COVID-19.
Film został udostępniony na wielu profilach facebookowych, m.in. Szlachetnie Zdrowy, Ruch Społeczny WIR: Weto+Inicjatywa+Referendum, Beka z Kowida czy Towarzystwo Lekarzy Medycyny Zintegrowanej.
Na profilu Szlachetnie Zdrowy film został odtworzony ponad 100 tys. razy, i pojawiło się pod nim ponad 300 komentarzy. Wielu użytkowników zareagowało pozytywnie na wystąpienie dr Ratkowskiej. „Więcej takich lekarzy, dziękuję Pani Doktor”, „Brawo dla pani doktor wreszcie lekarz który mówi prawdę i walczy o zdrowie naszych dzieci” – pisali internauci. Oprócz tego pojawiło się również wiele negatywnych komentarzy wyrażających frustrację oraz wrogość wobec rządu czy rodziców, którzy pozwolili zaszczepić swoje dzieci.
Kim jest Katarzyna Ratkowska?
Dr Katarzyna Ratkowska zasłynęła niedawno z wystąpienia w telewizji Polsat, o czym pisaliśmy w artykule „Katarzyna Ratkowska w Polsat News. Gdzie minęła się z prawdą?”. Jest lekarzem medycyny specjalizującą się w psychiatrii, nie ma wzmianki o tym, by miała doświadczenie czy wykształcenie w zakresie leczenia chorób zakaźnych. Jest autorką listu otwartego do prezydenta w sprawie szczepień dzieci przeciw COVID-19, w którym opisywała szczepionki jako rzekomy „eksperyment medyczny”. Występowała również w roli ekspertki na portalach, które rozprzestrzeniają dezinformujące treści na temat pandemii i szczepień. Po wystąpieniu w programie „Gość Wydarzeń” w Polsat News, które wywołało wiele kontrowersji ze względu na ilość nierzetelnych informacji, które tam przedstawiła, zyskała szeroki rozgłos w sieci. Wcześniej pojawiła się m.in. w telewizji internetowej pl1.tv, aby udzielić wywiadu, który jest tematem tej analizy.
Szczepionki nie są eksperymentem medycznym. Szczepione dzieci nie biorą udziału w takim eksperymencie
Już od początku swojego wystąpienia (1:30 minuta nagrania) Katarzyna Ratkowska nazywa szczepionki przeciwko COVID-19 „eksperymentem medycznym”. O tym, że szczepionki nie mogą być interpretowane jako eksperyment medyczny, tym bardziej w świetle polskiego czy europejskiego prawa, pisaliśmy już wielokrotnie na łamach Demagoga. Katarzyna Ratkowska opiera swoją tezę na tym, że – jak powiedziała w wywiadzie – „preparaty są zatwierdzone tylko warunkowo i awaryjnie, są cały czas badane – aktualnie w trzeciej fazie badań klinicznych. To warunkowe dopuszczenie jest na ok. dwa lata i dopiero wtedy firmy mają złożyć raporty końcowe z wyników tych badań klinicznych, które się właśnie toczą”. Należy podkreślić, że w świetle przepisów przyjętych w Unii Europejskiej warunkowe dopuszczenie do obrotu nie jest awaryjnym stosowaniem zezwolenia. To dwa różne pojęcia:
- warunkowe pozwolenie (CMA) zapewnia, że lek/szczepionka podlega rygorystycznym ramom oceny, w tym właśnie analizom bezpieczeństwa (także po ich wprowadzeniu), i może być wdrożona do powszechnego użytku tak, jak preparaty przyjęte w ramach normalnej procedury, ale w krótszym czasie.
- awaryjne stosowanie (EUA) pozwala na tymczasowe stosowanie leku/szczepionki w warunkach szczególnych na wniosek jednego z państw członkowskich, przy czym lek/szczepionka w dalszym ciągu pozostają nielicencjonowane i nie mogą być wprowadzone do powszechnego użytku, w przeciwieństwie do warunkowego pozwolenia (CMA).
W Unii Europejskiej szczepionki przeciwko COVID-19 dotyczy ta pierwsza opcja – CMA.
