Omawiamy ważne fakty dla debaty publicznej, a także przedstawiamy istotne raporty i badania.
Osiem miesięcy później… Antyukraińska dezinformacja w Polsce
Antyukraińska dezinformacja w czasie rosyjskiej inwazji na Ukrainę karmi się znanymi historycznymi zaszłościami. Jednocześnie otwiera nowe, wcześniej nieobecne tematy. Ale czy słabnie?
Fot. Carabo_Spain / Pixabay / Modyfikacje: Demagog
Osiem miesięcy później… Antyukraińska dezinformacja w Polsce
Antyukraińska dezinformacja w czasie rosyjskiej inwazji na Ukrainę karmi się znanymi historycznymi zaszłościami. Jednocześnie otwiera nowe, wcześniej nieobecne tematy. Ale czy słabnie?
Uprzywilejowanie uchodźców z Ukrainy względem mieszkańców Polski, ich agresywne zachowania oraz wzrost przestępczości to jedne z dominujących nurtów dezinformujących przekazów na temat uchodźców z Ukrainy, o których pisaliśmy w naszym raporcie, przygotowanym w miesiąc po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Zwracaliśmy także uwagę, że w polskojęzycznym internecie pojawiają się nieprawdziwe informacje o tym, że granice z Polską przekraczają osoby niepochodzące z Ukrainy, a Polska dyskryminuje czarnych uchodźców.
Teraz, osiem miesięcy po ataku inwazji wojsk Putina na Ukrainę, przyjrzeliśmy się temu, jak rozwijała się antyukraińska narracja dezinformacyjna w Polsce. Sprawdzamy, jak zmieniło się zainteresowanie tematem Ukrainy, a także to, jak ma się dziś dezinformacja…
Stepan Bandera i resentymenty historyczne – o postaci dzielącej Polaków i Ukraińców
Fake newsy, które antagonizują Polaków i Ukraińców, często odwołują się do postaci Stepana Bandery, jednego z najbardziej znanych dowódców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), odpowiedzialnej za zbrodnię na ludności polskiej w czasie II wojny światowej.
Po rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, do której doszło 24 lutego 2022 roku, w polskiej sieci zdecydowanie nasiliła się dyskusja na temat Stepana Bandery. Ilustruje to narzędzie Brand24, które służy do monitorowania wypowiedzi w internecie na dany temat. Na podstawie poniższego wykresu widać, że początek wzrostu wypowiedzi na temat Bandery odnotowujemy w tygodniu między 13 i 19 lutego 2022 roku, czyli jeszcze przed inwazją.
Pod tym względem ciekawe wydają się też informacje o współczynniku interakcji w dyskusji na temat Stepana Bandery na Facebooku, pochodzące z narzędzia CrowdTangle, służącego do monitorowania informacji w mediach społecznościowych Mety.
Dane pochodzące z CrowdTangle podobnie pokazują, że na Facebooku temat Stepana Bandery był podnoszony także przed inwazją Rosji na Ukrainę. Po tym zdarzeniu przybrał jednak na sile. Jego szczególne nasilenie – dwa piki na wykresie – obserwujemy w tygodniu między 20 i 26 marca (podczas fali napływu ukraińskich uchodźców do Polski) oraz między 10 i 16 lipca (11 lipca obchodzony jest w Polsce Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów).
Antyukraińska narracja odwołująca się do zaszłości historycznych była obecna w Polsce na długo przed inwazją Moskwy na Kijów, czego dowodem może być post udostępniany przez Stowarzyszenie Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu (SUOZUN). To zresztą organizacja w przeszłości wspierana przez polskie państwo – w 2017 roku wyróżniona przez IPN nagrodą Kustosza Pamięci Narodowej.
W grudniu 2021 roku SUOZUN w poście opublikowanym na Facebooku krytykował wizytę prezydenta Andrzeja Dudy w Ukrainie, który podczas szczytu Trójkąta Lubelskiego dyskutował tam z przywódcami Litwy i Ukrainy o bezpieczeństwie w regionie. W poście znalazł się apel o nałożenie sankcji na Ukrainę. „Za łamanie praw i wolności Ukraińców pod rządami prezydenta Zeleńskiego – ze strony Polski dla Ukrainy zamiast sankcji – pełne poparcie?” – czytamy.
