Strona główna Analizy Prawo do prawdy i prawo do informacji. Czego oczekujemy?

Prawo do prawdy i prawo do informacji. Czego oczekujemy?

postać trzymająca książkę i młotek sędziowski

fot. Pexels / Modyfikacje: Demagog

Prawo do prawdy i prawo do informacji. Czego oczekujemy?

W jaki sposób chronić prawdę? Czy istnieje prawo do prawdy? Po co jest nam prawda? Poznaj zebrane przez nas fakty i opinie ekspertów na temat prawdy i informacji, aby lepiej zrozumieć sens fact-checkingu.

Stowarzyszenie Demagog to pierwsza polska organizacja factcheckingowa. Już od 10 lat weryfikujemy wypowiedzi polityków, sprawdzamy ich obietnice i walczymy z dezinformacją. Jesteśmy zespołem, dla którego fakty mają znaczenie.

Stoimy na straży debaty publicznej. Wierzymy, że wszyscy zasługują na dostęp do zweryfikowanych informacji. To właśnie faktów i najlepszej dostępnej wiedzy potrzebujemy, gdy podejmujemy istotne decyzje – zarówno w polityce, jak i w życiu prywatnym.

W polskim prawie istnieje prawo do informacji. A czy istnieje prawo do prawdy? Jeśli tak, jak możemy je rozumieć? Skonsultowaliśmy temat z ekspertami z zakresu prawa, socjologii i filozofii. A wszystko po to, aby lepiej zrozumieć sens factcheckingowej misji docierania do faktów.

Prawo do (wielu) informacji

Zacznijmy od obecnego stanu rzeczy. W polskim systemie prawnym istnieją regulacje, które zapewniają nam prawo do informacji. Pod tym pojęciem kryje się kilka kwestii. 

Wśród najważniejszych warto wymienić prawa pacjenta do informacji o swoim stanie zdrowia, a także prawa konsumenta do informacji istotnych przy zakupie. Istotne są również prawa strony postępowania do informacji na temat jego lub jej sprawy, np. dostęp do akt sprawy oraz informacje o decyzjach zapadających w sprawie.

Oprócz tego istniejąca od 2001 roku ustawa gwarantuje nam dostęp do informacji publicznej. Skupimy się właśnie na tym prawie, ponieważ takie informacje najczęściej przydają się w naszej redakcji i umożliwiają każdemu obywatelowi kontrolę spraw publicznych.

Prawo do informacji publicznej

Prawo dostępu do informacji publicznej gwarantuje wspomniana już ustawa, a także art. 61 Konstytucji RP, który brzmi następująco: 

„Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne”.

Kto ma obowiązek udostępniać informacje? Przede wszystkim centralne organy władzy publicznej (np. ministerstwo, Kancelaria Prezydenta RP), jednostki samorządu terytorialnego (np. urząd gminy), fundusze państwowe i celowe (np. ZUS), służby (np. komendy policji), sądy oraz wiele innych podmiotów wykonujących zadania publiczne (art. 4).

do jakich informacji mamy prawo? Instytucje muszą dzielić się danymi dotyczącymi takich kwestii jak: plany w zakresie polityki wewnętrznej i zagranicznej, zawierane umowy, przyjmowane akty administracyjne, stan majątku publicznego, realizowane inwestycje i wiele innych (art. 6). 

Czy korzystamy z prawa do informacji?

Istnieje kilka kanałów, którymi obywatele mają prawo otrzymywać informacje o funkcjonowaniu państwa. Są to Biuletyny Informacji Publicznej (BIP), wnioski o dostęp do informacji publicznej, udział w sesjach rady gminy i miasta oraz kontakt z urzędem. Więcej na ten temat dowiesz się z innej naszej analizy.

A jak to działa w praktyce? Według raportu opublikowanego przez Sieć Obywatelską Watchdog Polska (s. 28) prawie 3/4 Polaków nie korzystało z żadnej dostępnej na mocy ustawy formy dostępu do informacji. Szczególnie rzadko korzystamy z prawa do wysłania wniosku o udostępnienie informacji (tylko 3,9 proc. obywateli korzystało z tej możliwości). Często wynika to z faktu, że nie wiemy, gdzie takich informacji szukać, o czym szerzej przeczytasz tutaj.

Co więcej, same instytucje nie zawsze wywiązują się ze swoich obowiązków. Przykładowo: według raportu Watchdog Polska tylko nieco ponad połowa (60 proc.) gmin publikowała w BIP listy prowadzonych przez nie rejestrów (np. rejestr umów, rejestr wniosków o dostęp do informacji itp.). Często nie były one kompletne (s. 12). Na problemy z uzyskiwaniem informacji od samorządów wskazuje także raport Najwyższej Izby Kontroli z 2023 roku.

Jak chronić prawo do informacji?

We wstępie wspomnianego powyżej raportu Watchdog czytamy, że: „im więcej informacji instytucje publikują, tym rzadziej obywatele muszą o nie wnioskować”. A w jaki sposób możemy chronić nasze prawo do otrzymywania tych informacji?

Na początek zachęcamy do korzystania z tego prawa: czy to drogą pisanie wniosków, czy przez udział w sesjach rady gminy, czy nawet poprzez – popularne w ostatnich miesiącach – słuchanie posiedzenia Sejmu. Przy tym wszystkim pamiętajmy, że mamy prawo oczekiwać i domagać się od instytucji publicznych udostępniania nam istotnych informacji. Podczas konferencji z okazji 10 lat fact-checkingu w Polsce zwrócił na to uwagę nasz redaktor naczelny – dr Paweł Terpiłowski.

A co gdy informacja nie jest dostępna publicznie, a instytucja zignorowała wniosek o jej udostępnienie? Mamy prawo złożyć skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Dokładny poradnik w tym zakresie znajdziesz pod tym linkiem.

W naszej redakcji też mierzymy się z tym problemem. Przykładowo: w ubiegłym roku zaskarżyliśmy do sądu Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Sprawa jest w toku, a więcej o tym pisaliśmy na platformie X. Przeczytaj, co na temat tej sprawy i ogólnie ochrony prawa do informacji ma do przekazania nasz redaktor naczelny:

„Jako organizacja factcheckingowa często mierzymy się z utrudnieniami w dostępie do informacji publicznej. Instytucje potrafią często odmawiać jej udzielenia nawet w oczywistych przypadkach, kwestionując rzekomy brak istotnego interesu publicznego w takich sprawach jak chociażby wydatki publiczne KPRM na podróże służbowe i promocję. Jawność życia publicznego jest jedną z podstawowych wartości w państwie demokratycznym. Ma ona olbrzymie znaczenie. Jest bowiem esencją społeczeństwa obywatelskiego, które musi rozliczać władzę z jej działań. Niestety, z działaniami utrudniającymi lub wręcz uniemożliwiającymi transparentność mierzą się nie tylko organizacje pozarządowe, lecz także zwykli obywatele. Egzekwowanie naszego konstytucyjnego prawa do informacji na drodze sądowej jest z kolei bardzo czasochłonne, co często skutecznie zniechęca do podejmowania walki o jawność”.

Prawo do prawdy

Mamy prawo do informacji, lecz czy mamy też prawo do prawdy? Prawda jest jednym z gwarantów zaufania obywateli do państwa. Jako obywatele możemy oczekiwać, że docierają do nas prawdziwe informacje dotyczące instytucji publicznych. Prawda jako uniwersalna wartość pojawia się w preambule najważniejszego aktu prawnego w Polsce, czyli w Konstytucji RP

„My, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł […] [wyboldowanie – Demagog]”.

Natomiast samo prawo do prawdy nie jest wprost wyrażone w akcie zasadniczym. Ma jednak silne umocowanie w wielu innych przepisach Konstytucji RP. Przekonuje o tym konstytucjonalistka prof. Monika Florczak-Wątor z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Czy to oznacza, że prawo do prawdy rzeczywiście istnieje w polskim porządku prawnym? Nie do końca. Dr hab. Karol Dobrzenieckiartykule dotyczącym filozoficznoprawnej refleksji nad wspomnianym prawem wyjaśnia to następująco (s. 4): 

„Określenie »prawo do prawdy « nie uzyskuje na gruncie regulacji pozytywnych jednoznacznej i spójnej treści. Powołuje się je raczej jako szczególną metaforę, metawartość prawną albo odnosi do wąsko ujmowanych elementów rzeczywistości, jak na przykład prawo ofiar do prawdy o okolicznościach zbrodni. Jego kontury znaczeniowe wyłaniają się raczej w drodze twórczej wykładni treści literalnie wyrażonych praw podmiotowych i zasad prawa, nie będąc wprost zdefiniowane w prawie pozytywnym”.

Jak chronić prawo do prawdy?

Już teraz w polskim prawie występuje kategoria tzw. kłamstwa oświęcimskiego. To regulacje, które chronią prawdę na temat zbrodni popełnionych na obywatelach polskich m.in. przez systemy totalitarne. W art. 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej czytamy, że kto publicznie i wbrew faktom zaprzecza tym zbrodniom, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Pierwszy proces sądowy w tej sprawie odbył się w 1999 roku [1, 2].

Dzisiaj zapewne zgodzimy się, że dużym zagrożeniem dla prawdy jest dezinformacja. Pomysł stworzenia konkretnych regulacji prawnych zakazujących rozprzestrzeniania fake newsów był już rozważany w kilkudziesięciu państwach na świecie [1, 2]. Czy to słuszna droga?

Jak chronić się przed fake newsami?

Przełożenie pojęcia prawdy na język kodeksów okazuje się wyzwaniem – przede wszystkim z powodów definicyjnych oraz dotyczących tego, kto powinien być arbitrem tej prawdy. Zauważmy, jak trudne do zdefiniowania jest pojęcie prawdy – dyskusja sięga co najmniej do czasów antycznej Grecji, a artykuł dotyczący wyrażenia „prawda” w Stanfordzkiej Encyklopedii Filozofii składa się na ten moment z 13 tys. słów i niemal 80 tys. znaków. Dla porównania: artykuł, który teraz czytasz, ma tylko ok. 3 tys. słów.

O trudnościach w uregulowaniu problemu fałszywych informacji na gruncie prawa karnego pisał prawnik i filozof dr Kamil Mamak. Przekonuje on, że pomysłem wartym rozważenia jest karanie propagowania niektórych rodzajów fake newsów (np. w okresie wyborczym lub dotyczących informacji medycznych). Jednocześnie lepszym narzędziem zapobiegania fake newsom m.in. edukacja, czy uregulowanie sfery cyfrowej (s. 11-13). Jak czytamy (s. 34): 

„Zmiana prawa nie może polegać na wprowadzeniu karalności wszystkich fake newsów, gdyż takie rozwiązanie wkraczałoby w zakres konstytucyjnie chronionej wolności wypowiedzi. Ogólny zakaz wprowadziłby de facto cenzurę, a także ryzyko efektu mrożącego: ludzie powstrzymywaliby się od udzielania się w sieci w obawie przed potencjalną odpowiedzialnością karną. Ogólny zakaz to także ryzyko wykorzystywania tego typu przepisów do walki z opozycją polityczną”.

Czy da się prawnie chronić prawdę?

Na problemy z uregulowaniem prawa do prawdy wskazuje w rozmowie z nami dr Filip Cyuńczyk, socjolog prawa z Uniwersytetu SWPS. Wspomniał m.in. o trudnościach z uchwyceniem i wykrywaniem aktów dezinformacji:

„Przede wszystkim organy stosujące prawo potrzebują czasu, żeby się nauczyć walki z dezinformacją. Potrzebują czasu, żeby zrozumieć, jak interpretować pewne zachowania w sieci. Z punktu widzenia prawa nie są to jakieś zjawiska doniosłe. Problem dezinformacji, tak socjologicznie i prawnie, to jest przede wszystkim masowość dezinformacji, a nie konkretne czyny. […] Puszczenie jakiejś plotki, informacji, dezinformacji, celowe działanie przede wszystkim wywołuje efekt kuli śniegowej […] Te przestępstwa jako pojedyncze czyny nie mają wielkiej doniosłości z punktu widzenia prawa stanowionego. Natomiast doniosłe jest to, jakie wywołują efekty. I tutaj to będzie największy problem instytucjonalno-społeczny […]”.

Dr Cyuńczyk wskazuje też na kolejny problem, a mianowicie na sprecyzowanie, kto byłby gwarantem tak sformułowanego prawa do prawdy. Jak zauważył, próba stworzenia tzw. kodeksu walki z dezinformacją wiązałaby się z nadaniem władzy państwowej uprawnień do decydowania o tym, co jest prawdą, a co fałszem.

„Czym jest prawo do prawdy? To jest prawo do wiary, że istnieją fakty obiektywne, co do których istnieje konsensus. […] Jeśli stworzymy definicję legalną fake newsa i, co gorsza, ulokujemy go w jakimś deterministycznym kontekście politycznym, gdzie polityka dominuje nad prawem, no to Łukaszenka też walczy z fake newsami na Białorusi”.

Więcej na ten temat posłuchasz w wykładzie dr Cyuńczyka w ramach podcastu SWPS.

Moralne prawo do prawdy

Dotychczas nasza dyskusja ograniczała się tylko do prawa stanowionego przez państwo. Już tutaj natrafiliśmy na problemy. Spójrzmy na temat z nieco innej perspektywy i sięgnijmy do etyki. W codziennych sytuacjach odwołujemy się do moralności, gdy oceniamy, czy czyjeś zachowanie było dobre lub złe. Czy tutaj istnieje jasna definicja prawa do prawdy i zasady związane z naruszaniem tego prawa?

Istnieją dwa duże nurty w etyce. Najpierw posłuchajmy konsekwencjalistów, którzy zwracają uwagę przede wszystkim na pozytywne (bądź negatywne) efekty w świecie, wynikające z danego czynu. W świetle konsekwencjalizmu moglibyśmy ocenić, że fake newsy lub kłamstwa są złe wtedy i tylko wtedy, kiedy przynoszą negatywne konsekwencje dla ludzi. Na przykład: gdy fake news dotyczący tematów zdrowotnych przyniesie szkodę lub śmierć osobie, która w niego uwierzyła, to twórcy i internauci udostępniający tego fake newsa byliby za to odpowiedzialni.

Szukamy prawa, a w filozofii tworzeniem norm, powinności i kodeksów w ramach etyki zajmuje się przede wszystkim nurt deontologiczny. W dużym uproszczeniu zwolennicy tego podejścia dużą wagę przypisują powinnościom i obowiązkom, czyli oceniają pojedynczy czyn na podstawie tego, czy został on wykonany z dobrą intencją lub spełnił odpowiednią normę. Zobaczmy, co sądzą przedstawiciele tego podejścia.

Czy korzystamy z moralnego prawa do prawdy?

Za ojca deontologii uznaje się oświeceniowego filozofa Immanuela Kanta. On sam miał absolutyzujące spojrzenie na kwestię prawdy. Jego zdaniem kłamstwo jest niemoralne w każdej sytuacji. Wynika to z postulowanego przez niego imperatywu kategorycznego, który w najprostszej formie brzmi tak: „Postępuj tylko według takiej maksymy, dzięki której możesz zarazem chcieć, żeby stała się powszechnym prawem”.

W swoich wypowiedziach o prawie do prawdy Kant twierdził (s. 2), że obowiązek prawdomówności jest bezwarunkowy. Wynika to z prostego rozumowania. Gdyby wszyscy kłamali, to nikomu nie można by ufać, a to byłoby sprzeczne z rozumem. 

Fake newsy okazują się wyzwaniem dla tego podejścia. Dlaczego? Bo przynajmniej niektóre osoby udostępniające fake newsy robią to, ponieważ wierzą w ich prawdziwość. Tym samym, nie mają złych intencji i ze swojego punktu widzenia nie kłamią. Nie możemy wprost ocenić źle kogoś, kto nie chciał nas okłamać. Co więcej, fake newsy nie zawsze są czystym fałszem – czasem opierają się na wprowadzaniu w błąd np. przez brakujący kontekst do prawdziwego materiału. Musimy więc uzupełnić naszą regułę o coś więcej niż tylko kierowanie się prawdą.

Prawo do adekwatności

Z naszej dotychczasowej analizy problemu wynika, że precyzyjne wyrażenie prawa do prawdy napotyka na kilka problemów, zarówno na gruncie prawnym, jak i filozoficznym. Pewną drogą wyjścia z tego dylematu, jak zauważyliśmy powyżej, jest myślenie o temacie w kategoriach etycznych. 

Wobec tego w miejsce rozmowy o kodeksach postulujemy prawo do adekwatności, czyli korzystania i oczekiwania od innych odwoływania się do najlepszej dostępnej wiedzy w danym temacie. O zaletach tego rozwiązania przekonuje w serii wykładów dr Marek Jakubiec, prawnik i filozof z Uniwersytetu Jagiellońskiego. W komentarzu dla naszej redakcji wyjaśnia to następująco:

„Stan wiedzy wciąż ulega zmianie – to, co potocznie uznajemy za prawdziwe, zmienia się wraz z rozwojem nauki, co najlepiej widać w obszarze badań z zakresu medycyny, ale też badań w ramach nauk społecznych; trudno więc uznać, że możemy jako społeczeństwo oczekiwać »prawdziwych informacji«, skoro nie sposób odpowiedzialnie mówić o prawdzie; możemy jednak oczekiwać »adekwatnych informacji«, tzn. zgodnych z najlepszą, aktualną wiedzą z jakiejś dziedziny […]. A po drugie, adekwatność można również odnieść do zdań ocennych czy opinii, które trudno uznać za prawdziwe czy fałszywe. Mogą być jednak bardziej i mniej adekwatne”.

Jak dbać o prawo do adekwatności?

Nawet gdy podczas dyskusji w sieci, choćby o polityce, nie zgadzamy się co do wniosków, to przynajmniej zgadzajmy się co do dostępnych faktów, które stanowią punkt wyjścia do dalszej dyskusji. Tak działa prawo do adekwatności, której warto oczekiwać od siebie oraz od osób, z którymi wchodzimy w interakcję w sieci. To właśnie najlepszej dostępnej wiedzy potrzebujemy, gdy podejmujemy istotne decyzje (np. co do naszego zdrowia, co do wyborów politycznych, co do zakupu konkretnych produktów). Adekwatność to warunek zaufania.

A czym jest ta najlepsza dostępna wiedza? To np. potwierdzone dowody naukowe, obecnie znany przebieg wydarzeń, dostępne publicznie informacje potwierdzone przez ekspertów, potwierdzone fakty dotyczące czyjegoś życiorysu. Co istotne, fałszywe informacje zaburzają nasze prawo do adekwatności w sieci, ponieważ ich twórcy nie dostarczają nam najlepszej dostępnej wiedzy.

Z racji tego, że adekwatność to wartość, można ją pielęgnować i rozwijać. A o tym, jak uczyć młode pokolenia weryfikowania informacji rozmawialiśmy podczas konferencji z okazji 10-lecia fact-checkingu w Polsce. Z nagraniem zapoznasz się poniżej.

Czy korzystamy z prawa do adekwatności?

W przeszłości w sferze cyfrowej pojawił się pomysł stworzenia zbioru zasad dobrego i bezpiecznego zachowania. To tak zwana netykieta. Zawierało się w niej kilka reguł, takich jak „Szanuj innych w internecie”, „Nie bądź trollem”, „Nie spamuj” czy „Sprzeciwiaj się hejtowi”. 

My proponujemy uzupełnić ten zbiór o takie zasady: „Weryfikuj informacje”, „Nie udostępniaj bez przeczytania” i „Korzystaj z rzetelnych źródeł”. Netykieta, podobnie jak savoir-vivre, jest całkowicie dobrowolna. W Demagogu zachęcamy do jej stosowania. Chcesz nauczyć się więcej o weryfikowaniu informacji? Zachęcamy do sprawdzenia naszej platformy edukacyjnej.

A jak każdy z nas może chronić fakty? Na przykład poprzez wsparcie fact-checkerów i czytanie ich analiz. Punkt widzenia naszej organizacji precyzyjnie przedstawiła Małgorzata Kilian-Grzegorczyk, prezeska Stowarzyszenia Demagog:

„Misją naszej organizacji jest dostarczanie społeczeństwu rzetelnej, sprawdzonej informacji. Tylko edukując i pokazując, jak samemu dążyć do prawdy, możemy podnosić świadomość obywateli. Z naszej perspektywy fact-checking i dyskusja oparta na faktach jest symbolem zdrowego społeczeństwa, które potrafi rozmawiać oraz podejmować racjonalne decyzje. W Demagogu bronimy praw wszystkich czytelników do rzetelnej wiedzy, nawet jeśli na co dzień nie myślą o naszej organizacji w tym kontekście. Są również takie środowiska, podmioty czy osoby, które na manipulacji, oszustwie i fałszu budują swoją obecność w przestrzeni publicznej, to właśnie w imię wyższych wartości nasz zespół każdego dnia odsłania ich szkodliwą działalność”.

Jak chronić prawo do adekwatności?

Ochrona to nie tylko obowiązki. My sami też mamy prawo otrzymywać dobre i zweryfikowane informacje. Co więcej, możemy się tego prawa domagać od tzw. dużych graczy na rynku cyfrowym, czyli platform społecznościowych (Meta, TikTok, X). O ich odpowiedzialności za walkę z dezinformacją rozmawialiśmy podczas jednego z paneli na konferencji z okazji 10-lecia fact-checkingu w Polsce.

Konkretne wymogi na firmy technologiczne nakłada europejski Akt o usługach cyfrowych. Jednym z celów tego aktu jest walka z dezinformacją. Zabezpiecza on nasze interesy m.in. przez wymóg przejrzystości reklam i transparentności algorytmów. Co więcej, platformy zobowiązały się do tego celu, podpisując Kodeks postępowania w zakresie dezinformacji. Na tej podstawie możemy oczekiwać konkretnych działań na rzecz zabezpieczenia naszego prawa do faktów.

To algorytmy mają wpływ na to, jakie treści do nas docierają. Platformy zajmują się moderacją treści i upewnianiem się, że nie wyświetli nam się na nich coś niepożądanego. A czy wywiązują się dobrze z tego zadania? Z raportu Europejskiej Sieci Standardów Fact-checkingu, opublikowanego na początku tego roku, wynika, że (dyplomatycznie mówiąc) nie do końca.

Szczególnie niekorzystnie pod względem moderowania treści i wykrywania dezinformacji wypadły serwisy X i Telegram, a najmniej działań podejmuje YouTube. Więcej wniosków z raportu przeczytasz w tej analizie.

Dlaczego prawda jest ważna?

Podsumowując, w Polsce dysponujemy już prawem do informacji. Oczywiście, mierzy się ono z wieloma wyzwaniami natury społecznej i politycznej. Z drugiej strony, fact-checkerzy, organizacje strażnicze i przedstawiciele jakościowego dziennikarstwa dbają o to, aby była to informacja dostępna i zweryfikowana. 

Natomiast kwestia prawa do prawdy okazuje się już nieco bardziej skomplikowana. Nie jest ono łatwe do zdefiniowania i egzekwowania, zarówno na gruncie przepisów, jak i zasad etyki. Wciąż jednak warto domagać się prawdy. Pewnym rozwiązaniem jest troska o adekwatność, czyli prawo i obowiązek korzystania z najlepszej dostępnej wiedzy w danym temacie.

Dla podsumowania przywołajmy słowa Hanny Arendt, filozofki i teoretyczki polityki: 

„Jeśli wszyscy zawsze cię okłamują, konsekwencją nie będzie to, że uwierzysz w kłamstwa, ale raczej to, że nikt już w nic nie wierzy […]. A ludzie, którzy nie mogą już w nic uwierzyć, nie mogą wyrobić sobie własnego zdania. Są pozbawieni nie tylko zdolności do działania, ale także zdolności do myślenia i osądzania. A z takimi ludźmi można robić, co się chce”.

Gdy na znaczeniu traci prawda, rzetelna informacja czy adekwatność, to jako społeczeństwo zaczynamy tracić możliwości rozsądnego wpływania na rzeczywistość. Bez prawdziwych informacji trudno kontrolować działania władzy i podejmować racjonalne decyzje. Dlatego kontynuujemy naszą misję stania na straży faktów w debacie publicznej.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!