W związku z pandemią COVID-19, która została uznana za sytuację wyjątkową, uproszczono proces badań szczepionek przeciwko tej chorobie (bez utraty ich jakości). W przypadku Unii Europejskiej wprowadzono procedurę „rolling review” (przegląd kroczący/etapowy), dzięki której poszczególne etapy prac były prowadzone równolegle i analizowane na bieżąco, a nie po kolei. Dużym ułatwieniem w ich opracowywaniu było również doświadczenie badaczy, dostępność dużych grup badawczych, jak i finansowanie. Pisaliśmy więcej na ten temat w artykule „Czy szczepionki są nieprzebadane i niebezpieczne? Fake news!”. Szczepionki przeciw COVID-19 przeszły wszystkie niezbędne badania kliniczne I, II i III fazy, w ramach obowiązujących procedur (czyli inaczej niż przedstawia to Ratkowska), zanim wprowadzono je do użytku. W ten sposób wykazano ich skuteczność.
Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – PZH wskazuje, że na zasadzie warunkowego dopuszczenia do obrotu część badań z trzeciej fazy będzie kontynuowana w niedalekiej przyszłości. Celem jest, by producenci szczepionek przedstawili dodatkowe wyniki w kwestiach takich, jak m.in. czas utrzymywania się odpowiedzi immunologicznej. To, że badania będą kontynuowane nie świadczy o tym, że szczepionki przeciw COVID-19 są niebezpieczne. Powtórzmy: w badaniach klinicznych III fazy wykazano już skuteczność i bezpieczeństwo szczepionek przeciw COVID-19, jak w przypadku każdej innej szczepionki, które podlegały tej fazie badań. IV faza badań (porejestracyjna), ma na celu monitorowanie bezpieczeństwa szczepionek w czasie ich powszechnego użytku, co pozwala m.in. wychwycić najrzadziej występujące efekty uboczne.
Warto dodać, że w przypadku preparatu firmy BioNTech/Pfizer zostały przeprowadzone badania w zakresie stosowania go wśród dzieci w wieku od 12 do 15 lat. Dlatego został dopuszczony do powszechnego użytku – do tej pory jako jedyny w tej grupie wiekowej w Polsce. Z końcem maja 2021 roku pojawiły się też informacje na temat zakończonego badania przeprowadzonego przez firmę Moderna wśród nastolatków w wieku 12-17 lat. Również w tym przypadku wykazały one, że zastosowanie tego preparatu jest skuteczne i bezpieczne. Ta szczepionka nie jest jeszcze dopuszczona do użytku dla nastolatków na terenie Polski. Pod tym kątem badania przeprowadza również firma Johnson & Johnson. Na ten moment nie wiadomo jeszcze, czy te szczepionki będą stosowane u dzieci. Z kolei badanie testujące szczepionkę koncernu AstraZeneca u dzieci i nastolatków zostało wstrzymane w związku z rzadkimi przypadkami powikłań dotyczącymi krzepnięcia krwi, które zaobserwowano u dorosłych. Więcej na ten temat pisaliśmy w artykule „Fake newsy na temat szczepień dzieci w krążącym w sieci liście”.
Ponadto, w świetle rozumienia polskiego prawa, masowych szczepień przeciw COVID-19 nie można uznać za eksperyment medyczny, co potwierdził Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec oraz Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Jak poinformowano oficjalnie pod koniec kwietnia bieżącego roku:
„Podawanie w ramach Narodowego Programu Szczepień przeciw COVID-19 zarejestrowanych w ww. trybie szczepionek nie jest ani eksperymentem medycznym, ani badaniem klinicznym w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodzie lekarza i lekarza dentysty oraz ustawy z dnia 6 września 2001 r. Prawo farmaceutyczne”.
Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych
Ratkowska powiedziała też (w 10:26 minucie swojego wystąpienia), że szczepionki mRNA (BioNTech/Pfizer, Moderna, ale nie AstraZeneca czy Johnson & Johnson, które są szczepionkami wektorowymi) po raz pierwszy zostały zastosowane za taką skalę. Nie można jednak na tej podstawie wysnuć wniosku, że są to preparaty nieprzebadane czy niebezpieczne dla człowieka. Technologia mRNA już od wielu lat jest wykorzystywana przy opracowywaniu szczepionek, np. przeciw CMV, Zika, grypie, wściekliźnie czy malarii. Wykorzystywana jest też z powodzeniem przy opracowaniu szczepionek nowotworowych i w działaniach terapeutycznych.
Jak działają szczepionki i czym jest białko kolca?
W wywiadzie pada stwierdzenie, że „nie są to szczepionki w klasycznym rozumieniu tego słowa. Dotąd były to preparaty, gdzie substancją czynną były osłabione patogeny, czyli wirusy, albo bakterie (…) Natomiast te preparaty genowe to jest technologia na taką skalę na ludzkości zastosowana po raz pierwszy w historii (…) jest zupełnie inna. Polega na tym, że do naszego organizmu jest wprowadzona kopia materiału genetycznego wirusa, w postaci messenger RNA, którego zadaniem jest dostać się do wnętrza naszych komórek, do rybosomów, żeby zmusić nasze komórki do syntezy białka wirusowego, czyli białka kolca”. (9:30 minuta filmu). Według Ratkowskiej, która powołuje się na „niezależne od koncernów farmaceutycznych badania naukowe”, białko kolca „uszkadza nasze naczynia krwionośne prowadzi do zatorów i zakrzepów”, czego efektem mogą być uszkodzenia każdego narządu w tym mózgu. Oprócz tego białko kolca (znów według bliżej nieokreślonych badań) ma prowadzić do zlepiania się komórek krwi i zatorów oraz VITT (vaccine-induced immune thrombotic thrombocytopenia, czyli poszczepiennej immunologicznej zakrzepicy z trombocytopenią). Poza tym szczepionki mają „prowadzić do powstawania przeciwciał, które atakują nasze krwinki” (13:30 minuta wypowiedzi).
Koronawirusowe białko S (białko kolca) jest zyskującym popularność elementem w teoriach głoszonych przez środowiska antyszczepionkowe. W przypadku zakażenia białko to – poprzez wiązanie się z ludzkim enzymem konwertującym angiotensynę 2 (ACE2) – jest w stanie przedostać się do wnętrza komórki, dzięki czemu zaczyna replikować w organizmie. Znalazło ono zastosowanie przy obecnie funkcjonujących szczepionkach przeciw COVID-19, za pośrednictwem których organizm jest w stanie wykształcić odporność przeciwko niemu, a tym samym uniemożliwić wniknięcie patogenu do komórki.
Obecnie na rynku funkcjonują dwa typy szczepionek przeciw COVID-19: szczepionki mRNA oraz wektorowe. Inicjatywa Nauka Przeciw Pandemii wyjaśnia, że szczepionki przeciw COVID-19 oparte o mRNA działają w ten sposób, że po wprowadzeniu do organizmu mRNA komórki są w stanie wytworzyć odpowiednio zmodyfikowane białko koronawirusa, przeciwko któremu budowana jest odpowiedź immunologiczna.
W przypadku szczepionek wektorowych do organizmu wprowadzany jest zmodyfikowany i niezakaźny adenowirus, który przekazuje komórkom informację – analogicznie jak w przypadku mRNA – o tym, jak wytworzyć zmodyfikowane białko, przeciwko któremu będzie budowana odpowiedź immunologiczna.
Białko wytwarzane dzięki szczepieniom przeciw COVID-19 nie jest dokładnie tym samym, co białko kolca znajdujące się na powierzchni koronawirusa SARS-CoV-2. Białko to zostało zmodyfikowane w taki sposób, by nie stanowiło zagrożenia dla pacjentów, którzy poddają się szczepieniu. Żadna z wymienionych szczepionek nie zawiera w swoim składzie ani nie wytwarza dokładnie tego samego białka koronawirusa, które ma patogen, a – właśnie ze względów bezpieczeństwa – celowo wytworzone przy użyciu szczepionek zmodyfikowane białko nie jest tym samym, co białko kolca koronawirusa. Białko to jest usuwane w miarę rozwoju odpowiedzi immunologicznej i wcale nie rozprzestrzenia się nieskrępowanie w całym organizmie, jak mówią inną popularne teorie, opisywane już przez nas na łamach Demagoga.
Koronawirus SARS-CoV-2 może być niebezpieczny, ponieważ w organizmie dochodzi do niekontrolowanej replikacji patogenu (w przeciwieństwie do szczepień, w których przypadku nie dochodzi do zakażenia), co może przełożyć się na ciężki przebieg choroby, a także późniejsze komplikacje zdrowotne (nawet jeśli choroba została przebyta łagodnie).
