Strona główna Analizy Jak nie dać się manipulacji? #3 Nieuczciwe argumenty

Jak nie dać się manipulacji? #3 Nieuczciwe argumenty

W tle dwie osoby rozmawiające ze sobą w pomieszczeniu i napis: Jak nie dać się manipulacji? #3 Nieuczciwe argumenty

fot. Pexels / Modyfikacje: Demagog

Jak nie dać się manipulacji? #3 Nieuczciwe argumenty

Poznaj nieuczciwe sposoby argumentacji i prowadzenia sporów. Dowiedz się, jakie metody stosują niektóre osoby, aby wygrać spór bez względu na fakty. Warto znać te chwyty, by je rozpoznawać i im nie ulegać.

W poprzednich tekstach tego cyklu opowiedzieliśmy o błędach poznawczych oraz o popularnych technikach manipulacji. Tym razem skupimy się na pozamerytorycznych i niepoprawnych sposobach argumentacji. 

Mowa o sytuacjach, w których ktoś sprytnie tworzy pozory, że ma rację. W rzeczywistości jego argumenty nie dowodzą, że ma rację, lub są próbą odwrócenia uwagi od sedna sporu. Z tymi technikami spotkasz się zarówno w codziennej rozmowie, w pracy, w reklamie, jak i w polityce czy w mediach społecznościowych. 

Warto je poznać, być świadomym i uważać na sytuacje, w których ktoś próbuje Cię oszukać. Z badania opublikowanego w ubiegłym roku w czasopiśmie naukowym „PLOS One” wynika, że znajomość takich błędów argumentacyjnych pomaga w odróżnianiu prawdziwych informacji od fake newsów.

Chwyt 1. Ad hominem

Zdarza się, że w dyskusji jedna z osób, zamiast skupić się na udowodnieniu, że ma rację, zaczyna za wszelką siłę udowadniać, że to druga osoba tej racji nie ma. Istnieje jeden bardzo nieuczciwy sposób na wykazanie, że pewien pogląd jest błędny. A mianowicie, polega na zaatakowaniu osoby, która go wygłasza. To właśnie argument ad hominem (łac. do człowieka).

Jak wygląda taka wymiana zdań? Aktywistka klimatyczna Dominika Lasota na antenie RMF FM przekonywała, że w przeszłości ruchy społeczne były postrzegane jako radykalne lub nawet terrorystyczne. Jako przykład przywołała Martina Luthera Kinga, czyli lidera ruchu praw obywatelskich Afroamerykanów i zniesienia segregacji rasowej w USA. Redaktor Robert Mazurek był za to przekonany, że Luthera Kinga nikt nigdy nie nazwał terrorystą, po czym zignorował argumenty rozmówczyni i zaczął podważać jej wiedzę, wskazując na to, że próbuje go pouczać, a ma tylko wykształcenie licealne.

To dobry przykład chwytu ad hominem. Jeden z rozmówców, zamiast skupić się na samym temacie, zaczął podważać wiarygodność osoby, która przedstawiła swoje stanowisko.

Co istotne, Martin Luther King był w swoich czasach postrzegany jako radykał [1, 2]. Nie wynikało to jednak z jego metod działania, lecz przekonań – sam stawiał na metody pokojowe. Mimo to FBI prowadziło przeciw niemu inwigilację, co uzasadniano możliwą infiltracją jego środowiska przez komunistów akceptujących przemoc. Na początku lat 60. tylko 4 na 10 Amerykanów oceniało go pozytywnie. Obecnie już 80 proc. Amerykanów sądzi, że miał pozytywny wpływ na USA.

Chwyt 2. Argumentum ad Hitlerum

Wspomniany chwyt ad hominem opiera się na osłabieniu argumentu przez zaatakowanie osoby, która go wygłasza. Na nieco podobnej zasadzie działa inny pozamerytoryczny sposób argumentacji, a mianowicie stworzenie „winy przez skojarzenie” – powiązanie danego poglądu z osobą postrzeganą w złym świetle. Wykorzystuje się do tego postać Adolfa Hitlera (od którego nazwiska ukuto tę nazwę), Józefa Stalina czy innego zbrodniarza lub osobę powszechnie nielubianą. 

Przytoczmy popularny przykład: „Uważasz, że wegetarianizm jest słuszny? Pamiętaj, że Hitler też był wege!”. W tym przypadku nie chodzi o sensowną argumentację, a jedynie sprowadzenie sprawy do absurdu, tak aby druga osoba porzuciła swoje stanowisko, chcąc uniknąć zarzutu o bycie zwolennikiem wybranego zbrodniarza. Na boku pragniemy dodać, że istnieją argumenty za tym, że wegetarianizm Hitlera może być mitem.

Taki typ argumentacji pojawia się w polskiej debacie. Ryszard Zajączkowski, kandydujący na urząd prezydenta Lublina, (błędnie) przekonywał, że żłobki to wymysł rządu Lenina. Jego celem było zdyskredytowanie tej formy opieki nad dziećmi przez powiązanie jej z ideami bolszewizmu. To właśnie argument poprzez negatywny autorytet.

W podobnym tonie wybrzmiewa zweryfikowany przez nas fake news, który przekonywał, że Unia Europejska ma te same cele co III Rzesza.

Chwyt 3. Atakowanie „chochoła”

Ta nieco zabawna nazwa to określenie na wybieg zwany też sofizmatem rozszerzenia. Mowa o sytuacji, w której jedna z osób specjalnie zmienia, rozszerza, uwypukla lub całkowicie przeinacza tezę swojego oponenta, aby w łatwiejszy sposób ją obalić

Słowo „chochoł” to inaczej snopek siana. Stąd właśnie nazwa tego chwytu. Jego istotą jest pokazowy atak na tezę, którą sami postawiliśmy (tak samo, jak stawia się łatwą do obalenia kukłę z siana) lub przypisaliśmy oponentowi.

Spójrzmy na przykład: Sławomir Mentzen przywołał badanie i stwierdził, że 40 proc. Ukraińców oczekuje od Polaków wsparcia finansowego. Następnie argumentował, że nie ma podstaw do tego, abyśmy utrzymywali z naszych pieniędzy dorosłych i zdrowych ludzi.

Jednak punkt wyjścia dla tego argumentu był błędnie postawionym „chochołem”. Przywołana statystyka dotyczy osób, które potrzebują pomocy, ale nie tylko finansowej. Chodziło o jakąkolwiek formę pomocy od państwa: psychologiczną, z tłumaczeniem dokumentów lub ze znalezieniem pracy.

Atak na „chochoła” służy przede wszystkim wprowadzeniu zamieszania oraz zyskania poparcia u osób przysłuchujących się rozmowie. Gdy jedna osoba najpierw wypaczy tezę przeciwnika, a potem ją obali, to można odnieść wrażenie, że linia argumentacyjna drugiej osoby została rozbrojona. Tymczasem pierwotne stanowisko tej osoby pozostało nienaruszone.

Chwyt 4. Błąd ekwiwokacji

Zdarza się, że słowa mają więcej niż jedno znaczenie. Ekwiwokacja to właśnie wieloznaczność. Język jest nieprecyzyjny, więc regularnie spotykamy się z sytuacjami, gdy inaczej rozumiemy pewne pojęcia, co prowadzi do pomyłek.

Wyobraź sobie, że jeden polityk stwierdza: „Wszystkie narkotyki powinny być nielegalne”. Na co drugi odpowiada: „Proszę Państwa, mój oponent chce zakazać kawy i alkoholu!”. 

To nieporozumienie wynika z innego rozumienia tego samego słowa, ponieważ pod pojęciem narkotyku mieszczą się wszystkie substancje mające wpływ na ośrodkowy układ nerwowy i stan świadomości. Jednak gdy potocznie mówimy o narkotykach, skupiamy się na groźnych substancjach, takich jak heroina czy mefedron.

Czasem jednak tę wieloznaczność języka można wykorzystać w nieuczciwy sposób. Przykładowo: premier Donald Tusk stwierdził, że poprzedni rząd w ogóle nie zaczął budowy Centralnego Portu Lotniczego. Na co dzień pod pojęciem budowy rozumiemy stawianie budynku. Natomiast w przypadku dużych inwestycji, zanim dojdzie do wbicia łopaty w ziemię, potrzebne są przygotowania projektowe i techniczne, które również mieszczą się w definicji „robót budowlanych”.

Chwyt 5. Błędne koło

Ten chwyt opiera się na niespójnej argumentacji, o której więcej przeczytasz w poprzedniej części cyklu. Taki „zapętlony” argument przebiega w następujący sposób: jedna osoba najpierw zakłada oczywistość pewnej rzeczy, aby na jej podstawie udowodnić swój pogląd, a następnie, gdy już przedstawi ten pogląd, to wykorzystuje go, aby udowodnić wcześniejsze założenie. Tym samym koło się zamyka i oba argumenty nawzajem się podpierają, chociaż oba nie zostały udowodnione.

Spójrzmy na jaskrawy przykład: „Panu burmistrzowi nie można ufać, bo to oszust i kłamca!” A dlaczego to oszust? „To oszust, bo nie można mu ufać!”. A teraz nieco bardziej zwodnicze przykłady: „Ten sędzia jest sprawiedliwy, bo uwalnia niewinnych i karze winnych” oraz „Ten rządowy projekt ustawy jest słuszny i potrzebny, bo stworzył go mądry rząd”.

Z błędnymi kołami spotykamy się w debatach politycznych. Poseł Arkadiusz Myrcha stwierdził, że odwołania do Sądu Najwyższego dotyczące wygaśnięcia mandatu poselskiego powinna rozpatrywać Izba Pracy. Uzasadniał to, mówiąc, że zwyczajowo właśnie ta izba zajmowała się podobnymi sprawami.

Jednak Izba Pracy w swojej historii tylko raz rozstrzygała takie odwołanie – nie można więc mówić o zwyczaju. Skoro teza o zwyczaju nie jest uzasadniona, to nie uzasadnia ona podstawowej tezy o tym, że Izba Pracy także obecnie powinna rozstrzygać takie sprawy.

Podobne przypadki błędnego koła znajdziemy w dziedzinie fałszywych informacji. Weźmy jako przykład stwierdzenie: „rak nie jest chorobą, a mechanizmem uzdrawiania, ponieważ pochłania toksyny z organizmu”. Guz nowotworowy nie pochłania jednak żadnych toksyn z organizmu – sam je produkuje i częściowo je rozkłada, by nie doprowadzić do autodestrukcji. Dlatego argument o pochłanianiu toksyn nie może uzasadniać tezy o leczniczych właściwościach nowotworów.

Chwyt 6. Psi gwizdek

Czy wiesz, jak działa gwizdek dla psa? To specjalny ultradźwiękowy przyrząd wydający odgłos o tak wysokiej częstotliwości, że jest niesłyszalny dla ludzkiego ucha. Mimo to bez problemu usłyszy go pies.

Na podobnej zasadzie działa bardzo sprytna metoda manipulacji stosowana w polityce. Psi gwizdek to użycie kodowanego lub sugestywnego języka w celu uzyskania poparcia określonej grupy bez wywołania sprzeciwu opozycji.

Debata publiczna ewoluuje i z biegiem czasu zgadzamy się, że pewne słowa i określenia nie są akceptowalne. Na przykład w Wielkim Słowniku Języka Polskiego przeczytamy, że słowo „Mu…n” jest obecnie uważane za obraźliwe. Podobnie słownik The Brittanica Dictionary niegdyś używane słowo „n…r” opisuje jako obraźliwe i nie zaleca go używać. 

Mimo to nadal istnieją politycy, którzy chcieliby takich pojęć używać. I tutaj właśnie z pomocą przyszły psie gwizdki. Takim hasłem może być na przykład pogardliwe słowo „Wakanda” użyte przez posła Dariusza Mateckiego w kontekście osób czarnych. Osoby z rasistowskimi przekonaniami zrozumieją, o co chodzi politykowi. On sam może jednak tłumaczyć, że chodzi o fikcyjny afrykański kraj z uniwersum Marvela

Istotną częścią psiego gwizdka jest właśnie jego wiarygodna zaprzeczalność, czyli możliwość stwierdzenia: „Nie, ja wcale nie miałem tego na myśli, doszło do nadinterpretacji”. Przykładowo: Janusz Korwin-Mikke nazwał osoby LGBT+ „homosiami” i tłumaczył, że to „pieszczotliwe określenie”, a nie – wyraz negatywnego stosunku.

Filozofka Jennifer Saul przekonuje, że sposobem na rozbrojenie gwizdka jest wypominanie go politykowi za każdy razem, gdy próbuje go stosować – wtedy staje się on „słyszalny” dla coraz większej liczby osób.

Chwyt 7. Błąd naturalistyczny

Ostatni chwyt odwołuje się do naszej naturalnej tendencji do wybierania tego, co już znamy. Badania psychologiczne sugerują, że wolimy status quo, czyli sytuację, w której wszystko zostaje takie, jakie było do tej pory [1, 2, 3, 4]. Wypływa z tego błąd zarówno w rozumowaniu, jak i w argumentowaniu, przez który zakładamy, że skoro coś jest naturalne lub typowe, to jest też dobre

O tym, że na podstawie tego, jaki obecnie jest świat, nie możemy wnioskować o tym, jaki świat powinien być – przekonywał filozof David Hume. Błąd naturalistyczny lub odwołanie do natury to właśnie sytuacja, gdy zjawisko opisuje się jako pożądane, ponieważ jest naturalne, bądź jako niepożądane, ponieważ jest nienaturalne. Pojęcie „natury” jest tutaj nieprecyzyjne, co pozwala na swobodne argumentowanie.

Z tym chwytem spotykamy się regularnie, gdy weryfikujemy fake newsy dotyczące medycyny naturalnej lub „dawnych” sposobów na zdrowie (np. 1, 2, 3, 4, 5). Natura i przyroda kojarzą nam się pozytywnie, przez co fake newsy sugerujące np., że czosnek lub mniszek leczą skomplikowane choroby, padają na żyzny grunt.

Na podobnej zasadzie funkcjonują argumenty odwołujące się do zwyczajów w polityce. Za przykład niech posłuży Ryszard Czarnecki, który przekonywał, że prezydent zawsze powierza misję stworzenia rządu osobie z partii, która wygrała wybory. Był to jego zdaniem słuszny krok wynikający z obyczaju.

Innym przykładem błędu naturalistycznego są argumenty Janusza Korwin-Mikkego dotyczące roli kobiet w społeczeństwie, odwołujące się do „naturalnych” różnic i predyspozycji.

Chwyty erystyczne – czym są?

Przedstawione przez nas nieuczciwe sposoby argumentacji to wybrane przykłady chwytów erystycznych. Jest ich więcej i na wszystkie z nich warto uważać. Na sam koniec pozostawiamy dodatkowy materiał dla osób zainteresowanych zgłębieniem tematu. 

Minęło już prawie dwieście lat, odkąd filozof Arthur Schopenhauer napisał książkę „Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów”. Pod tym pojęciem kryje się umiejętność doprowadzenia dyskusji do korzystnego (dla jednej osoby) rozwiązania bez względu na prawdę. 

Myśliciel w krótkim dziele zebrał metody manipulacji językowej i nieuczciwe chwyty, za pomocą których niezważający na fakty dyskutant potrafi przyciągnąć słuchaczy lub czytelników na swoją stronę.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Pomóż nam sprawdzać, czy politycy mówią prawdę.

Nie moglibyśmy kontrolować polityków, gdyby nie Twoje wsparcie.

Wpłać

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!