Karta „Bandera”. Jak gra nią prorosyjska dezinformacja?
Historyczne zaszłości w relacjach ukraińsko-polskich były wykorzystywane przez antyrosyjską propagandę. Przykładowo w sierpniu 2022 roku pojawił się fake news, według którego polski MSZ chciał, by jedna z warszawskich ulic nosiła nazwę Stepana Bandery. Polska dyplomacja miała rzekomo domagać się zmiany nazwy ulicy, przy której w Warszawie znajduje się rosyjska ambasada, z ulicy Belwederskiej na ulicę Stepana Bandery. We wpisie opublikowanym na Twitterze posłużono się fałszywym dokumentem.
Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz zaprzeczył, by pismo powstało w MSZ. Wiceminister Przydacz zwrócił uwagę, że za fałszywym dokumentem – jego zdaniem – stoją Rosjanie. „Błędy językowe jasno wskazują na potencjalnych autorów tej prowokacji” – napisał.
Wiele wskazuje na to, że celem fake newsa osadzonego w kontekście sporów historycznych była deprecjacja proukraińskich gestów, które obserwowaliśmy w państwach naszego regionu. Niektóre kraje w geście solidarności z Ukraińcami zmieniają nazwy ulic, przy których znajdują się rosyjskie ambasady.
I tak Czesi zmienili nazwę ulicy, przy której znajduje się rosyjska ambasada, na Bohaterów Ukrainy. Słowacy zdecydowali się przemianować ulicę, przy której w Bratysławie znajduje się rosyjska ambasada, na ulicę Borisa Niemcowa, rosyjskiego opozycjonisty zamordowanego w Moskwie. Za to krakowscy radni zdecydowali o nazwaniu części placu, przy którym znajduje się budynek rosyjskiego konsulatu, skwerem Wolnej Ukrainy. Podobne działanie podjęli także Litwini.
Antybanderowską retoryką posługiwał się także poseł Janusz Korwin-Mikke, który powielał nieprawdziwe informacje na temat rzekomej odpowiedzialności Ukraińców za zbrodnie w Buczy. Na Twitterze napisał: „Piekłoszczyk Stefan Bandera chciał »wykopać rów między Lachami, a Ukraińcami – i zalać go polską krwią«; co Mu się udało. Ale dla mnie to historia. Bardziej niepokoi mnie, że Ukraińcy DZIŚ wymordowali (jak Francuzi w 1945!) kolaborantów z Buczy – i nie chcą się do tego przyznać”.
Przypomnijmy przy tym, że to nie Ukraińcy, lecz Rosjanie są odpowiedzialni za zbrodnie w Buczy. Dowody na rosyjską odpowiedzialność zostały przedstawione przez dziennikarzy śledczych Bellingcat, a także w raporcie Amnesty International czy przez Human Rights Watch.
Czy Polacy wspierający Ukraińców mają powody do obaw? Krótko o narracji strachu
Podstawowe narzędzie dezinformacji antyukraińskiej to strach. Niektóre przekazy mają na celu wzmocnienie przekonania o tym, że pomagając Ukrainie, na pewno narażamy się na poważny odwet ze strony Federacji Rosyjskiej w niedalekiej przyszłości. Potencjalnym celem takich działań jest zarówno doprowadzenie do wywołania strachu przed pomaganiem i docelowego zaniechania pomocy niesionej Ukraińcom, jak i wywołanie obojętności na bliskie nam problemy.
Zagrożenie rosyjskim atakiem to nowe zjawisko w przypadku antyukraińskiej narracji w Polsce. Nasz kraj przedstawia się jako prowokatora, który wspierając Ukrainę, naraża się na niebezpieczeństwo rosyjskiego ataku (nawet jądrowego). „Polska prowokuje Rosję do ataku?” – sugeruje opis do filmu opublikowanego na fanpage’u Bądź Na Bieżąco. Polska prowokująca Rosję swoim wsparciem dla Ukraińców to popularna narracja także na Twitterze (1, 2, 3, 4).
Tę samą narrację znajdziemy w filmie Huberta Czerniaka – lekarza powielającego fake newsy, z czego czerpie korzyści finansowe. W jednym ze swoich nagrań straszył, że konsekwencją polskiego wsparcia dla Ukraińców może być atak bombą atomową na Warszawę: „4 miliony wyparuje (mieszkańców stolicy i terenów wokół Warszawy – przyp. Demagog), reszta zamknie twarzyczkę” (czas nagrania 2:02).
Choroby, bójki, morderstwa… Dezinformacja o „niebezpiecznych” uchodźcach
Według antyukraińskiej narracji Ukraińcy przybywający do Polski mieli m.in. zarażać Polaków polio i przywozić do Polski inne choroby zakaźne. Jednak zdecydowanie mocniej straszono wzrostem przestępczości w Polsce. W kampanii przeprowadzonej we współpracy z Google i NASK zwracaliśmy uwagę na to, że zastraszanie jest jedną z często wykorzystywanych metod dezinformacji.
Kiedy w nocy z 8 na 9 maja 2022 roku na Nowym Świecie w Warszawie doszło do zabójstwa, niektóre osoby i media szybko połączyły zdarzenie z przybyciem dużej liczby uchodźców do Polski. Niektórzy wskazywali, że to właśnie decyzja o wpuszczaniu osób z Ukrainy do naszego kraju jest przyczyną zbrodni. W rzeczywistości – jak poinformował Demagoga rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak – „nie ma żadnych okoliczności wskazujących, by sprawcami byli obywatele innego kraju”.
Wcześniej na Facebooku opublikowano nagranie przedstawiające aktorkę i reżyserkę Agniję Miszczenko-Brodską, która w emocjonalny sposób przekazuje, że została pobita. W postach, w których udostępniono film, informowano, że kobietę mieszkającą we Włoszech, wnuczkę rosyjskiego poety Josifa Brodskiego, zaatakowali uchodźcy z Ukrainy. Informacja okazała się fake newsem stworzonym przez rosyjskie media – w rzeczywistości kobietę nie zaatakowali uchodźcy uciekający przed wojną, lecz Ukraińcy od lat mieszkający we Włoszech.
Według wyliczeń MSWiA z 2020 roku, w 2018 roku cudzoziemcy stanowili 2,5 proc. wszystkich osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa, w 2019 roku i pierwszej połowie 2020 roku – około 3 proc. Zdarza się, że także Ukraińcy przebywający w Polsce popełniają przestępstwa. Przykładowo dwaj mężczyźni z Ukrainy na początku czerwca zaatakowali nożem dwie Ukrainki w Nacpolsku, koło Płońska w województwie mazowieckim. Problem w tym, że w ramach dezinformacji pojedyncze przypadki są przedstawiane jako masowe, a ich wyolbrzymienie sprzyja powstawaniu krzywdzących stereotypów.
Jak ocenił rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn, napływ rzeszy uchodźców z Ukrainy nie spowodował rażącego wzrostu przestępczości w Polsce. Ważne jest, by nie dać się zwieść dezinformacji na temat przestępczości cudzoziemców. Dlatego przygotowaliśmy zbiór 10 porad, którymi warto się kierować w przypadku takich informacji.
Obcy w naszym domu? Narracja tożsamościowa, czyli flagi i numery PESEL
Celem antyukraińskiej dezinformacji jest stworzenie wrażenia, że Ukraińcy przejmują stery w Polsce, a Polacy zaczynają czuć się obco we własnym kraju. Temu mają sprzyjać opowieści o flagach na państwowych instytucjach czy nieprawdziwe doniesienia o ukraińskich tablicach z nazwami polskich miejscowości.
Nadanie numeru PESEL nie jest równoznaczne z nadaniem obywatelstwa, ponieważ rejestr ten gromadzi także dane cudzoziemców mieszkających w Polsce. W sieci pojawiło się jednak wiele fake newsów, które traktowały nadanie tego numeru Ukraińcom jako element zrównania praw obu narodowości, co nie spodobało się wielu internautom.
Facebook najmocniej żył tematyką numerów PESEL dla Ukraińców między 13 a 19 marca. Nic dziwnego: 12 marca rząd przyjął specustawę o pomocy obywatelom Ukrainy, która przewiduje dwujęzyczne (polskie i ukraińskie) wnioski o nadanie numerów PESEL, a od 16 marca Ukraińcy mogli składać wnioski o nadanie im tego numeru.
Zgodnie z art. 4 ust. 1 ustawy z 12 marca 2022 roku o pomocy obywatelom Ukrainy, obywatelowi tego państwa, którego pobyt na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej został uznany za legalny, nadaje się numer PESEL. Jeśli cudzoziemiec jest zameldowany w Polsce na pobyt powyżej 30 dni, otrzymuje numer PESEL z urzędu. Jeśli osoba nie jest zameldowana w naszym kraju, otrzymuje PESEL po złożeniu wniosku w urzędzie gminy o jego nadanie.
Antyukraińska narracja potrafiła połączyć nadanie numerów PESEL dla Ukraińców ze Stepanem Banderą. W sieci pojawił się fake news, według którego dokument, jaki Ukraińcy musieli złożyć, by zdobyć numer PESEL, zawierał pytania dotyczące Stepana Bandery i rzezi wołyńskiej. We wniosku, który musieli wypełniać Ukraińcy, miały się rzekomo znaleźć następujące pytania: „Czy uważasz Stepana Banderę za terrorystę? (tak/nie)” i „Uznaję winę ukraińskich nacjonalistów w ludobójstwie Polaków podczas rzezi wołyńskiej (tak/nie)”. Tym samym antyukraińska dezinformacja chciała wykorzystać postać Bandery do wzbudzenia niechęci Ukraińców wobec Polaków.
Wątek numerów PESEL pojawił się w antyukraińskiej narracji również w kontekście budżetów partycypacyjnych. Jeden z fake newsów przekonywał, że umożliwienie Ukraińcom głosowania w sprawie budżetu obywatelskiego we Wrocławiu jest dowodem rzekomej „ukrainizacji” Polski. W rzeczywistości przepisy w tym zakresie nie zmieniły się w ostatnim czasie – obcokrajowcy mieszkający w Polsce od lat mogą brać udział w głosowaniach dotyczących projektów realizowanych w ramach budżetów obywatelskich.
W zakresie antyukraińskiej narracji tożsamościowej pojawiają się informacje, że Polacy nie są już „gospodarzami we własnym domu”. Według niektórych informacji wywieszanie ukraińskiej flagi – które było po prostu tymczasowym gestem solidarności z narodem zaatakowanym przez Rosję – miało być dowodem na okupację Polski przez Ukrainę.
Problemem dezinformacji na temat ukraińskich flag wywieszanych w Warszawie zajął się także Krzysztof Stanowski z „Kanału Sportowego”, który w swoim stylu odniósł się do nieprawdziwych informacji, udostępnianych przez Jakuba Czarodzieja. Jakub Czarodziej w opublikowanym filmie mówił: „Polacy z dobrymi serduszkami otworzyli ramiona, chcieli pomóc, chcieli być dobrzy. Nazjeżdżało się tego k..wa w milionach i zamiast wykazać zwykłą ludzką wdzięczność, to nas Polaków – na naszej ziemi – traktują gorzej, niż śmieci, k..wa (…)”. W dalszej części dodawał: „Polacy jeszcze wywieszają ich flagi i całą stolicę – i inne miasta – rozświetlają w ich barwach. Powiedz mi k..wa, co tu się dzieje”.
Z kieszeni Polaka do kieszeni Ukraińca. Jak dezinformacja przekonuje, że Polacy tracą przez Ukraińców?
Pewien nurt antyukraińskiej narracji obejmuje nieprawdziwe informacje, których celem jest przekonanie Polaków, że wsparcie Ukrainy jest niepotrzebne, uderzy ich bezpośrednio po kieszeni i przyczyni się do pogorszenia ich sytuacji ekonomicznej. Ukraińców stawia się w pozycji kozła ofiarnego, który ponosi winę za wszystkie problemy – zwracaliśmy uwagę na to w kampanii prowadzonej we współpracy z Google i NASK.
Według pewnej narracji dezinformacyjnej Ukraińcy mieli rzekomo móc pobierać na stałe świadczenia 500+ po wyjechaniu z Polski (co nie jest prawdą). Podobnie jak doniesienia, że Ukraińcy bez kwalifikacji mogą uczyć w polskich szkołach i na uniwersytetach. Wraz z napływem ukraińskich uchodźców popularny stawał się też fake news, według którego władze planują przymusowe dokwaterowywanie ukraińskich uchodźców. Inne powielały nieprawdziwą informację, że za pozbycie się z domu ukraińskiego uchodźcy, któremu obiecano pomoc, grozi kara więzienia. Według niektórych fake newsów Ukraińcy mieli w Polsce dostawać mieszkania za darmo.