Jaka jest częstotliwość działań niepożądanych szczepionek? Ratkowska manipuluje postrzeganiem ryzyka
Należy zaznaczyć, że w swojej wypowiedzi Ratkowska nie rysuje wyraźnej granicy pomiędzy dwoma typami szczepionek: wektorowymi i mRNA. Problem powstawania zakrzepów, o którym wspomina, dotyczy szczepionek wektorowych. Przypadki VITT jak do tej pory zaobserwowano głównie wśród osób, które przyjęły preparat wyprodukowany przez firmę AstraZeneca (takie przypadki należą do rzadkich). Aktualnie eksperci nie wskazują na przyczynowość powstawania zakrzepów w wyniku przyjęcia szczepionki mRNA, ale jest to obiektem badań. Jak możemy przeczytać w artykule „Zakrzepica żył mózgowych lub trzewnych 8–10-krotnie częstsza po COVID-19 niż po szczepionkach” na stronie mp.pl:
„Do EMA wpłynęły też zgłoszenia 35 prawdopodobnych przypadków CVST (zakrzepica zatok żylnych mózgu – przyp. Demagog) na 54 miliony podanych dawek szczepionki Comirnaty (Pfizer) oraz 5 prawdopodobnych (choć jeszcze niezweryfikowanych) przypadków CVST na 4 miliony dawek preparatu mRNA Moderny. Z kolei w ramach nadzoru nad bezpieczeństwem szczepień w Stanach Zjednoczonych do systemu VSD wpłynęły zgłoszenia 5 przypadków CVST po podaniu 2,7 milionów dawek szczepionki Comirnaty i 2,5 miliona dawek preparatu mRNA Moderny, jednak w żadnym z tych przypadków nie stwierdzono małopłytkowości towarzyszącej VITT”.
„Zakrzepica żył mózgowych lub trzewnych 8–10-krotnie częstsza po COVID-19 niż po szczepionkach”
Jak podkreślają autorzy artykułu, „nie każdy przypadek CVST jest związany z VITT”. Oznacza to, że nie każdy zgłoszony przypadek zakrzepicy zatok żylnych mózgu można powiązać z przyjęciem szczepionki przeciwko COVID-19. Nie ma jeszcze potwierdzonego przypadku VITT, którego przyczyną byłoby przyjęcie preparatu mRNA, co zrobiły już miliony osób na całym świecie.
Nie ma również dowodów naukowych na to, że – jak twierdzi Ratkowska (14:00 minuta wywiadu) – białko kolca wywołuje choroby immunologiczne, w tym małopłytkowość immunologiczną. Naukowcy będą przeprowadzać dalsze badania w tej kwestii, jednak podkreślają, że „ryzyko wystąpienia małopłytkowości immunologicznej wywołanej szczepieniem wydaje się być znacznie niższe niż wiele zagrożeń związanych z samym COVID-19”.
W swoim wystąpieniu Ratkowska przedstawia argumenty, które mają dowodzić szkodliwości szczepionek. Według psychiatry ciężkie powikłania po szczepionce u dorosłych (w tym powikłania zakrzepowo-zatorowe) zdarzają się „z częstością o wiele większą niż to się mówi u nas w kraju, bo według badań zachodnich, hiszpańskich, skandynawskich, duńskich to jest od 1 na 10 tys., według mojej wiedzy, do 1/100 tys.”. Nie podaje przy tym autorów badań czy artykułów, na których bazowała, więc trudno odwołać się do konkretnych publikacji, jednak wszystkie informacje na temat możliwych skutków ubocznych oraz częstotliwości ich występowania są podane w powszechnie dostępnych ulotkach preparatów. Według nich występowanie danego powikłania w przedziale, o którym mówiła Ratkowska, czyli powyżej 10 tys. osób, kwalifikuje się jako „rzadkie” lub „bardzo rzadkie”. Tym samym wprowadziła widzów w błąd przedstawiając informację, jakoby – po pierwsze – nie była ona powszechnie dostępna, a – po drugie – jakoby taka liczba przypadków była uznawana przez farmaceutów za częstą (lub częstszą) niż się przedstawia w dyskursie publicznym).
Podając prawdziwe dane używa języka wzbudzającego sensację, sugerując odbiorcom, że są oszukiwani. Tymczasem w ulotkach szczepionek wyprodukowanych przez firmy AstraZeneca i Johnson & Johnson napisane jest, że zakrzepy w połączeniu z małopłytkowością występują „bardzo rzadko”: u jednej osoby na 10 tys. W ulotkach preparatów Moderny i Pfizera takie działanie niepożądane nie jest wyszczególnione. Jak już wspomnieliśmy, aktualnie nie ma jeszcze badań, które ustaliłyby, że pojedyncze przypadki powstawania zakrzepów po przyjęciu preparatów mRNA (Pfizer, Moderna) byłyby ich bezpośrednim skutkiem.
Do tej pory zanotowano, że przypadki zakrzepicy pojawiły się u małej części pacjentów zaszczepionych szczepionkami wektorowymi (AstraZeneca, Johnson & Johnson). Dotychczasowe analizy nie wykazały jednak, aby szczepionkę od koncernu AstraZeneca można było uznać za niebezpieczną. 7 kwietnia 2021 roku Europejska Agencja Leków, po przeprowadzeniu dochodzenia, opublikowała kolejny komunikat w sprawie przypadków zgonów wśród osób zaszczepionych preparatem firmy AstraZeneca, z którego wynika, że nietypowe zakrzepy krwi należy uznać za bardzo rzadkie efekty uboczne wynikające z zastosowania tego preparatu. EMA podkreśla też, że korzyści szczepionki w zapobieganiu COVID-19 przewyższają ryzyko wystąpienia działań niepożądanych. Z niedawno przeprowadzonego przez brytyjskich naukowców badania wynika m.in., że istnieje znacznie większe ryzyko powstania zakrzepów krwi w mózgu z powodu infekcji COVID-19 niż w przypadku szczepionek przeciwko tej chorobie.
Wśród innych działań niepożądanych szczepionek przeciwko SARS-CoV-2 Ratkowska wymienia: zapalenie mózgu, zapalenie poprzeczne rdzenia, napady padaczkowe, utratę wzroku. Według niej „ich częstość jest jeszcze większa niż powikłań zakrzepowo-zatorowych”. Żadna z tych dolegliwości nie jest wymieniona wśród najczęstszych działań niepożądanych (zgłoszonych w badaniach klinicznych) szczepionek typu wektorowego i mRNA. W przypadku części zgłoszonych potencjalnych działań niepożądanych nie wykazano jeszcze związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy podaniem dawki szczepionki a wystąpieniem dolegliwości, tak jest m.in. w przypadku zapalenia mięśnia sercowego, o którym wspomniano w wywiadzie (23:20 minuta).
Mała liczba zgłoszonych przypadków w bazie VAERS nie jest argumentem za tym, że szczepionki nie zostały należycie przebadane
W 14:45 minucie Ratkowska stwierdziła, że działania niepożądane po szczepionkach są zgłaszane „w dużo mniejszej ilości niż one się zdarzają w rzeczywistości”. Jako przykład wskazuje amerykańską bazę VAERS (współzarządzaną przez Centers for Disease Control and Prevention (CDC) oraz Amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków (FDA)), która służy wczesnemu wykrywaniu zagrożeń związanych z bezpieczeństwem szczepionek licencjonowanych w Stanach Zjednoczonych. Jak twierdzi Ratkowska, zgłaszany tam jest tylko 1 proc. działań niepożądanych. To często powielana nieprawdziwa informacja, ponieważ nie ma źródła, które by na to wskazywało. Pominęła też ważną wiadomość, że – o ile system pomaga dostrzegać wzorce w zakresie bezpieczeństwa szczepionek – o tyle nie został stworzony do określania tego, czy szczepionka spowodowała konkretne problemy zdrowotne. Nie można się powoływać na tę bazę jako wiarygodne źródło na temat działań niepożądanych – tak ich rodzaju jak częstotliwości.
Liczba zgłoszonych przypadków w bazie VAERS nie jest też argumentem za tym, że efekty uboczne szczepionek nie zostały dostatecznie przebadane ze względu na to, że to nie naukowcy wprowadzają do niej dane, a dowolna osoba. Każdy może zgłosić zauważony przez siebie przypadek – niezależnie od tego, czy objaw był zupełnie przypadkowy, czy też wywołany przez podanie szczepionki. W systemie można znaleźć zdarzenia o różnym ciężarze gatunkowym: począwszy od delikatnych bóli po szczepieniu, a skończywszy na – rzadkich – ciężkich przypadkach. Nie jest wymagane żadne potwierdzenie i ocena w przypadku zgłoszenia. Ustalenie związku przyczynowo-skutkowego między szczepionkami a zdarzeniami notowanymi w bazie danych wymaga dalszych analiz i badań. Co za tym idzie, system sam w sobie nie ma żadnego zabezpieczenia pod kątem ewentualnych prowokacji. Portal fact-checkingowy PolitiFact za przykład podał znany przypadek anestezjologa, który – chcąc udowodnić, że VAERS nie należy uznawać za wiarygodne źródło na temat niepożądanych zdarzeń – do bazy danych zgłosił przypadek zamiany w zielonego Hulka pod wpływem szczepionki na grypę. Nie oznacza to oczywiście, że wszystkie zgłaszane tam przypadki są fałszywe, ale do momentu wykonania badania będą pozostawać niezweryfikowane. Więcej na temat bazy VAERS napisaliśmy w artykule „Czy szczepionki są nieprzebadane i niebezpieczne? Fake news!”.
Dzieci rzadziej niż dorośli ciężko przechodzą COVID-19, ale nie znaczy to, że „choroba im nie zagraża”
W 8:00 minucie swojego wystąpienia Ratkowska powiedziała, że „mamy do czynienia z chorobą, która dzieciom nie zagraża”. Nieprawdą jest, jak twierdzi Ratkowska (8:15 minuta wywiadu), że dzieci rzekomo nie mają objawów, kiedy chorują na COVID-19. Przechodzą chorobą lżej i częściej bezobjawowo niż dorośli, ale nie znaczy to, że nie mogą transmitować wirusa na inne osoby (27:25 minuta wywiadu). Jest to również choroba, która może wywołać u nich powikłania. Jak zauważa Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – PZH, nastolatkowie powyżej 12 roku życia dopuszczeni do szczepienia przeciw COVID-19 zmniejszają obciążenie chorobą i skutkami zachorowania, a także przyczyniają się do zmniejszenia krążenia koronawirusa SARS-CoV-2 w populacji.
Aby uzyskać aktualne dane w kwestii zakażeń i zgonów pacjentów poniżej 18 roku życia w Polsce zwróciliśmy się do Ministerstwa Zdrowia z prośbą o udostępnienie ich. Ustaliliśmy, że na dzień 27 czerwca 2021 roku w systemie EWP zarejestrowano 145,1 tys. zachorowań na COVID-19 wśród dzieci poniżej 18 roku życia, z czego (na dzień 26 czerwca 2021 roku) w Polsce z powodu COVID-19 wśród odnotowano wśród nich 17 zgonów (w tym 3 zgony bez chorób współistniejących). W korespondencji zaznaczono, że aktualne dane można znaleźć również na stronie Bazy Analiz Systemowych i Wdrożeniowych, a analiza i wnioskowanie wyłącznie na podstawie jednego zbioru nie daje pełnego obrazu zgonów z powodu COVID-19. Z uwagi na wprowadzanie korekt przez komórki Państwowej Inspekcji Sanitarnej mogą także występować rozbieżności z wcześniejszymi dziennymi raportami publikowanymi przez Ministerstwo Zdrowia.
Dane agencji Centers for Disease Control and Prevention z 14 czerwca 2021 roku wskazują, że zachorowania wśród dzieci w wieku 0-4 lata stanowią 2,1 proc. wszystkich przypadków, natomiast 10,4 proc. zakażeń dotyczy starszych dzieci (do 18 roku życia). Na nieco wyższy odsetek przypadków zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 wśród dzieci w USA wskazują dane Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej (tu dysponujemy danymi z 10 czerwca 2021 roku). Według tej instytucji osoby przed 18. rokiem życia stanowią 14,1 proc. wszystkich chorujących. W przeliczeniu na 100 tys. dzieci w Stanach Zjednoczonych na COVID-19 zapada średnio 5,326 osoby.
Podsumowanie
Pod koniec wywiadu w 28:30 minucie Ratkowska powiedziała, że nie osiągniemy odporności zbiorowej na COVID-19 sugerując, że szczepienia nie mają sensu. Nie powiedziała, na jakiej podstawie wysunęła taki wniosek, jednak rozpowszechniając nieprawdziwe informacje sama utrudnia podjęcie świadomej decyzji o szczepieniu. Należy pamiętać, że zaszczepienie przeciwko COVID-19 znacznie zmniejsza ryzyko rozwoju choroby i jej konsekwencji. Szczepionka chroni też przed zakażeniem innych i dlatego uważa się je za istotne narzędzie do walki z pandemią COVID-19. Warto również podkreślić, że choć prowadzona jest ogólnopolska kampania zachęcająca do szczepień #SzczepimySię i uruchomiono możliwość przyjęcia preparatu przez osoby powyżej 12 roku życia, to szczepienia przeciw COVID-19 w Polsce nie są obowiązkowe. Decyzję o tym, czy dziecko zostanie zaszczepione, podejmuje rodzic/opiekun prawny.
Z wiarygodnymi informacjami na temat szczepionek na COVID-19 można zapoznać się na stronach Światowej Organizacji Zdrowia, Amerykańskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób, Europejskiej Agencji Leków, a także w białej księdze pt. „Szczepienia przeciw COVID-19. Innowacyjne technologie i efektywność”, opracowanej przez inicjatywę Nauka Przeciw Pandemii.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter