Strona główna Fake News Ratownik ujawnia kłamstwa ochrony zdrowia? Fake news!

Ratownik ujawnia kłamstwa ochrony zdrowia? Fake news!

Ratownik ujawnia kłamstwa ochrony zdrowia? Fake news!

Doniesienia ratownika medycznego dementują szpitale, pogotowie ratunkowe i wojewoda lubelski.

FAKE NEWS W PIGUŁCE

  • Ratownik medyczny w czasie marszu przeciwników szczepień przeciw COVID-19 w Lublinie przekonywał, że został zwolniony z pracy za ujawnienie informacji o zgonie po szczepionce. Twierdzi również, że celowo przenosił pacjentów chorych na COVID-19 do szpitala tymczasowego na czas wizyty premiera i ministra zdrowia.
  • Jak informuje Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe w Lublinie, rozwiązanie umowy z ratownikiem nastąpiło z powodu jego nieetycznego zachowania. Miał on udostępnić w Internecie nagranie wideo zawierające wizerunek zmarłej pacjentki.
  • Doniesienia o celowym przewożeniu pacjentów dementują władze szpitala oraz wojewoda lubelski. Wspólna wizyta premiera i ministra zdrowia w szpitalu tymczasowym w Lublinie nigdy nie miała miejsca.

„STOP przymusowi szczepień, biedzie i bezprawiu” – tak brzmiało hasło marszu zorganizowanego 22 stycznia w Lublinie. Inicjatorem wydarzenia było Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach „Stop NOP”, a uczestnicy pikiety wznosili hasła uderzające w obostrzenia sanitarne i szczepienia. W trakcie marszu głos zabrał m.in. Robert Oleniacz, ratownik medyczny i były pracownik wojewódzkiego pogotowia ratunkowego w Lublinie. 

W mediach społecznościowych dużą popularność zdobyło nagranie jego wypowiedzi, w której ujawnia rzekome oszustwa w czasie pandemii. Robert Oleniacz przekonywał, że został zwolniony za ujawnienie informacji o zgonie po szczepieniu, a dodatkowo miał być zmuszany do celowego przenoszenia pacjentów do szpitala tymczasowego w Lublinie przed wizytą premiera i ministra zdrowia.

Kadr z wideo przedstawiającego wystąpienie ratownika medycznego na marszu antypandemicznym. W kadrze centralne miejsce zajmuje ratownik ubrany w pomarańczowy kombinezon służbowy, trzymający w jednej ręce megafon, a w drugiej trzonek powiewającej biało-czerwonej flagi. Wokół niego są też inni protestujący

Źródło: www.facebook.com

Jedno z nagrań z przemówienia zostało wyświetlone ponad 90 tys. razy. Wideo zebrało w sumie 1,3 tys. pozytywnych reakcji. Wśród 184 komentarzy wiele w pozytywny sposób odnosi się do słów ratownika medycznego: „Szacunek i podziwiam tego ratownika oby więcej było takich odważnych ludzi jak on”; „Pana ruszyło sumienie…i dobrze, ma jeszcze szanse uratować swą Duszę”, „Brawo za prawdę, która dziś jest niewygodna, niemodna”.

Powodem zwolnienia ratownika było nieetyczne zachowanie wobec osoby zmarłej

Na początku nagrania Robert Oleniacz przekonuje, że w przeszłości został zwolniony z pracy za rzekome ujawnienie prawdy o zgonie spowodowanym przez szczepienie: „Kiedy ujawniłem zgon poszczepienny, zostałem po prostu zwolniony” (czas nagrania 0:29). Informacje o zwolnieniu podało na swoim Facebooku także Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach STOP NOP.

Chcąc dowiedzieć się, co było powodem zwolnienia ratownika medycznego, zwróciliśmy się z prośbą o komentarz do Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego (WPR) w Lublinie. Jak zdołaliśmy się dowiedzieć, umowa z Oleniaczem została rozwiązana w połowie 2021 roku.

Ratownik w czasie interwencji miał nagrać zmarłą starszą pacjentkę w jej mieszkaniu, a następnie udostępnić wideo na Facebooku. W trakcie nagrania słychać, jak ratownik stwierdza, że zgon spowodowała szczepionka, mimo że nie ma na to żadnego potwierdzenia.

Jak podkreśla WPR Lublin powodem zakończenia współpracy było nieetyczne zachowanie ratownika medycznego:

„W trakcie wyjaśniania okoliczności nakręcenia filmu stwierdzono naruszenie prawa do poszanowania intymności i godności pacjenta (potwierdził to w późniejszej korespondencji także Rzecznik Praw Pacjenta). Ujawniono wizerunek denatki, co jest niedopuszczalne. (…) Rolą medyków jest ratowanie życia, a nie dezinformacja. Filmowanie zwłok jest etycznie naganne”.

Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe SP ZOZ w Lublinie

Z nagrania wynika, że ratownik ocenił zgon jedynie na podstawie własnej intuicji (nie znał przyczyny zgonu ani nie wiedział, czy pacjentka była zaszczepiona). W praktyce ratownik medyczny nie był w stanie stwierdzić, że przyczyną zgonu pacjentki było szczepienie. Podkreślają to w komentarzu dla wyborcza.pl inni ratownicy medyczni:

„Morfolodzy po przeprowadzonej sekcji i badaniach histopatologicznych i biochemicznych nie są w stanie niejednokrotnie określić przyczyny, a pan uczony ratownik rozpoznaje to, bo spojrzał na pacjentkę”.

Medycy dla wyborcza.pl

Informacje o celowym przewożeniu pacjentów na czas wizyty premiera dementują władze szpitala

W czasie swojego wystąpienia Robert Oleniacz przekonuje, że był zaangażowany w celowe przenoszenie pacjentów Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie: „Jedną z haniebnych rzeczy, jaką tutaj musiałem wykonać, to przed świętami wielkanocnymi szpital tymczasowy, który jest tutaj w Lublinie, został zapchany wtedy, kiedy przyjechał pan minister zdrowia z premierem. Został zapchany tak, żeby za kamerami widać było pacjentów. Ci pacjenci byli zwiezieni przez nas ratowników ze szpitala specjalistycznego nr 1 do szpitala tymczasowego, gdzie dostać się tam musicie, przedstawić wszystko, mieć zdjęcie klatki piersiowej. (…) Po wizycie premiera i ministra zdrowia z powrotem odwoziliśmy ich na SPSK 1” (czas nagrania 2:10).

Do zarzutów byłego ratownika medycznego odniosły się władze SPSK nr 1 w Lublinie. W przesłanym do nas komunikacie poinformowały, że Robert Oleniacz nigdy nie był pracownikiem szpitala:

„SPSK1, pod którego patronatem funkcjonuje Szpital Tymczasowy w Lublinie, oświadcza, że przedstawione podczas sobotniego protestu przez ratownika medycznego informacje są nieprawdziwe, zaś opisane przez niego sytuacje nie miały miejsca. Osoba ta nigdy nie była zatrudniona w SPSK1 ani w Szpitalu Tymczasowym”.

Anna Guzowska, rzecznik prasowy SPSK1

Doniesienia dotyczące celowego przenoszenia pacjentów na wizytę premiera i ministra zdrowia dementuje wojewoda lubelski Lech Sprawka. Z przesłanego do naszej redakcji komunikatu dowiadujemy się, że premier Mateusz Morawiecki odwiedził szpital tymczasowy w Lublinie 12 marca 2021 roku.

Z kolei minister zdrowia Adam Niedzielski przyjechał do Lublina 1 października 2021 roku i nie wizytował szpitala tymczasowego. Jak podkreśla wojewoda, w trakcie wizyty premier nie był na terenie strefy oddziału wewnętrznego covidowego ani oddziału respiratorowego. Nie mógł zatem – wbrew zapewnieniom Oleniacza – pozować na tle pacjentów do kamer.

Wojewoda udostępnił także statystyki dotyczące liczby pacjentów przed wizytą i po wizycie premiera Morawieckiego. Wtedy w całej Polsce zaczęła rosnąć liczba zakażeń. Widać, że po wizycie premiera następnego dnia zwolnione zostało jedno łóżko, z kolei o jeden zwiększyła się liczba zajętych łóżek respiratorowych. W kolejnych dniach liczba zajętych łóżek wzrosła. Nie stanowi to dowodu na potwierdzenie słów ratownika o celowym przewożeniu pacjentów w inne miejsce po zakończeniu wizyty.

Tabela przedstawiająca liczbę pacjentów w szpitalu tymczasowym w Lublinie

Przesłany komunikat dodatkowo precyzuje fakt, że pojedyncze transporty pacjentów pomiędzy szpitalem tymczasowym a szpitalem klinicznym mogły się zdarzać, ponieważ SPSK 1 jest szpitalem macierzystym dla szpitala tymczasowego:

„Jeżeli charakterystyka pacjenta pozwalała na hospitalizację w szpitalu tymczasowym, wtedy ten pacjent był przekierowywany do szpitala tymczasowego. Natomiast jeżeli stan pacjenta wymagał leczenia na wyższym poziomie referencyjnym, to taki pacjent pozostaje w SPSK nr 1. Ponadto, jeżeli istniała potrzeba podjęcia procesu leczenia pacjenta ze szpitala tymczasowego na wyższym poziomie referencyjnym, wtedy taki pacjent mógł być przekazywany w ramach tego samego szpitala, czyli do SPSK nr 1 jako szpitala macierzystego dla szpitala tymczasowego”.

Lech Sprawka, wojewoda lubelski

Zachowanie poufności w kwestii stanu zdrowia pacjentów to powszechna praktyka

W trakcie nagrania słyszymy również zarzuty skierowane do Szpitala Narodowego w Warszawie. Jak przekonuje ratownik medyczny, przed podjęciem tam pracy musiał podpisać dokumenty, które uniemożliwiały informowanie o liczbie i stanie pacjentów: „Do szpitala tymczasowego w Warszawie, jak składałem dokumenty, musiałem podpisać, o niczym nikt nie może się dowiedzieć: o liczbie pacjentów, o stanie pacjentów. Przecież to idzie z waszych pieniędzy, z naszych. Dlaczego nie można o tym mówić?” (czas nagrania 4:04). 

Chcąc dowiedzieć się, jakiego rodzaju dokumenty musieli podpisać pracownicy Szpitala Narodowego, zwróciliśmy się z prośbą o komentarz do Centralnego Szpitala Klinicznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Placówka ta była odpowiedzialna za pracę szpitala na Stadionie Narodowym.

Z odpowiedzi dowiedzieliśmy się, że z osobami, które przeszły rekrutację, podpisywane były umowy zawierające stosowne oświadczenia zobowiązujące do zachowania poufności o danych pacjentów oraz sposobie ich leczenia. Jest to zgodne z obowiązującymi przepisami, zarówno regulującymi kwestie udzielania świadczeń opieki zdrowotnej, jak i również przepisami o ochronie danych osobowych.

Jak podkreśla dr n. hum. Iwona Kania, Kierownik Działu Obsługi Pacjenta CSK MSWiA, zachowanie poufności przez personel Szpitala Narodowego nie jest niczym nadzwyczajnym:

„Jest to powszechna praktyka, zwłaszcza w miejscach, gdzie przetwarzane mają być dane pacjentów. W tym miejscu należy zaznaczyć, że o kwestiach organizacyjnych związanych z udzielaniem świadczeń mogą informować jedynie uprawnieni przedstawiciele podmiotów leczniczych, a to z uwagi na fakt, że posiadają oni kompletne, rzetelne informacje o danym podmiocie. Źródłem wiedzy o funkcjonowaniu placówki nie mogą być członkowie personelu medycznego. To nie podnosiłoby komfortu pacjentów w procesie leczniczym oraz łamałoby podstawowe prawa pacjenta”.

Dr n. hum. Iwona Kania, Kierownik Działu Obsługi Pacjenta CSK MSWiA

Przedstawiciele Szpitala Narodowego podkreślają, że w okresie listopad 2020 – kwiecień 2021 informacje o liczbie pacjentów były regularnie podawane na twitterowym profilu placówki w formie infografik.

Dodatkowo informacje o stanie pacjentów bardzo często pojawiały się również w mediach – udzielał ich zarząd szpitala oraz osoby upoważnione do rozpowszechniania tego typu informacji z zachowaniem RODO oraz tajemnicy lekarskiej.

Testy na obecność koronawirusa pokazują „bzdury”? Stwierdzenie wprowadzające w błąd!

Na nagraniu wideo możemy także usłyszeć negatywną opinię na temat testów służących do wykrywania koronawirusa: „Testy, które są wykonywane, pokazują bzdury, drodzy państwo, bzdury. U pacjentów, którzy w ogóle nie mają żadnych objawów, wychodzą dwie kreski, to jest normalne? To są pacjenci bezobjawowi, takie są ich odpowiedzi. To są pacjenci bezobjawowi. Natomiast u pacjenta, który ma typowe objawy, zaburzenia smaku, węchu wychodzi jedna kreska” (czas nagrania 4:22).

W kontekście przytaczanych informacji należy zrozumieć, że żaden test diagnostyczny nie jest w 100 proc. doskonały, ale testowanie jest niezmiernie istotne w dobie pandemii COVID-19. Zarówno wyniki fałszywie dodatnie, jak i fałszywie ujemne stanowią problem w diagnostyce.

Zawsze może dojść do błędów w wynikach, czego przyczyny mogą być bardzo różne, dlatego też diagności laboratoryjni muszą stosować się do szeregu wymogów, aby minimalizować ryzyko pomyłki.

Testy PCR przeprowadzane zgodnie z procedurami dają prawidłowe wyniki, nawet w przypadku, gdy objawy jeszcze nie wystąpiły.

Przy założeniu, że test będzie miał 95 proc. czułości i 95 proc. specyficzności według kalkulatora The BMJ, to na 100 testów 95 z nich da wiarygodny wynik, z czego pozostałe pięć to cztery fałszywie negatywne (obecność SARS-CoV-2 niewykryta przez test), a jeden to fałszywie pozytywny (test wykrył wirusa, choć tak naprawdę go nie było).

To mniejsza część wyników testów może okazać się fałszywie pozytywna i fałszywie negatywna, przy czym scenariusz, w którym test dał wynik negatywny, ale zakażenie jednak jest obecne, jest bardziej prawdopodobny niż omyłkowe „wykrycie” zakażenia.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) informuje, jak posługiwać się testami PCR w celu uzyskania jak najdokładniejszych wyników. Diagnosta laboratoryjny musi uważać przy interpretacji słabo pozytywnych wyników, a w szczególności gdy obraz kliniczny nie odpowiada wynikom testu.

Jak twierdzi WHO, większość testów PCR jest wskazana jako pomoc w diagnozowaniu, stąd też pracownicy służby zdrowia muszą brać pod uwagę każdy wynik w połączeniu z czasem pobierania próbek, typem próbki, specyfiką testu, obserwacjami klinicznymi, historią pacjenta, potwierdzonym statusem kontaktów i informacjami epidemiologicznymi.

Jak wynagradzani są pracownicy medyczni i niemedyczni za walkę z pandemią? Nie jest to żaden sekret

W czasie wystąpienia Robert Oleniacz wspomina także o stawkach, jakie płacone są lekarzom za walkę z pandemią: „Wiecie, ile dostają za pacjenta COVID-owego? 800 zł dostają za pacjenta COVID-owego. Rozumiecie to, to wszystko wyjdzie na jaw” (czas nagrania 5:31).

Informacje na temat dodatków do wynagrodzenia związanych z walką z pandemią nie są utajnione. Można się z nimi zapoznać np. w komunikacie Narodowego Funduszu Zdrowia z listopada 2021 roku. NFZ informuje w nim, że od 1 listopada 2021 roku tzw. dodatek covidowy przysługuje personelowi medycznemu za każdą godzinę pracy z pacjentami z podejrzeniem i z zakażeniem wirusem SARS-CoV-2. 

Nowy system rozliczeniowy ułatwia placówkom ochrony zdrowia wskazywać osoby, które powinny dostać dodatkowe wynagrodzenie, a także pozwala na  indywidualne ustalanie jego wysokości.

Z informacji NFZ dowiadujemy się, że wysokość dodatku covidowego wynosi 100 proc. wynagrodzenia, które wynika z umowy o pracę lub z umowy cywilnoprawnej, należnego za każdą godzinę pracy. O dodatek do wypłaty mogą ubiegać się osoby, które:

  • wykonują zawód medyczny,
  • uczestniczą w udzielaniu świadczeń zdrowotnych i mają bezpośredni kontakt z pacjentami z podejrzeniem i z zakażeniem wirusem SARS-CoV-2,
  • pracują na oddziałach, w których placówka medyczna zapewnia łóżka dla pacjentów z podejrzeniem oraz z potwierdzonym zakażeniem SARS-CoV-2 (tzw. II poziom zabezpieczenia covidowego).

Maksymalna miesięczna kwota dodatku nie może przekroczyć 15 tys. zł.

Szczepionki przeciw COVID-19 nie resetują układu odpornościowego. To fake news krążący w sieci

Na nagraniu możemy usłyszeć także, jak ratownik wypowiada się na temat szczepionek. Jego zdaniem ich stosowanie jest szkodliwe dla układu odpornościowego: „Ogromna, ogromna ilość osób zaszczepionych łapie ponownie COVID. Szczepionki resetują układ odpornościowy, układ immunologiczny” (czas nagrania 7:45).

Celem wszystkich szczepień jest zapobieganie zachorowaniom, a także ciężkiemu przebiegowi choroby oraz zgonom. Żadna szczepionka nie jest jednak skuteczna w 100 proc., więc w pewnych sytuacjach może dojść do przypadków zakażeń czy zdarzeń śmiertelnych.

Szczepionki przeciw COVID-19 minimalizują ryzyko zachorowania, powikłań oraz zgonu z powodu choroby. Skuteczność szczepień może maleć w czasie. Im dłuższy będzie czas, który upłynął od uzyskania odporności, tym bardziej niektórzy mogą być narażeni na zachorowanie i jego następstwa.

Jak podkreśla amerykańskie CDC, osoby w pełni zaszczepione, które zachorują na COVID-19, są mniej narażone na poważny przebieg choroby niż osoby niezaszczepione. Oznacza to mniejsze ryzyko hospitalizacji i zgonu. Dodatkowo szczepionki przeciw COVID-19 nie są w stanie powodować choroby ani sprawiać, że jej przebieg będzie cięższy.

O tym, że szczepienie przeciw COVID-19 nie wpływa negatywnie na układ odpornościowy, przeczytasz w jednej z naszych analiz. Teoria, zgodnie z którą szczepionki niszczą układ odpornościowy, może wywodzić się ze złej interpretacji wyników badań.

Analizę na ten temat przygotowała redakcja AP News. Naukowcy sprawdzali, jak przeciwciała powstałe po szczepieniu radzą sobie z jednym z wariantów koronawirusa. Autorzy pracy odcięli się od wniosków łączących ich wyniki badań z tezami o uszkadzaniu układu odpornościowego.

Podsumowanie

Powodem zwolnienia ratownika medycznego było jego nieetyczne zachowanie w czasie pracy, a nie rzekome wykrycie zgonu po „szczepieniu”. Pacjenci chorzy na COVID-19 nie byli celowo przewożeni do szpitala tymczasowego na czas wizyty premiera i ministra zdrowia. Dodatkowo informacje o stanie zdrowia pacjentów są objęte tajemnicą i żaden z pracowników medycznych nie może o nich informować opinii publicznej.

Z wiarygodnymi informacjami na temat szczepionek na COVID-19 można zapoznać się na stronach Światowej Organizacji Zdrowia, Amerykańskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób, Europejskiej Agencji Leków, a także w białej księdze pt. „Szczepienia przeciw COVID-19. Innowacyjne technologie i efektywność”, opracowanej przez inicjatywę Nauka przeciw pandemii.

 

Nie musisz działać jak automat i udostępniać informacji bez sprawdzenia. Najwyższy czas wyłączyć automatyczny tryb i przełączyć się na myślenie.

Zobacz, co przygotowali dla Ciebie nasi ambasadorzy: Kasia Gandor, Martin Stankiewicz, Ola i Piotr Stanisławscy (Crazy Nauka), Marcin Napiórkowski oraz Joanna Gutral.

Nie bądź botem. Włacz myślenie!

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Wpłać, ile możesz

Na naszym portalu nie znajdziesz reklam. Razem tworzymy portal demagog.org.pl

Wspieram