I tak kancelaria Lega Artis na swoim blogu opublikowała artykuł zawierający informacje o tym, że uchodźcom z Ukrainy, którzy przebywają w Hiszpanii i Portugalii „nie chce się pracować”. Tekst opierał się na uogólnieniu prowadzącym do dezinformacji i stanowił element antyuchodźczej narracji, zgodnie z którą osoby uciekające przed wojną są leniwe i roszczeniowe, a do innych krajów przyjeżdżają ze względu na czekające na nich przywileje. W ten sposób za pomocą generalizacji Lega Artis starała się wywołać negatywne odczucia wobec uchodźców. Wzbudzając poczucie niesprawiedliwości, ma na celu nastawić odbiorców krytycznie w stosunku do całej grupy Ukraińców.
Mniejsze zainteresowanie Ukrainą. Czy to oznacza mniej antyukraińskiej dezinformacji?
Twarde dane dowodzą, że w polskojęzycznym internecie słabnie zainteresowanie Ukrainą. O tym świadczą m.in. informacje z opisywanego już wcześniej narzędzia CrowdTangle. Narzędzie pokazuje, że szczyt zainteresowania Ukrainą na Facebooku przypada na tydzień pomiędzy 27 lutego a 5 marca, kiedy posty o Ukrainie wygenerowały na Facebooku niemal 3 mln impresji w ujęciu tygodniowym.
Wzmożone zainteresowanie Ukrainą na Facebooku utrzymywało się do pierwszego tygodnia kwietnia, kiedy – według CrowdTangle – posty o Ukrainie wygenerowały ponad 620 tys. impresji w ujęciu tygodniowym. Obecnie zainteresowanie Ukrainą na polskojęzycznym Facebooku jest zdecydowanie mniejsze – w dwóch pierwszych tygodniach października wyniosło odpowiednio: ponad 167 tys. i ponad 134 tys. impresji tygodniowo. Przy czym należy zaznaczyć, że i tak jest zdecydowanie większe, niż kilka miesięcy przed rosyjską inwazją. W dwóch ostatnich tygodniach października 2021 roku zainteresowanie tematem Ukrainy oscylowało wokół 10 tys. impresji tygodniowo.
EDMO (European Digital Media Observatory) – organizacja działająca od czerwca 2020 roku, aktualnie zrzeszająca 25 organizacji factcheckingowych, w tym Stowarzyszenie Demagog – w swoim raporcie obejmującym analizę zjawisk dezinformacyjnych w czerwcu br. donosi, że dezinformacja o Ukrainie słabnie. W czerwcu organizacje zrzeszone w EDMO opublikowały w sumie 1 506 analiz dotyczących nieprawdziwych informacji. Zaledwie 21 proc. z nich dotyczyło dezinformacji związanej z Ukrainą. Był to najniższy wynik od wybuchu wojny. EDMO odnotowuje, że dezinformację antyukraińską zastępują te dotyczące kwestii LGBTQ+ i zmiany klimatu.
„Upaina”, „nachodźca”, „przesiedleńcy”. Zainteresowanie słabnie, ale dezinformacji nie jest mniej!
Spadek zainteresowanie tematem Ukrainy to jedno… Dezinformacja to drugie. Dane, które pochodzą z Brand24 wskazują, że w przypadku antyukraińskiej dezinformacji w polskojęzycznym internecie (poza Facebookiem i Instagramem) nie ma wielu powodów do optymizmu.
Analiza występowania fraz „Upaina”, „nachodźca” czy „przesiedleńcy” (jak niezgodnie z faktami w antyukraińskiej narracji nazywani są uchodźcy z Ukrainy) wskazuje, że o ile w czerwcu rzeczywiście mogliśmy obserwować spadek antyukraińskiej dezinformacji, o tyle obecnie znów obserwujemy nasilenie antyukraińskich narracji.
Tak jawi się obraz najpopularniejszej antyukraińskiej narracji dezinformacyjnej 8 miesięcy po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Jak wyglądała w pierwszych tygodniach po rosyjskim ataku, przeczytasz w innej naszej analizie.
*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter