Strona główna Analizy Rosyjska propaganda wciąż obecna w mediach społecznościowych

Rosyjska propaganda wciąż obecna w mediach społecznościowych

fot. Pexels / Modyfikacje: Demagog

Rosyjska propaganda wciąż obecna w mediach społecznościowych

Treści propagandowe koordynowane przez Kreml zbierają miliardy wyświetleń od Telegrama przez YouTube’a aż po Facebooka. Ograniczenia wprowadzane przez platformy są albo niejasne, albo niewystarczające. W efekcie algorytmy wciąż podsuwają odbiorcom rosyjską propagandę.

W czerwcu 2022 roku podpisany został wzmocniony kodeks postępowania w zakresie dezinformacji. Na liście sygnatariuszy znalazła się większość dużych graczy technologicznych: Meta, Google czy TikTok. Zgodnie z kodeksem platformy internetowe zobowiązały się do wdrożenia środków, które mogłyby złagodzić niektóre szkodliwe działania propagandowe Kremla. 

Rosyjska propaganda nie znika z mediów społecznościowych

Jednak z raportu przygotowanego dla Komisji Europejskiej wynika, że platformom nie udało się wdrożyć tych środków na poziomie systemowym. Niezablokowane dotąd konta wspierane jawnie przez Kreml mają łącznie min. 165 mln subskrybentów. W niecały rok od wybuchu wojny ich treści wyświetlono co najmniej 16 mld razy. 

A mowa tylko o kontach bezpośrednio związanych z Kremlem. Poza nimi istnieją też konta udostępniające rosyjską propagandę, ale niemające z nią jawnych instytucjonalnych powiązań. Od początku wojny zasięg takich profili wzrósł niemal dwukrotnie. Z czego to wynika?

Pierwszym powodem jest to, że platformy nie wprowadziły znaczących zmian w regulaminach. Jedynym wyjątkiem godnym uwagi były restrykcyjne ograniczenia wymierzone w konta rosyjskich mediów państwowych. Ich profile zostały zablokowane w całej Unii Europejskiej.

Prokremlowskie konta to nie tylko media publiczne

Żadna z dużych platform nie zakazała jednak działalności wszystkich typów kont wspieranych przez Kreml, w tym oficjalnych kont rządowych (takich jak konta rosyjskich ambasad) czy prywatnych kont pracowników Kremla. Dzięki temu Kreml może w dalszym ciągu promować dezinformację i propagandę wojenną. 

Propagandystom szybko udało się odzyskać znaczną część zasięgu utraconego w wyniku zakazów nałożonych na media publiczne. Jak się okazuje, profile osób związanych z Kremlem generują nawet do 300 mln wyświetleń tygodniowo. 

Zablokowane konto rosyjskiej telewizji propagandowej RT na portalu X. Fot. X.com

Przykładowo: kanał byłego prezydenta i premiera Rosji Dmitrija Miedwiediewa – odkąd został utworzony w marcu 2022 roku – zgromadził na Telegramie ponad milion subskrybentów. Polityk słynie z publikowania nienawistnych i kłamliwych treści na temat Ukrainy.

Masowy odpływ do Telegrama

Oznaczanie i usuwanie wpisów zawierających linki do stron internetowych rosyjskich mediów państwowych miało jeszcze jedno poważne ograniczenie. Twórcy postów szybko zaczęli umieszczać we wpisach hiperłącza odsyłające do konta tego samego państwowego medium na innej platformie internetowej, takiej jak Telegram

Telegram niechlubnie wyróżnia się pod względem braku restrykcji. Z tego powodu wzrost zainteresowania treściami prokremlowskimi w tym serwisie był ogromny. Ogólna ekspozycja wzrosła ponad dwukrotnie. Liczba subskrybentów kont wspieranych przez Kreml wzrosła o ok. 450 proc., a kont powiązanych z Kremlem – o ponad 250 proc. 

Twitter zmienia zdanie, YouTube blokuje propagandę na niejasnych zasadach, Meta ustanawia połowiczne zakazy

Polityka pozostałych serwisów wypada nieco lepiej. Początkowo Twitter (obecnie X) był jedyną platformą, która wprowadziła zasady obejmujące wszystkie typy kont wspieranych przez Kreml. Jednak pod nowym przywództwem Elona Muska serwis niedawno wiele z tych zasad zmienił. 

Z kolei reakcja YouTube’a była prawdopodobnie najbardziej inwazyjna. W przeciwieństwie do innych platform YouTube zablokował wszystkie konta rosyjskich mediów państwowych na całym świecie. Jednak rzeczywistego zakresu polityki YouTube’a nie da się zweryfikować, gdyż platforma nie ujawnia listy placówek ani kont, wobec których zastosowała zakaz.

Większość platform nie zdecydowała się też na ingerencję w treść. Właściwie tylko Meta w odpowiedzi na wojnę zmieniła politykę dotyczącą treści i ustanowiła zakaz zaprzeczania rosyjskim zbrodniom wojennym. Ograniczenie to dotyczyło jednak tylko tej jednej narracji dezinformacyjnej, a gloryfikowanie rosyjskiej agresji nie było w żaden sposób ograniczane.

Liczba odbiorców propagandy rośnie

Prokremlowskie konta docierają do największej publiczności na platformach Mety. Jednak liczba ich odbiorców na Facebooku i Instagramie wzrosła jedynie nieznacznie w porównaniu z innymi platformami. Od początku wojny liczba subskrybentów prokremlowskich kanałów w Telegramie wzrosła ponad trzykrotnie, na TikToku – ponad dwukrotnie, a na YouTubie – o prawie 90 proc. 

Średnie zaangażowanie na platformach internetowych wzrosło od stycznia do maja 2023 roku o 22 proc. Ten zwiększony zasięg był w dużej mierze napędzany przez Twittera, na którym zaangażowanie wzrosło o 36 proc. po tym, jak Elon Musk zdecydował się znieść środki wobec kont wspieranych przez Kreml. Dyrektor Twittera argumentował wówczas, że „wszystkie wiadomości są w pewnym stopniu propagandą”. Wkrótce potem Twitter wycofał sięKodeksu postępowania w zakresie dezinformacji. 

Również YouTube umożliwił prokremlowskim aktorom propagowanie dezinformacji na temat wojny: zarówno rosyjsko-, jak i anglojęzyczne konta wyraźnie zwiększyły zarówno średnią oglądalność, jak i liczbę subskrybentów.

Platformom brakuje zasad dotyczących szkodliwej dezinformacji

Żadna platforma nie ma w swoich warunkach korzystania z usługi jednoznacznej polityki dotyczącej dezinformacji, w tym dezinformacji wspieranej przez państwo. Przypomnijmy, że większość tych platform jest sygnatariuszami unijnego kodeksu postępowania przeciwko dezinformacji. 

Wszystkie platformy posiadają natomiast zasady przeciwdziałające misinformacji – czyli treściom wprowadzającym w błąd, ale udostępnianym bez intencji wyrządzenia krzywdy. W efekcie polityka platform nie skupia się na podmiotach, które propagują fałszywe treści. Rezultatem jest liberalna postawa wobec narracji konspiracyjnych i stale wprowadzających w błąd, promowanych przez prokremlowskie konta.

Potrzebna większa transparentność

Problemem platform jest również brak transparentności w zakresie raportowania wprowadzanych rozwiązań. Dotyczy to zwłaszcza moderacji treści. Meta w ogóle nie udostępnia danych na ten temat. Z kolei TikTok i YouTube podają jedynie ogólne dane o liczbie usuniętych filmów, ale nie uwzględniają np. tego, jaki odsetek stanowią te materiały w stosunku do ogólnej liczby filmów opublikowanych w serwisie. 

Na YouTubie czołowe rosyjskojęzyczne kanały znikają bez jakichkolwiek komunikatów ze strony platformy. Rodzi to pytania, dlaczego dany kanał został zawieszony, kiedy to się stało i jakie treści były wcześniej na nim dostępne. Z jednej strony to dobrze, że YouTube walczy ze szkodliwymi kontami, jednak brak przejrzystości utrudnia ustalenie, czy powody usunięcia były uzasadnione, a także czy zasady stosowane wobec różnych podmiotów są spójne.

Niejasna polityka platformy prowadzi do absurdalnych sytuacji jak ta, która spotkała dziennikarkę Julię Davis. Prowadzi ona na YouTubie kanał Russian Media Monitor, w którym obnaża i krytykuje rosyjską propagandę. W październiku 2022 roku ok. 60 materiałów jej autorstwa zostało usuniętych ze względu na „pogwałcenie zasad społeczności” YouTube’a.

Algorytmy wspierają propagandę

Oficjalne konta rosyjskiego rządu – np. konta ambasad – cieszyły się znacznym wzrostem promocji algorytmicznej po inwazji na Ukrainę i po zablokowaniu rosyjskich mediów państwowych. Autorzy raportu podają przykład konta Ambasady Rosji w Niemczech na X (Twitter). Od połowy marca 2022 roku średnia liczba reakcji na posty ambasady wzrosła z mniej niż 30 na wpis do ponad 300. Bardzo duży odsetek tych reakcji pochodził od osób nieobserwujących.

W marcu 2022 roku YouTube ogłosił, że ułatwi dostęp do wiarygodnych źródeł na temat wojny. Niewiele jest jednak informacji o tym, co właściwie platforma zrobiła, aby wpłynąć na sposób formułowania rekomendacji treści. 

Według autorów raportu 90 proc. komentarzy pod filmami kremlowskich propagandystów nie pochodziło od subskrybentów danego kanału. Oznacza to, że użytkownicy docierali do tych treści w inny sposób, np. poprzez rekomendację zewnętrzną (wyszukiwarka, czaty grupowe itp.) lub poprzez wewnętrzną wyszukiwarkę YouTube’a bądź treści algorytmicznie dopasowane do użytkownika i polecane na stronie głównej, pasku bocznym lub na końcu filmów. 

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Wpłać, ile możesz

Na naszym portalu nie znajdziesz reklam. Razem tworzymy portal demagog.org.pl

Wspieram

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!